Aktualizacja strony została wstrzymana

„Pasywność rządu w wyjaśnianiu tragedii 10/04 pokazuje, że państwo jest w stanie rozkładu”. To był fatalny rok – Łukasz Warzecha

Aktualizując listę adresów, na które chciałem wysłać swoją osobistą mejlową kartkę świąteczną, przypomniałem sobie 10 kwietnia. Wśród mejli miałem bowiem adresy śp. Janusza Kochanowskiego, Władysława Stasiaka czy Mariusza Handzlika. Zresztą na takie ślady po ludziach, których dziś już nie ma, natykam się właściwie cały czas. W telefonie wciąż nie skasowałem ich numerów i pewnie nigdy tego nie zrobię. Numer mieszkania na Saskiej Kępie wciąż mam wpisany pod nazwiskiem dr. Kochanowskiego. Wśród dokumentów trafiam co jakiś czas na listy, podpisane przez ministra Stasiaka. Za moimi plecami wisi zdjęcie, na którym prezydent Kaczyński, przyklękając, całuje polski wojskowy sztandar. Nie wspominając o mojej książce, z okładki której spogląda na mnie Lech Kaczyński.

To był dla Polski fatalny rok. Jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy, od 1989 r. Przedstawiciele salonu mogą dowolną liczbę razy przekonywać mnie, że jest inaczej, że wszystko jest znakomicie, że „nikt na naszą polską wolność nie czyha”. Cóż z tego, kiedy to tylko powtarzane rytualnie frazy i zaklinanie rzeczywistości, która jest całkiem inna?

Gdyby podsumować, co fatalnego przytrafiło się w tym roku Polsce oraz jakie niekorzystne zmiany zaszły wokół nas, lista byłaby bardzo długa. Ja ograniczę się tylko do najważniejszych punktów.

1. 10 kwietnia – narodowa tragedia bez precedensu. I to bez precedensu w całej historii Polski – nie było bowiem innej sytuacji w czasach pokoju, a może i w czasie wojny, kiedy w jednym momencie z życia publicznego zniknęłaby tak wielka liczba tak ważnych ludzi. Gdyby oni wszyscy byli dzisiaj z nami – mam na myśli nie tylko polityków Prawa i Sprawiedliwości, ale także lewicy, także ważnych urzędników państwa polskiego – polska polityka wyglądałaby zapewne całkiem inaczej. O ile już przed 10 kwietnia trwała w stanie daleko posuniętej patologii, o tyle po tej dacie, a szczególnie po wyborach prezydenckich, pogrążyła się w nich całkowicie. Tak źle nie było jeszcze chyba nigdy. Muszę tu powtórzyć twierdzenie, które zawarłem już w jednym z tekstów, opublikowanych na wPolityce.pl: jestem głęboko przekonany, że atmosfera śmiertelnego konfliktu, podtrzymywana ochoczo przez obie jego strony, jest w interesie sił Polsce nieprzychylnych i daje im wymarzone warunki do działania.

2. Czas po 10 kwietnia jako świadectwo porażającej, szokującej wręcz słabości państwa polskiego. To, co Rafał Ziemkiewicz nazwał „tragedią posmoleńską”. Nie ma sensu zagłębiać się w detale, każdy doskonale wie, co mam na myśli. W połączeniu ze wspomnianym wyżej konfliktem, nieudolność, bierność, dyletanctwo, pasywność Polski i polskiego rządu w wyjaśnianiu katastrofy są aż nadto wyrazistym sygnałem dla nieżyczących nam dobrze, że państwo znajduje się w stanie rozkładu i że można je traktować jak trzeciorzędnego gracza, jak byle pionek, który da się całkiem dowolnie przesuwać.

3. Wynik wyborów prezydenckich. Kilka miesięcy po nich widać, że Platforma Obywatelska uczyniła swoim kandydatem, wyborcy zaś wybrali głową państwa człowieka, który do tego stanowiska kompletnie nie dorósł. Bronisław Komorowski zaczął prezydenturę fatalnie, od podsycenia kryzysu wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu, a potem było coraz gorzej. Nieustające wpadki, żenujące swoją pustotą wystąpienia, całkowicie nieudana wizyta w USA (w dodatku potwierdzająca tezę, że Polska daje się dowolnie rozgrywać – prezydent poleciał bowiem na nagłe wezwanie, żeby wspomóc Obamę w jego wewnętrznych problemach), a do tego infantylne gawędy o tym, jak to jest z Polską dobrze i nie ma żadnych zagrożeń – oto obraz pierwszych miesięcy nowej prezydentury. Jak dotąd Bronisław Komorowski nie dał mi najmniejszego powodu, abym mógł oceniać go jako głowę państwa więcej niż słaby mierny. A gdy pomyśleć, że to wybór na kolejne pięć lat…

4. Fatalny kurs opozycji. W sytuacji, gdy Polsce szczególnie potrzebna jest konkretna, rzeczowa, trzeźwa opozycja, Jarosław Kaczyński skierował swoją partię w całkiem inną stronę i uczynił z niej opozycję moralną. PiS obraca się gdzieś w sferach, które swoim pięknym językiem opisuje natchniony Jarosław Marek Rymkiewicz, ale które nie mają zgoła nic wspólnego z realną polityką. PiS usilnie pracuje nad przekonaniem jak największej liczby ludzi, że dla PO nie ma alternatywy.

5. Zdecydowanie najgorsza od 1989 roku koniunktura międzynarodowa. Barack Obama przestawił amerykańską politykę zagraniczną na tory wybitnie dla Polski niekorzystne – ograniczenie zainteresowania Europą, zbliżenie z Rosją – i nic nie wskazuje, aby miał ten kurs skorygować. W Unii, zwłaszcza wobec kryzysu strefy euro, nasila się nacjonalizacja polityk przy jednoczesnych pozorach ich uwspólnotowienia, tworzonych przez instytucje, które powołał do życia traktat lizboński. Politycy mają więc usta wyjątkowo pełne frazesów o wspólnej polityce, podczas gdy prawdziwa polityka objawia się w takich ruchach, jak choćby francusko-niemiecko-brytyjskie niejawne porozumienie o zamrożeniu unijnego budżetu.

Do tego dorzućmy Rosję, jak zawsze dążącą pragmatycznymi metodami do odbudowania swojej imperialnej pozycji i sprytnie wykorzystującą do tego także naszą wewnętrzną sytuację. W tym układzie rząd Tuska i Komorowski jako prezydent są dla naszych rywali – zwanych też czasem partnerami – idealnymi sprzymierzeńcami. Niewiele rozumiejący z prawdziwych mechanizmów międzynarodowej polityki, ogarnięci obsesją wizerunku, słabi psychicznie, używający polityki międzynarodowej jako narzędzia do uprawiania polityki wewnętrznej i pozbawieni właściwie bata opozycji nad sobą – dają sobą manipulować i ustawiać się w sposób dowolny.

6. Tragiczny stan finansów państwa. Wbrew urzędowo optymistycznym deklaracjom rządu, oceny właściwie wszystkich ekonomistów, także tych z głównego nurtu, nie pozostawiają wątpliwości: z polskimi finansami jest bardzo źle. Prawdopodobnie wystarczyłby jeden niekorzystny zewnętrzny czynnik, aby doprowadzić do ich całkowitego krachu. A przecież już teraz jesteśmy właściwie na granicy pierwszego progu ostrożnościowego, gdy idzie o dług publiczny. Niektórzy twierdzą nawet, że w zależności od metody liczenia – już go przekroczyliśmy.

7. Drastyczne ograniczenie wolności mediów. Odbywa się ono oczywiście przy zachowaniu pozorów medialnego pluralizmu, ale fakty mówią same za siebie. „Niesłuszni” dziennikarze tracą swoje programy, rząd stara się spacyfikować „Rzeczpospolitą” pod wyjątkowo idiotycznym pretekstem krytycznego stosunku wobec rządzących, z publicznych mediów znikają kolejne pozycje, takie jak „Antysalon” czy „Warto rozmawiać”. Medialna kontrola nad poczynaniami rządzących staje się fikcją.

Nie wiem, czy był w historii III Rzeczypospolitej inny rok, w którym nagromadziłaby się podobna liczba niekorzystnych dla nas zdarzeń, czynników, problemów. Moglibyśmy się pocieszać, że w kolejnym roku musi przecież być lepiej. Tyle że wszystkie wymienione wyżej kwestie mają skutki sięgające daleko poza horyzont kilkunastu miesięcy. Nawet zatem, jeśli nie spotkają nas w roku 2011 kolejne nieszczęścia, te, których właśnie doświadczyliśmy, będą oddziaływać jeszcze długo. A przecież trudno też spodziewać się, aby w nadchodzących miesiącach zdarzyło się coś wyjątkowo dla Polski korzystnego.

Przykro mi, ale nie mam do powiedzenia nic optymistycznego. Mogę jedynie życzyć Czytelnikom swoim i portalu wPolityce.pl (który, moim zdaniem, ma przed sobą świetną przyszłość i może to jest jakiś optymistyczny akcent) jak najlepszych świąt Bożego Narodzenia i lepszego niż mijający nowego roku.

Łukasz Warzecha

Dziennikarz, publicysta, autor książek.

Za: wPolityce | http://www.wpolityce.pl/view/5390/To_byl_dla_Polski_fatalny_rok___Pasywnosc_rzadu_w_wyjasnianiu_tragedii_10_04_pokazuje__ze_panstwo_jest_w_stanie_rozkladu_.html | To był dla Polski fatalny rok. "PasywnośÄ‡ rzÄ…du w wyjaśnianiu tragedii 10/04 pokazuje, że państwo jest w stanie rozkładu"

Skip to content