Aktualizacja strony została wstrzymana

Łże-liberały i liberalizm

Jesienią Anno Domini 2011 wybierzemy nowy Sejm i Senat, czyli – pośrednio – wybierzemy rząd i premiera. W sondażach przedwyborczych, które od lat, niezmiennie, pełnią funkcje społecznego sterowania w krajach demoliberalnych, wciąż lideruje PO. Jaki jest jednak efekt czteroletnich rządów grupy trzymającej władzę, ośmielającej nazywać siebie liberałami? Oczywiście, liberalizm niejedno ma imię, co bezapelacyjnie w swojej monografii – „W gąszczu liberalizmów” – wykazał Jacek Bartyzel.

Postulowanie wolności gospodarowania i stojące za tym rozwiązania instytucjonalne są niejako integralną  częścią programów liberalnych. Można byłoby na tym poprzestawać  i wówczas mielibyśmy do czynienia z jakąś syntezą konserwatyzmu i liberalizmu. Jednakże dynamika postulatu wolności ponad wszystko niejednokrotnie zapędza liberałów na grunt relatywizmu społecznego, moralnego i politycznego, co – w konsekwencji – gdy znajduje swoje odzwierciedlenie w tworzeniu prawa stanowionego – prowadzi do rozkładu społeczeństwa, rujnując jego fundamenty: tradycyjną  rodzinę i naród, posiadający niezbywalne prawo do budowania własnej wspólnoty politycznej w zgodzie ze swoją, historycznie ukształtowaną kulturą.

Czymże więc w umacnianiu instytucjonalnej i każdej innej strony naszego gospodarstwa społecznego mogą  poszczycić się liberałowie znad Wisły po czterech latach swojej dominacji rządowej? Ano – praktycznie niczym. Skąd zatem bierze się ich popularność w sondażach? Wielu to zauważa  – dominujące w naszym kraju liberalne media sprytnie nakręcają  mechanizm pewnego rodzaju straszaka przed wszystkimi innymi ugrupowaniami, stąd nieudolni liberałowie zawsze będą jawić się wyborcom jako mniejsze zło.

Pomijając kwestię wzrostu podatków, co samo w sobie jest sprawą kuriozalną w odniesieniu do ugrupowania uważającego się za liberalne – spróbujmy skupić się na instytucjonalnej stronie zagadnienia. Upoważnia nas do tego renesans ekonomii instytucjonalnej, która trafnie podkreśla, że rozwój gospodarczy kraju zależy nie tylko od alokacji istniejących zasobów, lecz również (a w perspektywie długookresowej przede wszystkim) od trafnych rozwiązań instytucjonalnych. Pośrednim sprawdzianem instytucjonalnej siły danej gospodarki są różnego rodzaju rankingi operujące liczbowymi indeksami, które pozwalają  porównywać różne kraje między sobą.

Do takich najbardziej znanych indeksów należą easy of doing business rank, index of economic freedom (IEF) oraz corruption perception index (CPI). Pierwszy ze wskazanych rankingów (edbr) porównuje gospodarki 183 krajów świata ze względu na dziesięć kategorii ułatwień lub utrudnień dla biznesu (m. in. chodzi o łatwość zakładania i likwidacji działalności gospodarczej, zdobywania pozwoleń na budowę, obciążenia związane z zatrudnieniem pracowników, dostępność kredytów, popieranie działalności inwestycyjnej, prostota lub zawiłość oraz obciążenia związane z systemem podatkowym, ułatwienia dla importu i eksportu). W rankingu tym (w edbr) kraje uszeregowane są od 1 do 183. Miejsce w pierwszej dziesiątce oznacza największe ułatwienia dla biznesu w danym kraju. Od lat w pierwszej dziesiątce takich krajów są tzw. „tygrysy dalekiego wschodu” (Singapur, Hongkong) oraz kraje angielskiego commonwealth’u (USA, Wielka Brytania, Kanada, Australia i Nowa Zelandia).

Polska w tym rankingu (w edbr) plasuje się na dalekim, 70-tym miejscu w roku 2011, zaś w roku 2008, w którym liberałowie spod znaku PO pierwszy rok sprawowali władzę, Polska była na miejscu 74, co – w przypadku tego rankingu – nie jest żadnym zauważalnym postępem, bowiem znaczące różnice między krajami w ich uszeregowaniu od 1 do 183 należy widzieć w obrębie całych dziesiątek. Pierwsza dziesiątka (a nawet pierwsza dwudziestka, którą zamyka Mauritius wyprzedzając o dwa miejsca taką potęgę gospodarczą jak Niemcy) oznacza niewielkie różnice wśród krajów najbardziej sprzyjających prowadzeniu działalności gospodarczej.

Uzupełnieniem rankingu edbr jest indeks wolności gospodarczej (IEF). Szereguje on kraje ziemskiego globu w sześć grup, które charakteryzują się odpowiednimi przedziałami liczbowymi. Pierwsza grupa nazwana „wolne” (kraje odznaczające się wolnością gospodarczą) dotyczy państw, którym przypisywane są liczby z przedziału 80-100 (najwyższą wartość indeksu posiada Hongkong – 89,7; za nim jest Singapur z wartością 87,2). Druga grupa nazwana „przeważnie wolne” posiada indeksy liczbowe z przedziału 70-79,9. Trzecia, nazwana „umiarkowanie wolne”, zawiera indeksy z przedziału 60-69,9. Czwarta grupa nazwana jest „przeważnie nie-wolne” i odznacza się indeksami z przedziału 50-59,9 oraz piąta, którą można określić mianem „represyjna”, to przedział liczbowy 0-49,9.

W tym rankingu (w IFE) Polska przez wszystkie lata rządów liberalnych znajdowała się (z niewielkimi przesunięciami) w obszarze państw o indeksie liczbowym z przedziału 60-69,9 i plasował się bliżej 60 niż 69 (w roku 2011 jest to wartość 64,1; w 2009 – 60,3). Przesunięcie o 3,8 w okresie 2009-2011 na skali wolności gospodarczej nie jest żadnym rewelacyjnym osiągnięciem w kraju rządzonym przez liberałów (wyprzedza nas 67 krajów). Oczywiście w rankingu IFE dominują państwa, które znajdowały się wysoko na skali ułatwień dla biznesu. Z krajów byłego bloku wschodniego zdecydowanie wyprzedza nas Republika Czeska, która z indeksem liczbowym 70,4 (2011 r.) znajduje się  wśród krajów należących do grupy gospodarek przeważnie wolnych.

Z indeksem odporności na korupcję  instytucji publicznych (CPI) sprawa wygląda jeszcze gorzej. Indeks ten przebiega skalę od 0 do 10, przy czym liczba 10 przypisana byłaby temu państwu, w którym zjawisko korupcji wcale nie występuje. Maksymalną wartość w 2010 r., tj. 9,3 – otrzymały trzy kraje: Dania, Nowa Zelandia, Singapur. Polska pod rządami liberałów odznacza się w tym rankingu stagnacją (w 2008 r. – 5,2; w 2010 r. – 5,3). Wyższe indeksy niż Polska, czyli indeksy powyżej 5,3 posiada 42 kraje na 178 objętych klasyfikacją. Byliśmy i jesteśmy w tym rankingu średniakiem i nic nie zapowiada tutaj radykalnej zmiany (afera ze „sprzedażą” ustawy hazardowej została zamieciona pod dywan).

Z szumnych zapowiedzi liberałów spod znaku PO, podnoszących sprawę ułatwień w odniesieniu do rozpoczynania i prowadzenia działalności gospodarczej nie ostało się nic, a wręcz przeciwnie – pojawiły się utrudnienia i niepotrzebne komplikacje. Za przykład niech tu posłuży sprawa tzw. „jednego okienka” przy rejestrowaniu działalności gospodarczej. Jedno okienko – paradoksalnie – znacznie wydłużyło rejestrację podmiotu gospodarczego (osobiście zderzyłem się  z tym problemem kilka razy). Wcześniej (sprzed wskazanego „udogodnienia”), kiedy mi zależało na szybkiej rejestracji – w ciągu kilku (dwóch, trzech) dni potrafiłem obiec trzy okienka (organ rejestrowy, urząd statystyczny, urząd skarbowy). Obecnie organ rejestrowy wysyła za mnie dokumenty do urzędu statystycznego i skarbowego. Robi to oficjalnym pismem, za pokwitowaniem, poprzez pocztę, z biurokratycznym namaszczeniem… Trwa to miesiąc albo i dłużej.

Czy naród polski, będący suwerenem w tym jednym dniu związanym z aktem głosowania, w swej masie wyborczej przepuszczanej przez statystyczne zestawienia i sterujące sondaże, potrafi spojrzeć na rzeczywistość swego kraju bez pośrednictwa medialnych, różowych okularów? Na pierwszy rzut oka – trudno oczekiwać. Radykalna zmiana nastrojów graniczy tu z cudem… Cud, to zjawisko rzadkie, ale czasami się zdarza.

Antoni K. Chrzonstowski

Za: Myśl Polska | http://sol.myslpolska.pl/2011/07/lze-liberaly-i-liberalizm/

Skip to content