Aktualizacja strony została wstrzymana

1001 baśni o „uchodzie”

Dynamika zmian w narracji dotyczącej katastrofy smoleńskiej: przez ponad rok grono ekspertów eksplikowało, że przycisk „uchod” nie działa na lotniskach bez systemu ILS. Teraz już działa, ale piloci jakoby nie powciskali tego, co trzeba. Czy za miesiąc usłyszymy, że zainicjowali właściwą sekwencję działań, ale za późno?

Z oficerem rezerwy Sił Powietrznych RP rozmawia Marcin Austyn

Tygodnik „Newsweek” twierdzi, że piloci Tu-154M próbowali użyć przycisku „uchod”, ale ten miał być „nieuzbrojony”. Wcześniej Rosjanie uważali, że takie zbrojenie było bezcelowe, bo bez systemu ILS przycisk ten i tak by nie zadziałał. Jak Pan ocenia tego rodzaju rozbieżne ustalenia?
– Dla mnie tego rodzaju „przecieki” nie są przekonujące. Odnoszę wrażenie, że być może jest to kontrolowana wrzutka mająca na celu wysondowanie, w jaki sposób dana informacja zostanie odebrana. Myślę, że społeczeństwo już doskonale wie, że rząd Donalda Tuska posługuje się tego typu metodami, a w sposób szczególny dotyczy to sposobu informowania o katastrofie smoleńskiej. Stąd też nie przywiązywałbym większej wagi do tego rodzaju informacji.

Rosyjscy eksperci mieli problem z ustaleniem podstawowego szczegółu dotyczącego działania Tu-154M?
– Wówczas należałoby się zastanowić nad tym, jakiej klasy eksperci Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) badali tę katastrofę… Tak czy inaczej, w przypadku tej katastrofy – by rozwiać wszelkie wątpliwości – należało sięgnąć po międzynarodowych ekspertów, którzy mają doświadczenie w badaniu tego rodzaju katastrof lotniczych.

Samoloty Tu-154 latały w Rosji, zatem MAK powinien doskonale znać specyfikę tej maszyny.
– I myślę, że Rosjanie wiedzą, jak to urządzenie działa naprawdę. Inną sprawą jest to, w jaki sposób te informacje są przekazywane dalej i jakie są to informacje. Przecież Rosjanie przeznaczają ogromne fundusze na badania, także nowości technicznych pojawiających się na Zachodzie, i nie zostają w tym zakresie w tyle. Co więcej, bez ich wiedzy w maszynach wyprodukowanych na terenie Federacji Rosyjskiej nie można było wprowadzać żadnych zmian czy udoskonaleń. Wszystko musiało być rozpoznane i uzgodnione.

Z „przecieków” ma wypływać prosty przekaz: załoga straciła czas na nieudaną próbę odejścia i procedura została wdrożona „ręcznie” za późno, na zbyt małej wysokości…
– Na razie wiemy tylko, kiedy załoga wydała komendę „odchodzimy”, było to na 100 metrach. Czy jednak w chwili jej wykonania samolot był za nisko? To miała ustalić polska komisja. Tu możemy jednak sięgnąć do doświadczenia słowackich pilotów, m.in. Viliama Polnisera, dyrektora operacyjnego słowackiej rządowej służby lotniczej, wieloletniego pilota Tu-154M, który na łamach „Naszego Dziennika” wskazywał, że bezpieczne odejście samolotem Tu-154M jest możliwe z wysokości 30 m nad progiem pasa startowego. W tym kontekście to istotna informacja. Niestety, jeśli chodzi o „polskie zdanie” w tej sprawie, to obawiam się, że z powodu uszczupleń kadrowych w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego brakuje dziś osób mających odpowiednie doświadczenie, by zajmować stanowisko w tego rodzaju kwestiach.

Na ile możemy weryfikować wiarygodność przecieków?
– Należałoby wszystkie tego rodzaju kwestie analizować w gronie fachowców. To pozwalałoby na merytoryczną ocenę takich doniesień. Niewątpliwie pod tym względem bardzo ciekawe jest to, jakie ustalenia ma faktycznie komisja Millera. Obawiam się jednak, że jej raportu szybko nie poznamy, a przynajmniej nie do wyborów.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 19 lipca 2011, Nr 166 (4097) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110719&typ=po&id=po23.txt

Skip to content