Aktualizacja strony została wstrzymana

Pamięć to nieodłączny element prawdy

Dwutomowe dzieło autorstwa Siemaszków poświęcone ludobójstwu na Wołyniu było prawdziwym przełomem w procesie odzyskiwania przez powojenne pokolenia Polaków pamięci o historii Kresów Wschodnich

Z dr. hab. Bogusławem Paziem z Zakładu Historii Filozofii Nowożytnej Instytutu Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego rozmawia Marek Zygmunt

W swojej pracy naukowej i publicystycznej wiele miejsca poświęca Pan zagadnieniom związanym z Kresami, szczególnie z ludobójstwem ukraińskim. Jak w tym kontekście ocenia Pan decyzję o przyznaniu dr Ewie Siemaszko i jej ojcu Władysławowi Nagrody Kustosza Pamięci Narodowej?

– Uważam to za bardzo ważne wydarzenie, którego znaczenie trudno przecenić. Zacznę od samego słowa „kustosz”, bo w odniesieniu do państwa Siemaszków ma to szczególną wymowę. Otóż pochodzi ono od łacińskiego „custos” – strażnik, ale także: nadzorca, badacz, obserwator. „Kustosz pamięci” to zatem ten, kto nadzoruje zachowanie ciągłości historycznego przekazu i jednocześnie bada, wydobywając na jaw, to, co zostało zapomniane lub ukryte. Dwutomowe dzieło autorstwa państwa Siemaszków poświęcone ludobójstwu na Wołyniu było prawdziwym przełomem w procesie odzyskiwania przez powojenne pokolenia Polaków pamięci o tamtej krwawej historii Kresów Wschodnich utraconych w wyniku II wojny światowej. To prawdziwie „benedyktyńska” praca faktograficzna, dokumentująca przerażające świadectwo martyrologii Polaków, ale także Ormian, Żydów i sprawiedliwych Ukraińców. Publikacja ta przełamała nade wszystko zmowę milczenia wokół zbrodni dokonanej przez bandy OUN-UPA i ukraińską SS-Galizien. Była ona podyktowana polityczną poprawnością, którą Polsce narzucają Stany Zjednoczone i usłużne wobec nich m.in. środowiska dawnej Unii Wolności. Należy dodać, że Ewa Siemaszko nie zakończyła swojej pracy dokumentowania zbrodni na wspomnianym dwutomowym dziele, lecz nieustannie prowadzi kolejne badania na tym polu i ich wyniki ogłasza na licznych konferencjach i w naukowych periodykach. Przyznanie tej nagrody państwu Siemaszkom oznacza docenienie niezwykle ważnej roli pamięci historycznej Polaków w kształtowaniu naszej tożsamości, zarówno w skali jednostkowej, jak i zbiorowej (naród, państwo). Warto przypomnieć, że o związkach pamięci i tożsamości pisał w ostatnim dziesięcioleciu nie kto inny, ale m.in. Sługa Boży Jan Paweł II w pracy „Pamięć i tożsamość” (2005). Jako historyk filozofii pragnę przypomnieć, że już u zarania greckiej myśli filozoficznej, tj. w VI wieku przed Chrystusem, Grecy artykułowali istotny związek pamięci i prawdy. Z greckiego „prawda” to „aletheia” – słowo będące złożeniem przedrostka „a”, oznaczającego negację, oraz „lethe”, oznaczającego stan niepamięci i/lub niewiedzy. Prawda zatem dla Greków była synonimem stanu pamięci jako negacji niepamięci, zapomnienia. Z tej etymologii płynie dla nas niezwykle ważny wniosek, że pamięć jest nieodłącznym elementem prawdy, zaś prawda nie jest możliwa bez pamięci. I także z tej czysto filozoficznej, a nie tylko historycznej perspektywy praca państwa Siemaszków zasługuje na najwyższe uznanie.

Przeciwko przyznaniu nagrody występował prof. Andrzej Friszke, który zgłosił do tej nagrody doradcę Bronisława Komorowskiego Henryka Wujca. Domagał się także usunięcia z Kapituły Pawła Kurtyki.

– Przebieg obrad Kapituły znam z relacji ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który umieścił ją na swojej stronie internetowej. Skandalem można nazwać propozycję uhonorowania Nagrodą Kustosza Pamięci Narodowej Henryka Wujca, atakującego przed rokiem m.in. ks. Isakowicza-Zaleskiego, który z ogromną rzeszą Kresowian i osób niezwiązanych ze środowiskiem kresowym protestował przeciw wpuszczeniu do naszego kraju młodych banderowców z Ukrainy. Swoją drogą, czy to nie dziwne, że rzecznik IPN Andrzej Arseniuk odmówił mi udzielenia jakiejkolwiek informacji na temat przebiegu i wyników głosowania Kapituły odnośnie do przyznania wspomnianej nagrody? Jednocześnie po dziś dzień, inaczej niż było to w latach poprzednich, na portalu IPN nie umieszczono jakiejkolwiek informacji o jej przyznaniu. Ogromnym niesmakiem napawa mnie również informacja o zamiarach usunięcia z Kapituły syna śp. Janusza Kurtyki, którego ojciec nie tylko był laureatem Nagrody Kustosza Pamięci, ale również niezwykle zasłużonym dla pracy IPN prezesem tej instytucji, bez której trudno dziś sobie wyobrazić badania nad historią najnowszą Polski. Takie działania są po prostu nieprzyzwoite.

Przygotowuje Pan obszerną publikację poświęconą ludobójstwu na Kresach. Co będzie ona zawierała i kiedy się ukaże?

– Przygotowuję do druku dość obszerny interdyscyplinarny tom pt. „Prawda historyczna a prawda polityczna w badaniach naukowych. Przykład ludobójstwa na Kresach południowo-wschodnich II RP w latach 1939-1946”. Duża część zebranego materiału to efekt ubiegłorocznej konferencji, która odbyła się pod tym samym tytułem na Uniwersytecie Wrocławskim. Łącznie w tomie znajdują się teksty dwudziestu sześciu autorów z: Polski, Kanady, USA, Niemiec, Holandii, Ukrainy i Rosji. Wśród nich jest m.in. trzech prokuratorów z trzech oddziałów IPN, którzy napisali teksty o prawnej kwalifikacji działalności band OUN-UPA i ukraińskich oddziałów SS-Galizien. Trzykrotnie została orzeczona przez nich ta sama kwalifikacja: ludobójstwo. Jest to niezwykle ważne, gdyż zbrodnia tak kwalifikowana nie ulega przedawnieniu i stanowi kategorię prawa międzynarodowego, które daje Polsce duże uprawnienia przy badaniu jej okoliczności np. na terenie Ukrainy. Ponadto mamy w tym tomie podjęte takie zagadnienia, jak kwestia przemilczeń w historii stosunków polsko-ukraińskich lat II wojny światowej, problem tzw. polityki historycznej poszczególnych państw. Osobny rozdział stanowią świadectwa naocznych świadków banderowskiego ludobójstwa. Uwzględniliśmy także różne stanowiska, jakie na Ukrainie zajmują historycy wobec problemu ukraińskiego integralnego nacjonalizmu, który zrodził omawiane ludobójstwo. Oscylują one między radykalną negacją ideologii ukraińskiego faszyzmu i jego krytyką a aprobatą wyrażoną w zacieraniu genetycznego kontekstu i rozmiarów zbrodni. W tomie znalazło się także m.in. niezwykle ciekawe opracowanie poświęcone ukraińskim ofiarom OUN-UPA, które zostały zamordowane z powodu pomocy udzielonej Polakom. Spodziewam się, że tom ukaże się w końcu czerwca br.

Co Pana skłoniło do podjęcia tego tematu? Przecież na co dzień zajmuje się Pan dziejami filozofii siedemnastego i osiemnastego wieku?

– To prawda, zajmuję się przede wszystkim filozofią nowożytną. Interesuję się szczególnie kwestią prawdy i jej różnorakich kryteriów w tym okresie. Prowadzę też ćwiczenia i wykłady na temat filozofii kłamstwa. Jedno i drugie zaś pozostaje w pewnym związku z tematem organizowanej przeze mnie konferencji i publikacji na temat ludobójstwa. Bezpośrednim powodem podjęcia prac nad tym tomem było niezwykle groźne zjawisko manipulacji kategorią prawdy historycznej, które ma swoją bazę w postmarksistowskiej formacji znanej pod nazwą postmodernizmu. Postmodernistyczna manipulacja prawdą historyczną nie oznacza już zwykłego fałszowania historii przez wypowiadanie nieprawdziwych sądów o przeszłości, jak w przypadku np. zbrodni katyńskiej, ale realizowana jest niejako dwukierunkowo. Po pierwsze, prawdę klasycznie rozumianą jako zgodność myśli z rzeczą zastępuje się kategorią politycznej poprawności. W myśl postmodernistów, którym wtórują liczni politycy, prawdziwe jest to, co jest zgodne z aktualnym standardem politycznej poprawności. Chyba najbardziej wyrazistą jej formułę wypowiedział znany marksistowski historyk Jerzy Topolski. Pod koniec życia postulował on, aby klasyczną formułę prawdy zastąpić tzw. konsensusem, którego naczelnym kryterium miałoby być sprzyjanie „umacnianiu się korzystnych przekonań”. Korzystne przekonania zaś to inna nazwa dla przekonań „politycznie poprawnych”. Dawałoby to taki rezultat, że wszelkie opracowania, dokumentujące np. zbrodnie UPA, musiałyby zostać w myśl tego kryterium uznane za nieprawdziwe, gdyż mogą sprzyjać przekonaniom niekorzystnym dla stosunków polsko-ukraińskich. Wszak poprzedni prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko ogłosił bohaterami Ukrainy ludobójców: Romana Szuchewycza, Stepana Banderę wraz SS-Galizien i OUN-UPA. Drugą tendencję w postmodernistycznej historiografii wyraził ten sam wspomniany wcześniej marksista (po 1989 roku nagle stał się postmodernistą), który postulował, aby „odrzucić przeświadczenie, że istnieje jakaś jedna prawda, do której w toku poznawania świata się zbliżamy, oraz przyjąć punkt widzenia pluralizmu prawd”. W myśl tej zasady prawdą jest zarówno to, o czym możemy przeczytać w kolejnych opracowaniach IPN na temat zbrodni katyńskiej, jak i to, co o niej pisała wcześniej przez pół wieku sowiecka historiografia. Pomimo absurdalności i niezwykle szkodliwego charakteru takich poglądów, które historię zrównują z mitologią, są one wykładane w instytutach historii już od pierwszego roku studiów.

W tym kontekście ujawnia się niezwykłe znaczenie pracy Siemaszków.

– Bezwzględnie tak. Mówi się, że aby kłamać, trzeba sztabów ludzi i ogromnych koncernów medialnych, aby zaś mówić prawdę, wystarczy głos pojedynczych osób. Państwo Siemaszkowie swoją książką potwierdzają tę tezę. Nie tylko nie wspierają ich żadne koncerny medialne, ale także instytucje państwowe w najmniejszym stopniu nie promują efektów ich mozolnej i niezwykle wartościowej pracy. A jej efekty są imponujące. Jesteśmy wdzięczni im za ten trud.

Wiem, że Pańska rodzina została także dotknięta ludobójstwem.

– Do zainteresowania się Kresami Południowo-Wschodnimi, a szczególnie ludobójstwem dokonanym na Polakach, skłoniły mnie okoliczności, które wykraczają poza zagadnienia czysto teoretyczne. Moja rodzina ze strony mamy pochodzi z Kresów Południowo-Wschodnich (Obertyn i Stanisławów). Teściowa, Stanisława Wiśniewska, jest rodowitą Wołynianką, która jako dziecko musiała uciekać w środku nocy w koszuli nocnej do lasu, aby ratować życie. Nigdy już nie wróciła do swego domu, który – jak tysiące innych – został rozgrabiony i umyślnie całkowicie zniszczony. Źycie jej i jej rodzinie uratował nieznany Ukrainiec, który w ostatniej chwili ostrzegł ich przed nadchodzącymi banderowcami. Część mojej rodziny, jak wiele innych żyjących na Kresach, została bestialsko zgładzona przez bandy OUN-UPA. W mojej najbliższej rodzinie były też osoby, które nie tylko były świadkami tych zbrodni, ale także w czasie II wojny światowej i bezpośrednio po niej z bronią w ręku walczyły z upowskimi bandami. Nie mogę sobie darować, że w żaden sposób nie utrwaliłem ich bezpośrednich relacji. Z powodu ogromnej traumy po doświadczeniach banderowskiego ludobójstwa w moim rodzinnym domu – tak samo było w innych domach – unikano rozmów na temat Kresów. Był on podejmowany niemal wyłącznie okazyjnie, niejako przyciszonym głosem w rozmowach z sąsiadami. Niestety, z tego powodu wiele najbardziej podstawowych faktów dotyczących tamtych wydarzeń pozostaje dla mnie nieznanych. Wiedzę o nich na zawsze zabrali ze sobą nieżyjący już członkowie mojej rodziny. To wszystko sprawia, że jako potomek Kresowian wypędzonych z ich wielowiekowych siedzib na Kresach, z których część została zamordowana przez bandy OUN-UPA, czuję wewnętrzną powinność, aby przyczyniać się do zachowania pamięci i prawdy o tamtych czasach i ich ofiarach.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Środa, 27 kwietnia 2011, Nr 97 (4028) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110427&typ=po&id=po08.txt

Skip to content