Aktualizacja strony została wstrzymana

Jak by tu przegrać kolejne wybory? – prof. Jan Wawrzyńczyk

Właśnie w PiS ruszyły pełną parą prace nad tym zadaniem.

Nie chciałbym, żeby w najbliższych wyborach parlamentarnych zwyciężyła ponownie Platforma Obywatelska. Wolałbym, aby wygrało Prawo i Sprawiedliwość, ale przewiduję, że tak się nie stanie − partia, na którą głosuję od lat, będzie znowu druga. Źadnej z istniejących w Polsce partii nie akceptuję w stu procentach. Te, których program odpowiada mi najbardziej, nie mają szans tak dużych jak PO, PiS i SLD, dlatego przy urnie wyborczej podejmuję decyzje zgodnie z teorią „zmarnowanego głosu” i „mniejszego zła”: z trojga złego lepszy już PiS niż PO czy SLD.

Wymienione partie łączy to, co dla mnie najboleśniejsze − ich stosunek do Unii Europejskiej. Zmierzały one i zmierzają do tego samego makrocelu: likwidacji Państwa Polskiego. Różnica jest jedna, taka że PO i SLD forsują szybką ścieżkę, a PiS drogę dłuższą, mniej raniącą elektorat patriotyczny, usypiającą jego czujność. Tym samym PO, PiS i SLD trudzą się wytrwale na rzecz Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego (przepraszam, Rosji), gdyż ci gracze wolą mieć do czynienia w Europie z jednym państwem, właśnie Unią Europejską, a nie z pstrokatą sumą podmiotów politycznych, bardziej (por. Niemcy) lub mniej (por. Polska) poważnych.

PiS nie zapobiega federalizacji Europy, nie podnosi tego problemu w swoim programie i w praktyce bieżących działań politycznych. Federalizacja dokonuje się po cichu, krok po kroku, zakończy się pomyślnie dla planistów może nie za 10 lat, ale za 25 już na pewno; pokolenie dzisiejszych roczniaków będzie pierwszym pokoleniem obywateli Imperium Europa ze stolicą w Brukseli albo Bratysławie. Unia Europejska to szalony (by nie rzec: szatański) projekt. Od lat upowszechniam − całkowicie bezskutecznie − pogląd, że państwom i narodom Europy wystarczyłaby silna organizacja współpracy gospodarczej, współpracy wzajemnie korzystnej. UE nie powinna w żaden sposób ingerować w systemy wartości poszczególnych krajów członkowskich; jak widzimy w praktyce, narzuca ona antywartości, wręcz terroryzując nimi społeczeństwa.

To właśnie w tej federalizacyjnej perspektywie wszystkie działania PiS stają się zrozumiałe. PiS mógł obalić „Lizbonę”. To mógł zrobić mocny prezydent. Nie zrobił. Już pierwsze nominacje 2005 roku na ważne stanowiska wokółprezydenckie i rządowe nie były przypadkowe, nie były pomyłkami (jak się to zdawało części zszokowanych nimi sympatyków PiS-u). Szybko przyszła klęska w 2007 r., klęska nieunikniona, bo ktoś (kto?) wymyślił, żeby puścić na wizję ryczącą posłankę Sawicką. Oglądała to cała Polska, wystarczyło. Owego wieczoru wystraszyli się PiS-u nawet jego najwierniejsi zwolennicy i ze strachu oraz niesmaku zagłosowali na Platformę.

Opracowałem listę-minimum 10 kardynalnych zaniechań (nie: zaniedbań) PiS-u, w wyniku których ta partia przegrywa od 2007 r. wszystkie wybory. Celowo nie wymienię wszystkich dziesięciu, wskażę tylko pierwsze: niesporządzenie przez nowy rząd bilansu otwarcia, szczegółowego opisu stanu gospodarki, kultury oraz nauki kraju w momencie przejmowania władzy w 2005 r., i ostatnie, brak reakcji na prześladowania pracowników „Biedronki”, będących członkami związków zawodowych czy brak protestu przeciwko rurze blokującej porty w Szczecinie i Świnoujściu.

Inne wyliczenie: 1. niewykorzystana szansa na zmianę konstytucji, utrata okazji do zapisania w niej ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci (nie było woli czy tylko nie starczyło odwagi? obecne wyjaśnienia reprezentantów PiS-u, które można usłyszeć od czasu do czasu na falach Radia Maryja, są niewiarygodne); 2. pomoc w wyeliminowaniu z życia publicznego, „ukamienowaniu” abpa Wielgusa, pomoc bardzo skuteczna; 3. konsekwentny brak zainteresowania zdarzającymi się okazjami do zbudowania własnej sieci mediów (to prawda, że media publiczne w Polsce zostały zawłaszczone przez ugrupowania antypatriotyczne lub w najlepszym razie apatriotyczne, zwłaszcza lewicowe, kosmopolityczne, niemniej nie jest prawdą, że są niezbędne jakieś ogromne pieniądze, by uruchomić własną gazetę i „kolorowy” tygodnik; jak trwoga, to do Radia Maryja, do „Naszego Dziennika”, ale czy to jest eleganckie zachowanie?); 4. na czele struktur regionalnych PiS-u, powiatowych czy gminnych (przecież nie ma gminy w Polsce, w której by podczas wyborów nie oddano choćby paru głosów na kandydatów Prawa i Sprawiedliwości) na ogół nie stoją ludzie piekielnie inteligentni, dynamiczni, twardzi, mówiący mocnym (także dosłownie) głosem, ludzie odważni; 5. uderza faktyczna niechęć PiS-u do innych, „pokrewnych” partii prawicowych, brak zainteresowania jakąkolwiek współpracą, o propozycji koalicji już nie mówiąc (mówić tu można, ale o obojętności PiS-u).

PiS nie potrafi czy nie chce walczyć ze swoim głównym politycznym adwersarzem? Jedyna produkcja „towarowa”, „gospodarcza” Platformy to nieprawdy − nieprawdy nie tylko na temat PiS-u − permanentnie wymyślane i rozpropagowywane przez tę partię i przyjazne im media. PO ogłupia i otumania społeczeństwo, ale PiS niestety niewiele robi, niemal nic nie robi, by społeczeństwo przed tymi toksycznymi, zabójczymi działaniami Platformy chronić, immunizować. Przeciwnik zwykle narzuca sposoby i styl walki, ale tylko słabszym; przypadek Dawida jest pouczający: warto nie pozwolić sobie narzucić ani sposobów, ani stylu, należy mieć własne sposoby i własny styl.

Choroba każdej większej partii, takiej, która dostała się do Sejmu i/lub Senatu jest jedna, wspólna − utrzymać stan posiadania. Bycie partią parlamentarną, także partią opozycyjną, daje konkretne zyski, także finansowe, umożliwia utrzymywanie struktur organizacyjnych w Warszawie i w terenie. Zachowanie stanu posiadania, miejsc w parlamencie zapewnia stały czy względnie stały, względnie wierny elektorat. Partie najsilniejsze, PO, PiS i SLD, nie muszą specjalnie zabiegać o nowy elektorat, zasadniczo wystarcza im to, co mają. Do dziś PiS przyciąga uwagę wielu mądrych, zainteresowanych sprawami życia społecznego i politycznego, pragnących dobra i pomyślności „tego kraju”, także ludzi prostych, nieuczonych. Są wśród nich także uczeni, pracownicy szkół wyższych, umysły światłe, rozpoznające rzeczywistość bez końskich, tj. partyjnych, klapek na oczach, osoby, których wypowiedzi publikowane z reguły w gazetach i czasopismach nie należących do tzw. głównego nurtu, znakomicie ułatwiają rozumienie tej rzeczywistości. Wielu z nich, widząc obojętność, brak szerszego, szczerego otwarcia struktur PiS, przesiąkniętych myśleniem partyjnym, na nowych ludzi, trafia do partii pozaparlamentarnych.

Brak wielkiej księgi szkód, jakie już spowodowały i nadal powodują rządy PO, rejestru dokumentującego najdrobniejsze szczegóły. Sporządzenia go nie należy zostawiać przyszłym historykom, on jest potrzebny już teraz. Trzeba dokładnie społeczeństwu pokazywać wszystkie skutki rządzenia Platformy, trzeba o nich głośno mówić, wytrwale powtarzać, krzyczeć nawet. Jest się czym niepokoić. Ogłoszone kilka dni temu najnowsze propozycje PiS-u w sferze gospodarczej są mało radykalne, nie porywają, daleko im do węgierskich zmian. PiS nie obudzi w Polakach ambicji, nie ma po temu odpowiednich kadr, nie szuka nowych, nie kształci nowych (nie ma „kuźni kadr”, nie ma zapowiedzianej kiedyś uczelni).

Ale czy Polakom chce się jeszcze walczyć o Polskę, o państwo polskie i polskość? Polityczny sukces Platformy Obywatelskiej w kraju i za granicą zdaje się wskazywać, że już nie. Może to już koniec, wszystko już przegrane, nowy historyczny rozdział − przyspieszonej, ostatecznej likwidacji Polski i polskości − otwarty. Każdy (prawie każdy) chce żyć, zarabiać na życie. Zarabiać można na nie będąc lub nie będąc członkiem partii parlamentarnej, także opozycyjnej. Tymczasem można też jeszcze zarabiać, pisząc książki i artykuły czy felietony adresowane do mających jeszcze złudzenia: patriotów, prawicowców, katolików…

prof. Jan Wawrzyńczyk

Autor jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu Warszawskiego.

Za: Realitas.pl (2011-02-19) | http://www.realitas.pl/RealnaPolska/2011/JW19II.html

Skip to content