Aktualizacja strony została wstrzymana

Gazoport. Spętani przez Nord Stream – Aleksander Ścios

Fikcja polityczna – jako gra pozorów i propagandy stanowi podstawowe osiągnięcie grupy rządzącej. To jednak, co w ciszy medialnej dokonano w zakresie pogrzebania bezpieczeństwa energetycznego, może pretendować do miana  szczytowego osiągnięcia rządu Donalda Tuska. I nie chodzi obecnie o fatalną dla Polski umowę gazową z Rosją, uzależniającą nas na dziesięciolecia od dostaw drogiego gazu jamalskiego.

Rosyjska strategia zakłada bowiem nie tylko narzucenie Polsce dyktatu energetycznego, ale również odcięcie nas od alternatywnych źródeł zaopatrzenia w surowce. Ten cel zostanie osiągnięty jeśli gazoport w Świnoujściu nie będzie mógł przyjmować zbiornikowców o zanurzeniu większym niż 13 metrów, a położony na dnie morskim niemiecki odcinek gazociągu Nord Stream zablokuje wejście do polskich portów statków o największym tonażu.

Na początku ubiegłego roku Federalny Urząd Źeglugi i Hydrografii (BSH) w Hamburgu wydał pozwolenie na położenie rur na dnie Bałtyku w miejscu, gdzie gazociąg będzie się krzyżował z drogą morską do portów w Szczecinie i Świnoujściu. Zgoda niemieckiego urzędu wywołała wiele kontrowersji i stała się przedmiotem licznych sporów i wypowiedzi. Położenie rury na dnie morskim grozi zablokowaniem wejścia do portu w Świnoujściu, a tym samym uniemożliwi ruch dużych tankowców. Pod znakiem zapytania stanęłaby wówczas rozbudowa portu, tak by przyjmował on statki o zanurzeniu 15m. Decyzja zagraża przede wszystkim planom budowy gazoportu, do którego ma być dostarczany gaz z Kataru, przewożony tankowcami wymagającymi toru wodnego o głębokości co najmniej 14,3 m.

Natychmiast po ukazaniu się tej informacji, posłowie PiS wezwali rząd Donalda Tuska, by odwołał się od decyzji Urzędu Źeglugi i Hydrografii oraz zwrócił się do strony niemieckiej o przedstawienie Polsce pełnej dokumentacji technicznej związanej z budową gazociągu. Ich zdaniem inwestycja zablokuje dostęp do portów w Świnoujściu i Szczecinie dla większych statków, które nie będą w stanie przepłynąć nad rurą. Co więcej – PiS twierdzi, że Gazociąg Północny zablokuje również powstanie będącego w fazie planów gazociągu z Danii do Polski, bowiem konieczność budowy skrzyżowania z Nord Stream spowoduje, że inwestycja stanie się nieopłacalna.

Doszło zatem do sytuacji, gdy dalsza budowa rosyjsko-niemieckiego gazociągu może skutecznie przekreślić polskie plany związane z dywersyfikacją dostaw gazu.

W październiku 2010 roku PiS zagroził członkom rządu Trybunałem Stanu, jeśli nie podejmą działań prowadzących do zmiany trasy Gazociągu Północnego. Wnioski dotyczyłyby szefa MSZ Radosława Sikorskiego, ministra skarbu Aleksandra Grada i ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka.

– „Jeżeli nie będzie reakcji w najbliższym czasie, jeżeli nie będzie determinacji pana premiera Donalda Tuska i ministrów jego rządu w sprawie walki z konsorcjum Nord Stream, w interesie rozwoju portu Szczecin – Świnoujście w perspektywie kolejnych miesięcy, kolejnych lat, to nie wykluczamy wniosku do Trybunału Stanu” – zapowiedział Joachim Brudziński.

PiS domagał się także, aby rząd niezwłocznie wystąpił do niemieckiego sądu z wnioskiem o tymczasowe wstrzymanie budowy gazociągu – do czasu rozstrzygnięcia sporu i postulował, by  przy użyciu polskiej dyplomacji i instrumentów prawnych wstrzymać prace dopuszczone przez Federalny Urząd Źeglugi i Hydrografii.

Obecna sytuacja wskazuje, że rząd Donalda Tuska nie uczynił nic w sprawie zablokowania niekorzystnej inwestycji, a losy gazoportu w Świnoujściu wydają się przesądzone. Grupa rządząca nie podjęła bowiem żadnych kroków prawnych w celu ochrony naszych interesów, cedując całą odpowiedzialność na Zarządy Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Gdy pod koniec 2010 roku konsorcjum Nord Stream ułożyło pierwszą nitkę Gazociągu Północnego na wysokości północnego podejścia do portu w Świnoujściu, jedyną reakcją było powołanie  wspólnie z Nord Stream „grupy roboczej” – mającej za zadanie zajęcie się sporem dotyczącym głębokości ułożenia gazociągu.

Grupie tej ze strony polskiej przewodzi Jarosław Siergiej –  do niedawna członek zarządu szczecińskiej PO, mianowany szefem polskich portów. Publikacje prasowe nazywają Siergieja „koszmarem portowców”, a portowcy  twierdzą, że „zarząd po kierownictwem członka PO jest najgorszym w historii tej struktury”. Wskazują przy tym, że „menadżerską praktykę Siergiej zdobywał na targowisku w Osinowie, handlując damską bielizną i że połączenie nabytych tam odruchów z brakiem kultury osobistej tworzy mieszankę zabójczą dla podwładnych i portów w Szczecinie i Świnoujściu. „

Przed kilkoma dniami Siergiej zabłysnął twierdzeniem, że choć „ułożono już pierwszą nitkę gazociągu północnego, ale rurę nadal można wkopać. Ewentualna decyzja zależy od dobrej woli konsorcjum Nord Stream”.

W takiej postawie nietrudno dostrzec ten sam wyraz bezsilności i infantylnej wiary, jaki towarzyszy całej politycznej fikcji obecnego rządu, budującego stosunki z sąsiadami na werbalnych deklaracjach i wymiernych, ekonomicznych stratach.

Szef zarządu polskich portów nie ukrywa nawet, że nie dysponuje żadnymi narzędziami, by wymusić na konsorcjum uwzględnienie naszych interesów i zakopanie gazociągu na wymaganej głębokości. Siergiej powtarza zatem brednie o „możliwości wskazywania na korzyści takiego rozwiązania, czyli uniknięcie nieporozumień w przyszłości”.

Stanowisko Nord Stream jest całkowicie jasne  i sprowadza się do  stwierdzenia, że „rurociąg na obecnej głębokości nie zakłóca wpływania do portu żadnemu statkowi oraz że nie ma żadnych dokumentów, które by wskazywały, że w przyszłości Świnoujście chce przyjmować statki o większym zanurzeniu. Dlatego – zdaniem konsorcjum – „nie ma powodu, by ponosić dodatkowe koszty„. Finał tego rodzaju „negocjacji” nietrudno przewidzieć.  Zdaniem prezydenta Świnoujścia Janusza Źmurkiewicza, nie zadbano o interes naszych portów, a terminale przeładunku kontenerów i zainwestowane już w infrastrukturę portu miliony złotych, mogą okazać się stracone i  bezużyteczne.

Problem ze zmianą planów Nord Stream polega również  na tym, że lokalizacja gazociągu przebiega poza obszarem polskiej strefy ekonomicznej. Wiedziano o tym od stycznia 2008 roku, gdy strona polska została powiadomiona o zmianach lokalizacji.

Warto zauważyć, że ze „Sprawozdania ministra gospodarki z wyników nadzoru nad bezpieczeństwem zaopatrzenia w gaz ziemny za okres od dnia 1 kwietnia 2007 r. do dnia 31 grudnia 2008 r.”, w którym przedstawiono „Działania wobec projektu budowy gazociągu Nord Stream” wynika, iż jedynym stanowiskiem strony polskiej przekazanym wówczas konsorcjum Nord Stream, było to, wypracowane jeszcze przez rząd Jarosława Kaczyńskiego, a realnym działaniem w sprawie, (którym chwalił się minister Pawlak) było przyjęcie przez Parlament Europejski w lipcu 2008 roku petycji europosła PiS – u Marcina Libickiego, w której pojawiło się m.in. wezwanie do wstrzymania budowy gazociągu Nord Stream, ze względu na zagrożenia dla środowiska naturalnego.

Z informacji przekazanej w listopadzie 2009 roku przez „Nasz Dziennik” wynikało, że strona polska nigdy nie wnioskowała o zmianę koncepcji budowy gazociągu. O takich żądaniach nic nie wiedział koncern Nord Stream. Rzecznik prasowy spółki Steffen Ebert twierdził w rozmowie z gazetą, że w dokumentach, jakie firma otrzymała od niemieckiego biura wydawania zezwoleń, nie ma ani słowa o konieczności wkopywania rury w dno Bałtyku. O polskich żądaniach nic też nie wiedziało ministerstwo transportu Meklemburgii-Pomorza Przedniego, choć to właśnie ten urząd jest bezpośrednio odpowiedzialny za projekt Nord Stream.

Już wówczas było wiadomo, że oficjalne deklaracje rządowe o przyśpieszeniu budowy gazoportu w Świnoujściu oraz decyzje finansowe podejmowane w tej kwestii przez rząd Tuska, były propagandową mistyfikacją, mającą stworzyć pozory aktywności w obszarze dywersyfikacji dostaw energii.

Gdy zatem przed kilkoma dniami poinformowano, że pod koniec marca rozpoczną się prace związane z budową terminala LNG w Świnoujściu, a inwestycja o wartości 2,9 mld zł ma zostać ukończona w połowie 2014 r. – nie można tego komunikatu odebrać inaczej, jak kolejnej porcji „political fiction” służącej przykryciu faktycznej nieudolności grupy rządzącej.

Wobec realnej groźby zablokowania wejścia do polskich portów przez Nord Stream, tego rodzaju deklaracje mogą świadczyć nie tylko o marnotrawieniu ogromnych środków publicznych, ale też są wyrazem świadomych działań dezinformujących opinię społeczną.

Czy nie czas zatem, by partia opozycyjna wykazała konsekwencję i zgłosiła wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu ludzi odpowiedzialnych za wieloletnie zaniedbania i lekceważenie polskich interesów? W tej sprawie uzasadnienie wniosku do TS wydaje się szczególnie zrozumiałe. Jeśli nawet (jak należy sądzić) taki wniosek przepadnie, Polacy mają prawo wiedzieć, jak obecny rząd dba o ich bezpieczeństwo energetyczne i w czyim interesie pozwolił na zablokowanie polskich portów.


Aleksander Ścios

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie

Za: Bez Dekretu | http://lubczasopismo.salon24.pl/katastrofa/post/272525,miedzy-wojna-a-hanba

Skip to content