Aktualizacja strony została wstrzymana

Królewicz i bolszewia, czyli Pan Kleks i guzik

Za młodu Brzechwa bił Bolszewię jak królewicz króla wilków. Potem, kiedy bolszewicy jak wilki skutecznie opanowali Rzeczpospolitą, Brzechwa, tak jak jego królewicz – zrejterował i stał się Panem Kleksem.

Pamięci nie tyle zacnej, co sławnej

Piszę na pamięć, abstrahując od tego, że Jan Brzechwa popełnił w latach PRL-u rzeczy nieładne. Pozostaje wszakże autorem moich ulubionych wierszy i książek – te kocham. Nie mogę też nie powiedzieć, że był Kresowiakiem, że uczono go u Jezuitów w Chyrowie, a potem… Przeszedłszy jednak do tematu: pewno wiele osób przede mną rzecz już zauważyło i opisało – nie wiem jednak, gdzie opisało, nie czytalem – więc piszę sam tu i teraz.

Królewicz i Wilk

W „Akademii Pana Kleksa” pojawia się mówiący ludzkim głosem kruk Mateusz, postać kluczowa, czy raczej guzikowa. Jak pamiętamy, Mateusz opowiada głównemu bohaterowi, Adamowi Niezgódce, jak to był kiedyś człowiekiem, królewiczem, jedynym dziedzicem wielkiego Królestwa i, niestety, miłośnikiem polowania z flintą w dłoni. Raz zdarzyło mu się z tej flinty zastrzelić króla wilków, a ów król wilków, zdychając – groźnie go pokąsał. Rana długo się nie goiła; królewicza uleczył dopiero tajemniczy doktor Paj-Chi-Wo, który też ostrzegł go, że czynem swoim ściągnął na Królestwo wielkie niebezpieczeństwo.

Królewicz, Guzik i Kleks

Aby krolewicz mógł tego niebezpieczeństwa uniknąć – doktor Paj-Chi-Wo wręczył mu tajemniczą czapkę; na jej czubku tkwił guzik, za który należało chwycić w krytycznym momencie i wyrazić życzenie, a wówczas czapka zamieniała swego właściciela w dowolnego zwierzaka. Dla odczarowania wystarczyło ponownie chwycić za guzik.

Rozwścieczone śmiercią swego króla wilki napadły wkrótce na Królestwo i zdobyły je. Królewicz w ostatniej chwili chwycił za guzik, przedzieżgnął się w ptaka i uleciał z pałacu. Ale niestety, guzik od czapki się zgubił. W ten sposób królewicz został już na zawsze krukiem Mateuszem, na próżno zbierającym guziki wszelakie, z nadzieją, że w końcu trafi na ów właściwy, magiczny. Na próżno pomagał mu w tym zbieraniu Adaś Niezgódka.

Dopiero na ostatnich kartach ksiażki, w żałosnej scenie tragicznego końca i zanikania Akademii wraz z samym Panem Kleksem – sam Pan Kleks s t aj e s i ę g u z i k i e m o d c z a p k i; kruk Mateusz chwyta go i zamienia się… nie, nie w królewicza, tylko w Jana Brzechwę, autora „Akademii”.

Królewicz i bolszewia

Zakończenie typowo, zdawało by się, banalne i bajkowe – zastanowiło mnie. Skoro kruk Mateusz to królewicz nierozważny za młodu, a z kolei królewicz – to sam autor, to w takim razie kim są te wilki,z którymi królewicz zadarł za młodu? Sprawdziłem zaraz, co Brzechwa robił za młodu. Otóż za młodu Brzechwa walczył z bolszewikami jako ochotnik, członek Legii Akademickiej, za co nawet otrzymał odznaczenie. „Akademię” pisał podczas II wojny światowej, ale prace nad nią ukończył chyba nieco później, bo wyszła jako książka w roku 1946. A zatem już za panowania bolszewii w Polsce.

Reszta jest prosta. Za młodu Brzechwa bił Bolszewię jak królewicz króla wilków. Potem, kiedy bolszewicy jak wilki skutecznie opanowali Rzeczpospolitą, Brzechwa, tak jak jego królewicz – zrejterował i stał się Panem Kleksem, to znaczy dostał pietra i piór, po czym – dzięki swemu talentowi, czyli guzikowi – zmienił się w postać ulatującą ponad groźną rzeczywistością. Jakby to rozszerzyć – odleciał od rodzinnych Kresów, uciekł z rejonów zawłaszczonych przez wilki i nie tykał domeny przez nie kontrolowanej; i postanowił, że powróci do właściwej swojej postaci dopiero wtedy, kiedy ten cały cyrk się skończy.

Nieodkrywczość interpretatora i wina poety

Niezbyt to odkrywcze, ale dla mnie, jako czytelnika i miłośnika wierszy Brzechwy, przynajmniej nieco pocieszające. Powie ktoś, że popełniam nadinterpretację – otóż tylko po trosze, bo Brzechwa wiedział, co pisze. Wiedział też na pewno, że tworzył – oraz jakie tworzył – świństwa na komunistyczne zamówienie. Echa tych swiństw bodaj, że nie znajdziemy w „Akademii” (skoro powstała nieco wcześniej), ale jakby kto chciał, to zauważy jednak, że Pan Kleks podejmuje współpracę z fryzjerem niezbyt uprzejmym, który go szantażuje… Czyżby…?

Uhu, uhu

W każdym razie miejmy nadzieję, że Pan Bóg Brzechwie jego komunistycznych wierszy zbyt mocno nie policzy. Bo żeby było jasne, w tym względzie NIC naszego świetnego pisarza nie usprawiedlwia. System, w jakim przypadło mu żyć po wojnie, znał dobrze; mógł się weń wiernopoddańczo nie angażować, a jednak się zaangażował. Szkoda.

Poza tym jednak potrafił o tym systemie lekko, zgrabnie i wprost napisać w paru genialnych wierszykach. Źe przypomnę opis ptasiego państwa z Radą Puchaczy na czele („My żądamy w lesie posłuchu, |Uhu! Uhu! | Od maluchów aż do staruchów, | Uhu! Uhu! | Kto się leni, kto się próżniaczy, | Uhu! Uhu! | Ten dostanie od nas po uchu, | Uhu! Uhu!” – zobaczcie z muzyką Szpilmana: [link]).

Rada Puchaczy odbiera tam jednemu ptaszkowi tytuł profesora, a przyznaje drugiemu, takiemu zakompleksionemu – żeby mógł się wykazać i ocenzurować ptasi elementarz („Ach, zostałem profesorem, | Zaraz się do pracy biorę; | A więc mądrze i uczenie | Elementarz ptasi zmienię: | <> u mnie odpada, | Bo kot, niecnota, ptaszęta zjada; | <> wykreślę wszędzie, | <> – tak teraz będzie”).

W sumie słodkie.

Jacek Kowalski

Za: Kresy.pl (14 grudnia 2009) | http://www.kresy.pl/publicystyka,felietony?zobacz/krolewczi-i-boszewia-czyli-pan-kleks-i-guzik

Skip to content