Aktualizacja strony została wstrzymana

Egipt: krótka historia Braci Muzułmanów dla opornych – Jerzy Szygiel

W Polsce mało kto słyszał o Tariqu Ramadanie, Szwajcarze egipskiego pochodzenia, którego książki i wykłady na europejskich uniwersytetach zawsze budzą wielkie zainteresowanie i dyskusje. Ramadan jest profesorem katedry współczesnych studiów islamskich Uniwersytetu Oksfordzkiego, uważa się go za jednego z najciekawszych europejskich intelektualistów. Zanim do niego wrócimy, warto dodać, że jest wnukiem Hassana El-Banny – założyciela Braci Muzułmanów (w Polsce prasa używa określenia Bractwo Muzułmańskie).

El-Banna założył Stowarzyszenie Braci Muzułmanów w 1928 roku z zamiarem kształcenia młodzieży w duchu tradycyjnych wartości, co miało być odpowiedzią na brytyjską kolonizację i ślepe naśladownictwo europejskich wzorów kulturowych. Chodził po targach i kawiarniach z Koranem w ręku, by nauczać tzw. islamu socjalnego (promującego samopomoc ekonomiczną) – bezpośrednie spotkania z ludźmi są do dziś charakterystyczną cechą Braci.

Brytyjczycy, Amerykanie, Izraelczycy…

El-Banna, nie bez pomocy Brytyjczyków, zakładał szkoły, stowarzyszenia charytatywne, lazarety, biblioteki, przedsiębiorstwa i w 1934 roku jego organizacja liczyła już 40 tysięcy członków. Rok później egipscy Bracia uczestniczyli w pierwszym przegranym powstaniu Palestyńczyków przeciw Brytyjczykom i kolonistom żydowskim. W 1945 jego zięć Said Ramadan założył palestyńską filię BM, by walczyć z organizacjami syjonistycznymi, co jak wiadomo skończyło się klęską w 1948. Niepodległość, zamiast Palestyny, wygrali wtedy koloniści z Europy, którzy wyrzynali całe wioski, by w końcu dosłownie wypchnąć resztę Palestyńczyków do morza i za granicę. Rok później El-Banna został zamordowany.

Na początku lat pięćdziesiątych Amerykanie upatrzyli sobie egipskich Braci jako potencjalnych sojuszników przeciwko Naserowi i innym arabskim socjalistom. W 1957 Naser ostatecznie zdelegalizował BM, a 20 tysięcy z nich zamknął w więzieniach, w tym Ajmana Al-Zawahiriego, późniejszego nr 2 Al-Kaidy. Said Ramadan uciekł do Europy. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych organizacja, z powodu represji, miała przetrącony kręgosłup zajmując się głównie sprawami socjalnymi i budową meczetów.

Izraelczycy uznali, że w tej postaci będą oni świetną przeciwwagą dla popularności świeckiego Arafata, którego ciągle nie mogli dopaść. Mosad wpadł na pomysł, że odpowiednio kontrolowani Palestyńczycy z terytoriów okupowanych zajmą się religią, zamiast śnić o odzyskaniu kraju i pomógł Braciom stworzyć skromną, bogobojną organizację, która po latach przeistoczyła się w Hamas i faktycznie przez jakiś czas walczyła z Arafatem, ale szybko urwała się z izraelskiego paska. Nota bene taka była moda polityczna końca lat siedemdziesiątych: Amerykanie ożywili obumarły od średniowiecza koncept „świętej wojny”, by pompując miliardy dolarów wykorzystać tych, których dziś nazywamy talibami, do sprowokowania interwencji ZSRR w Afganistanie, co okazało się sukcesem.

Strzelanina w Egipcie

Po wojnie przeciw Izraelowi w 1973 prezydent Sadat powypuszczał BM z więzień, by użyć ich do walki ze skrajną lewicą. W 1978, kiedy podpisał układ pokojowy z Izraelem, organizacja oficjalnie wyrzekła się przemocy – oprócz walki z terrorem i okupacją izraelską w Palestynie. Romans Sadata z Braćmi nie spodobał się Amerykanom (Izraelowi), ale prezydent zaczął represje późno, dopiero jesienią 1981 roku. Wkrótce zginął w zamachu zorganizowanym przez odprysk zbuntowanych Braci, którym dowodził znany nam już Ajman Al-Zawahiri. Proamerykański wiceprezydent Mubarak nie wiadomo jak ocalał i zdobył władzę, ale podejrzewał, że za zamachem stała CIA i by na wszelki wypadek uniknąć powtórki nigdy nie mianował wiceprezydenta, aż do czasu promowania w zeszłym tygodniu szefa wywiadu, generała Sulejmana, który zresztą też miał stać za pamiętnym zamachem na Sadata.

Mubarak z Sulejmanem od razu przystąpili do likwidacji BM, szczelnie zapełnili więzienia – Sulejman, zafascynowany izraelskimi metodami, szeroko rozwinął stosowanie tortur, skrytobójstw i prowokacji. Prasa i biblioteki Braci zostały spalone bądź zamknięte, partia oczywiście zakazana. BM działali już tylko jako religijne stowarzyszenie pomocy społecznej.

W latach dziewięćdziesiątych Bracia zaczęli rodzaj wewnętrznej reformy ideologicznej. Wydali w podziemiu trzy manifesty. Jeden o „konieczności demokracji”, drugi o roli kobiet i trzeci na temat praw mniejszości, szczególnie „naszych braci i rodaków koptów (chrześcijan egipskich)”. Stało za tym młode pokolenie BM, związane z klasą średnią, dla którego stare przywództwo było już zbyt archaiczne. W 1996 spróbowali utworzyć legalną partię polityczną Al-Wasat z programem opartym na Koranie, ale i raczej liberalnym w stylu zachodnim, przewidującym poszanowanie wolności grupowych i indywidualnych, pluralizm wolnych wyborów itd. Do kierownictwa Al Wasat weszli też koptowie. Co do nich zresztą: są oni tak samo propalestyńscy jak BM i tak samo nie znoszą administracji Mubaraka. W czasie aktualnych manifestacji można ich poznać po wymachiwaniu portretami prezydenta, z gwiazdą Dawida domalowaną na jego zmarszczonym czole.

Znowu porażka

Al Wasat nigdy nie powstała: służby Sulejmana zamknęły całe kierownictwo do więzień, wszyscy stanęli przed sądami wojskowymi. Tariq Ramadan studiował w owych czasach na słynnym uniwersytecie Al-Azhar i niewykluczone, że miał coś wspólnego z Al Wasat, gdyż został aresztowany i torturowany. Kiedy tajna policja Sulejmana zorientowała się, że jest cudzoziemcem przerwała tortury, ale, żeby mu wybić z głowy lokalną politykę, torturowano i zabito na jego oczach jednego z Braci. Odtąd Ramadan nigdy już do Egiptu nie pojechał.

Po tej historii wielu Braci uznało, że marzenia o demokracji to póki co zawracanie głowy i do głosu wróciły elementy konserwatywne. W 2007 ogłosili np., że prezydentem kraju nie będzie mógł zostać nie-muzułmanin ani kobieta, co ciągle pozostaje przedmiotem wewnętrznych debat. Od tego samego 2007 Amerykanie utrzymują regularne, nieformalne kontakty z liderami BM – należy jednak pamiętać, że nie jest to organizacja o piramidalnej hierarchii, tylko wewnętrznie dość zróżnicowana. Bracia biorą udział w wyborach do parlamentu, oczywiście nie pod swoją etykietką. Ocenia się, że stanowią prawie jedną czwartą deputowanych, z tym, że mają dość ograniczone możliwości głoszenia poglądów.

Izraelczycy i ludzie Sulejmana straszą, że gdyby doszło do wolnych wyborów BM mogliby zająć nawet dwie trzecie miejsc, natomiast inni oceniają, że góra 30%. Bracia są bez wątpienia bardzo popularni, ze względu na swoje zaangażowanie społeczne i potępienie polityki terroru uprawianej przez reżim izraelski. Dmą oni oczywiście w trąby „godności narodowej” i głośno domagają się odzyskania niepodległości, uważając, że Mubarak tak zajął się służeniem Ameryce (Izraelowi), że kompletnie zapomniał o wewnętrznych sprawach kraju, szczególnie szerzącej się nędzy.

Zmiany nie będzie

Dziś Tariq Ramadan (w 2004 roku Time przyznał mu ósme miejsce na liście stu najbardziej wpływowych intelektualistów świata) uważa, że niezwykle silne interesy geostrategiczne (czyt. Stanów i Izraela) skoncentrowane w Egipcie nie dopuszczą na razie do wolnych wyborów w tym kraju i opresyjny system Mubaraka (z nim lub bez niego) zostanie utrzymany. W krótkim eseju opublikowanym wczoraj na swojej stronie internetowej pisze jednak o „obowiązku moralnym” Zachodu wspierania demokratycznych aspiracji narodów Afryki, mimo tych problemów.

Jeśli przejrzeć komentarze bliskowschodnich analityków z różnych nurtów, wynika z nich raczej ponura wizja: ci, którzy widzą jednak szanse na przewrót, dostrzegają je w ew. rozłamie w łonie egipskiej armii, co oznaczałoby, że bez rozlewu krwi się nie obędzie. Cóż, miejmy nadzieję, że nie mają racji.

Jerzy Szygiel

Skip to content