Aktualizacja strony została wstrzymana

Protego et servio – Adam Danek

Policja zalicza się do najbardziej nieodzownych instytucji państwowych. Jej struktury przynależą do organów odpowiedzialnych za tzw. funkcje rdzeniowe państwa – chroniących sam byt wspólnoty politycznej. Państwo może istnieć bez parlamentu, ale nie może istnieć bez służby typu policyjnego, może działać bez przeprowadzania wyborów, ale nie bez werbowania i szkolenia jej funkcjonariuszy.

Policja pozostaje zarazem jedną z najbardziej nie lubianych instytucji państwowych i grup zawodowych. Jeśli wierzyć ulicznym mądrościom, jakie można usłyszeć w codziennych rozmowach, służy ona głównie do tego, żeby się czepiać, wtrącać, uprzykrzać życie, nękać ludzi zajmujących się własnymi sprawami za robienie rzeczy, które właściwie przecież nikomu nie szkodzą. Badania prowadzone przez socjologów w państwach zachodnich plasują policję na jednym z najniższych miejsc w rankingach prestiżu społecznego.

Społeczne postrzeganie policji, jak widać, nie zachęca do podejmowania w niej służby i raczej nie wpływa motywacyjnie na pracę samych policjantów, skoro oznacza nieustanne zmaganie się z powszechnie odczuwalnym odium. Ale świadczyć też może o poważniejszym problemie: o szeroko zakorzenionej w społeczeństwie niechęci do państwa i jego instytucji, czyli – patrząc inaczej – do czynników podtrzymujących ład w życiu zbiorowym. W Polsce takie nastawienie zapewne jest mentalnym wspólnym dzieckiem demokracji i komuny. Demokracji – z jej anarchiczną i głupią wiarą, że „nikt nie ma prawa nikomu niczego narzucać” oraz histeryczną podejrzliwością wobec wszelkich prób zaprowadzenia dyscypliny i ścieśniania samowoli. Komuny – bo przez kilkadziesiąt lat uczyła naród postrzegać instytucje państwowe jako narzucone i obce, a formacje policyjne wykorzystywała do zadań niegodziwych, motywowanych wulgarną ideologią. Konsekwencje wyhodowanego przez nie i wciąż pielęgnowanego na poziomie społecznym nastawienia niestety nie kończą się na nieszkodliwym zrzędzeniu. Ich złowrogi owoc to rozwój i rozreklamowanie w popkulturze środowisk (głównie wśród młodzieży), w jakich konfrontację z policją traktuje się jako sport, rozrywkę, sposób spędzania czasu i powód uznania wśród rówieśników. Państwo, gdzie najbardziej namacalny symbol ładu, jakim jest policja, budzi tak mały respekt, że jej funkcjonariusz zostaje w biały dzień zadźgany w miejscu publicznym przez dwóch nastoletnich szczyli, poniosło klęskę, zaś jego naród najwyraźniej nie zasługuje na byt państwowy, którego nie potrafi szanować. A przecież mowa nie o zmyślonym przykładzie, lecz o autentycznym, względnie niedawnym wydarzeniu na polskiej ulicy.

Państwo polskie, jeżeli w ogóle zasługuje wciąż na tę dumną nazwę, musi zaangażować wszelkie środki potrzebne do tego, aby zmienić społeczne postrzeganie policji. W polskiej tradycji służba w jej szeregach wiązała się przecież z odebraniem silnie patriotycznej formacji moralnej. Polscy policjanci niejednokrotnie dali jej dowód w okresie Polski niepodległej, o czym można się przekonać, sięgając choćby po pracę zbiorową „Udział Policji w wojnie polsko-radzieckiej 1919-1920” (1999), wydaną pod redakcją prof. Andrzeja Misiuka. Po zakończeniu wojny obronnej roku 1939 wielu policjantów trafiło do sowieckiego obozu jenieckiego w Ostaszkowie, a następnie zginęło z rąk NKWD w masowym mordzie w Kalininie (Twerze), dokonanym w 1940 r. Policyjne mundury nosił przed wojną szereg żołnierzy i funkcjonariuszy Państwa Podziemnego, m.in. komendant główny Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa płk Marian Kozielewski (1897-1964) czy jego zastępca (i dowódca oddziału egzekutorów PKB) mjr Bolesław Kontrym (1898-1953), zamordowany po wojnie przez komunistów. Służba państwu w szeregach policji powinna uchodzić za wyróżnienie – honor spotykający starannie wybranych, najlepszych synów Ojczyzny. Policjant zaś powinien być dumny, że dostąpił tego zaszczytu i starać się zasłużyć na swój nimb. W prawidłowym porządku rzeczy (a jakże daleko dziś od niego jesteśmy) funkcjonariusz policji budzi szacunek rodaków, ponieważ walczy ze złem (sic!), przechodnie z podziwem wskazują go dzieciom, a ambitni młodzi ludzie rywalizują ze sobą o przejście wyśrubowanej selekcji kandydatów na jego kolegów ze służby.

Stosowane od pewnego czasu cyrkowe sztuczki „wizerunkowe”, które mają przedstawić policję jako instytucję „przyjazną”, „otwartą” i „życzliwą”, trzeba uznać za jedno wielkie nieporozumienie. Jeżeli przyniosą jakikolwiek efekt, to będzie nim rozpropagowanie „wizerunku” policji jako instytucji niepoważnej. Policjant nie musi bynajmniej wydawać się ludziom „fajny”, ale – jako najbardziej konkretne j najłatwiej zauważalne dla zwykłego człowieka uosobienie siły państwa – musi budzić ich respekt. W tym kontekście zainicjowane niedawno zaostrzenie kar za targnięcie się na funkcjonariusza policji wypada ocenić jako jeden z nielicznych sensownych projektów zmian prawnych w ostatnich latach.

Podstawowego sposobu, w jaki państwo może wpłynąć na sprawność policji, dostarczają niezmiennie instrumenty ekonomiczne albo, mówiąc ściślej, finansowe. Z uwagi na specyficzne funkcje i cele jej działań, państwo powinno gwarantować, aby policja była grupą szczególnie odporną na wszelkie formy przekupstwa, a zatem, by należała do najlepiej wynagradzanych grup zawodowych. Tymczasem mizerność policyjnych zarobków długo pozostawała wręcz przysłowiowa (chociaż od tamtej pory uległy one pewnej poprawie). Dopóki policjant ze swoich poborów nie jest w stanie utrzymać rodziny nawet na przeciętnej stopie życiowej (choćby w jej skład wchodzi tylko jedno dziecko), jego odporność na korupcję będzie wystawiona na permanentną próbę, którą nawet w starannie dobranej i przygotowanej grupie nie każdy przejdzie pomyślnie. Konieczne wydają się więc dalsze zmiany w polityce płacowej, a mówiąc normalnym językiem – znaczne podniesienie poziomu wynagrodzeń w policji. Jeżeli służbę Ojczyźnie w tej formie mają podejmować najlepsi z nas, niech wiedzą, że warto – także na przyziemnej płaszczyźnie materialnej; niech odczują to ich rodziny. I niech nigdy nie powróci stan rzeczy, w jakim policjanci byliby przedmiotem kpin czy współczucia swoich znajomych, którzy zdecydowali się poświęcić czysto prywatnym interesom. Szereg przywilejów związanych ze służbą w policji, o ile chcemy utrzymać ich zasadność, wymaga jednak dla równowagi drastycznego zaostrzenia kar za przestępstwa popełniane przez policjantów – stosowania dla nich sankcji dalece dotkliwszych, niż w przypadku przestępstw osób prywatnych. Gdy funkcjonariusz policji dopuszcza się przestępstwa, ciąży na nim odpowiedzialność nie tylko za sam czyn niedozwolony, ale ponadto za zgorszenie obywateli, niszczenie (często bezpowrotne) w ich oczach wiarygodności państwa, wreszcie za zhańbienie symboli mocy politycznej państwa, których jest piastunem. Na policjancie (podobnie, jak na duchownym bądź żołnierzu) ciążą większe powinności, niż na zwykłym człowieku (mówiąc językiem tradycyjnym – szczególne obowiązki stanu), toteż stawia mu się wymagania wyższe, niż zwykłym ludziom – i powinien on to odczuwać.

Obok poborów personelu policyjnego, znacznego podniesienia nakładów finansowych domaga się instrumentarium pracy policji. Braki sprzętowe, w tym najbardziej podstawowego wyposażenia (np. komputerów), co jakiś czas nagłaśniane (bezowocnie) przez media, muszą wreszcie zniknąć. Inwestycje w rozwój kryminalistyki i techniki operacyjnej realnie przekładają się na efektywność jej działań, dlatego na liście priorytetów polityki wewnętrznej państwa należałoby umieścić utworzenie nowych ośrodków, zajmujących się badaniami i wdrożeniami w tym zakresie, oraz zwiększenie budżetów już istniejących ośrodków badawczych. Dobrym pomysłem wydaje się powołanie obok nich centrów pracy teoretycznej. We współczesnej Polsce nie słychać dotąd o takiej dziedzinie, jak teoria policji, zatem najwyraźniej nie budzi ona zainteresowania świata nauki. Dla porównania, w przedwojennej „Gazecie Administracji i Policji Państwowej” regularnie publikowali wyniki swoich badań, analiz i refleksji najwybitniejsi polscy prawnicy i politolodzy (nawiasem mówiąc – bez wyjątku konserwatyści, narodowcy lub rzecznicy ideologii państwowej). Tutaj też otwiera się potencjalne pole dla konstruktywnej aktywności polskiej Prawicy. Jej adepci, zamiast tracić czas na zajmowanie się polityczną bieżączką z jej fikcyjnymi sporami i nieistotnymi sprawami, niech raczej starają się zdobyć eksperckie wykształcenie, które w przyszłości pozwoli im odtworzyć i rozwijać na potrzeby naszego państwa zaniedbaną teorię policji.

Czy jednak w policji mogą nastąpić zmiany we właściwym kierunku, dopóki kierownictwo nad nią sprawują zawodowi działacze partyjni – dyletanci w każdej dziedzinie administracji rządowej, jaka akurat trafia im się w danej kadencji parlamentarnej? Jako logiczne zwieńczenie procesu zasugerowanego w niniejszym artykule nasuwa się postulat dokonania takich zmian prawnych, aby kierownicze stanowiska w ministerstwach odpowiedzialnych za rdzeniowe funkcje państwa nie mogły być obsadzane politykami z klucza partyjnego, lecz zostały zastrzeżone dla zawodowych państwowców, legitymujących się w swojej dziedzinie wysokimi kwalifikacjami (najwyższych rangą oficerów wojska, policji, służb informacyjnych, funkcjonariuszy służby dyplomatycznej i cywilnej o największych osiągnięciach i stażu itd.). Smutna prawda, zawstydzająca dla naszego państwa i narodu, jest bowiem taka, że ostatnim w Polsce ministrem spraw wewnętrznych posiadającym fachową wiedzę o bezpieczeństwie państwowym był… gen. Czesław Kiszczak.

Zdaję sobie sprawę, że realizacja zarysowanych tu przeze mnie przemian w obecnych warunkach ustrojowych mogłaby pozwolić policji skuteczniej inwigilować i zwalczać środowiska takie, jak moje. Trudno – przemiany te są obiektywnie potrzebne. Właśnie na umiejętności odróżniania racji stanu od osobistych preferencji i grupowych interesów zasadza się myślenie w kategoriach państwowych, a jego wyraźnie brakowało na luźno pojętej prawicy w straconym dwudziestoleciu Republiki Okrągłego Stołu.

Adam Danek

Za: Organizacja Monarchistów Polskich - legitymizm.org | http://www.legitymizm.org/protego-servio

Skip to content