Aktualizacja strony została wstrzymana

Paraliż postępowy – Stanisław Michalkiewicz

Czy świat idzie z postępem? Wszystko zależy od tego, co przez to rozumiemy – twierdził Józef Stalin, mając w tym względzie całkowitą rację, jak zresztą we wszystkim, co mówił. Możemy się o tym przekonać podczas lektury dzieł zebranych autorytetów moralnych, zwłaszcza starszego pokolenia, którzy wprost nie mogli się tych mądrości nachwalić. Nie dlatego bynajmniej, żeby się czegoś bali; o tym nie ma mowy – a zatem wszystkie te panegiryki, wszystkie te pimpoletki, które ku czci Ojca Narodów tworzyła poetessa noblistka, to najprawdziwsza prawda i sam literacki cymes. Inaczej musielibyśmy podważyć wszystkie legendy – no a jakże tu żyć bez legend? „Jakże żyć bez mrzonki?” – pytał retorycznie Antoni Słonimski, który zresztą sam też nie był bez winy, czemu dał wyraz w epilogu „Sądu nad Don Kichotem”: „Źe byłem kiedyś małoduszny, że kiedyś brakło mi odwagi i że milczałem wbrew sumieniu, umierający chcę być nagi. Chcę zrzucić z piersi ciężar duszny i raczej spocząć w zapomnieniu w przydrożnym prochu i popiele, niż na wysokim katafalku w waszych fałszywych bóstw kościele”.

Teraz jednak nikt już tak nie myśli; wszyscy jeden przez drugiego, z małpią zręcznością wspinają się, jak nie na fotele, to chociaż na katafalki. Na przykład były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju, który ostatnio nie tylko zatęsknił za „nowym komunizmem”, ale w dodatku przyznał się, że podpisał SB-kom papiery, bo „wszyscy podpisywali”. Jakże „wszyscy” skoro właśnie okazało się, że „drogi Bronisław”, czyli prof. Bronisław Geremek jednak nie podpisał? Pan red. Tomasz Terlikowski wszystkich za karygodne podejrzenia przeprosił, za co został pochwalony („wot maładiec!”) przez samą panią Ewę Milewicz z „Gazety Wyborczej”, a tylko patrzeć, jak smagany ze wszystkich stron red. Roman Graczyk będzie musiał uczynić to samo, bo skoro do pokrzykiwań red. Kozłowskiego dołączył również prof. Marcin Król, nawet nie zadając sobie trudu przeczytania książki, to widać, że nie tylko moralny punkt ciężkości przesuwa się we właściwym kierunku, ale przede wszystkim – o czym świadczy casus prof. Marcina Króla – mamy do czynienia z recydywą wiedzy apriorycznej, z której słynął właśnie Józef Stalin. Jednym słówkiem potrafił konfundować największych mądrali z każdej dziedziny, którzy w dyskusjach z nim tracili pewność siebie i potrafili tylko niezrozumiale się jąkać.

Najwyraźniej wśród oficerów prowadzących naszych Umiłowanych Przywódców pojawiły się jakieś zaburzenia koordynacji; jedni stawiają już na panświnizm, to znaczy – że „wszyscy” – i tak dalej, więc były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju postępuje zgodnie z instrukcją – podczas gdy inni o żadnym panświnizmie nie chcą słyszeć. Przeciwnie – na tym etapie odrzucają nawet wypróbowaną formułę, że „bez swojej wiedzy i zgody”, zalecając taktykę zaprzeczania totalnego. W takim zamieszaniu niepodobna odpowiedzieć na pytanie, czy jest postęp, czy go nie ma.

Z podobnym zamieszaniem mamy do czynienia również w innych, mniej delikatnych, zdawałoby się dziedzinach. Na przykład – w finansach. Jest postęp, czy nie ma? Niby powinien być, bo i telefony i komputery, no i personel niby wytresowany tak, że skacze przed klientem z gałęzi na gałąź. Ale popatrzmy; jest rok 1898 i do Krakowa przybywa Stanisław Przybyszewski. Oto co pisze w swoich wspomnieniach, a co powtarza Tadeusz Boy-Źeleński: „Całe szczęście, że na pieniądze, które wiozłem do Polski, miałem czek na Wiedeń, inaczej bym bez jednego centa przyjechał do Krakowa; ten czek mnie uratował.” A skąd ten czek na Wiedeń? Ano, Ignacy Paderewski, opatrznościowy Paderewski!

Ale mniejsza o to, bo czytajmy dalej: „zapytałem, gdzie mogę mój czek zrealizować, a w tej chwili wypłacono mi całą zawartość mego czeku i to w samych pięcioguldenówkach, aby suma pokaźniej wyglądała”. A jak to wygląda dzisiaj, w roku 2011 w Warszawie? Oto dostałem czek na sto dolarów i zacząłem poszukiwać po Warszawie banku, gdzie mógłbym go zrealizować. W jednym poradzono mi, bym poszedł do Citibanku , bo czek był w tym właśnie banku – tyle, że w USA – wystawiony. Kiedy tam wszedłem, pani w recepcji od razu zapytała, co może dla mnie zrobić, więc odpowiedziałem, że może wskazać mi okienko, w którym zrealizuję czek. Wskazała mi, a jakże – a w okienku urzędnik znowu zapytał mnie, co może dla mnie zrobić – ale gdy powiedziałem, że może przyjąć ode mnie czek i wypłacić mi 100 dolarów – natychmiast przybrał minę przedstawiciela władzy i oświadczył, że MUSZĘ w tym celu założyć u nich konto i że to będzie kosztowało. Zapytałem ile – czy przypadkiem nie więcej, niż 100 dolarów? Zrobiwszy naprędce jakieś obliczenia odparł, że więcej. Stwierdziłem zatem, że pod pretekstem realizacji czeku, w biały dzień chcą mnie tutaj okraść i że za zasłoną wytresowanej uprzejmości ukrywa się tu najgorsza banda od czasów kapitana Kida.

Wbrew reklamie, jaką puszczają na swojej stronie internetowej, nie uważam, by był to bank ”godny zaufania”. Przeciwnie – sam będę omijał go szerokim łukiem i takie samo postępowanie będę zalecał wszystkim znajomym. Oczywiście te moje groźby nie robią na nikim wrażenia, bo dzisiaj banki w ogóle nie muszą nawet mieć klientów, żeby obdzierać ich ze skóry. Wystarczy, że wejdą w zmowę z rządami, zwłaszcza tymi „wrażliwymi społecznie” i od razu mają miliony niewolników. A w ogóle realizacja czeku w Warszawie trwa dzisiaj aż 6 tygodni! Nie ma żadnego porównania z błogosławionym wiekiem XIX, kiedy to Stanisławowi Przybyszewskiemu w Krakowie zrealizowano czek „w jednej chwili”. Teraz oczywiście nikt już tego nie robi, oferując w zamian „produkty”, które właśnie doprowadziły wszystkich na krawędź zapaści finansowej – za co Bogu ducha winny świat musiał wpompować bajońskie sumy w sektor bankowy, gdzie przepadły bez śladu, niczym w czarnej dziurze. Ale w XIX wieku bohaterem gospodarki był przedsiębiorca i inżynier, podczas gdy dzisiaj – biurokrata i bankier – co zresztą na jedno wychodzi. Nic dziwnego, że świat nęka paraliż – on jeden postępowy.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   2 marca 2011

Za: michalkiewicz.pl | http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1951

Skip to content