Aktualizacja strony została wstrzymana

Zasypywać pamięć czy jednak pamiętać

Z Kazimierzem Krajewskim, historykiem Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Zenon Baranowski

Zbigniew Ciećkowski używa pojęć takich jak „wojna domowa”, „wojna bratobójcza”, przytacza liczby ofiar, które padły z rąk podziemia. Ocenia walkę żołnierzy wyklętych jako bezsensowną i niepotrzebną. Co Pan jako badacz dziejów podziemia niepodległościowego sądzi o takim postawieniu sprawy?

– No właśnie – użył pan sformułowania „podziemie niepodległościowe”, trafnie przypominając, iż w owych zmaganiach prowadzonych przez cały siłowy aparat państwa dyktatury komunistycznej jedni, nasi bohaterowie, tj. żołnierze wyklęci, walczyli o wolność, a ich przeciwnicy – żołnierze i oficerowie „ludowego” wojska, funkcjonariusze UB, MO, ORMO, KBW i innych komunistycznych formacji mundurowych, walczyli przeciw tej wolności. Dla nich „normalna” Polska to Polska taka jak do 1989 roku, rządzona dyktatorsko przez przedstawicieli partii komunistycznej PPR-PZPR. Partii, która jeszcze w 1956, 1970 i 1981 roku wysyłała swe „ludowe” wojsko przeciw Narodowi. A owe wojsko słuchało rozkazów komunistów i do Narodu strzelało, rozjeżdżało go czołgami. Dla nich „normalna” Polska to Polska słaba, wasalna wobec Związku Sowieckiego, to Polska, w której stoją garnizony rosyjskie, a władze państwowe zatwierdzane są w Moskwie. Źołnierze wyklęci wpisują się w ciąg naszych narodowych zmagań niepodległościowych, tak jak powstańcy z 1863 roku, żołnierze formacji z lat 1914-1918, żołnierze wojny 1919- -1920, obrońcy granic państwa w 1939 roku. Powstańcy styczniowi także nie mieli najmniejszych szans, ale czy z tego powodu nie winniśmy darzyć ich najwyższym szacunkiem? Wydaje się, że istotę ofiary żołnierzy wyklętych, sens ich ofiary, wyjaśnia wybornie fraza z pism prof. Henryka Elzenberga: „Walka beznadziejna, walka o sprawę z góry przegraną, bynajmniej nie jest poczynaniem bez sensu. (…) Wartość walki tkwi nie w szansach zwycięstwa sprawy, w imię której się ją podjęło, ale w wartości tej sprawy”. Źołnierze wyklęci walczyli o niepodległość Polski, o wolność człowieka i wiarę przodków. I za to winniśmy im dobrą pamięć, z której duchowi koledzy dr. Ciećkowskiego przez lata ich obdzierali.

Ciećkowski ma zupełnie inną wizję tego dnia. Chciałby święta dotyczącego pamięci wszystkich poległych w latach, w których komuniści niewolili Naród, narzucając mu dyktaturę jednej partii i w istocie sowiecką władzę.

– To znaczy święta odnoszącego się także do zbrodniarzy z UB, do kabewiaków pacyfikujących polskie wsie, do konfidentów bezpieki i NKWD (to w większości owi bezbronni cywile dr. Ciećkowskiego) i do poległych enkawudzistów z sowieckich wojsk okupacyjnych? Dla mnie jest to pomysł chory i absurdalny. Upamiętnia się w formie święta tych, którzy Polsce służyli i dobrze jej się zasłużyli, tych, którzy poświęcili swe życie w imię wartości najwyższych. A komu służyli polscy komuniści owej doby rzuceni do zwalczania podziemia, ci ubecy, milicjanci, konfidenci, kabewiacy czy nawet żołnierze zwykłego „ludowego” WP? Przecież nie Polsce służyli, tylko Związkowi Sowieckiemu i Stalinowi. Tworzyli i umacniali najgorszy w dziejach system będący antytezą wolności, stanowiący w istocie antycywilizację. Za to Polacy mają ich dzisiaj szanować i proklamować dotyczące ich święto, jak chciałby dr Ciećkowski?

Według Ciećkowskiego, były to zdarzenia, które powinniśmy traktować jako wojnę domową, wojnę bratobójczą.

– W żadnym przypadku. Gdyby nie dywizje Wojsk Wewnętrznych NKWD rzucone do niszczenia polskiego ruchu niepodległościowego, gdyby nie sowieccy doradcy w każdej placówce, od MBP poczynając, a na powiecie kończąc, gdyby nie pół miliona żołnierzy armii sowieckiej kwaterujących w 1945 r. w Polsce – komuniści zostaliby wymieceni z Polski w kilka tygodni. Walka toczyła się o wolność Polski, z sowiecką przemocą. A że po stronie rosyjskiej znalazło się tylu zdrajców polskiego Narodu? Cóż, w przeszłości bywało gorzej. W 1655 r. w obozie króla szwedzkiego znajdowało się więcej Polaków niż Szwedów, ale przecież nie nazywamy tego okresu wojną domową, tylko potopem, walką z obcym najazdem.

Autor artykułu skrupulatnie podaje liczby zabitych po stronie komunistycznej. Stwierdza także, że w latach, które sami komuniści nazywali okresem „walki o władzę ludową”, zginęło aż 25 tysięcy osób. Te dane dotyczące tak wysokich strat strony komunistycznej są w ogóle wiarygodne?

– Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie drugie. Wszystkie przytoczone przez dr. Ciećkowskiego liczby są rezultatem „badań” i propagandowych zabiegów „specjalistów” jeszcze z okresu PRL. Tak naprawdę będą one wymagały rzetelnej weryfikacji – ponownych badań naukowych. Teraz odpowiedź na pytanie drugie. Straty poniesione przez Naród Polski w okresie, w którym polscy komuniści narzucali mu sowiecką władzę, są znacznie większe. Ciećkowski zapomniał bowiem poinformować czytelników o stratach zadanych przez komunistyczny aparat represji nie tylko żołnierzom wyklętym, ale całemu Narodowi. To co najmniej kilkadziesiąt tysięcy zamordowanych, zakatowanych, rzadziej zabitych w walce. To także ponad 50 tysięcy wywiezionych do łagrów (sowieckich obozów koncentracyjnych), to ćwierć miliona osób pozbawionych wolności w więzieniach i obozach MBP, nie licząc dalszych tysięcy uwięzionych w obozach pracy lub zesłanych do kopalń jako „żołnierze-górnicy”. To setki tysięcy, które musiały z kraju uciekać lub na emigracji pozostać. To także niewyobrażalny wręcz obszar moralnego spustoszenia, jakie zawdzięczamy okresowi rządów komunistycznych. A artykuł komandora Ciećkowskiego jest tu wybornym przykładem.
I jeszcze jedna kwestia – to nie red. Janusz Szlaski jest twórcą pojęcia żołnierzy wyklętych. Powstało ono w środowisku młodych ludzi skupionych wokół mec. Grzegorza Wąsowskiego, którzy na początku lat siedemdziesiątych pierwsi podjęli temat antykomunistycznego podziemia niepodległościowego – tworząc wystawę zatytułowaną „Źołnierze Wyklęci” (jej pokłosiem był monumentalny album pod takim samym tytułem). Redaktor Szlaski tylko podchwycił ich pomysł, spopularyzował i nagłośnił swą świetną książką.

Dziękuję za rozmowę.

Refleksje Ciećkowskiego

Przez większy okres mojej zawodowej służby wojskowej w Marynarce Wojennej i w GZPWP zajmowałem się „wojną psychologiczną”, czyli wojskowymi działaniami psychologicznymi na potencjalnego przeciwnika w przypadku wojny. Nazywało się to „propaganda specjalna”; byłem w latach osiemdziesiątych szefem tego oddziału.

Wraz z podległymi mi organizacyjnie i merytorycznie oficerami mieliśmy w zasadzie nieograniczony dostęp do publicystycznych materiałów informacyjnych zachodnich – interesowały nas przede wszystkim te z krajów NATO, a zwłaszcza RFN. Obok materiałów pisanych, mieliśmy pełny dostęp do audycji ich rozgłośni radiowych i programów telewizyjnych. Mieliśmy stosowne aparaty odbiorcze. Interesowały nas wiadomości publiczne, co w tych krajach piszą, pokazują i mówią o Polsce, ZSRR, NRD – mniej zaś o pozostałych państwach Układu Warszawskiego (czasu by nie starczało).

Wiele informacji było rzetelnych, ale nie brakowało i negatywnych o cechach propagandowo-manipulacyjnych. Odnosiło to się często i do audycji radiowych w języku polskim i o Polsce. Robiliśmy dokładne analizy, podając przykłady, przekazywaliśmy je przełożonym. Ważniejsze chyba docierały do generała Jaruzelskiego. Osobiście zajmowałem się też publicystyką dotyczącą spraw niemieckich, obronnych – owej „wojny psychologicznej”.

Będąc w stanie spoczynku, w latach dziewięćdziesiątych wieku ubiegłego i w pierwszej dekadzie wieku XXI, w różnych okolicznościach spotykałem się z generałem Wojciechem Jaruzelskim. Rozmawialiśmy o sytuacji w Polsce lat osiemdziesiątych, przyczynach niepokojów społecznych, grożącej nieobliczalnymi dla narodu skutkami zbliżającej się katastrofy gospodarczej, możliwej wojnie domowej, zagrożeniu interwencją zbrojną wojsk państw członkowskich Układu Warszawskiego.
Generał wyrażał głębokie zatroskanie także z powodu uproszczonej wyobraźni historycznej kultury politycznej wielu Polaków, podatnych na manipulacje nieodpowiedzialnych historyków i polityków prawicy.

Wywodzący się z niej skrajni ideowo opozycjoniści Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przystąpili niebawem do kuriozalnych rozliczeń politycznych ludzi, którzy przez ponad 45 lat służyli rzetelnie i z poświęceniem ludowej Polsce – jej państwu.

Z logiki motywów procesu członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego wynika, że w istocie jest to sądowy odwet skrajnej prawicy polskiej za 45 lat ludowej Polski. Instytutowi Pamięci Narodowej nie sposób wytoczyć procesu sądowego milionom Polaków pracujących rzetelnie w tym czasie dla swojego kraju.

Głównym więc obiektem tego odwetu prawicy za PRL stał się generał Wojciech Jaruzelski – za to, że zorganizował WRON i jej przewodniczył, że wobec awanturnictwa ekstremalnych przeciwników PRL przyczyniających się do katastrofy gospodarczej Polski, groźby interwencji zbrojnej państw Układu Warszawskiego, jako patriota wojskowo i politycznie przyczynił się do zapobieżenia narodowej tragedii Polski.

Zaistniały podczas tej wojny dwie koncepcje odbudowy Polski w następstwie pokonania Niemiec. Prawicowa, związana z jej emigracyjnym rządem w Londynie. Zakładała ona odtworzenie w sensie ustrojowym i terytorialnym II RP. Była to koncepcja nierealistyczna. A gdyby nawet, to Polska byłaby obszarowo o jedną trzecią mniejsza od współczesnej; takie były logiczne, polityczne i militarne realia.

Optymalna dla Polski, w sensie realnym i narodowo nadrzędnym, była koncepcja lewicy polskiej i popierających ją realistycznych sił demokratycznych. Została urzeczywistniona – przy zaangażowanym oczywiście poparciu rządu ZSRR. Miał on w tym interes polityczny i wojskowy. Polska lewica miała też narodowy interes – swój!

oprac. ZB

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 29 lipca 2011, Nr 175 (4105)

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 29 lipca 2011, Nr 175 (4105) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110729&typ=po&id=po07.txt

Skip to content