Aktualizacja strony została wstrzymana

Jak zginął dyrektor kancelarii Tuska?

Choć prokuratura umorzyła dochodzenia w sprawie śmierci Grzegorza Michniewicza, dyrektora generalnego kancelarii premiera Tuska, okoliczności jego zgonu trudno uznać za wyjaśnione – piszą Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski w książce „Smoleńsk. Kulisy katastrofy” opublikowanej jako specjalne wydanie miesięcznika „Nowe Państwo”.

Tu-154M 101 wrócił z Samary do Polski 23 grudnia 2009 r. Tego samego dnia w podwarszawskiej wsi Głosków-Letnisko (pow. piaseczyński) znaleziono ciało Grzegorza Michniewicza – od 4 stycznia 2008 r. do śmierci dyrektora generalnego kancelarii Donalda Tuska. Zaczynał on swoją urzędniczą karierę w Kancelarii Senatu, od końca lat 90. pracował w kancelarii premiera. Był tam kolejno dyrektorem Biura Dyrektora Generalnego, dyrektorem Biura Ochrony, pełnomocnikiem ds. ochrony informacji niejawnych i administratorem danych. Ponadto w latach 2000-2001 był pełnomocnikiem ds. ochrony informacji niejawnych w Rządowym Centrum Legislacji, do śmierci pełnił też funkcję członka rady nadzorczej PKN Orlen. Miał najwyższe poświadczenia bezpieczeństwa, zarówno krajowe, jak i NATO oraz Unii Europejskiej. Przez jego ręce przechodziły niemal wszystkie dokumenty kancelarii premiera, także tajne.

Dlatego mogło dziwić, że wokół zagadkowej śmierci Michniewicza – jednego z najważniejszych podwładnych Donalda Tuska – szybko zapadło niewyjaśnione milczenie. Prokuratura po kilkunastu miesiącach śledztwa umorzyła zresztą śledztwo, przyjmując, że Grzegorz Michniewicz popełnił samobójstwo. Wśród dziennikarzy i w internecie krążyły plotki o problemach rodzinnych dyrektora kancelarii, a także o nieuleczalnej chorobie, która miała doprowadzić go do targnięcia się na własne życie.

Samobójstwo „pod wpływem impulsu”

Autorzy książki dotarli do akt prokuraturskich w sprawie Grzegorza Michniewicza. Wynika z nich, że jego zwłoki znalazł rankiem 23 grudnia kierowca Edmund A. – pracownik Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Mężczyzna był zaniepojony, że zawsze punktualny urzędnik nie czekał na niego przed domem. Po konsultacji telefonicznej z bratem Michniewicza (też pracownikiem kancelarii premiera) poprosił o zapasowy klucz do domu mieszkającą na tej samej ulicy kobietę. Sprzątała ona co jakiś czas u Michniewicza.

Edmund A. wszedł do środka. „Za drzwiami pomieszczenia zobaczyłem przewrócony odkurzacz. Po lewej stronie odkurzacza zobaczyłem Grzegorza Michniewicza w dziwnej pozycji, niby klęczącego, siedzącego jednocześnie na piętach. Wokół szyi Grzegorza Michniewicza widziałem zaciśniętą pętlę ze sznura odkurzacza, który zawiązany był na ukośnej belce w przejściu z kuchni do pokoju” – zeznał kierowca. Ciało, już zimne i sztywne („stężenie pośmiertne w pełni rozwinięte” – zanotowali policjanci), ubrane było w spodnie od piżamy i pantofle domowe. Według późniejszej opinii prokuratury, na ciele denata ani w domu nie znaleziono żadnych śladów obecności lub ingerencji innych osób. We krwi Michniewicza wykryto 1,5 promila alkoholu.

Uzasadnienie umorzenia śledztwa przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie brzmi kuriozalnie: „Z zeznań szeregu świadków jednoznacznie wynika, iż Grzegorz Michniewicz miał najbliższe dni dokładnie zaplanowane. W dniu 23 grudnia 2009 r. planował bowiem pojechać do Białogardu, aby z żoną i jej rodziną spędzić święta. Wszystkie jego zachowania podejmowane nie tylko w ostatnich dniach, ale także i godzinach życia, wskazywały, iż plan ten chce wypełnić. Wskazuje na to choćby sporządzony przez niego wniosek urlopowy, zakup prezentów czy też podejmowanie jeszcze późnym wieczorem 22 grudnia przygotowania do wyjazdu. Niewątpliwie więc decyzja o popełnieniu samobójstwa podjęta została nagle pod wpływem impulsu [podkr. – Niezależna.pl]” – podsumował prokurator Tomasz Szredzki.

Jakiego rodzaju impuls mógł sprawić, że urzędnik z kilkunastoletnim doświadczeniem, o ustabilizowanej sytuacji rodzinnej, nagle – w trakcie przygotowań do świątecznego wyjazdu – bez żadnego pożegnania powiesił się na kablu od odkurzacza? Choroba?

Ani lekarze, do których chodził Michniewicz, ani jego koledzy z pracy nic nie słyszeli o żadnej chorobie. Między 11 a 13 grudnia dyrektor generalny kancelarii Tuska był na spotkaniu w Łańsku. Wszyscy pracownicy, którzy tam przebywali, stwierdzili, że był rozluźniony, wesoły i nic nie wspominał o kłopotach ze zdrowiem. To samo w prokuraturze powiedziała żona Michniewicza. „Według żony mąż nie chorował na ciężkie, nieuleczalne schorzenia. Nie leczył się także psychiatrycznie ani nie korzystał z pomocy psychologa” – wyczytali autorzy w aktach śledztwa.

Prokuratorzy przejrzeli domowy komputer Michniewicza. W pliku pt. „Moje plany” zmarły dokładnie zaplanował dzień 23 grudnia; wypisał nawet, z kim ma się spotkać i co zrobić o konkretnych godzinach. Jedna z pracownik Kancelarii Premiera, Monika B., zeznała, że Michniewicz mówił jej, iż ma już kupiony bilet na świąteczny wyjazd do teściów. Paulina T., pracowniczka biura denata, potwierdziła to w prokuraturze: „22 grudnia Grzegorz Michniewicz mówił, że następnego dnia będzie tylko do godz. 14, bo jedzie na święta [….] Według mnie nic kompletnie nie wskazywało na to, że on może pozbawić się życia”. I dodała: „Chcę na zakończenie dodać, że ja nie wierzę, aby on popełnił samobójstwo”.

Rozmowa z Arabskim

Ostatnie godziny życia Michniewicza nierozerwalnie łączą się z osobą Tomasza Arabskiego – szefa kancelarii premiera Tuska, późniejszego organizatora lotu prezydenta RP do Smoleńska. Arabski był prawdopodobnie ostatnią osobą z pracy (oprócz kierowcy Edmunda A., który zawiózł Michniewicza z Warszawy do Głoskowa), z którą rozmawiał Michniewicz. „Był czymś zasmucony […] W końcu powiedział, że odbył bardzo przykrą rozmowę z ministrem Arabskim […] bał się, że zostanie zwolniony” – zeznała w prokuraturze matka Grzegorza Michniewicza, która rozmawiała z nim telefonicznie o godz. 21:26. Syn powiedział jej także, że następnego dnia jedzie do żony do Białogardu.

Małżonka Michniewicza potwierdziła słowa o rozmowie z Arabskim. „Świadek dodała, iż od męża dowiedziała się, że miał on nieprzyjemną rozmowę ze swoim przełożonym, ministrem Tomaszem Arabskim. […] Twierdził, iż na pewno zostanie zwolniony z pracy”.

Czego dotyczyła „nieprzyjemna” rozmowa między Arabskim a Michniewiczem? Wie o tym jedynie sam Arabski, który w prokuraturze zeznał, iż chodziło o propozycję Michniewicza w zakresie wynagrodzeń dla dyrektorów zatrudnionych w Kancelarii Premiera.

Co ciekawe – to właśnie Arabski był ostatnią osobą, z którą Michniewicz kontaktował się telefonicznie przed śmiercią. O godz. 23:08 wysłał mu wiadomość tekstową następującej treści: „Panie Ministrze – wieczorem skontaktował się ze mną Andrzej Papierz, polski ambasador w Bułgarii, informując, że cofnięto mu potwierdzenie bezpieczeństwa. Znam go od czasów premiera Buzka (był wtedy z-cą dyrektora CIR). Czasem się kontaktujemy (jego obecna zastępczyni pracowała długo w KPRM). Informuję o tym, bo pewnie zaraz dowie się Pan (od służb), że kontaktuję się z wrogim elementem2. W razie pytań jestem do dyspozycji”.

Kilka minut wcześniej – o godz. 22:56 – Michniewicz otrzymał osobistego SMS-a od żony (treść wiadomości nie zawierała nic niepokojącego), z którą przedtem rozmawiał przez telefon. Wcześniej dyrektor generalny Kancelarii Premiera kontaktował się też z córką. „Wieczorem dostałam od niego SMS-a z podziękowaniem za książkę […]. Po mojej odpowiedzi SMS-em, że się cieszę z trafionego pomysłu, odpisał mi, że bardzo lubi podróże, że nic innego mu w życiu nie pozostało, chyba że ktoś mu to życie odbierze. Po tym SMS-ie zadzwoniłam do niego. To było ok. godz. 22. […] w trakcie rozmowy ze mną tata był radosny. Ta rozmowa trwała kilka minut i nic w jego głosie nie wskazywało na to, co się później stało”.

Około godz. 22:40 Michniewicz rozmawiał przez internetowy komunikator Skype z mieszkającym w Wielkiej Brytanii przyjacielem Pawłem Gutowskim. Urzędnik kancelarii miał właśnie wrócić ze spaceru z psem, był „w fatalnym stanie”, nie chciał jednak powiedzieć, o co chodzi.

Śmierć Michniewicza wzbudziła w Gutowskim „dużo niepokoju”. „Pewnie zabrzmi to głupio, ale przez niego przechodziło wiele tajnych informacji. Może po prostu wiedział o jedną rzecz za dużo” – powiedział w styczniu 2010 r. tygodnikowi „Wprost”3.

W marcu 2011 r. autorzy książki skontaktowali się z Pawłem Gutowskim. „W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że Grzegorz popełnił samobójstwo. Dziwi mnie też, że choć byłem prawdopodobnie ostatnią osobą, która z nim rozmawiała, zostałem wezwany na przesłuchanie dopiero pod koniec lutego 2010 r. Policjanci tłumaczyli, że o mojej rozmowie z Grzegorzem dowiedzieli się z prasy” – powiedział Gutowski.

Jak wynika z akt śledztwa w sprawie śmierci Grzegorza Michniewicza, prokuratura i policja zbadały tylko komputer domowy zmarłego. 20 stycznia 2010 r. zdecydowano, że należy powołać biegłego, który zbada także laptop zabezpieczony w gabinecie Michniewicza w Kancelarii Premiera.

14 lipca 2010 r. prowadzący śledztwo Tomasz Szredzki uchylił jednak to postanowienie. Zawartości służbowego laptopa urzędnika ostatecznie nie sprawdzono.

————————————————————————————————————–

Więcej o sprawie tajemniczych samobójstw przed katastrofą smoleńską, a także o innych faktach związanych z tym wydarzeniem, w specjalnym książkowym wydaniu „Nowego Państwa” – dostępnym od 31 marca w kioskach i salonach prasowych (m.in. Empik). Cena: tylko 12 zł

Za: niezalezna.pl (2011-04-04) | http://niezalezna.pl/8489-jak-zginal-dyrektor-kancelarii-tuska

Skip to content