Aktualizacja strony została wstrzymana

Igor Iljuszyn: poszukiwania pomiędzy „dwiema prawdami”

Poniżej prezentujemy tekst ukraińskiego historyka, Igora Iljuszyna. Publikujemy, go ponieważ mimo, iż ten ukraiński badacz relatywizuje fakt dokonanego przez UPA ludobójstwa, tłumacząc różnice w liczbie ofiar różnicami potencjałów militarnych AK i UPA na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, to jednak domaga się od Ukrainy potępienia „morderstw”, jak nazywa akcję depolonizacji dokonaną przez ukraińskie podziemie.

Tekst ukazał się pierwotnie na stronach internetowych ukraińskiej prawdy, 13.07.2011, pod tytułem: Tragedia Wołyńska w latach 1943-1944,: poszukiwania pomiędzy „dwoma prawdami”. [link]

Tragedia Wołyńska w latach 1943-1944,: poszukiwania pomiędzy „dwoma prawdami”.


Z okładki książki Wołodymyra Serhijczuka „Tragedia Wołyńska: przyczyny i przebieg konfliktu polsko-ukraińskiego w czasie II wojny światowej”

Polacy, wijąc się na bagnetach, prosili: „Darujcie nam życie, ja nie jestem niczemu winien”.  A z tyłu czotowy O. wydziwia: „Nasze dzieci, nasi starcy, czy oni byli winni, że ich żywcem wrzucali do ognia?” …Po krótkiej walce my podpaliliśmy domy z Lachami, gdzie się oni spalili.”

Doktor nauk historycznych, profesor Igor Iljuszyn wchodzi w skład grupy roboczej ekspertów przeprowadzających dodatkowe badania tragicznych wydarzeń na Wołyniu w latach 1943 – 1944 roku, a w środowisku naukowym jest uważany za największego specjalistę z kwestii konfliktu polsko-ukraińskiego w czasie II wojny światowej.
Łaskawie zezwolił Historycznej Prawdzie na przedruk jednego z jego starych tekstów o tamtych tragicznych wydarzeniach, których rocznica upływa w połowie lipca.

Gdzie będzie przebiegała wschodnia granica Polski.

Jedną z głównych przyczyn polsko-ukraińskiego konfliktu między – etnicznego w czasie wojny był fakt, że Polacy ani przez chwilę nie mieli wątpliwości: to terytorium  jest polskie. Oni wysoko oceniali swój własny, faktycznie bardzo istotny gospodarczy i kulturalny wkład w rozwój zachodniego ukraińskiego terytorium, i błędnie uważali, że wkładu tego nie zaneguje jakikolwiek kraj.

Według strony polskiej, jedynym narodem, z którym należy się liczyć przy ustalaniu powojennego statusu Wołynia i Galicji Wschodniej, byli miejscowi Ukraińcy.

Ponadto czołowe polskie wojskowe i polityczne kręgi rozpatrywały ten problem, po pierwsze, jako wewnętrzną sprawę Polski, ignorując istnienie „Wielkiej Ukrainy”, a po drugie, w trakcie negocjacji w kwestii rozwiązania sporów terytorialnych, traktowali miejscowych ukraińskich partnerów jako nierównoprawnych. Od tych ostatnich wymagano przede wszystkim, aby ??pozostali lojalni do Polski jako jej dawni obywatele.

O podobnym stanowisku świadczy działalność polskiego rządu na emigracji oraz podległego mu podziemia Armii Krajowej (AK), która funkcjonowała na zachodniej Ukrainie. A to było sprzeczne z planami najbardziej wpływowej w tym czasie w społeczeństwie zachodniej Ukrainy siły politycznej – Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) frakcji Bandery: ona chciała stworzyć na wszystkich, bez wyjątku, ukraińskich etnicznych ziemiach ukraińskich jednolite niepodległe państwo.

Spowodowało to napięcia w stosunkach polsko-ukraińskich, a były one nie lada wyzwaniem nawet w przedwojennych czasach.

W 1943 roku kierownictwo krajowe OUN-b na Wołyniu i Polesiu zostało zmuszone do zorganizowania na szeroką skalę akcji depolonizacji ziem Zachodniej Ukrainy, której celem było usunięcie stamtąd miejscowych Polaków. Na początku działania ukraińskich powstańców były skierowane przeciwko polskim współpracownikom niemieckiej administracji, którzy pracowali w służbie ochrony lasów, szlaków komunikacyjnych i gospodarstw państwowych.

Stopniowo rozprzestrzeniły się na polskich chłopów – przy czym zarówno na kolonistów okresu międzywojennego, jak i na autochtonów. Od lutego 1943 antypolskie akcje ogarnęły wschodnie powiaty Wołynia – Sarny, Kostopol, Równe i Zdołbunów.

W czerwcu morderstwa zdarzały się w powiatach Dubno, Krzemieniec i Łucku, w lipcu – Horochów, Włodzimierz i Kowel, a pod koniec sierpnia – w ostatnim powiecie Wołynia – Luboml.

Polskie zagrożenie i jego przeciwnicy.

Od drugiego kwartału 1943 roku mordy na Polakach na Wołyniu rzeczywiście stały się masowe. Banderowcy tworzyli własne powstańcze oddziały, wspierała ich część miejscowych Ukraińców.

Ważną przyczyną akcji antypolskiej było także założenie kierownictwa OUN-b, że wojna dobiega końca. W przeddzień decydujących dla obu narodów wydarzeń należało zneutralizować chęć potencjalnego pretendenta do przywrócenia władzy nad ukraińskimi etnicznymi terytoriami, gdzie w tym czasie nadal mieszkali razem i Ukraińcy, i Polacy.

W marcu i kwietniu 1943 r. do szeregów UPA przyłączyło się około pięciu tysięcy uzbrojonych policjantów ukraińskich, którzy wtedy byli w służbie niemieckiej. Dołączyła do niej młodzież ukraińska, której groziło wywiezienie na roboty przymusowe do Rzeszy.

Wkrótce UPA podporządkowała sobie formacje wojskowe politycznych przeciwników banderowców, w tym oddziały UPA („Poleska Sicz”) Tarasa Bulby-Borowcia, która od końca 1942 roku działała na terytorium powiatów Sarny i Kostopol a także oddziałów OUN-Melnyka. W połowie 1943 r. w UPA było do 10-12 tysięcy osób.

Ale daleko nie wszyscy, nawet w Krajowym Prowydzie OUN-b na Wołyniu i Polesiu, jak również w Centralnym Prowydzie, nie wspominając o politycznych przeciwnikach banderowców, podzielali opinią jego kierownika Kłyma Sawura (Dmytro Kłaczkiwskij) o konieczności „oczyszczenia powstańczego terytorium z polskiej obecności”.
Dokumenty wskazują, że wystąpił przeciwko temu Maksym Ruban (Mykoła Łebiedź), Serhyj (Mychajło Stepaniak) i inni.

Szczególnie ostro wystąpił Taras Bulba-Boroweć. Zwrócił się z listem otwartym do członków kierownictwa OUN-b, w którym stwierdził:

„Już w trakcie negocjacji, zamiast prowadzić akcję zgodnie z wspólnie wytyczoną linią, oddziały wojskowe OUN pod marką UPA, a także rzekomo z rozkazu Bulby, szły niszczyć w haniebny sposób polską ludność cywilną i inne mniejszości narodowe…

Czy prawdziwy rewolucjonista – państwowiec może podporządkować się Prowydowi partii, która rozpoczyna budowę państwa od wyrżnięcia mniejszości narodowych i bezsensownego palenia ich domów? Ukraina ma groźniejszych wrogów niż Polacy.

Każde dziecko wie, że poprzez zagładę setek Polaków w niektórych obwodach nie zostanie zlikwidowane polskie zagrożenie dla Ukrainy. Naród polski mimo wszystko nadal istnieje, i jak długo będzie on w tej samej niewoli, co my, tak długą siłą okoliczności nie jest naszym wrogiem, lecz sojusznikiem.”

Jeden z badaczy działalności UPA („Poleska Sicz”) A. Źukowskij uważa nawet, że ??właśnie niszczenie polskiej ludności przez formacje banderowskie, które przywłaszczyły sobie nazwę  UPA, zmusiło atamana do rezygnacji z tej nazwy, aby odciąć się od tego typu działań.

W czerwcu 1943 roku Boroweć publiczne potępił mordowanie Polaków i zwrócił się do delegatury polskiego emigracyjnego rządu na Wołyniu z ofertą współpracy.

„Gniew narodu ukraińskiego spadnie na Polaków”.

Jednak antypolską akcję UPA wsparła część miejscowych Ukraińców. Przede wszystkim przez  politykę rolną kierownictwa OUN-b na Wołyniu, odebraną Polakom ziemię rozdzielano wśród ukraińskich chłopów. Bez żadnych wątpliwości, właśnie wspieranie UPA przez ludność cywilną uzbrojoną w kosy, widły, siekiery i noże, nadało wydarzeniom na Wołyniu szczególnie krwawy charakter.

Kierownictwo OUN-b uzasadniało konieczność antypolskich wystąpień także innymi czynnikami, w tym:

– haniebną polityką rządów II Rzeczypospolitej w stosunku do mniejszości ukraińskiej;

– współpracą części miejscowych Polaków z Niemcami, który poszli do służby niemieckiej (po ucieczce z niej ukraińskich szucmanów) głównie po to, aby otrzymać broń i zemścić się na Ukraińcach;

– współpracą z sowieckimi oddziałami partyzanckimi, które często z polskich osad robili swoje bazy zaopatrzeniowe i żywnościowe;

– zabójstwami dokonywanymi przez polskich partyzantów na ukraińskich działaczach społecznych na Chełmszczyźnie w latach 1942-1943 podczas przesiedleń i ustanawiania niemieckiego terytorium osadniczego (tzw. Himmlerstadtu).

W tym ostatnim przypadku zauważmy, że dziś już trudno jest ustalić szczegółowo, w jakim stopniu anty – ukraińskie działania Polaków na Chełmszczyźnie i Hrubieszowszczyźnie wpłynęły na  ogromny antypolski terror oddziałów UPA na Wołyniu.

Ale dokumenty ukraińskiego podziemia dowodzą, że właśnie działalność części miejscowych Polaków popchnęła OUN-b do podjęcia decyzji o przeprowadzeniu „depolonizacji” na Wołyniu.

Jednym z dokumentów najbardziej to ilustrujących jest odezwa Krajowego Prowydu OUN na Wołyniu i Polesiu w dnia 18 maja 1943 roku z apelem do lokalnej społeczności polskiej, aby wpłynęła na rodaków i zmusiła ich do opuszczenia służby w niemieckich organach administracji i policji. Jeśli nie, to „…gniew narodu ukraińskiego spadnie na wszystkich tych Polaków, którzy mieszkają na ziemi ukraińskiej”. Apel ten pozostał bez odpowiedzi.

„Darujcie nam życie…”

Tragedia sytuacji polegała przede wszystkim na tym, że całkowicie uzasadniona z punktu widzenia ukraińskich interesów narodowych antypolska akcja wkrótce nabrała nie widzianych kiedykolwiek rozmiarów, ostatecznie wciągnęła w swój krwawy wir całe społeczeństwo Ukrainy Zachodniej.

Ten tragizm potwierdzają archiwalne dokumenty. Zacytujmy fragment sprawozdania z antypolskiego napadu ukraińskiego na wioski Górka Połonka i Horodyszcze w powiecie Łuck w czerwcu 1943 r. Jego autor, który nie podał swojego nazwiska ani pseudonimu, informuje:

„Dostałem rozkaz, aby zniszczyć dwa folwarki Górkę Połonkę i Horodyszcze… Bez żadnego wystrzału wdzieramy się w środek folwarku. Spod stajni pada strzał wartownika. W odpowiedzi zabrzmiały nasze strzały. Rozpoczęła się krótka, ale zawzięta walka. Polacy ostrzeliwują się spoza murów.

Dla lepszej orientacji, by widzieć, skąd wróg uderza, zapaliliśmy słomę. Lachy zaczęły uciekać z folwarku. Powstańcy zdobywali budynek za budynkiem. Spod budynków wyciągali Lachów i rżnęli ich, mówiąc: „To dla Was za nasze wioski i rodziny, które wyście spalili.”

Polacy wili się na długich sowieckich bagnetach, błagali: „Na miłość Boga, darujcie nam życie! ja nic nie jestem winien i ja nic nie jestem winna”. A z tyłu czotowy O., z rozbitą głową, wydziwia: „Nasze dzieci, nasi starcy, czy oni byli winni, że wrzucali ich żywcem do ognia?” I robota idzie dalej… Po krótkiej walce podpaliliśmy domy z Lachami, gdzie oni się spalili.”

Po 11-13 lipca 1943 roku, kiedy niemal równocześnie oddziały UPA zaatakowały ponad sto polskich osiedli, ich mieszkańcy zaczęli szukać ocalenia w sowieckich partyzantów. Tak więc, polsko-ukraińskich stosunki pogorszyły się jeszcze bardziej. Na Wołyniu w składzie sowieckich oddziałów partyzanckich walczyło kilkanaście tysięcy polskich chłopów.

Inną konsekwencją masowych antypolskich lipcowych ataków stało się to, że dowództwo AK Okręgu Wołyńskiego zdecydowało się wreszcie na częściową dekonspirację swoich sił i zastosowanie radykalnych środków w celu stawienia oporu oddziałom UPA i miejscowym Ukraińcom.

Do tego momentu AK na Zachodniej Ukrainie za główne swoje zadanie uważała przygotowanie się do powszechnego powstania przeciw Niemcom, także gromadzenie broni, szkolenie wojskowe przyszłych powstańców, opracowanie odpowiednich planów itp.

Powstanie powinno wybuchnąć w najbardziej odpowiednim momencie w centralnych regionach Polski. Podziemie Armii Krajowej w tym czasie dopiero się organizowało i zlokalizowane było głównie w miastach, a zatem nie mogło w porę zapewnić pomocy dla polskich chłopów.

Radykalne środki zostały zastosowane dopiero w drugiej połowie 1943 roku. Stworzono własne oddziały partyzanckie, włączono oficerów i szeregowych żołnierzy z kadry AK do zakładania w polskich osiedlach baz samoobrony.

Jednak ośrodki samoobrony już istniały. Stworzyli je mieszkańcy bez jakiejkolwiek pomocy ze strony Armii Krajowej. Pierwsze pojawiły się już w kwietniu.

Do najpotężniejszych polskich baz samoobrony można zaliczyć te, które powstały miejscowościach Przebraże (do 1921 – Przebrodź) w regionie łuckim, Huta Stepańska i Huta Stara w regionie kostopolskim, Pańska Dolina w regionie dubieńskim, Zasmyki w regionie kowelskim, Bielin koło Włodzimierza i wiele innych. Zdecydowana większość punktów polskiego oporu nie przetrwała naporu jednostek UPA i została zniszczona.

Polacy uciekali przez granicę do Generalnego Gubernatorstwa (administracyjnej jednostki w III Rzeszy, która obejmowała ziemie południowej Polska i Galicji – Historyczna Prawda) lub zgadzali się na dobrowolny wyjazd na roboty do Niemiec.

Przetrwać w walkach z ukraińskimi formacjami zbrojnymi udało się tylko kilku bardzo licznym i dobrze wyszkolonym polskim bazom samoobrony i tym, którzy korzystali z pomocy partyzantów sowieckich (szczególnie w zalesionych regionach wschodniego i północnego Wołynia).

Niektórym polskim wioskom na Wołyniu broń dawali Niemcy lub polska policja pomocnicza, aby Polacy mogli bronić się samodzielnie. Z reguły zdarzało się to na tych obszarach (głównie Łuck, Krzemieniec, Horochów), skąd okupanci wywozili ziarno (na przykład kolonia Gali w pobliżu Sarn). Dzięki temu Polacy, na przykład w miejscowości Huta Stepańska, mogli utrzymać obronę przed atakami bojówek UPA od 16 do 18 lipca 1943 roku.

Najeźdźcy próbowali wykorzystywać polską samoobrony także do walki z UPA, która wciąż rosła w siłę oraz przeciwko tym Ukraińcom, którzy wspierali jej działania. 28 lipca 1943 r. wołyński przedstawiciel polskiego rządu emigracyjnego zaapelował do Polaków „w żadnym wypadku nie wspierać Niemców”.

W apelu podkreślono:

„Wszyscy Polacy, kobiety i mężczyźni, powinni być w szeregach polskiej niezależnej samoobrony… należy zrobić wszystko, aby Niemcy jako najmniej osób wywieźli na roboty. Wstępowanie do niemieckiej policji i żandarmerii jest ciężkim przestępstwem przeciwko narodowi polskiemu.

Policjanci – Polacy, którzy biorą udział w niszczenie domów a także w mordowaniu ukraińskich kobiet i dzieci zostaną wykluczeni z narodu polskiego i surowo ukarani…

Współpraca z bolszewikami jest takim samym przestępstwem jak współpraca z Niemcami. Wstępowanie do sowieckich oddziałów partyzanckich jest przestępstwem. Źaden Polak nie powinien tam być”.

Jednak nie wszyscy Polacy zastosowali się do rad lokalnych przedstawicieli polskiego rządu emigracyjnego lub dowódców z AK. Decydującym czynnikiem nie były rozkazy  przywódców podziemia, lecz instynkt samozachowawczy.

Polscy nacjonaliści na Ukrainie nie byli bez winy.

Niemiecka administracja okupacyjna i sowieccy partyzanci byli jedyną siłą, jak się Polakom wydawało, na którą mogli liczyć.

Właśnie za sprawą udziału polskich policjantów i żandarmów (wśród tych ostatnich było wielu przywiezionych przez Niemców z Generalnej Guberni) ucierpiało na Wołyniu najwięcej miejscowych Ukraińców. Jednak społeczeństwo polskie, tak samo jak i ukraińskie, nie powinno ponosić odpowiedzialności za działania tych, którzy przeszli na służbę niemieckiego nazistowskiego reżimu. Należy ich zbrodnie uważać za zbrodnie tego reżimu.

Nacięcia (karby) na karabinie.

Poza głównym swoim celem – obroną ludzi, członkowie polskich baz samoobrony, szczególnie najsilniejszych z nich, podejmowali inne akcje. Od połowy lata, a zwłaszcza jesienią 1943 r. organizowali oni „prewencyjne” napady na ośrodki UPA lub napady odwetowe w odpowiedzi na działania oddziałów UPA, wreszcie atakowali sąsiednie wsie ukraińskie rozwiązując w ten sposób problemy zaopatrzenia w żywność Polaków zgromadzonych w punktach oporu.

W wyniku takich działań często cierpieli ukraińscy cywile, którzy nie uczestniczyli w antypolskich napadach. Jednak w 1943 roku to miejscowi Polacy byli stroną, która się broniła. Siły UPA pod koniec roku osiągnęły 15-20 tysięcy ludzi. Ponadto antypolskie działania UPA wspierali miejscowi Ukraińcy, a to prawie 80% ludności na Wołyniu, podczas gdy Polacy – to nie więcej niż 15%.

Natomiast, według danych wołyńskiego dowództwa AK, polskie oddziały partyzanckie liczyły nie więcej niż 1300 żołnierzy. Jeszcze około 3600 osób działało w bazach samoobrony. To umożliwia wyjaśnienie uderzającej różnicy w liczbie ofiar tragedii. Po stronie ukraińskiej – kilka tysięcy, z polskiej – kilka dziesiątków tysięcy.

Dopiero utworzenie w pierwszych miesiącach 1944 roku tzw. 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK uratowało część Polaków od śmierci i wsparło działania polskich formacji zbrojnych, wskutek czego wzrosła liczba ofiar – Ukraińców.

Dostępne dokumenty obalają twierdzenia niektórych polskich autorów, że działania tej dywizji, przeznaczonej do walki z nazistami w ramach tzw. planu „Burza” nie miały charakteru „działań odwetowych” i były spowodowane wyłącznie koniecznością „oczyszczenia” terenu od oddziałów UPA.

Na poparcie tego twierdzenia zacytujmy fragment raportu skierowanego do przedstawiciela polskiego rządu emigracyjnego na Wołyniu. Jeden z podwładnych informował go w dniu 31 stycznia 1944 roku:

„To, co się teraz dzieje w miejscowościach wiejskich, niczym nie różni się od zezwierzęcenia, które do niedawna przejawiały ukraińskie bandy w swoim stosunku do Polaków.

Polskie oddziały partyzanckie organizują napady na ukraińskiej wioski, wypędzają z nich Ukraińców, odbierają inwentarz a wsie palą w całości. Tych Ukraińców, którym nie udało się uciec, zastrzelili w miejscu, nie robiąc wyjątku, jak się wydaje, nawet dla kobiet i dzieci.”

W innym dokumencie uczestnik tych wydarzeń podkreślił:

„Polacy w swoich działaniach zastosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej i na napady, rozbój i rabunek odpowiadali zabójstwami, rekwizycjami, rabunkiem.
Zabójstwa zostały uznane za sprawę honoru. Młodzi chłopcy, którzy stracili rodziny, na kolbach karabinów robili nacięcia, licząc swoje ofiary. Ludzka sprawiedliwość przekształciła się w zwierzęcą zemstę.”

Jakie będzie zadośćuczynienie ?

W okresie powojennym dla uzasadnienia zbrodni wojennych często powoływano się na niezgodne z prawem postępowanie przeciwnej strony jako podstawę dopuszczalności tych zbrodni. Jednak w Konwencji Genewskiej z 1949 r., która z kolei opiera się na normach XXII artykułu Konwencji Haskiej z 1907 r. dotyczącego praw i zwyczajów wojennych, jasno sformułowano zasadę ograniczenia walczących w doborze środków i metod prowadzenia działań bojowych i przewidziano kary za naruszenie tych ograniczeń.

Ponadto, w tym przypadku chodzi o odpowiedzialność karną wszystkich osób, które dopuściły się zbrodni wojennych, niezależnie od tego, czy były one przedstawicielami rządu, funkcjonariuszami publicznymi czy też osobami prywatnymi.

Jednak w praktyce wszystko jest to o wiele bardziej złożone. Bardzo wątpię, czy Komisja do spraw ścigania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej, która od 1990 roku prowadzi śledztwa w sprawach masowych mordów w czasie wojny dawnych obywateli II Rzeczypospolitej (zarówno Polaków jak i Ukraińców), może pociągnąć kogokolwiek do odpowiedzialności karnej.

Wiele osób zaangażowanych w te zabójstwa zostało już ukarane swego czasu na Ukrainie i w Polsce. Ci, którym udało się uniknąć kary, zmarli.

Obciążanie odpowiedzialnością karną narodowo-wyzwoleńczych formacji UPA i AK, do których należały praktycznie wszystkie oddziały, które brały udział w zabójstwach cywilów – to ścieżka niebezpieczna. Przecież wtedy odpowiedzialność za zbrodnie wojenne może spaść na ludzi, którzy prowadzili świętą walkę przeciwko prawdziwym okupantom i nie brali udziału w akcjach przeciwko nieuzbrojonej ludności cywilnej innej narodowości.

Teraz, gdy polska strona domaga się od Ukrainy pewnej satysfakcji „za zbrodnie popełnione przez Ukraińców na Polakach”, kompromisowy krok, według mojej opinii, powinien być taki. Ukraina powinna uznać fakt mordu na Wołyniu w latach 1943-1944, popełnionego na tysiącach niewinnych Polaków, nazywać to zbrodnią i bez zastrzeżeń ją potępić.

Dopiero wtedy, moim zdaniem, można oczekiwać takiego samego ruchu ze strony polskiej – potępienia morderstw popełnionych przez Polaków na ukraińskich cywilach w czasie wojny.

Igor Iljuszyn

Tłumaczył: Wiesław Tokarzczuk

Za: Kresy.pl (19 lipca 2011) | http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/igor-iljuszyn-poszukiwania-pomiedzy-dwoma-prawdami

Skip to content