Aktualizacja strony została wstrzymana

Rozważania o świętej sprawie – Stanisław Michalkiewicz

Bo dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia” – twierdził poeta. I słuszna jego racja, zresztą jak wszystko, co mówił – ale oczywiście – pod jednym warunkiem – że mianowicie „sprawa” jest dobra. Bo jeśli „sprawa” jest niedobra, no to i dzieło zniszczenia święte nie będzie, to chyba jasne? No a która sprawa jest dobra? Na medalu, jaki żołnierze Armii Czerwonej, którym udało się przeżyć do zwycięstwa, otrzymywali od Związku Radzieckiego, z jednej strony był wizerunek Józefa Stalina, a z drugiej – sentencja: „Nasze dieło prawoje – my pobiedili” (nasza sprawa słuszna – więc zwyciężyliśmy).

Jak widzimy, nawet taki racjonalista, a nawet więcej – dialektyczny materialista, jak Józef Stalin, nie tylko odwoływał się do „słuszności”, ale dawał do zrozumienia, że to słuszność sprawy przyniosła zwycięstwo. A contrario, gdyby sprawa była niesłuszna, zwycięstwo mogłoby nie nadejść. Jak widzimy, materializm dialektyczny w ujęciu stalinowskim w zasadzie nie wychodził poza ludowe mądrości w rodzaju: oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa – i temu podobne.

No dobrze – ale czy „sprawa”, w imię której walczył Józef Stalin aby na pewno była słuszna – a w każdym razie – czy aby na pewno była słuszniejsza od sprawy takiego, dajmy na to, Adolfa Hitlera? Różnica między tymi obydwoma wybitnymi przywódcami socjalistycznymi nie była znowu aż taka duża, zwłaszcza, że jeden zapożyczał różne pomysły od drugiego, zaś jeśli chodzi o stronę ilościową, to palma pierwszeństwa niewątpliwie należy się Józefowi Stalinowi. Najważniejsza różnica, jakie między tymi obydwoma przywódcami dopatrzyła się Caryca Leonida sprowadzała się do tak zwanego bajeru, który dzisiaj nazywany jest dostojnie „public relations”: „Wot Gitlier, kakoj to durak” – dziwowała się Caryca Leonida – „On się przechwalał zbrodnią swoją. A mudriec, to by sdiełał tak: nu czto, że gdzieś koncłagry stoją? Nu czto, że dymią krematoria? Toż w nich przetapia się istoria! Niewoli topią się okowy! Powstaje sprawiedliwszy świat! Rodzi się typ człowieka nowy!

Okazuje się, że wszystko, a jeśli nawet nie „wszystko”, to w każdym razie bardzo wiele zależy od bajeru. Dlatego też dzisiaj Umiłowani Przywódcy, zwłaszcza postawieni na czele takich nieszczęśliwych krajów jak nasz, całą swoją uwagę i pomysłowość koncentrują już tylko na bajerze, przyglądając się pilnie, jakie też bajer robi wrażenie na tak zwanym elektoracie; czy dajmy na to zaczyna szyderczo rechotać, czy też odwrotnie – oczarowany łyka bajer otwartą paszczą. Zresztą nie tylko dzisiaj; Tadeusz Boy-Źeleński, któremu wprawdzie niepodobna wierzyć we wszystkich sprawach, niemniej jednak bywał spostrzegawczy, pisał, jak radzono sobie z tym w Średniowieczu. Okazuje się, że zupełnie tak samo jak teraz, kiedy to premier Tusk twórcom kultury narodowej „zadzwonił kieską pomału”: „Literaturę dźwiga się w górę, goły poeta dostał kotleta, piszą chłopczyki panegiryki…” – i tak dalej.

Ale o to mniejsza, bo przecież najważniejsze jest rozstrzygnięcie, która sprawa jest słuszna, a która nie. Aleksander Sołżenicyn wspomina, jak to knajacy jadący na front, czy może przeciwnie – do łagrów – śpiewali „Zwycięży nasza sprawa, zwycięży nasza z lewa…” – i tak dalej. Skoro już jesteśmy przy obydwu wybitnych przywódcach socjalistycznych, to warto zauważyć, że – po pierwsze – Adolf Hitler wojnę przegrał, podczas gdy ze spadkobiercami Józefa Stalina trzeba było się układać. Dlatego też nazizm został potępiony bezwarunkowo, podczas gdy w komunizmie doszukują się dobrych stron nawet najsubtelniejsze panie z towarzystwa.

Po drugie – Adolf Hitler uważał, że na świecie nie będzie dobrze, dopóki nie zostaną wytępieni przedstawiciele niewłaściwych, jego zdaniem ras, podczas gdy Józef Stalin uważał, że na świecie nie będzie dobrze, dopóki nie zostaną wytępione niewłaściwe, jego zdaniem, klasy. Obydwa te czynniki przesądziły, że klasizm, przynajmniej jeśli chodzi o bajer, okazał się słuszniejszy od rasizmu. To bardzo ciekawe, zwłaszcza, gdy zwrócić uwagę, że „klasy”, to tylko wymyślona przez marksistów hipostaza, podczas gdy rasy, cokolwiek by o nich nie powiedzieć, istnieją przecież naprawdę. Ale w tym właśnie może tkwić odpowiedź na pytanie o przyczyny, dla których potępiony został właśnie rasizm, podczas gdy klasizm nadal zażywa reputacji dyscypliny akademickiej, pełnej wszelkiej scjencji. Wydaje się, że stało się tak dlatego, iż przedstawiciele rasy szczególnie przez rasistów nielubianej, zakrzątnęli się wokół jego bezwzględnego potępienia, a właściwie – wytępienia, posługując się przy tym klasizmem, jako jednym z narzędzi. W rezultacie, niezależnie od przyświecających im intencji, walka z rasizmem doszła już do takiego punktu, w którym przekonanie o szlachetności „sprawy” staje się usprawiedliwieniem podżegania do zbrodni.

Oto w „Gazecie Wyborczej”, która w walce z rasizmem nikomu nie daje się wyprzedzić, słynny dziennikarz śledczy, redaktor Paweł Smoleński nawołuje, by „przegnać Pukhakę i jego polskich kompanów na cztery wiatry”. Niko Pukhaka, zawodowy fiński mistrz Europy w judo i kicboxingu, ma udzielać lekcji uczestnikom obozu zorganizowanego przez Stowarzyszenie Obóz Narodowo-Radykalny Podhale. Wprawdzie red. Smoleński taktownie o tym nie wspomina, ale wydaje się oczywiste, iż jego niechęć do tej imprezy wynika stąd, iż uczestnicy obozu nie należą do właściwego narodu lub rasy. Gdyby pan Pukhaka szkolił, dajmy na to, na Pustyni Błędowskiej izraelskich komandosów, stosunek redaktora Smoleńskiego z pewnością byłby dlań znacznie łaskawszy. Tymczasem podjął się on szkolenia w sztukach walki przedstawicieli mniej wartościowego narodu tubylczego, w czym red. Smoleński najwyraźniej upatruje zagrożenie.

Czemu jednak reaguje tak schematycznie? Przecież nigdzie nie jest napisane, że Obóz Narodowo-Radykalny będzie wykorzystywał umiejętności nabyte na obozie przeciwko redaktorowi Smoleńskiemu! Równie dobrze może się wynająć, dajmy na to, Stowarzyszeniu „Nigdy Więcej” kierowanemu przez pana Pankowskiego i dawać wycisk rasistom – to znaczy – oczywiście rasistom należącym do gorszej rasy. Bo przecież „dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia” – a zwalczanie rasistów należących do gorszej rasy przez antyrasistów tej samej rasy, to chyba sprawa najlepsza z najlepszych, sam cymes, czyż nie?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   26 lipca 2011

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2136

Skip to content