Aktualizacja strony została wstrzymana

Skoro nie Białoruś – to chociaż Tunezja! – Stanisław Michalkiewicz

Co mamy z gęsi? Z gęsi mamy smalec. A co mamy z „młodych, wykształconych”? Ooo, z „młodych, wykształconych” możemy mieć rozmaite rzeczy, między innymi – rewolucję socjalistyczną. Oczywiście nie wszędzie, co to, to nie. Zgodnie z nieubłaganymi prawami dziejowymi, rewolucja socjalistyczna wybucha tam, gdzie powinna, a nie tam, gdzie socjalistyczne przemiany można osiągnąć bez rewolucji. Weźmy taką Polskę. „Młodych, wykształconych” mamy u nas co niemiara, między innymi dlatego, że inni „młodzi wykształceni” zasiadający w Sejmie w charakterze naszych Umiłowanych Przywódców zarządzili, że urzędnicy w policji, straży granicznej, służbie celnej, w ratownictwie i wszystkich innych urzędach i instytucjach państwowych, powinni mieć wyższe wykształcenie. Jakie? Wszystko jedno – byle wyższe. Za wzór może posłużyć nam kariera ministra Michała Boniego, który z wykształcenia jest kulturoznawcą i polonistą, ale w rządzie zajmuje się emeryturami. Wprawdzie pod tymi światłymi rządami system emerytalny właśnie wkracza w fazę bankructwa, ale za to nikt nie powie, że mamy w Polsce jakąś „dyktaturę ciemniaków”. Z dwóch powodów. Po pierwsze – nie mamy w Polsce żadnej dyktatury, tylko demokrację socjalistyczną, a po drugie – nawet gdyby tu i ówdzie jakaś dyktatura się objawiła, to z uwagi na wykształcenie dyktatorów byłaby ona dyktaturą jaśniaków, a nie ciemniaków – to jasne. Inna rzecz, że czy jaśniacy, czy ciemniacy, to system tak czy owak bankrutuje – ale na to już nie ma rady, bo wiadomo, że to dopust Boży.

Skoro zatem ustawodawstwo domaga się od wszystkich podnoszenia wykształcenia, to niewidzialna ręka rynku reaguje na takie rzeczy natychmiast. Pojawiło się mnóstwo szkół wyższych, oferujących zainteresowanym wyższe wykształcenie, a to w zakresie „marketingu i zarządzania”, a to „politologii”, a to „wyższe szkoły gotowania na gazie” – dzięki czemu, za odpowiednią opłatą, każdy zainteresowany będzie mógł wylegitymować się dyplomem, będącym dzisiaj biletem wstępu w szeregi szlachty. Dlatego u nas „młodzi, wykształceni” wcale się nie buntują i ani im w głowie rewolucja. Przeciwnie – całym sercem popierają Partię i Rząd, który w nagrodę obiecuje im zainstalowanie Internetu w każdym mieszkaniu już w roku 2013, dzięki czemu możliwe będzie zdobycie dyplomu wyższej uczelni bez konieczności wychodzenia z domu. A jeśli dodamy do tego również możliwość pracy, dajmy na to w policji czy wojsku, bez wychodzenia z domu, to czegóż chcieć więcej? I chociaż niektórzy doktrynerzy krytykują Partię i Rząd za powiększanie z roku na rok armii urzędników, której liczebność przekroczyła już 600 tysięcy, a niektórzy przebąkują nawet o milionie – to trzeba sobie szczerze i otwarcie powiedzieć, że jest to krytyka głęboko niesłuszna. Nie tylko dlatego, że nie jest konstruktywna, ale przede wszystkim dlatego, że zwiększanie armii urzędników jest najlepszą metodą rozładowywania sytuacji rewolucyjnej – o czym zresztą pisał Lenin.

Jak mądra i przewidująca jest polityka Partii i Rządu – możemy właśnie przekonać się na przykładzie Tunezji. I nie chodzi już nawet o to, że – jak mówi poeta – „Tunezji nikt nie zji” – ale o to, że w tym afrykańskim kraju tamtejsza partia i rząd pozwalały wprawdzie na wzrastanie szeregów „młodych, wykształconych” – ale nie zadbały o to, by zostali oni wchłonięci do armii urzędniczej. To znaczy zadbały – ale niedostatecznie. I do czego doszło? Ano, doszło do tego, że tamtejszy magister zajmował się sprzedawaniem warzyw z podręcznego wózka. To jeszcze może nie musiałoby doprowadzać do sytuacji rewolucyjnej, gdyby nie konieczność wykazania się zdecydowaniem i sprawnością przez tych magistrów, którzy w międzyczasie zdążyli doszlusować do armii urzędników. Wiadomo przecież, że urzędnik sprawuje władzę. No a na czym polega władza? Władza polega na tym, żeby cos nakazać lub czegoś zakazać. Problem polega na tym, że nie bardzo wiadomo, co nakazywać – jeśli oczywiście nie liczyć miłości do partii i rządu. Gdyby urzędnicy wiedzieli takie rzeczy, to nie musieliby trawić życia na państwowych posadach, tylko zajęli się interesami. Ponieważ nie wiedzą, to najczęściej spotykaną formą ich władczej aktywności są zakazy. I tak właśnie było w przypadku owego tunezyjskiego magistra, którego sprawa doprowadziła do sytuacji rewolucyjnej. Władze mianowicie pod jakimś pretekstem zakazały mu sprzedawania warzyw z tego wózka. Gdyby w Tunezji była gospodarka wolnorynkowa, to władzom nie byłoby wolno robić takich rzeczy, ale ponieważ za sprawą socjalistów i urzędników gospodarki wolnorynkowej nigdzie na świecie już nie ma, no to pojawiają się sytuacje rewolucyjne.

I w Tunezji wybuchła rewolucja. Tysiące „młodych, wykształconych”, do których przyłączyli się oczywiście młodzi bez wykształcenia, wyszły na ulicę wykrzykując, że nie chcą ani pracy, ani zasiłków, tylko chcą natychmiastowego ustąpienia prezydenta. „Won subito!” Cóż takiego uczynił prezydent, że jego ustąpienie stało się dla „młodych, wykształconych” a także dla młodych bez wykształcenia ważniejsze od pracy, a nawet – aż trudno uwierzyć – od zasiłków? To zagadkowa sprawa, której nie rozbierzemy bez pobieżnego przynajmniej przeglądu sytuacji międzynarodowej.

Jak wiadomo, Francja od lat zabiegała o zgodę Naszej Złotej Pani Anieli na założenie własnego imperium kieszonkowego pod nazwą Unii Śródziemnomorskiej – i po wieloletnich molestowaniach taką niechętną zgodę uzyskała. Oczywiście nie za darmo, tylko za pozostawienie strategicznym partnerom wolnej ręki w Europie Środkowo-Wschodniej. Dzięki temu na ostatnim nieformalnym szczycie w Deauville, francuski prezydent Mikołaj Sarkozy nie wtrącał się do serdecznego dialogu Naszej Złotej Pani Anieli z rosyjskim prezydentem Mikołajem Miedwiediewem. Dzięki temu nie tylko uczestnicy listopadowego szczytu NATO w Lizbonie nie mieli najmniejszych wątpliwości, że dla Sojuszu najwłaściwszą linią będzie linia strategicznego partnerstwa z Rosją – a więc linia Naszej Złotej Pani Anieli – ale i tubylcza Partia i Rząd w naszym nieszczęśliwym kraju wiedziała, co przystoi nam czynić i jak udelektować prezydenta Miedwiediewa, przybywającego z gospodarską wizytą do Warszawy. Ponieważ w odróżnieniu od szczytu NATO w Lizbonie, szczyt w Deauville miał charakter „nieformalny” i nie zapadały tam w związku z tym żadne decyzje, to nie możemy powiedzieć, że właśnie na tym szczycie podjęta została decyzja o wybuchu ewolucji w Tunezji.

Ale wiadomo, że decyzje mogą zapadać poprzez tzw. czynności konkludentne. Więcej – przy pomocy takich czynności mogą być nawet zawierane umowy. Kiedy klient przychodzi do baru, to nie musi mówić bufetowemu, czego chce, tylko może pokazać. Zwraca na to uwagę poeta, pisząc: „A w tym szynku dymno, piwno. Nic nie mówił, tylko kiwnął. Znaczy – śpyrt. Szklanka – dwie… Tylko kiwnąć – Żyd już wie. Na czterdziestkę, to by mrugnął, ale co czterdziestka? G…no. Dzisiaj – śpyrt!” Nic więc dziwnego, że kiedy Nasza Złota Pani Aniela i rosyjski prezydent Miedwiediew kiwnęli w Deauville francuskiemu prezydentu Mikołaju Sarkozy’emu, to on już wiedział, co ma zrobić w Tunezji bez zbędnych słów. Dlatego też tunezyjscy „młodzi wykształceni” i plądrujący sklepy młodzi bez wykształcenia na razie nie wysuwają żadnych postulatów , poza „Won subito!” wobec prezydenta. Na konkrety bowiem przyjdzie czas później. Kiedy? Ano wtedy, kiedy opozycyjne partie tunezyjskie, rezydujące, jak wiadomo, w Paryżu, zgodnie z przyjętym postanowieniem, utworzą w Tunezji rząd tymczasowy.

Nie ma najmniejszej potrzeby dodawać, że francuska razwiedka nic na ten temat nie wie i zarówno tunezyjskie partie opozycyjne działały sobie w Paryżu zupełnie swobodnie, no i teraz zarówno rewolucja w Tunezji, jak i zapowiedź utworzenia tam rządu tymczasowego przez rezydujące i działające w Paryżu tunezyjskie partie opozycyjne nie ma najmniejszego, ale to najmniejszego związku z francuskimi planami budowania na właściwych podstawach kieszonkowego imperium w postaci Unii Śródziemnomorskiej. Nie dlatego przecież tunezyjscy „młodzi, wykształceni” unikają wszelkich konkretów, bo czekają na rząd tymczasowy utworzony przez rezydujące i działające pod okiem francuskiej razwiedki w Paryżu tunezyjskie partie opozycyjne, które z kolei czekają na informację z Pałacu Elizejskiego, co takiemu rządowi tymczasowemu w Tunezji będzie wolno i jak ma zabezpieczyć tam francuskie interesy – tylko dlatego, że – jak to „młodzi, wykształceni” – taki mają spontan i odlot.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   19 stycznia 2011

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1903

Skip to content