Aktualizacja strony została wstrzymana

Ekshumowani po latach – Tadeusz M. Płużański

W stalinizmie skrytobójczo zamordowani i potajemnie pogrzebani. W III RP, dzięki mozolnej pracy Instytutu Pamięci Narodowej, odnaleziono ich szczątki i pochowano z honorami. Wolna Polska oddała im hołd i cześć. Przywróciła dobre imię żołnierzy niepodległości.

– Miejsca pochówku bezskutecznie szukał nasz dziadek, potem rodzice. Tak było przez 54 lata. Dopiero za życia nas, trzeciego pokolenia, udało się – mówi siostrzenica Edwarda Cieśli, Barbara Tabak-Chamiec. I wylicza pamiątki, jakie zostały po Edku. Listy z więzienia pisane kopiowym ołówkiem, już wyblakłe, trudne do odczytania. Ostatni datowany na 3 sierpnia 1952 r., sześć dni przed śmiercią. Legitymacja studencka, książeczka wojskowa, pisma rodziców do Bieruta z prośbą o łaskę. I protokół wykonania kary śmierci.

Miejsce pogrzebania Edwarda Cieśli na cmentarzu w Opolu-Półwsi zlokalizował naczelnik wrocławskiego Biura Edukacji Publicznej IPN, dr Krzysztof Szwagrzyk. Po odkryciu grobu okazało się, że są tam dwie trumny, gdyż ktoś dokonał tzw. dopochówku. Szczątki Cieśli spoczywały poniżej. Miał przestrzeloną czaszkę i podkurczone nogi – nie zmieścił się do za małej trumny. Potem była ekshumacja, drobiazgowe badania DNA i pogrzeb – 3 października 2006 r. – z pełnymi honorami wojskowymi w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

U „Draży”

Edward Cieśla ps. Zabawa urodził się 22 lutego 1923 r. w Studzianie, pow. Przeworsk na Rzeszowszczyźnie, jako syn Jana i Karoliny z domu Majcher. Brał udział w kampanii wrześniowej. Od maja 1942 r. był zastępcą szefa propagandy placówki AK Przeworsk-wieś, kolportował prasę konspiracyjną, wykonywał wyroki na konfidentach i kolaborantach. Ze względu na niebieskie oczy, rude włosy oraz dobrą znajomość języka niemieckiego często uczestniczył w akcjach dywersyjnych przebrany w niemiecki mundur. W międzyczasie zdał konspiracyjną maturę i ukończył konspiracyjną Szkołę Podchorążych.

W sierpniu 1944 r. jego oddział miał przyjść na pomoc walczącej stolicy, ale został rozbrojony przez Sowietów. Cieśla był poszukiwany przez NKWD i UB. Od jesieni należał do zgrupowania partyzanckiego Obszaru Lwowskiego AK kryptonim „Warta”, rozbitego po rozmowach z tajemniczym gen. Iwanowem, czyli Iwanem Sierowem. W maju 1945 r. wstąpił do oddziału Dragana „Draży” Sotirovicia, Serba, który za udział w wyzwoleniu Lwowa dostał krzyż Virtuti Militari, a potem uciekł z sowieckiego więzienia na Rzeszowszczyznę. U „Draży” walczyło dwóch Cieślów – Edward i jego brat Tadeusz.

Starszy o cztery lata Tadeusz Cieśla, jako więzień KL Auschwitz w obozowej konspiracji działał razem z rotmistrzem Witoldem Pileckim. Uciekł w grudniu 1944 r.
Edek dowodził akcją rozbicia posterunku milicji w Markowej, Tadek brał udział w likwidacji szefa bezpieki w Przeworsku. Tadek przedostał się do Niemiec, do amerykańskiej strefy okupacyjnej. W Monachium został kierownikiem placówki informacyjno-wywiadowczej Biura Planowania 2. Korpusu Armii gen. Andersa. We wrześniu w Niemczech znalazł się też Edek i tak jak brat wstąpił do 2. Korpusu. Organizował przerzut rodzin z kraju do Włoch. UB aresztował go zaraz po przekroczeniu granicy.

Miesiąc po miesiącu

Tadek chciał odbić Edka z więzienia albo sądu. Gdy przekraczał granicę, też trafił w ręce bezpieki. Nie rozpoznany, na wolność wyszedł w 1946 r. na mocy amnestii i… wrócił do Monachium.
Edek miał mniej szczęścia. Wyrokami Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 17 marca i 21 listopada 1947 r. został skazany na karę śmierci, zamienioną ostatecznie na trzy lata więzienia. Wronieckie więzienie opuścił w styczniu 1949 r. Rozpoczął studia w Wyższej Szkole Handlowej we Wrocławiu, ale myślał też o przedostaniu się na Zachód, do brata.
W grudniu 1949 r. Edek dowiedział się o aresztowaniu Tadka, który przedostał się do Polski z kolejną misją kurierską. Teraz on, z kolegami, chciał ratować brata. – Planowaliśmy odbić Tadzika w Warszawie, w sądzie albo opłacić mu adwokata – wspomina Józef Kapusta, sądzony potem razem z Edwardem Cieślą.

Wydał ich inny członek grupy – Węgier. Wyrokiem z 28 lutego1952 r. WSR w Opolu skazał Cieślę na karę śmierci. Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał wyrok w mocy, a Bierut nie skorzystał z prawa łaski. 9 sierpnia 1952 r. wyrok został wykonany w więzieniu w Opolu. List pożegnalny Edwarda Cieśli do rodziców skonfiskowano – nigdy nie dotarł do rąk adresatów. Tak jak zegarek i 13 złotych i 90 groszy, które przepadły na rzecz Skarbu Państwa. Prokurator wojskowy kpt. Stanisław Urbaniak odmówił wydania zwłok rodzinie. Sądy wolnej Polski unieważniły wszystkie wyroki wydane na Edwarda Cieślę.
Tadeusz Cieśla wyrokiem WSR w Warszawie z 21 grudnia 1950 r. też został skazany na karę śmierci. Stracony 9 lipca 1952 r. (dokładnie miesiąc przed Edwardem) w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Miejsce jego pogrzebania nadal pozostaje nieznane.

Kryptonim „Mordercy”

Mieczysław Bujak urodził się 2 kwietnia 1926 r. w Krakowie, jako syn Andrzeja (żołnierza Legionów, później znanego piłkarza Wisły Kraków), i Bronisławy z domu Gwardzińskiej. W latach 30. działał w ZHP.

Od 1942 r. żołnierz AK. Łącznik i kolporter podziemnej prasy. Rok później otrzymał przydział do grupy bojowo-dywersyjnej „Źywiciela”. Od czerwca do sierpnia 1944 r. był dowódcą drużyny w zgrupowaniu partyzanckim AK Kampinos, z którym przedzierał się do Powstania Warszawskiego, by w końcu walczyć w szeregach Oddziałów Specjalnych „Jerzyki”.
Z niemieckiego obozu jenieckiego uwolniony przez armię amerykańską, do której wstąpił i walczył na terenie Czech.

W październiku 1945 r. wrócił do Polski. Wstąpił do oddziału partyzanckiego WiN kpt. Mariana Bernaciaka „Orlika”, działającego na terenie powiatu puławskiego. Po jego rozwiązaniu znalazł się w szeregach „ludowego” Wojska Polskiego. W 1948 r. ukończył Oficerską Szkołę Piechoty we Wrocławiu, po czym służył w Jeleniej Górze i Warszawie. Nadal jednak otwarcie przyznawał się do AK-owskiej przeszłości i krytycznie wypowiadał o otaczającej go rzeczywistości.

Młodym, popularnym wśród podchorążych porucznikiem szybko zainteresowała się Informacja Wojskowa. Od lutego 1949 r. do jesieni 1951 r. kilkudziesięciu oficerów IW, Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i tajnych współpracowników rozpracowywało tajną organizację, założoną i kierowaną przez ppor. Mieczysława Bujaka na terenie OSP w Jeleniej Górze – organizacji, która nigdy nie istniała. Sprawa o kryptonimie „Mordercy” (wcześniej „Pająki”) skończyła się aresztowaniem dziewięciu podchorążych. Bujak wpadł 19 sierpnia 1950 r. Zarzuty: udział w nielegalnej organizacji WiN, gromadzenie broni i prowadzenie wśród podchorążych „agitacji antypaństwowej”. Wszyscy przeszli brutalne śledztwo.

Zamordowany za to, że był Polakiem

Mieczysława Bujaka przesłuchiwał m.in. Edmund Czekała, krwawy szef wydziału śledczego Zarządu Informacji Wrocławskiego Okręgu Wojskowego, który prowadził również brutalne śledztwa przeciw oficerom oskarżonym o tzw. spisek w wojsku. Należał do nielicznej grupy „śledzi”, którzy ukończyli gimnazjum i liceum.

25 kwietnia 1951 r. Bujak został skazany przez Wojskowy Sąd Okręgowy nr IV na dwukrotną karę śmierci, współwięźniowie otrzymali kilkuletnie wyroki. Jak wspominała protokolantka, do końca chronił kolegów, całą winę biorąc na siebie. Jednym z morderców w todze był Stefan Piekarski, członek WKP(b), oficer Armii Czerwonej, absolwent prawa w Moskwie, w maju 1943 r. oddelegowany do sądownictwa LWP. Bierut nie skorzystał z prawa łaski.

Mieczysław Bujak został zamordowany 30 sierpnia 1951 r. o godz. 20.00 w więzieniu nr 1 przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu. Po egzekucji jego ciało pogrzebano w kwaterze 81 A na Cmentarzu Osobowickim obok kilkuset innych ofiar stalinowskiego bezprawia.

Szczątki ppor. Bujaka ekshumowano w kwietniu 2006 r. w wyniku prac prowadzonych przez wrocławskie Biuro Edukacji Publicznej IPN. W grobie odnaleziono fragmenty butów, kilka guzików wojskowych i część naramiennika munduru, oraz zakopaną (jesienią 1951 r.) przez jego matkę i siostrę butelkę z kartką: „Zamordowany za to, że był Polakiem”. Uroczysty pogrzeb odbył się na Powązkach Wojskowych w Warszawie 3 kwietnia 2007 r.
Wśród wielu oprawców Mieczysława Bujaka żyje jeszcze oskarżający go prokurator Wacław Szulc, ale wymiar sprawiedliwości III RP nie chce pociągnąć go do odpowiedzialności.

Bandycka rodzina

Stefan Półrul urodził się 9 maja 1926 r. w podkonińskiej wsi Korwin, jako syn Stanisława i Stanisławy z domu Karweckiej. W kwietniu 1947 r. zmobilizowany do Wojska Polskiego. Był zachwycony morzem, mundurem i możliwością pracy po odbyciu służby wojskowej. Przeżył zawód miłosny, tym chętniej podpisał kontrakt na „nadterminowego”. Niestety, nie pozwolono mu pływać – zatrudniono w Sądzie Marynarki Wojennej w Gdyni, gdzie służył jako goniec. W 1949 r. awansował – został bosmanmatem i jednocześnie starszym kancelistą.

Szybko przekonał się, że instytucja, w której pracuje, to zbrodnicza machina na usługach sowieckiego okupanta. Źe pod byle pretekstem, w sfingowanych procesach skazuje marynarzy nazywając ich wrogami systemu, bandytami i szpiegami. W obecności Półrula i jego kolegów sędziowie wojskowi przechwalali się, który był bardziej surowy w sądzeniu. Ponury rekord wynosił łącznie ponad 500 lat więzienia i sześć wyroków śmierci!

Wkrótce Półrul został członkiem tajnej Polskiej Organizacji Podziemnej „Wolność”. Sporządzali listy kadry dowódczej Marynarki Wojennej i Informacji Wojskowej, szczególnie oficerów sowieckich, którzy budzili największą nienawiść. Nie było mu dane działać w niej długo – IW aresztowała go 5 grudnia 1951 r. Koledzy, ani rodzina nie wiedzieli, co się z nim stało.
W rodzinnym domu marynarza przeprowadzono kilka rewizji, podrzucono ulotki i broń. Zatrzymano też jego brata. Sąsiadom Półrulów wmówiono, że to „bandycka rodzina”. W wiosce i okolicy ubecy rozwiesili plakaty z informacjami o procesie „bandyty”.

Krzysztof Szwagrzyk: – Odnaleźliśmy członków rodziny Stefana Półrula. Przez cały czas żyli z piętnem posiadania w rodzinie kryminalisty. Dopiero od nas dowiedzieli się, że jego sprawa miała charakter wyłącznie polityczny i że wiemy, gdzie jest pochowany.

Buteleczka i naświetlania

Śledztwo było koszmarem. Henryk Haponiuk – jedyny dziś świadek tamtych wydarzeń doskonale zapamiętał brutalność oprawców:
„Ktoś z tzw. obstawy przynosił półlitrową buteleczkę, stawiał ją mniej więcej 2 metry od biurka i kazał na niej siadać. Pierwszy raz nie usiadłem, drugi raz także nie, to za trzecim razem sami przyszli i mnie posadzili. Potem już siadałem… Każde przesłuchanie rozpoczynało się zawsze tak samo: nazwisko, imię, adres, co robicie w wojsku – tak jakby nie wiedzieli. I mówcie o swojej wrogiej działalności. Ponieważ nie było co mówić, to przesłuchujący w „odpowiedni” sposób to przypominał. Jak tylko przewróciłem się razem z tą buteleczką, zaczynało się kopanie, bicie, ciąganie po całym pomieszczeniu itp. Znajdowały się tam także trzy żarówki o mocy 500 V: czerwona, zielona i biała. Drzwi zamykali i rozpoczynało się naświetlanie. Po 30 minutach byłem dosłownie do niczego.

W ciągu trzech dni sporządzono akt oskarżenia. Na samej rozprawie obecnych było ok. 50 oficerów politycznych. Oskarżono nas z art. 14 i 15 dekretu z dnia 13 czerwca 1946 r. paragraf 1 i 2 za dywersję, sabotaż i szpiegostwo. Po orzeczeniu wyroku przewodniczący składu sędziowskiego kpt. Jankowski [Kazimierz Jankowski, nieprzypadkowo nazywany „katem narodu”; w nagrodę awansował potem na prezesa Izby Wojskowej Sądu Najwyższego – TMP] pouczył nas, że przysługuje nam prawo wniesienia skargi rewizyjnej (…). Ale nie odniosłoby to i tak żadnego skutku, ponieważ były to po prostu decyzje polityczne. Stefana Półrula widziałem po raz ostatni w momencie, kiedy nas rozkuwali. Czynili to w pewnej odległości, nie większej niż 1,5 metra. Obaj ruszyliśmy do siebie, złapaliśmy się za ręce i mocno uściskaliśmy. Stefan zdążył do mnie jeszcze powiedzieć: „Heniu, żebyś ty wiedział, ile ja się wycierpiałem”. To był już wtedy szkielet człowieka. Skóra i kości. Mundur wisiał nam nim jak worek”.

6 czerwca 1952 r. wyrokiem Sądu Marynarki Wojennej w Gdyni – tego samego, w którym wcześniej pracował – Stefan Półrul został skazany na karę śmierci. Matka w dramatycznym liście prosiła Bieruta o łaskę dla syna. „Prezydent” jednak odmówił. Wykonanie wyroku odłożono jednak ze względu na opinię biegłego psychiatry sądowego: „W stanie obecnym chory nie nadaje się do brania udziału w postępowaniu sądowym, ewentualnie do odbywania kary”. Objawy choroby psychicznej Półrul zaczął zdradzać wkrótce po procesie, oczekując na egzekucję. Dziś trudno ustalić, czy symulował chorobę, czy rzeczywiście zachorował w skutek zastosowanych w IW metod śledczych. Z zachowanej dokumentacji wynika, że „postradał zmysły w wyniku długotrwałego silnego stresu i niepewności swego losu”. Szpital więzienny w Gdańsku skierował go więc na obserwację do Szpitala Psychiatrycznego we Wrocławiu, działającego przy areszcie śledczym. Tam Półrul przebywał kolejne dwa lata. Poddano go obserwacji i leczeniu, które polegało na… elektrowstrząsach. Wszystko po to, aby móc rozstrzelać skazanego.

Krzysztof Szwagrzyk: – Decyzję o takich właśnie działaniach w stosunku do marynarza podjęły dwie osoby: komendant szpitala Jerzy Katzenelenbogen i jego asystent dr Izydor Wassermann. 18 marca 1953 r. sporządzili orzeczenie lekarsko-psychiatryczne nr 15/53 stwierdzające zdolność S. Półrula do działań prawnych. Podstawą stał się jego list, który nigdy nie trafił do adresatów: „Kochana rodzino, napiszcie mi, czy jestem jeszcze w śledztwie czy już po wyroku i za co?”.

„Nigdy nie wrócisz do domu”

W ramach owych działań prawnych Stefan Półrul został stracony 9 kwietnia 1953 r. w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu – tym samym, w którym prawie dwa lata wcześniej rozstrzelano Mieczysława Bujaka. Też o godz. 20.00.

Jego szczątki zostały odnalezione przez zespół historyków z wrocławskiego oddziału IPN i ekshumowane 2 czerwca 2008 r. na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu. Oględziny czaszki nie pozostawiały wątpliwości: Półrul zginął tak samo, jak polscy oficerowie w Katyniu – od strzału w tył głowy. Stwierdzono również, że przed samym zgonem miał złamaną szczękę, co jest kolejnym dowodem, że był torturowany. Znaleziono przy nim duże fragmenty czarnego sukna munduru marynarskiego, czapkę marynarską, guziki marynarskie ze znakiem kotwicy oraz dobrze zachowane buty. I to wszystko znalazło się później w jego obecnej trumnie.

Krzysztof Szwagrzyk: – Udało nam się odnaleźć szczątki Półrula dzięki temu, że w powojennym Wrocławiu na cmentarzu grabarzami byli Niemcy, którzy w tym mieście jeszcze zostali. Gdy bezpieka mordowała ludzi i w tajemnicy zakopywała w przypadkowych miejscach, Niemcy zapisywali skrupulatnie, którego dnia i gdzie kogo pochowano.
Stefan Półrul został pochowany 9 września 2008 r. na cmentarzu w Młodojewie pod Słupcą, w rodzinnym grobie. W pogrzebie uczestniczyła honorowa kompania WP i niemal wszyscy mieszkańcy. Nie spełniły się słowa jednego z oprawców, który podczas przesłuchania krzyczał do Półrula: „Nigdy nie wrócisz do domu, bandyto!”. Losy marynarza stały się kanwą wzruszającego filmu Jolanty Krysowatej. Telewizja publiczna pokazała go w środku nocy…

Tadeusz M. Płużański

Za: Antysocjalistyczne Mazowsze | http://www.asme.pl/129449589619419.shtml

Skip to content