Aktualizacja strony została wstrzymana

Pożegnanie z domem

10 kwietnia 1940. Lwów został wstrząśnięty do głębi nową falą aresztowań, jakie miało miejsce ostatniej nocy. Aresztowano kilka tysięcy mężczyzn. Ci, którzy uniknęli aresztowania, chodzą, jak błędni, sypiają w pobliskich lasach, w ogrodach i na polach..

Jazda na Zamarstynów uciążliwa. W pierwszych dniach kwietnia mam „wychodnoj”, poczynię starania o zmiane pracy.

Uzyskałam przeniesienie do ogrodów Klimowicza, położonych naprzeciw naszej kamienicy. Oprócz tego wyszłam do miasta, a może znajdę zajęcie w restauracji, gdzie będzie można coś zjeść?

12 kwietnia zajęłam miejsce w ogonku przed artelem restauracyjnym. Postanowiłam zostać kelnerką. Ogonek był długi, czekały niewiasty w różnym wieku, bo każdej zależy nie tyle na pracy, ile na zjedzeniu gorącego posiłku.

Po godzinnym wyczekiwaniu wyszedł dyrektor artelu. Był średniego wzrostu, liczył ponad 30 lat. Trochę łysawy, w długich butach i granatowej rubaszce po wierzchu. Dyrektor przeszedł długi ogonek, spozierając na nas od stóp do głowy. Wybrał dwie: młodą Żydówkę i mnie. Wręczył nam numerki i polecił przyjść jutro do pracy.

Dyrektor nie budził zaufania. Po naradzie z mamą, zrezygnowałam z pracy, jako kelnerka, a postanowiłam podjąć pracę w ogrodach Klimowicza.

Po południu przypadkowo spotkałam na ulicy Ukraińca Kobowa, obecnie dyrektora gimnazjum w Przemyślanach. Przybył do Lwowa, aby ostrzec Wojtusia Zimmermanna, bowiem ojca jego aresztowano. Pobiegłam ostrzec Wojtusia, ale nie zastałam go. Poprosiłam, by jutro przyszedł do mnie.

Wieczorem zagrzałam dwa baniaki wody i wzięłam kąpiel. Około godziny 10-tej wieczorem zaszłam do cioci Stasi, mieszkającej na parterze. Wuj Eli, drżącym głosem, opowiadał:

-Już od rana w naszej bramie stoi „pelikan”- tak nazywano enkawudystów w cywilu -Dzisiaj w nocy będą wielkie aresztowania, bowiem zarekwirowano wszelkie pojazdy mechaniczne, nawet wozy pocztowe.

Po ciele przeszedł mnie dreszcz. Doznałam dziwnego uczucia niepokoju. Pobiegłam do domu, zgasiłam światło i poszłam spać. Leżąc w łózku, pomyślałam: „Czyżby to miała być moja ostatnia noc w tym mieszkaniu?”

Usiłuję zasnąć, ale nie mogę. Wreszcie zmorzył mnie sen, drzemię. W tym zerwał mnie przeraźliwy dzwonek, a mogła to być godzina jedenasta. Dzwonek coraz przeraźliwszy, słyszę walenie w nasze drzwi do przedpokoju. Mama przyszła do mego pokoju, drży, jak osika, pyta:

-Ewo, co to będzie, co mam robić?

Dzwonek i walenie w nasze drzwi ani na chwilę nie ustaje. Dobijanie coraz natarczywsze. Kładę mamę do łóżka i rozgrzewam własnym ciałem. Powoli przychodzi do siebie. Przytulone czekamy. Po głowie przebiega mi myśl: „na pewno nas wywiozą”. W myśli obejmuję mieszkanie, jak spakować i co zabrać?

Dzwonek nie ustaje, a walenie w drzwi natarczywe. Koncert ten trwał do godziny 3-ciej rano, potem przystąpiono do wyłamywania drzwi. Widząc beznadziejną sytuację, postanowiłyśmy otworzyć drzwi. Mama podeszła i otworzyła drzwi. W drzwiach były już poważne szpary od wyłamywania bagnetem. Pod drzwiami zastałyśmy: czarnego pelikana, oficera N.K.W.D. w mundurze, trzech żołnierzy N.K.W.D. z wymierzonymi karabinami oraz dwóch uzbrojonych milicjantów.

Czarny pelikan obwieścił:

-Przeprowadzimy rewizję. Uzbrojona horda weszła do mieszkania, zaszli do pokoju mamy, podeszli do podręcznego neseserka, stojącego na nocnym stoliku, otworzyli neseserek i przeprowadzili szczegółową rewizję. Skonfiskowali złote, austryjackie talary, zaś kolczyki brylantowe, oprawione w platynę, drugie w szmaragdy, pierścionki z rubinami i brylantami oraz inne części biżuterii wartościowej, odrzucili, jako „szkło w srebrze”.

Na nocnym stoliku leżał ręczny, złoty zegarek damski. Mama patrzy-zegarek znikł. Ukradły go „władze sowieckiego N.K.W.D.”

Mama nie daje za wygraną, poirytowanym głosem żąda zwrotu zegarka. Wreszcie oficer sowiecki „znalazł” zegarek w zupełnie innym miejscu. Po prostu wyjął zegarek z kieszeni.

Splądrowali całe mieszkanie, otwierali szafy, szuflady, patrzeli w łóżkach i pod łóżkami.

Po rewizji „czarny pelikan” nakazał mamie pakować niezbędne rzeczy, powiedział:

-Pojedziecie pod Kijów do kurortu, do męża. On tam na was czeka w przygotowanym mieszkaniu.

Następnie zapytał:

-Gdzie wasza córka?

-Wyjechała.

-Kto wy?- zapytał mnie pelikan.

-Jestem Piotrkowska- powiedziałam.

-Gdzie pracujecie?

Wyjęłam zaświadczenie pracy i okazałam.

„Czarny Pelikan” przywołał stróżową Józefową, zapytał:

-Kto ona?

-Piotrowska- powiedziała stróżowa.

-Czy to córka tej starej?- zapytał

Oczyma daję znak Józefowej, by powiedziała „nie”.

Józefowa toczy ze sobą walkę, ściszonym głosem powiedziała:

-Tak.

Na to „czarny pelikan”:

-Dawaj, pojedziesz również do kurortu.

-Ja nie chcę jechać! Czekam na powrót męża. Jest w niewoli niemieckiej- powiedziałam.

-Niczewo. Napiszesz podanie do marszałka Woroszyłowa, mąż zostanie z niewoli zwolniony i przyślą go tobie.

Z miejsca przystapiłam do pakowania. Pod wpływem zdenerwowania rozbolał mnie żołądek. Chcę pójść do ustępu, ale „czarny pelikan” nie pozwala. Po gwałtownym naleganiu i zagrożeniu, wyraził zgodę, ale dał mi asystę żołnierza N.K.W.D. z karabinem. Siedzę na klozecie, a obok mnie stoi żołnierz z karabinem w ręku i pilnuje.

Mama podeszła do kredensu, aby zażyć waleriany. Źołnierz wydarł mamie lekarstwo, a kiedy podeszła do okna, stoi przy mamie i trzyma bagnet przy jej piersi.

Milicjant Polak, pomógł mi spakować rzeczy. Jemu zawdzięczam szereg cennych przedmiotów, których nigdy bym nie zapakowała. „Czarny pelikan” chodzi po mieszkaniu i spisuje meble, po czym każdy pokój z osobna plombuje.

Pani Łodyńska przywiozła nam gorącego mleka, przyszedł wuj Alojzy, by pożegnac nas. Źołnierz N.K.W.D. nakazał mu siadać.

Wuj siedzi, jest blady, mówi:

-Na pewno zabiorą mnie razem z wami.

Na dworze świta. Pod kamienicę zajechał ciężarowy samochód. Powrócił „pelikan” i pozwolił wujowi na pożegnanie nas. Wuj wpierw pożegnał mamę, a następnie mnie.

Płakałam, powiedziałam:

-Wuju, powiedz Mietkowi, że cokolwiek mnie spotka, zawsze będę go kochać. Dołożę wszelkich starań, by to wszystko przetrwać. O mamę bądź spokojny, otaczać ją będę opieką i nie opuszczę jej.

Płakaliśmy wszyscy, płakała pani Łodyńska, płakał wuj, płakała mama i płakałam ja.

Wuj i pani Łodyńska odeszli. Źołnierze wzięli nasz bagaż. Inni, pod karabinami najeżonymi bagnetami, wyprowadzili nas z naszego domu, w którym mieszkałam od urodzenia.

Wygnano nas z domu. We wszystkich mieszkaniach odchylano drzwi, żegnali nas ze łzami w oczach nasi lokatorzy.

Na ulicy, wokół ciężarówki, biegał wuj Eli, z rozpaczy rwał sobie z głowy siwe włosy, a z okien spoglądały na nas wystraszone twarze, zroszone łzami.

Wsadzili nas na ciężarówkę. Stanęłam i zrobiłam znak krzyża nad tymi, którzy nas żegnali, a oni błogosławili nas.

Ciężarówka ruszyła. Raz jeszcze rzuciłam okiem na naszą kamienicę, pragnęłam jak najdłużej zachować jej obraz w pamięci. Nagle ciężarówka stanęła pod numerem 6-tym. Z kamienicy wyprowadzili Baboniową i załadowali na ciężarówkę.

Ośmiu, po zęby uzbrojonych rabotników N.K.W.D. transportuje trzy bezbronne niewiasty.

Ze Lwowa do Kazachstanu – kartki z pamiętnika kuzynki Ewy

POPRZEDNIE CZĘŚCI Ze Lwowa do Kazachstanu – kartki z pamiętnika kuzynki Ewy:

Za: Ze Lwowa do Kazachstanu – kartki z pamiętnika kuzynki Ewy | http://pamietnik-ewy.blogspot.com/2011/03/pozegnanie-z-domem.html