Ostrzeżenia o tym, że niemiłościwie panująca nam w oświacie pani Hall i partia PO szykują wielkie zmiany w szkołach, słyszymy od czasu do czasu. Słyszymy niestety niedokładnie, a pani Hall nie ma zamiaru spotykać się np. ze związkami nauczycielskimi, by je informować i konsultować się z nimi; w każdym razie od trzech lat z żadnym się nie spotkała. Są jednak ludzie, którzy świetnie się orientują w reformach oświaty, bo sami do niedawna byli ministrami lub doradcami. W sobotę w Sejmie zwołali konferencję, na której przedstawili swoje opinie, a co najważniejsze, drogi wyjścia z permanentnego kryzysu oświaty.
Prof. Ryszard Legutko, minister edukacji w czasach rządów Jarosława Kaczyńskiego i europarlamentarzysta powiedział, że potrzebna jest nam odwaga i roztropność, ponieważ jesteśmy „w szponach międzynarodowej biurokracji oświatowej”. Ta biurokracja decyduje o kształcie reform, o celach edukacyjnych, opracowuje własne narzędzia badawcze i mierzy nimi sukcesy wg sobie znanych i przez siebie wymyślonych kryteriów. W Polsce, dodał referent, ta biurokracja jest bardzo silna; „wywodzi się z elit PRL i już w trzecim pokoleniu reformuje nam oświatę”.
Oświata jest w Polsce w bardzo złym stanie, jest kształcenie (może zresztą trochę za dużo powiedziane), nie ma wychowania. Wszyscy boją się wychowywać dzieci i młodzież, żeby nie zostać pozwanym do sądu przez rodziców. Pozostała właściwie tylko walka z przemocą (na to granty daje Unia) i wychowanie do tolerancji (na to też). Zamiłowanie do tolerancji wypiera jednak walkę z przemocą, więc i tej walki już właściwie nie ma.
Czego brak w polskiej szkole?
- Obyczajności. Nikt już się nie wita, nie żegna, nie ustępuje miejsca. Ale młodzi ludzie potrzebują form – student po oblanym egzaminie mówi do profesora „Miłego dnia”; cóż, robi tak, jak nauczył się z filmów i z komórek.
- Wspólnoty. Potrzebujemy wspólnoty, nie tylko polskiej, ale wręcz europejskiej, bo i ta jest już zagrożona. „Europa to coś znacznie więcej niż Unia Europejska! To Homer, Antygona, Szekspir, Goethe. Trzeba odebrać Unii Europę!”
- Reformy. Dobrej reformy.
- Szkolnictwa zawodowego. Przywrócić! Uratować także szkolnictwo ogólne, żeby było naprawdę ogólne.
- Perspektywy historycznej. Rozszerza ona u dorastającego człowieka świadomość rozwoju świata.
- Pisanie i czytanie. „Młodzież nie umie ani pisać, ani czytać!”. Co więcej, nie rozumie wagi tych umiejętności dla rozwoju indywidualności. „Widzę od lat, że młodzi ludzie przestają być indywidualnościami, są już tylko typami.”
Edukacja nie ma służyć ani tolerancji, ani demokracji, ani wychowaniu obywatelskiemu, ani socjalizmowi. Ona ma służyć edukacji samej. „Bez jedzenia i picia człowiek umiera, bez edukacji umiera jego umysł. Od kilku lat mam wrażenie, że żyję w kraju, w którym jest coraz więcej nieboszczyków” – zakończył minister Legutko.
Kolejnym referentem był prof. Andrzej Nowak, historyk. Za dwa lata młodzież otrzyma erzac programu historii. Historia przekształciła się w fikcję, podobnie jak teatr w komedię. Trzeba szukać rozwiązań, może nawet „przebrać historię w nowe ciuszki”, zacytował profesor kogoś z lobby oświatowego.
Przede wszystkim jednak potrzebna jest, by użyć modnych określeń, „narracja europejska”, czyli uporządkowana, ciekawa, prawdziwa opowieść o Europie, rozpisana na kilkuletnią naukę szkolną, zapis ciągłości historycznej, żeby europejski przekaz kulturowy nie przestał być wspólnotowy. To w zreformowanej szkole nie będzie możliwe. Nie chodzi już nawet o „narrację polską”, też potrzebną, europejska także jest „wypłukiwana” z programów.
To zagraża również gospodarce, i to w skali świata. nie tylko kulturze narodowej i europejskiej. Dostrzegł to – jak powiedział prof. Nowak – Jan Krzysztof Bielecki, który narzeka, że gospodarka nie będzie funkcjonować bez gospodarzy, są już tylko ludzie o mentalności pracowników najemnych. Nadziei na wspólnotę prof. Nowak doszukał się w tak odległych ideowo rejonach, jak wypowiedzi Macieja Gduli z lewackiej „Krytyki Politycznej”: „nie wyjeżdżam z Polski, bo każdy jest skądś”, bo „tu są nasze groby”, i – tak czuje, czy coś wie? – „tu się toczą najważniejsze walki”. To wystarczy, do tego można się odwołać, uzasadniając potrzebę nauki historii.
Prof. Kazimierz Korab, działacz oświatowy z czasów „Solidarności”, podkreślał konieczność różnorodności myślenia na temat reform. W tej chwili w całej Europie wprowadza się jedną „reformę bolońską”, co zawęża myślenie o edukacji na wzór lat 50. w demoludach, bez myślenia o dalekosiężnych skutkach podejmowanych działań.
Zło w oświacie nazwał technokratyzmem. „To wyziewy starego wulkanu, którego skutki są już doskonale znane, np. z USA w latach 70.” Wyznaczanie w ten sposób celów oświatowych porównał do lejka – u góry szeroko: rozum, nauka, technika, dobro, piękno, a potem coraz węziej: prawa naukowe, technologie, potem już cieniutki wylot – odkrycia, które można z zyskiem opatentować. Umiera pedagogika, pojawiło się zarządzanie, usługi oświatowe, cele użyteczne rynkowo. Uczeń to klient, nauczyciel to usługodawca. Uczeń płaci i wymaga.
Założyli Towarzystwo Nauczycieli Szkół Polskich, które apeluje o wycofanie planu profilowania szkół gimnazjalnych, zmianę systemu podziału klas szkolnych i przywrócenie 4-letnich liceów oraz techników i szkół zawodowych; dzięki temu cala młodzież do lat 8 mogłaby uczyć się, zdobywając podstawy wiedzy ogólnej.
Prof. Andrzej Waśko, jeden z najoryginalniejszych umysłów współczesnych, podkreślił, że metodyczne obniżanie poziomu szkół to metodyczne obniżanie poziomu społeczeństwa polskiego.
Ale czy nie o to właśnie chodzi?
Teresa Bochwic