Aktualizacja strony została wstrzymana

Armia pod ciężarem biurokracji

Media co rusz informują o „osiągnięciach” MON w zakresie reorganizacji Sił Zbrojnych, która trwa permanentnie od – jeśli pamięć mnie nie zawodzi – 1988 roku. Generalnie polega ona na redukcji potencjału bojowego polskich sił zbrojnych…

Co znamienne, redukcji wojsk liniowych nie towarzyszy redukcja liczby sztabów, a w nich wysokich etatów. Na poziomie MON wszystkie komórki organizacyjne skutecznie opierają się strukturalnym zawieruchom. Tasują się tylko pomiędzy sobą, zmieniając cyklicznie – średnio co 2-3 lata – swoje nazwy; nie dziwi zatem opinia złośliwych, że zmieniają tylko szyldy na budynkach.
Klinicznym tego przykładem jest powstający Inspektorat Uzbrojenia, który wchłania kilka całkiem niedawno powstałych instytucji, np. BARU (Biuro Analiz Rynku Uzbrojenia). Oczywiście, w całkiem nowym kształcie. Dla autorów naszych reform nie liczy się fakt, że aby taka instytucja mogła sprawnie zafunkcjonować, trzeba – jak twierdzą niemieccy specjaliści – co najmniej dwóch lat. Ale nasz MON słynie z cudów, wiec co nam tam Niemcy. Przegrali wojnę i uczyć nas nie będą…?

Nie dziwi więc fakt, że mimo upływu lat nie zbudowano systemu dowodzenia, również wojennego. Winić za to należy tych, którzy nic nie zrobili w tej sprawie od 2002 roku, choć okazji ku temu było wiele. Dziś mówi się o reformie systemu dowodzenia w ramach ogólnego reformowania armii. Nie dostrzegam w tym nic, co nosi znamiona reformy systemu dowodzenia. Chyba, że zamiana okręgów wojskowych na rejonowe bazy logistyczne jest tego wyrazem. Chciałbym zobaczyć dyplom wojskowy tego, który nazywa to reformą systemu dowodzenia. Przypomnę tylko, że zasadą jest najpierw budowanie sił zbrojnych wraz ze wszystkimi systemami na wojnę. Z tego dopiero buduje się to, co ma być w czasie pokoju. Nigdy odwrotnie.

I pewnie nie mnie jednego niepokoi fakt redukcji potencjału bojowego przy jednoczesnym pozostawieniu całej plejady gwiazd-instytucji, przechowalni ludzi na wysokich etatach oraz rozrośniętej logistyki. Ale łatwiej, jak się okazuje, wyciąć dywizję zmechanizowaną, ściąć brygady i pułki rodzajów wojsk. Łatwiej obniżyć etaty w jednostkach operacyjnych niż w instytucjach udowadniających swoje istnienie dziesiątkami ton wyprodukowanych papierów. Które to papiery, z woli autorów, muszą znać nawet szeregowi w jednostkach. No ale trzeba czymś zająć wojsko, skoro nie ma pieniędzy na szkolenie…

A przecież jest w naszym państwie szereg instytucji i organizacji, które mogłyby z powodzeniem zastąpić te w armii, w których pracują (nie służą) urzędnicy wojskowi. W dobie outcorcingu wiele, szczególnie w obszarze logistyki, mogą zrobić wyspecjalizowane konsorcja czy firmy z sektorów państwowego i prywatnego.

A póki co podatnik płaci za pomysły polityków, czego przykładem jest exodus Dowództwa Wojsk Specjalnych, czy sztuczne, operacyjnie nieracjonalne, utrzymywanie Dowództwa 2 Korpusu. Decyzje o rozformowaniu tej struktury były już podjęte. Proces ten wstrzymany został po objęciu MON przez ministra z Krakowa. I wszyscy wiemy dlaczego i dla kogo. Nawet znam autora książki, która to w szczegółach opisuje. Niebawem ma się ukazać. Kilka osób z miejsca otrzeźwieje.
Wierzę, że nadszedł czas na refleksję. Jednak nie nastąpi szansa na cokolwiek nowego, jeśli nie odsunie się natychmiast od wpływów w armii niektórych doradców. To jest nasza „pilna potrzeba operacyjna”.

Gen. Waldemar Skrzypczak

Za: Skrzypczak blog | http://www.skrzypczak.blog.interia.pl/?id=2033104

Skip to content