Aktualizacja strony została wstrzymana

„Maleńcy uczeni” zapędzają do łagru – Stanisław Michalkiewicz

O czym tu dumać na warszawskim bruku, jak żuk po uszy siedząc w muchotłuku (patrz Dostojewski – „Biesy” – rozdział czwarty)?” – zastanawiał się Janusz Szpotański. I rzeczywiście – znikąd pociechy – „gdy wokół nędza, nuda i głupota, w której masz reszty dokonać żywota.” Można byłoby już całkiem popaść w desperację a nawet depresję, na którą ponoć cierpi aż dziesięć procent mieszkańców naszego nieszczęśliwego kraju – gdyby nie „maleńcy uczeni”, skupiający się niczym muchy wokół… no, mniejsza z tym, to znaczy – wokół „Krytyki Politycznej”. Kiedy już znikąd pociechy, zawsze możemy skierować wzrok ku tej intelektualnej produkcji i od razu nastrój się poprawia. Oczywiście nie na tyle by się na trwale pozbyć melancholii, ale zawsze to jakaś rozrywka. Przede wszystkim dlatego, że „maleńcy uczeni” celebrują się ze śmiertelną powagą, co przynosi dodatkowy, niezamierzony efekt komiczny, jak w przypadku kawiarni podarowanej im przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, czy jakiegoś innego rozdawcę publicznego dobra, którą nazwali „Nowy Wspaniały Świat”. Z podobną powagą celebrował się, a ściślej – był celebrowany za komuny prof. Tadeusz Kotarbiński, sportretowany przez Janusza Szpotańskiego w „Cichych i Gęgaczach” w postaci „Świeckiego Archanioła”: „Wygodnie starego piernika na fotel prezesa jest wznieść. Choć uwiąd mu oczki przymyka, tak lubi bajdurzyć i pleść! Kopnął Jana Piotr atoli Jan wykrzyknął: Dupa boli! – w czym popełnił wielki błąd, a ten błąd się bierze stąd…” – i tak dalej. Albo ta – z „Pleplutek Teofoba Doro”: „Na wieść, że Piotra męczy starość i zgrzybiałość ogarnia Jana litość i serdeczna żałość. Więc powiada do niego: Piotrze, masz sklerozę, czas po temu, byś zażył cyjankali dozę…” Więc kiedy pan Michał Sutowski – sekretarz redakcji „Krytyki Politycznej”, gdzie zasiadają przedstawiciele kolejnego pokolenia żydowskich, jak np. Agnieszka Graff, Michał Bilewicz. Kazimiera Szczuka, Jarosław Lipszyc, czy razwiedkowych dynastii, jak np. Maciej Gdula – a zarazem redaktor dzieł wszystkich Jacka Kuronia, napisał o włoskim premierze Sylwiuszu Berlusconim, jak to „podstarzały satyr odmóżdża cały naród” włoski przy pomocy swojej telewizji, to nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wzorem wyposzczonych rewolucjonistów z XIX wieku, których ekscytowała opublikowana przez spółkę Marks & Engels wizja wspólnych żon, trochę włoskiemu premierowi zazdrości tych wszystkich „bunga-bunga” – ale oczywiście ambicja nie pozwala mu się do tego przyznać, toteż manierą „maleńkich uczonych” zawiść swoją drapuje w szalenie naukowe wywody na bazie nieubłaganych praw dziejowych. W szczególności dziwi go, a nawet gorszy patrzenie na kobietę, jako „obiekt adoracji”. To poniekąd zrozumiałe; kiedy obcuje się na co dzień z członkiniami redakcji „Krytyki”, dajmy na to, pania filozofową, to o żadnej adoracji oczywiście mowy być nie może, gdyż w tym przypadku można cenić co najwyżej zalety intelektualne, a i to dopiero po tęgim łyku wina. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji wszelka myśl o adorowaniu kobiet wydaje się całkowicie niedorzeczna, co chyba rozumieją również i one, stawiając na feminismus, czyli – nazwijmy rzecz po imieniu – self-service. Oczywiście pan Michał Sutowski nie zaniedbuje też okazji do rozdrapania tzw. ran społecznych, zwracając uwagę, że nie każdego włoskiego mężczyznę stać wprawdzie na seraj kochanek, ale dzięki telewizji każdy może przynajmniej sobie pooglądać, jak się bawią inni. Nie da się ukryć, że pod tym względem w Italii panowała dotąd większa naturalność, niż w naszym nieszczęśliwym kraju, gdzie kiedy poseł Robert Węgrzyn szczerze powiedział, iż wprawdzie do tzw. „gejów” nie ma żadnej skłonności, ale lesbijki to by sobie chętnie pooglądał, podniósł się klangor aż pod niebiosa. A przecież zarówno sodomici, jak i gomorytki urządzały specjalne akcje, żeby je „zobaczyć”. Więc chcą, czy nie chcą? Logiki tu żadnej nie ma, podobnie jak w stwierdzeniu cytowanej przez Michała Sutowskiego włoskiej publicystki użalającej się, że w Italii „kobiety wychodzą na ulice tylko po to, by przypomnieć, że poza ciałem mają jeszcze umysł”. To rzeczywiście coś nowego, bo dotychczas jeśli kobiety wychodziły na ulicę, to przecież nie po to, żeby kogoś ekscytować swoim umysłem. Stanisław Grzesiuk śpiewał wprawdzie o paniach z towarzystwa, „co wieczorem na Czerniakowskiej urządzały polowania na miłości głodnych płeciów” – ale nawet on nie twierdził, że wabiły swoje ofiary zaletami intelektualnymi. Gdzie by tam na ulicy Czerniakowskiej, zwłaszcza w sobotę po południu, ktokolwiek miał głowę do studiowania subtelności damskiego intelektu? Z całej publikacji pana Sutowskiego przebija mściwa satysfakcja, że ta rozpusta wreszcie dobiega końca. Rzeczywiście – nadające ton Eurokołchozowi przeżarte kompleksami i dewiacjami lewactwo całkiem serio zmierza do pozbawienia europejskich narodów ostatnich radości życia i przekształcenia ich w ponure społeczności łagierników, ze smutnej konieczności oddających się perwersjom, które w środowisku zeszły już do poziomu instynktów. Widać to zwłaszcza w nadziei, że Berlusconiemu tym razem się nie upiecze, bo będą go sądziły trzy sędzie-kobiety. Rzeczywiście – jeśli będą to herod-baby w typie Karoliny del Ponte, która oskarżała w haskim trybunale, czy tej Angielki podobnej do konia, którą mafia jakichś zboczeńców zrobiła ministrem spraw zagranicznych Eurokołchozu, to jasne, że mu nie darują. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo dzięki szczerości pana Michała Sutowskiego wiemy już, że na normalną sprawiedliwość, taką jak pojmował ją Ulpian Domicjusz, pod rządami socjalistów – oczywiście tym razem tych „prawdziwych” – liczyć już nie będzie można. Będzie już tylko „surowa ręka sprawiedliwości ludowej” z tym, że nieubłaganą nienawiść klasową zastąpi płciowa. Optymistycznie to oczywiście nie wygląda, ale powaga, z jaką pan Michał Sutowski, podobnie jak inni „maleńcy uczeni” celebruje swoje alergie, wywołuje mimowolny efekt komiczny. Słaba to pociecha, ale w czasach kryzysu, u progu kolejnego zlodowacenia, nie ma co grymasić. Stanisław Michalkiewicz Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   23 lutego 2011

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1943

Skip to content