Takiej schizofrenii i zakłamania mogą dopuścić się tylko ludzie, którzy własnych obywateli mają za stado tępaków
i debili.
Często zdarza się tak, że największym bohaterstwem podczas akcji gaszenia pożaru wykazuje się sam podpalacz.
Kryminalistyka zna również wcale nierzadkie wypadki, kiedy zaginionego dziecka z największą determinacją i poświęceniem poszukuje pedofil-morderca, który je wcześniej zgwałcił i udusił. To on spieszy z pomocą rodzinie, którą najczęściej zna, gdyż mieszka w sąsiedztwie i od dawna obserwował swoją ofiarę.
Oczywiście wszystko tylko po to, aby odwrócić od siebie uwagę i zmylić trop.
Jeżeli chodzi zaś o świat polityki, to niektórzy zapewne jeszcze pamiętają, jak rzecznik komunistycznego rządu,
Jerzy Urban apelował w 1986 roku o zbiórkę pięciu tysięcy koców i śpiworów dla biednych i bezdomnych mieszkańców USA.
Organizował tę propagandową akcję, podczas gdy w Polsce straszyły puste półki w sklepach, a matki bezskutecznie poszukiwały mleka w proszku dla swoich małych pociech. O śpiworach i kocach można było jedynie pomarzyć.
Cynizm, podłość, kłamstwo, nienawiść, wyrachowanie, przebiegłość, strach przed poniesieniem konsekwencji, pogarda dla własnego narodu, hipokryzja, wyobcowanie ze świata rzeczywistego, egoizm, poczucie wyższości.
To z tych cech składa się ów trujący polski koktajl i tylko od zastosowanych proporcji poszczególnych składników zależy, którego z wyżej wymienionych złoczyńców otrzymamy, jako produkt końcowy i którego z opisanych wyżej społecznych szkodników; mordercę-pedofila, piromana czy Urbana ujrzymy w akacji finałowej.
Ekipa, której my Polacy powierzyliśmy rządy w naszym kraju zdaje się być cały czas pod wpływem owego koktajlu, a poczucie bezkarności i władzy absolutnej doprowadziło ich do wyjątkowej wprost bezczelności i arogancji, co przyswoiły sobie również nadworne media.
Co mam na myśli?
Otóż ostatnio, w osłupienie wprawiają mnie relacje, głównie TVN24, TVP i Gazety Wyborczej, dotyczące sytuacji na Białorusi oraz komentarze na ten temat, tak zwanych autorytetów i ludzi władzy.
To rozdzieranie szat z powodu zatrzymania jakiegoś telewizyjnego operatora, śledzenie z ręką na pulsie procesu współpracującego z Czerską, aresztowanego dziennikarza Andrzeja Poczobuta i ciągłe wylewanie strumienia łez nad biednymi Białorusinami, którym Łukaszenko zabrania swobodnego wyrażania swoich poglądów.
Nie chce być źle zrozumiany. To wszystko, o czym te media trąbią donośnie, dzieje się na Białorusi rzeczywiście. Mnie chodzi o coś zupełnie innego.
Cóż to za bezczelna i pozbawiona krzty przyzwoitości banda politycznych i medialnych oszustów, będących na usługach władzy. Jakaż to zgraja hipokrytów, kłamców i tchórzy.
Opiszcie najpierw ten nasz rodzimy grajdoł, szemranych interesów, jakim uczyniliście Polskę. Wyduście z siebie, choć słówko o demokratycznych standardach rządu, z którym tak wspaniale zaprzyjaźniliście się. Napiszcie coś o dzisiejszej Polsce, z której ręka w rękę z władzą stworzyliście republikę bananową i pośmiewisko.
Zanim zaczniecie gdzie indziej gasić pożary i nieść pomoc uciśnionym i pozbawionym demokratycznych standardów, opiszcie uczciwie mój kraj. W normalnym, demokratycznym państwie prawa, należałoby się to nam Polakom, jak psu zupa.
Otóż ta moja dzisiejsza Polska, to państwo, którego prezydent objął urząd, łamiąc bezczelnie konstytucję. Podstawą przejęcia najwyższego stanowiska w państwie był początkowo czerwony pasek na ekranie TVN24, wzmocniony później telefonem od prezydenta Rosji, Miedwiediewa, czyli głowy państwa, w którym łamane są wszelkie demokratyczne standardy i na którego czele stoją byli funkcjonariusze komunistycznych służb specjalnych.
Polska to kraj, w którym milczy się na temat procesu sądowego z prezydentem w tle, wytoczonemu przeciwko zgnojonemu i zastraszonemu przez byłych oficerów WSI, i służby dziennikarzowi Wojciechowi Sumlińskiemu. W tym „dzikim kraju”, milczy się o pobitym przed prezydenckim pałacem dziennikarzu oraz innym zatrzymanym po demonstracji pod rosyjska
ambasadą. Tylko w takim „dzikim kraju” można ukręcić łeb aferze z udziałem prominentnych polityków partii rządzącej, z których jeden to były konstytucyjny minister.
To dziennikarze z tego „dzikiego kraju” rwą szaty, gdy białoruski dyktator rozpędza u siebie manifestacje i milczą, kiedy w stolicy ich własnego państwa kilkudziesięciu umundurowanych osiłków walczy z jednym namiotem rozstawionym przez słabą kobietę.
Tylko w „dzikim kraju” możliwe jest to, aby stado pajaców udających dziennikarzy, rozpaczało nad szykanowanymi obywatelami Białorusi i przechodziło do porządku dziennego, kiedy na ich własnym podwórku chłopak za napis na murze krytykujący rząd dostaje dziesięć miesięcy w zawieszaniu, a kibice płacą masowo grzywny za napisy na transparentach kpiące z premiera rządu.
Tylko „dziki kraj” może nasyłać o szóstej rano uzbrojone służby specjalne do domu internauty, który ośmielił się pożartować z głowy państwa. Te same służby czy wymiar sprawiedliwości były bierne, kiedy lżono i spotwarzano śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Tylko w „dzikim kraju” „Mirów” i „Zbychów”, można wykreować na prezydenta tak wątpliwą moralnie i intelektualnie postać i przydzielać portki z lampasami czy dodatkowe generalskie gwiazdki indywiduom, które zdegradowane powinny zostać do stopnia szeregowca i powędrować za kratki.
Tylko w „dzikim kraju” można walczyć z krzyżem, żałobą i pamięcią po ofiarach narodowej tragedii pod Smoleńskiem, w której zginął Prezydent RP i niemal setka towarzyszących mu osób, a jednocześnie cztery lata czynić świętą oraz nową Berezą Kartuską, postkomunistkę zamieszaną w aferę węglową, która sobie sama zadała nieumyślnie śmierć.
Wreszcie tylko w „dzikim kraju” można współczuć skazanemu w Rosji Michaiłowi Chodorkowskiemu i psioczyć na kremlowski bezwzględny reżim, który steruje całkowicie wymiarem sprawiedliwości i organami ścigania oraz
jednocześnie wychwalać po chwili, ten sam reżim za wspaniałą i szczerą współpracę w smoleńskim śledztwie oraz bronić do upadłego słuszności oddania Kremlowi owego śledztwa wraz z wszystkimi kluczowymi dowodami.
Takiej schizofrenii i zakłamania mogą dopuścić się tylko ludzie, którzy własnych obywateli mają za stado tępaków i debili.
Różnica między Polską, a Białorusią zaczyna sprowadzać się jedynie do tego, że nasz przywódca uwielbia przywdziewać strój piłkarza, a tamten kocha ubiór hokeisty.
Czy Polacy w końcu zmądrzeją? Czy musi dojść do kompletnego upadku i sięgnięcia dna?
Czy musimy czekać aż w finale tak jak w „Karierze Nikodema Dyzmy” pojawi się, gdy już będzie za późno, jakiś współczesny hrabia Ponimirski i wykrzyczy nam prosto w twarz śmiejąc się do rozpuku?
„Milczeć!!!
Z was się śmieję! Z was! Elita! Cha, cha, cha… Otóż oświadczam wam, że wasz mąż stanu, wasz Cincinnatus, wasz wielki człowiek, wasz Nikodem Dyzma to zwykły oszust, co was za nos wodzi, to sprytny łajdak, fałszerz i jednocześnie kompletny kretyn! Idiota, nie mający zielonego pojęcia nie tylko o ekonomii, lecz o ortografii. To cham, bez cienia kindersztuby, bez najmniejszego okrzesania!
Przyjrzyjcie się jego mużyckiej gębie i jego prostackim manierom! Skończony tuman,
kompletne zero! Daję słowo honoru, że nie tylko w żadnym Oksfordzie nie był, lecz żadnego języka nie zna! Wulgarna figura spod ciemnej gwiazdy, o moralności rzezimieszka. Sapristi! Czy wy tego nie widzicie? Źle powiedziałem, że on was za nos wodzi! To wy sami wwindowaliście to bydlę na piedestał! Wy!
Ludzie pozbawieni wszelkich rozumnych kryteriów. Z was się śmieję, głuptasy!
Z was! Motłoch!”.
Mirosław Kokoszkiewicz •