Aktualizacja strony została wstrzymana

„Dziadowskie państwo” – Mirosław Kokoszkiewicz

Tytułowe słowa wypowiedziane przez Joachima Brudzińskiego w programie Moniki Olejnik, „kropka nad i” wywołały medialną burzę i zraniły niemal śmiertelnie powszechnie znany płomienny patriotyzm gwiazdy polskiego dziennikarstwa.

Ostatni raz widziałem panią Monikę w takim stanie kiedy to Andrzej Urbański wypowiedział się jej zdaniem zbyt lekceważąco o kardynale Stanisławie Dziwiszu. Wtedy, jeśli ktoś jeszcze pamięta, dotknięty został do żywego jej żarliwy i wojujący katolicyzm zadeklarowany przed milionami telewidzów.

Zdziwionych i zaskoczonych nagłym wybuchem patriotyzmu dziennikarskiej gwiazdy usprawiedliwiam wieloletnią remisją jej ciężkiej choroby. Charakteryzuje się ona niezwykle rzadko nawracającą dewocją i nacjonalizmem ocierającym się niebezpiecznie o szowinizm. Obydwa objawy występują tylko wtedy kiedy na warsztat bierze kogoś z otoczenia PiS-u lub śp. Lecha Kaczyńskiego.

Objawy te nigdy u niej nie występują kiedy ktoś wtyka polskie flagi w psie gówna, pluje na krzyż czy umieszcza na nim męskie genitalia.

Oczywiście oburzenie Moniki Olejnik wyznaniami Joachima Brudzińskiego jest zrozumiałe z uwagi na to, że o państwie utworzonym przy okrągłym stole dwadzieścia lat temu przez „ojców demokracji” Jaruzelskiego i Kiszczaka wraz z „konstruktywną opozycją” można w III RP mówić tylko w kategorii wielkiego historycznego sukcesu i niezwykle udanej transformacji ustrojowej.

Warto jednak może by się przyjrzeć jak to wiekopomne dzieło wygląda i czy czasami poseł PiS nie miał niestety racji?

Dziadostwo to jak wiemy coś byle jakiego, nie budzącego uznania i zaufania, a dziadowanie to nic innego jak forma żebractwa.

Oto jak po 20 latach wygląda państwo, w którym żyje niemal 40 milionów tubylców i z którego według establishmentu III RP powinniśmy być dumni.

Aż 23 miliony jego obywateli musi przeżyć miesiąc za sumę mniejszą od minimum socjalnego. Te przerażające dane przedstawił Główny Urząd Statystyczny. W skrajnym ubóstwie żyje niemal 5 milionów naszych rodaków (ponad 12%). Blisko 8 milionów „beneficjentów” owej niezwykle udanej transformacji mieszka w rodzinach, które na swoje wydatki mają mniej niż wynosi ustawowa granica ubóstwa.

Nierówność wśród polskich dzieci dotycząca sytuacji materialnej sytuuje nas na 21 miejscu wśród 24  zbadanych państw OECD, a bieda dotyka blisko 29% polskich dzieci co stawia nas na ostatnim miejscu w Unii Europejskiej.

Najciekawszym jednak zjawiskiem jest to, że nawet kiedy w ciągu tych 20 lat mieliśmy do czynienia ze wzrostem gospodarczym to polska bieda narastała i ciągle powiększało się rozwarstwienie w dochodach ludności. Jednym słowem bogaci się bogacili, a biedni biednieli.

To również w III RP Unia Europejska wytropiła niewystępujące na tak wielką skalę wśród krajów członkowskich zjawisko i grupę społeczną nazwaną pracującymi biedakami (working poor).

Należy do niej co szósty pracownik zatrudniony na etacie, a grupa ta szacowana jest na 2,1 miliona osób. Przeczy to rozpowszechnionej tezie, że biedni to tylko bezrobotni, niezaradni życiowo, osoby z rodzin patologicznych czy osoby bez kwalifikacji. Są to również absolwenci, młode małżeństwa, rodziny wielodzietne i osoby spłacające wysokie kredyty.

Wystarczy aby redaktorka Monika Olejnik i cała reszta salonu III RP ruszyli nieco tyłki poza rogatki „Warszawki” i „Krakówka”, a zauważą, że to co zbudowano przez ostatnie dwie dekady to bynajmniej nie powód do narodowej dumy i doładowywania akumulatora patriotyzmu lecz raczej przesłanka do wstydu i narodowej hańby do której doprowadzili „rycerze okrągłego stołu”.

Źyjemy w kraju, w którym wieloletnie niedofinansowanie infrastruktury energetycznej, przeciwpowodziowej i kolejowej idzie w grube miliardy złotych, a każda kolejna normalna polska zima czy powódź będą coraz częściej okrzykiwane kataklizmami stulecia co będzie usprawiedliwiać nieudolne rządy nie ponoszące winy za kosztowne, złośliwe i dramatyczne figle przyrody.

Jeżeli do tego dodać jeszcze zapaść polskiego sądownictwa, zwijanie armii, nieosądzenie komunistycznych zbrodni i fetowanie renegatów i zdrajców to dojdziemy do wniosku, że poseł Joachim Brudziński wypowiedział się niezwykle wstrzemięźliwie o nadwiślańskiej krainie. W niej bowiem często dawni bohaterowie grzebią w śmietnikach, Jerzy Urban moczy swoje starcze członki w basenie przy swojej rezydencji, a kolejni politycy i byli „opozycjoniści” całują dłoń capo di tutti, czyli polskiego rezydenta kremlowskiej komunistycznej mafii, renegata Jaruzelskiego, wprowadzając go na salony III RP.

W tym samym czasie na dowód ocieplenia wzajemnych polsko-rosyjskich stosunków po smoleńskim zamachu, nasi najlepsi przyjaciele Moskale odpowiadają na piękny gest naszego szefa MSZ, Radka Sikorskiego.

W zamian za bezwizowy ruch z Obwodem Kaliningradzkim Rosjanie kończą właśnie rozmieszczanie tam skierowanych w Polskę rakiet typu ziemia-ziemia, Iskander, mogących razić cele w promieniu 500 km.

Co prawda grożono ich rozmieszczeniem tylko w razie usytuowania w Polsce amerykańskiej tarczy anty-rakietowej, ale od przybytku głowa nie boli, zwłaszcza, że tylko patrzyć jak rzecznik rządu Paweł Graś podziękuje za ten piękny przyjacielski gest w języku rosyjskim, oczywiście w pozycji kolanowo-łokciowej, tyłem zwrócony na wschód i starannie pokryty warstwą wazeliny.

Mirosław Kokoszkiewicz

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (51/2010)

Za: kokos26 blog | http://kokos.salon24.pl/262773,dziadowskie-panstwo

Skip to content