Aktualizacja strony została wstrzymana

Smoleńskie kozły ofiarne – gen. Waldemar Skrzypczak

Ze zdumieniem obserwuję to, co się dzieje w mediach w sprawie smoleńskiej katastrofy. To, że co rusz pojawiają się sensacyjne informacje. I zastanawiam się, czemu mają one służyć? Nie mogę uwierzyć, jak skutecznie szuka się sposobów, aby rozmydlić odpowiedzialność, aby sprawę i uwagę opinii publicznej odwieść od zasadniczego wątku katastrofy, badanego przez komisje ministra Millera. Zmącić racjonalne myślenie. Stworzyć nieracjonalne teorie, po zamach włącznie.

Zastanawiam się, czemu mają służyć dwa „cuda” ostatnio w mediach objawione. Kłótnia (?) dowódcy Sił Powietrznych z pilotem i „uprzejmy donos” na pilotów Jaka-40. Minął prawie rok od katastrofy i my nagle dowiadujemy się o ostrej wymianie zdań i złamaniu przepisów przez pilotów. Pytam, dlaczego rok z tym czekano? Czy po to, aby śledztwo przedłużać w nieskończoność, podsyłając co rusz nowe „fakty”? A może, by rozszerzyć krąg winnych? Nawet o tych, co tylko wykonali swoje zadanie.

Dla mnie ważny jest inny aspekt tych wydarzeń – próba skłócenia środowisk wojskowych. Dokonania podziału na tych winnych i tych, którzy byli zawsze OK. To, że gen. Błasika osądzili jego koledzy, nie broniąc jego godności, już wiemy. Dziś zdaje się, w świetle „objawień”, że gen. Błasik był w Siłach Powietrznych sam. Wszyscy pozostali – ci, którzy go kreowali, ci którzy go awansowali, doradzali m.in. w kwestiach szkolenia, jakby nagle zapadli się pod ziemię. Pozostaje wrażenie nieograniczonej władzy nieomylnego gen. Błasika, przeświadczenie, że wszystkiemu winien jest tylko ON.

A ja pytam – czy widział ktoś wniosek MON-u do Prezydenta o odwołanie gen. Błasika ze stanowiska? Jeżeli był taki wniosek, wycofam to, co tu napisałem.
Lecz póki co nie mam powodów, by nie przypomnieć „zapominalskim”, że podwładni ich bacznie obserwują. I wyrabiają sobie własny o nich osąd…

Jak było naprawdę, orzeknie sąd. Natomiast nam, żołnierzom, nie wolno zapominać o pryncypiach. Każdy żołnierz ma prawo i obowiązek wyrazić swoją opinię o możliwościach wykonania zadania, w tym przypadku lotu. I powinien być wysłuchany. To gwarantuje zasada dobrego dowodzenia. Czy w SP dawano pilotom możliwość odmowy rozkazu? Czy dopuszczano już zwyczajowo do startów i lądowań w warunkach ekstremalnych? Czy czynił to tylko gen. Andrzej? Czy nie była to od lat kultywowana tradycja? Akceptowana przez najwyższych? To warto poznać.

Ja mam o pilotach jak najlepszą opinie. Latałem z nimi wielokroć w różnych warunkach. Sprawiali się dobrze. Byli dobrze przygotowani, odważni i merytoryczni.

Nie rozumiem, dlaczego oskarżono pilotów Jaka-40. Przez rok dysponowano wszystkim, co pozwoliłoby podjąć decyzję dużo wcześniej. Albo więc ktoś zaniedbał swoje obowiązki albo kogoś do „donosu” zmuszono politycznie. Nigdy, w mojej 33-letniej praktyce dowódczej, z takim zaniechaniem się nie spotkałem. Bo przecież wnioski z dochodzenia na temat niezgodnego z przepisami lądowania Jaka powinny być natychmiast wdrożone do realizacji w wojsku!

Czuję tu zapach politycznej rozgrywki. Szukania ofiar. Wojska Lądowe mają swój mocno upolityczniony proces o Nangar Khel. Teraz podobny proces będzie w SP. Tylko, że w WL winnych wskazali politycy – nikt z nas w tym się nie nurzał.
A dodatkowej pikanterii sprawie dodaje fakt, że ci chłopcy będą ściągani za wyjątkowe umiejętności i … szczęście, które pozwoliło im uniknąć najgorszego. Jak to nazwać?

Gen.Waldemar Skrzypczak

Za: Blog gen. Waldemara Skrzypczaka | http://skrzypczak.blog.interia.pl/?id=2041439

Skip to content