Aktualizacja strony została wstrzymana

Mały konspirator i leninowskie normy – Stanisław Michalkiewicz

Ponieważ podczas pielgrzymki ad limina, jaką rząd premiera Tuska odbył do Izraela, a ściślej – do Jerozolimy, której większość państw świata – w tym również Polska – za stolicę Izraela nie uznaje – więc ponieważ podczas tej pielgrzymki Władysław Bartoszewski, nie wiedzieć czemu tytułowany „profesorem”, zdradził tajemnicę, że wszystkie cztery ugrupowania parlamentarne w Polsce wprost prześcigają się w okazywaniu bezcennemu Izraelowi przyjaźni – chwilowo nie było o co toczyć potępieńczych swarów – wydarzeniem tygodnia stało się wyjście posła Błaszczaka ze studia Radia Zet zanim jeszcze pani red. Monika Olejnik zakończyła przesłuchanie, nie wiedzieć czemu nazywane „audycją”. Taka samowola posła Błaszczaka wywoła oczywiście zgorszenie całego Salonu i niechybnie spotka go teraz z jego strony ostracyzm – ale to jeszcze nic w porównaniu z karą pieniężną, jaką za podobną demonstrację nałożył na mnie niezawisły sąd, kiedy samowolnie, to znaczy – bez pozwolenia, opuściłem gmach sądu. „Stąd nauka jest dla żuka” żeby od wszelkich funkcjonariuszy publicznych trzymać się jak najdalej tym bardziej, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż 20-letni okres pieriedyszki się kończy i powraca kolejne zlodowacenie. Trawestując popularną w swoich czasie piosenkę można by zaśpiewać, że „udało nam się raz złapać oddech, następna szansa będzie za sto lat!

Ja kiedyś też dostałem telefoniczne wezwanie na przesłuchanie do TVN i może siłą inercji bym poszedł, ale w samą porę przypomniałem sobie instrukcję „Mały Konspirator”, jaką jeszcze w latach 70-tych Czesław Bielecki opracowali dla potrzeb opozycjonistów. Radził im tam między innymi, żeby w razie telefonicznego wezwania na przesłuchanie domagali się formalnego wezwania na piśmie, z numerem sprawy, zaznaczeniem przepisu kodeksu karnego, osoby podejrzanej, no i oczywiście – w jakim charakterze wzywany jest wzywany – czy podejrzanego, czy świadka, czy kogoś jeszcze innego. Przestrzegał, by nie traktować serio świstków, na których milicja czy SB wpisywała, że wzywa „w sprawie urzędowej”, bo rzeczywiście – kodeks postępowania karnego, podobnie jak konstytucja ZSRR, nakazywał przestrzeganie tych wszystkich procedur, ale ani milicji, ani SB-kom, ani tym bardziej – obywatelom nie przychodziło do głowy, by traktować to serio.

Toteż kiedy podjudzeni przez „Małego Konspiratora” opozycjoniści zaczęli domagać się przestrzegania procesur przewidzianych w kodeksie, zdziwienie SB-ków nie miało granic. Więc kiedy uprzejmy pan redaktor wezwał mnie przez telefon na przesłuchanie do TVN, odpowiedziałem mu, że oczywiście się stawię, wszelako pod warunkiem, że otrzymam formalne wezwanie na piśmie, z zaznaczeniem numeru sprawy, przepisu kodeksu, nazwiska głównej osoby podejrzanej, no i oczywiście – w jakim charakterze jestem wzywany – czy podejrzanego, czy świadka, słowem – postąpiłem zgodnie z instrukcją zawartą w „Małym Konspiratorze”. Pan redaktor był niezmiernie zdziwiony, podobnie jak przed 33 laty SB-cy – ale wyjaśniłem mu, że transformacja ustrojowa – transformacją, a porządek musi być.

Od tamtej pory – a było to ładnych parę lat temu – już nigdy nie dostałem z TVN ani telefonicznego, ani formalnego wezwania. Dopiero ostatnio otrzymałem z niezawisłego sądu powiestkę i pozew o ochronę dóbr osobistych, jaki w imieniu TVN sporządził pan prof. Piotr Kruszyński i pani mec. Izabela Kruszyńska-Świątek. Nieomylny to znak, że co ma wisieć – nie utonie i że mimo upływu 33 lat surowa ręka sprawiedliwości ludowej znowu groźnie się nade mną wzniosła, by, wprawdzie z opóźnieniem spowodowanym pieriedyszką, niemniej jednak wroga ludu dosięgnąć, zgodnie z rotą ówczesnej przysięgi wojskowej: „a gdybym nie bacząc na tę uroczystą przysięgę obowiązek wierności wobec ojczyzny złamał, niechaj mnie dosięgnie surowa ręka sprawiedliwości ludowej”. A ja rzeczywiście złamałem, bo ośmieliłem się wystąpić zarówno przeciwko przewodniej roli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, jak i sojuszowi ze Związkiem Radzieckim, który według spiżowych słów Mieczysława Moczara, „dla partyjniaków” zawsze był i pozostanie „prawdziwą ojczyzną”. Kto by pomyślał, że Nemezis dziejowa, w charakterze postillon d’amour przybierze sobie pana prof. Piotra Kruszyńskiego i panią mec. Izabelę Kruszyńską-Świątek?

Mniejsza wreszcie o mnie, bo zachodzę w głowę, dlaczego właściwie nasi Umiłowani Przywódcy biegają w podskokach do tych wszystkich telewizji i poddają się przesłuchaniom. Jestem pewien, że nie dostają formalnych wezwań, zgodnych z wymaganiami odnotowanymi w „Małym Konspiratorze”, więc odmowa stawiennictwa nie pociągnęłaby dla nich żadnych prawnych konsekwencji. Być może obawiają się, że jeśli się nie stawią i nie pokażą w telewizji, to lud o nich zapomni, nie zostaną ponownie wybrani i przez następne 4 lata będą musieli wydłubywać kit z okien. Wszystko to oczywiście być może, ale gdyby tak przestali poddawać się przesłuchiwaniom, to telewizyjni funkcjonariusze musieliby onanizować się wzajemnie we własnym gronie – a wtedy nie jestem pewien, czy nawet „młodzi, wykształceni, z wielki miast”, chociaż mają strusie żołądki, chcieliby się katować takimi widowiskami. W tej sytuacji jedyna rzecz, jaka może ich skłaniać do szlajania się po tych wszystkich telewizjach, to pragnienie sprostania leninowskim normom życia partyjnego, zwłaszcza w zakresie utrzymywania więzi z masami.

Jak wiadomo, odchodząc od nas nakazał nam towarzysz Lenin za wszelką cenę utrzymywać więź z masami, bo jak tylko partia zaczyna tracić więź z masami, to zaraz zaczynają się zgryzoty. Akurat wchodzi na ekrany film o Janku Wisniewskim, co to „padł”. No dobrze – ale dlaczego on „padł”? Ano dlatego, że w roku 1970 partia chwilowo utraciła więź z masami i dopiero Edward Gierek musiał zapytać: „pomożecie?”, na co Lech Wałęsa odpowiedział: „pomożemy!” i w ten sposób więź partii z masami ponownie została nawiązana. Cóż jednak z tego, skoro w roku 1980 partia ponownie utraciła więź z masami, aż zaczęła ją odzyskiwać w roku 1993, by ponownie ją odzyskać w roku 2001. Niestety Lew Rywin przyszedł do Adama Michnika i partia znowu utraciła więź z masami, by właśnie teraz, nie bez udziału niezawodnego Lecha Wałęsy, na naszych oczach ponownie ją odzyskiwać. Kiedy tak, to nie ma rady; każdy, kto chce pozostać Umiłowanym Przywódcą, musi poddawać się przesłuchaniom aż do samego końca – jakikolwiek by on nie był.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   8 marca 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1958

Skip to content