Aktualizacja strony została wstrzymana

„Tajemniczy bank Goldman Sachs”

Fragment książki: Bruno Bandulet, Ostatnie lata euro, przeł. Tomasz Gabiś, Wektory, Wrocław 2011.

 

„TAJEMNICZY BANK GOLDMAN SACHS”

Spośród banków inwestycyjnych najinteligentniejszym, dysponującym najlepszą siecią powiązań, najpotężniejszym i pozbawionym jakichkolwiek skrupułów jest bank Goldman Sachs, założony w XIX wieku przez dwóch emigrantów z Dolnej Frankonii, o nazwiskach, które do dziś tworzą nazwę firmy. Zaproszono mnie kiedyś do odwiedzenia głównej siedziby Goldman Sachs w Nowym Jorku. Byłem pod wielkim wrażeniem wiedzy i umiejętności pracowników tego bankowego koncernu i od tamtej pory wiem, że nie rynek akcji, lecz rynek walutowy i kapitałowy jest najważniejszy. Na rynku papierów wartościowych, będących zawsze specjalnością banku Goldman Sachs, decyduje się los narodów, a także walut takich jak euro.

Tylko naiwni mogą się dziwić, że Goldman Sachs był przy przyjmowaniu przez Grecję euro, dzięki czemu greckie finanse wyglądały na papierze piękniej niż w rzeczywistości, i że był w grze również wtedy, kiedy finansowane przez zagranicę party w Atenach dobiegło końca a dla Hellenów nastał dzień sądu. Bez złamania prawa, oszustwa i zwodzenia wprowadzenie euro jako waluty księgowej w 1999 i jako gotówki w 2002 roku nie byłoby możliwe. Przypomnijmy sobie: zgodnie z traktatem z Maastricht uczestnikami unii walutowej mógł być tylko ten, kto spełniał ściśle ustalone warunki, tak zwane kryteria konwergencji. Dwa z nich miały szczególnie duże znaczenie. Po pierwsze deficyt budżetowy nie mógł wynosić więcej niż trzy procent produktu krajowego brutto. Po drugie, całkowite zadłużenie państwa nie mogło być wyższe niż 60% PKB. Te kryteria obowiązują do dziś. Wielokrotnie łamał je europejski prymus – Niemcy. W przypadku Niemiec można było w 1999 roku jeszcze przymknąć oko. Wprawdzie niemieckie zadłużenie w przededniu wprowadzenia unii walutowej lekko przekroczyło górną granicę 60%, ale nietrudno było sobie wyobrazić, że w krótkim czasie spadnie poniżej dozwolonej granicy. Dzisiaj nie ma co tym marzyć. Ale w Grecji nigdy nie istniała szansa na uzdrowienie finansów publicznych. Już wówczas zadłużenie przekroczyło 100 % PKB. Nawet przy najlepszej woli tego typu nadmiernego zadłużenia nie można było pogodzić z traktatem z Maastricht. Cóż więc innego pozostawało greckim politykom jak sfałszowanie bilansów i wywoływanie naokoło wrażenia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku? Okazali się przy tym prawdziwymi mistrzami kreatywnej księgowości; także inni – na przykład Włosi i Francuzi – posługiwali się różnymi sztuczkami, aby ich zadłużenie wyglądało na niższe niż w rzeczywistości. Chodziło głównie o to, aby nieufną i sceptyczną wobec euro niemiecką opinię publiczną wprowadzić w błąd i uspokoić.

Jak ujawnił „New York Times” z 14 lutego 2010 roku, to gigant z Wall Street, bank Goldman Sachs, pomógł Atenom w wywołaniu optycznego złudzenia, że wielomiliardowych długów nie ma. W 2001 roku, kiedy w Grecji wprowadzono euro w formie bezgotówkowej, Goldman Sachs udzielił rządowi w Atenach kredytu, zakamuflowanego jako transakcja walutowa, dzięki czemu nie było konieczności wykazywania go w księgach jako kredytu, a zatem nie podwyższył on oficjalnie podawanego zadłużenia. Grecja na wiele lat z góry przepisywała na bank Goldman Sachs wpływy z loterii i opłat lotniskowych, aby bez problemów i szybko uzyskać dostęp do świeżej gotówki – naturalnie kosztem przyszłych dochodów budżetu państwa. W całej Europie, donosił „New York Times”, zawierano tego rodzaju deale. Banki dawały gotówkę do ręki, rządy brały pieniądze pod zastaw przyszłych dochodów, podejmując tym samym zobowiązania, które nie pojawiały się w bilansach i można je by ukryć przed opinią publiczną. Również JP Morgan Chase, inny wielki amerykański bank inwestycyjny brał udział w tym procederze. Nie było jednak tak, że to Wall Street stworzyła europejskie problemy z zadłużeniem, ona jedynie pomogła przez dłuższy czas je maskować. Rzecz prosta, doskonale na tym zarabiając. Według „New York Times” za same greckie transakcje z 2001 roku Goldman Sachs zainkasował w prowizjach równe 300 milionów dolarów.

„New York Times” pisał: „Euro narodziło się w grzechu pierworodnym: kraje takie jak Włochy i Grecja przystąpiły do unii walutowej z deficytami wyższymi niż zezwalał traktat. Zamiast podnieść podatki lub zredukować wydatki, rządy te przy pomocy instrumentów pochodnych sztucznie zmniejszyły deficyty.” Dokładnie ten sam trik próbował zrobić minister finansów Eichel, który w przypadku Grecji niczego podobnego nie zauważył. Z pomocą amerykańskiego banku Morgan Stanley i niemieckiego Deutsche Bank sprzedał inwestorom wierzytelności rządu federalnego wobec firmy, będącej sukcesorem poczty niemieckiej (Deutsche Bundespost) – ta tak zwana sekurytyzacja przyniosła osiem miliardów. Tym razem jednak Eurostat (Urząd Statystyczny Unii Europejskiej) był czujny i nie zezwolił na uznanie transakcji za zredukowanie zadłużenia państwa. Wyrafinowana przebiegłość finansowych inżynierów jest zaiste godna najwyższego podziwu. W 2005 roku Goldman Sachs doszedł do wniosku, iż należy pozbyć się greckich „swapów”, i sprzedał je Narodowemu Bankowi Grecji, największej instytucji finansowej kraju. Jak by tego mało, w 2008 roku Goldman Sachs pomógł temuż bankowi, przesunąć „swapy” do specjalnie dla tego celu stworzonej spółki (Special Purpose Vehicle) o nazwie „Titlos”, przy czym bank mógł, stanowiące jego podstawę obligacje jeszcze użyć jako depozyt w Europejskim Banku Centralnym, aby zaopatrzyć się w świeżutkie pieniądze. Jeśli ktoś uważa takie metody za skandaliczne, powinien wziąć pod uwagę, że wszystko było mniej lub bardziej legalne, a ponadto było tylko skutkiem systemu papierowego pieniądza bez pokrycia. Surowsze regulacje rynku kapitałowego także niewiele by dały. W czołowych bankach inwestycyjnych siedzą ludzie lepsi od urzędników Europejskiego Banku Centralnego i europejskich władz finansowych – oni zawsze wyprzedzają ich o krok. Banki inwestycyjne potrafią nawet zarobić podwójnie na jednym interesie: na samej transakcji i na operacji przeciwnej, kiedy się z niej wycofują.

Na początku listopada 2009 roku, kiedy nad Grecję nadciągała już finansowa burza, do Aten przybył zespół wysłany przez Goldman Sachs i przywiózł ze sobą nową ideę. Przedstawił propozycję, jak można by w odległą przyszłość odsunąć długi służby zdrowia. Tym razem Grecy odmówili. Właśnie wybrali nowy rząd. Mieli już dość lekarstw, które nie uzdrawiały, lecz jedynie pozorowały leczenie symptomów. Tamtego listopada panowie z Wall Street zrozumieli, że Grecy już nie chcą lub nie mogą, że gra skończona a kryzys nieuchronnie nadchodzi. Dysponując poufną wiedzą o stosunkach greckich nabytą w ciągu wielu lat, obrócili swoją strategię o 180 stopni, tym razem przeciwko Grecji. Według „Neue Zürcher Zeitung” z 11 lutego 2010 banki JP Morgan i Goldman Sachs były podejrzewane o to, że kupując greckie ubezpieczenia na wypadek niespłacenia kredytu (CDS), wywindowali je na rekordowo wysoki poziom. Rozsiewając niepewność i strach przed bankructwem państwa greckiego podbiły w ciągu trzech dni kursy CDS-ów z 328 na 420 punktów bazowych. 100 punktów bazowych to jeden procent. Czy zatem banki i fundusze hedgingowe są wcieleniem zła? Czy należy je upaństwowić, jak tego żąda w Niemczech Partia Lewicy? Nie, na pewno nie. Pełnią one rolę hien systemu i o tyle spełniają niejednokrotnie pożyteczną funkcję. Nie one są przyczyną problemów, one tylko je uwidoczniają. Dbają o to, żeby godzina prawdy wybiła wcześniej niż wybija zazwyczaj. Zarabiają pieniądze handlując twardymi faktami, a czasami pomagając je zasłonić. Najpierw posunęli Grekom kilka sztuczek, a potem zostawili ich na pastwę losu.

Finansowi kuglarze okazali się wielce użyteczni dla rządów w latach 90. zeszłego wieku, kiedy na dużą skalę zaangażowali się w zakup obligacji emitowanych przez państwa południowej Europy, co spowodowało wzrost ich kursów i obniżkę ich oprocentowania, wytwarzając pozorną konwergencję pomiędzy Niemcami z silną walutą a państwami o słabej walucie. Dopiero ta konwergencja, czyli wyrównanie oprocentowania obligacji umożliwiła wprowadzenie euro i ustanowienie unii walutowej. Było to dokładnie to, czego chcieli i potrzebowali projektanci wspólnej waluty. Nie ma najmniejszej przesady w stwierdzeniu, że bez pomocy wielkich banków i funduszy hedgingowych euro by nie powstało i nic też go nie uratuje, jeśli pewnego dnia ostatecznie skierują kciuki w dół. Zimą 2009/2010 roku jedynie poigrały sobie z bankructwem państwa. Od tamtej chwili – i to jest coś nowego – uwzględniają w swoich kalkulacjach możliwość lub prawdopodobieństwo, że państwa mogą zbankrutować. I nie chodzi tylko o Grecję. Rok 2008 był rokiem kryzysu banków, w 2010 na scenę weszła nowa sztuka: kryzys zadłużenia państwa, akt 1.

Przeł. Tomasz Gabiś

Za: Tomasz Gabiś blog - Głosy zza Odry XVII (05.27.11) | http://www.tomaszgabis.pl/?p=571

Skip to content