Aktualizacja strony została wstrzymana

Kilka minut na spakowanie się, kilkadziesiąt lat na powrót

Obywatelski projekt ustawy repatriacyjnej to szansa dla Polaków z Kazachstanu na osiedlenie w Ojczyźnie. Położyłaby ona m.in. kres upokarzającym „egzaminom z polskości”.

W PRL poruszanie tematu deportacji Polaków do Kazachstanu było równie „politycznie niepoprawne” jak mówienie o Katyniu. Polska pod komunistycznymi rządami nie upomniała się o nich nigdy. Obecnie polskie władze robią wszystko, aby Polaków przyjeżdżających do nas ze Wschodu zniechęcić. Jesteśmy chyba jedynym krajem w Europie o tak nieprzyjaznym prawodawstwie wymierzonym w członków własnego Narodu.

W wyniku traktatu ryskiego (1921) kończącego wojnę polsko-bolszewicką w granicach Związku Sowieckiego znalazło się ok. 2 mln Polaków. Początkowo z mieszkańcami terenów przygranicznych wiązano nadzieje, że staną się oni zarzewiem rewolucji, która ogarnie następnie całą Europę. „Czerwone wsie” i kołchozy miały stanowić antytezę dla „faszystowskiej i katolickiej” kultury polskiej. Polacy z Kresów zbyt dobrze jednak znali rewolucję, by wiązać z nią jakiekolwiek nadzieje. Kiedy władze sowieckie zorientowały się, że nie da się Polakami posłużyć do osiągnięcia własnych celów, rozpoczęły przeciwko nim represje. Jedną z ich form były właśnie deportacje ludności. „Zabrano nas jak ptaki z gniazda” – tak o swoim wysiedleniu pisze jedna z deportowanych. Czasem dostawali na spakowanie się tylko kilka minut, kiedy indziej – jeśli funkcjonariusz okazywał się łaskawy – nawet dwie godziny. Deportowani wiezieni byli w głąb Związku Sowieckiego pociągami nazywanymi przez nich „białymi krematoriami”. W drodze najbardziej dokuczało pragnienie, a z czasem także choroby rozprzestrzeniające się szybko z powodu fatalnych warunków higienicznych. Polacy jednak chcieli pozostać sobą i mieszkać u siebie: „Nasilały się ucieczki z 'ojczyzny proletariatu’ do 'burżuazyjno-faszystowskiej Polski’. W 1930 r. granicę przekraczało ponad dziesięciu uchodźców dziennie. Próby przedarcia się do Polski podejmowały nawet całe wsie, kroczące w pochodzie z krzyżem, obrazami i chorągwiami na czele” – pisze Stanisław Ciesielski, współautor książki „Polacy w Kazachstanie. Historia i współczesność”.

„Solidarność” w Kazachstanie

Polacy nadal chcą wracać do Ojczyzny. Możliwe jest to dopiero od niedawna. – W PRL o Polakach zesłanych do Kazachstanu mogliśmy się czegoś dowiedzieć jedynie z historii rodzinnych albo z „Dziadów” – mówi Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów RP. Mimo to na terenie Kazachstanu istniało podziemie niepodległościowe. – Jakiś czas temu zostałam zaproszona przez IPN na rocznicę powstania Solidarności Walczącej i dopiero na tej uroczystości dowiedziałam się, ile osób w podziemiu pracowało, aby zachować łączność z Polakami na Wschodzie. Ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że w Kazachstanie istnieje nasza „Solidarność” – wspomina Aleksandra Ślusarek. Po 1989 roku można było już oficjalnie mówić o deportacjach, jednak lata komunistycznej propagandy zrobiły swoje. Członkowie Związku Repatriantów RP, spotykając się w latach 90. z samorządowcami, uświadomili sobie, że wielu Polaków nie wie nic o Polakach zesłanych do Kazachstanu. W ostatnich latach z Kazachstanu przyjechało do Polski bardzo niewiele osób. W 2008 roku do Ojczyzny zostało zaproszonych 18 rodzin. W 2009 – tylko 8. Procedury urzędowe dla osiedlających się rodaków z Kazachstanu są w Polsce bardzo skomplikowane. Prościej jest choćby w Rosji. Wielu naszych rodaków przenosi się więc tam tylko po to, żeby znaleźć się bliżej Ojczyzny – sporo Polaków mieszka obecnie na terenie obwodu kaliningradzkiego. – Repatriacją zajmuję się 16 lat. Przez cały ten czas powtarzam, że powinna ona spocząć wreszcie na barkach państwa polskiego, a nie pozostawać w gestii samorządów – mówi Aleksandra Ślusarek. – Nie chcę nawet słuchać stwierdzeń typu: „Nas na to nie stać”. Polska powojenna – biedna, zniszczona, przyjęła przecież setki tysięcy swoich rodaków, natomiast Polska „syta” zapomina o swoich dzieciach, których jedyną „winą” była przynależność do naszego Narodu – dodaje z goryczą.

Egzamin z polskości

Do Ojczyzny przyjeżdżają szczególnie młodzi. W Kazachstanie ludzie starsi myślą: „Po co my, starzy, będziemy wam, młodym, odbierać szansę przyjazdu?”. Zdarzają się jednak wyjątki, jak nieżyjąca już pani Adamowicz, która przyjechała z Kazachstanu do Dobczyc i piękną polszczyzną powiedziała, że najbardziej szczęśliwa jest, że kości jej spoczną w ojczystej ziemi. I tak też się stało. Przykrym doświadczeniem dla wielu Polaków przybywających z Kazachstanu jest konieczność mierzenia się ze stereotypem „Ruskiego”. Zdarza się, że ktoś, słysząc wschodni akcent, pozwala sobie na drwinę. Tymczasem ci, którzy przyjeżdżają, niejednokrotnie mają wyższy poziom patriotyzmu, kultury, a często i świadomości narodowej od ludzi wychowanych w Polsce. Od Polaków z Kazachstanu żąda się często niemożliwego – aby zdać „egzamin na Polaka”, mają oni biegle posługiwać się językiem polskim. Jednocześnie obcinane są fundusze przeznaczone na program wysyłania do Kazachstanu nauczycieli. W wielu środowiskach na szczęście nie ma zgody na takie traktowanie rodaków. Obecnie wielkie nadzieje wiązane są z projektem ustawy mającej przenieść koszty repatriacji z samorządów na rząd. Pod tym obywatelskim projektem zebrano prawie 300 tys. podpisów. Inicjatorem akcji był Maciej Płażyński, przewodniczący Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, oraz Związek Repatriantów RP. Po tragicznej śmierci Macieja Płażyńskiego w katastrofie smoleńskiej dzieło ojca kontynuuje jego syn Jakub.

Dlaczego? Bo jestem Polką

Jak czują się w Polsce młodzi ludzie przybywający z Kazachstanu? Aleksandra, 25-latka, z wykształcenia polonistka, mieszka w Polsce od 2002 roku. Babcia nauczyła ją polskich modlitw, takich jak „Ojcze Nasz” i „Aniele Boży”. Zdecydowała się przyjechać do Polski na studia. Mimo że był to kraj daleki, to jednak niezupełnie obcy. Ale było jej trudno, szczególnie ze względu na to, że Polska i Kazachstan to dwa różne światy. Wszystkie ścieżki musiała zatem przecierać sama. Od maja tego roku Anna jest już polską obywatelką. – Wywalczyłam sobie tę repatriację. Cieszę się, chociaż było bardzo trudno – wyznaje Anna. Szczególnie ciężkie chwile przeżyła, kiedy przy ubieganiu się o repatriację dowiedziała się w polskim konsulacie, że powinna ponownie przedstawić dokumenty, które wcześniej złożyła przy zdawaniu na studia w Polsce. Anna spędziła 2 tygodnie, czyli połowę swoich wakacji, na podróżowaniu po całym Kazachstanie i gromadzeniu dokumentów. Kiedy w końcu jej się to udało, dowiedziała się – w tym samym konsulacie – że nie było to potrzebne. Katarzyna, studentka 3. roku pedagogiki specjalnej, o Polsce marzyła od dawna. Znała ją z opowieści babci wysiedlonej w 1936 roku z Kamieńca Podolskiego z powodu jej szlacheckiego pochodzenia. Babcia całe życie przeżyła jako „wróg ludu”, akt rehabilitacji otrzymała rok przed śmiercią. Nigdy nie wróciła do Polski. Jej wnuczka Ania w Kazachstanie miała wyidealizowany obraz Ojczyzny. Znała ją jako kraj ludzi wolnych. Rzeczywistość okazała się nieco inna.

– Myślałam, że Polacy rzeczywiście komunizm zwalczyli. Tymczasem okazało się, że komunizm żyje, a wszyscy noszą różowe okulary i opowiadają sobie nawzajem, w jaki to sposób go pokonali. Kiedy rozmawiałam o tym ze swoimi znajomymi, nie rozumieli, o co mi chodzi. Dopiero po katastrofie smoleńskiej niektórym z nich otworzyły się oczy – wskazuje Ania. Co sprawia jej najwięcej problemów? Załatwianie spraw urzędowych. Podczas wizyt w urzędach najbardziej czuje swoją obcość, jest traktowana jak ktoś, kto przeszkadza i kogo jak najszybciej chciałoby się pozbyć. Polacy – zwłaszcza starsi – według Ani są na ogół życzliwi. Młodzież jest sympatyczna, ale często operuje stereotypami – nie wiedząc nic o Kazachstanie, koledzy pytają: czy wy tam macie komórki? A lodówki? Agata ma 25 lat, z wykształcenia jest tłumaczem i dziennikarką. Do Polski przyjechała w lipcu tego roku. W Kazachstanie zostawiła dobrą pracę, tutaj z początku znalazła zatrudnienie na budowie, teraz pracuje jako kelnerka. Nie przyjechała z powodów ekonomicznych, na pytanie, dlaczego zdecydowała się na taki krok, odpowiada krótko: jestem Polką. To, co dla niej jest oczywiste, nie było jasne dla urzędnika z Wydziału Spraw Cudzoziemców, dokąd udała się, chcąc uzyskać pozwolenie na pobyt. Polskość musiała udowodnić na „egzaminie” przypominającym przesłuchanie. Z egzaminu spisany został protokół – słowo w słowo, niczym zeznania w sądzie. Pytania dotyczyły na przykład tego, jak nazywały się córki Marszałka Piłsudskiego czy też jaką nazwę nosił wcześniej plac jego imienia. Na pytanie o to, jak obchodzi się w Polsce Wigilię, Natalia odpowiedziała: „Nie wiem, jak spędza się Wigilię w Polsce, bo nigdy w Polsce nie byłam. Mogę opowiedzieć, jak świętowaliśmy u nas w domu i jak dzieliliśmy się opłatkiem i wspólnie śpiewaliśmy kolędy”.

Projekt ustawy repatriacyjnej zakłada zniesienie tych „egzaminów z polskości”. Zamiast nich proponowany jest zapis o domniemaniu dyskryminacji z powodu przynależności do Narodu Polskiego. Według dr. Roberta Wyszyńskiego, jesteśmy chyba jedynym krajem w Europie o tak nieprzyjaznym prawodawstwie wymierzonym w członków własnego Narodu. Niemcy już dawno wprowadzili do swojego prawodawstwa zapis o dyskryminacji. My natomiast robimy wszystko, aby Polaków przyjeżdżających do nas ze Wschodu zniechęcić. Nawet jeśli pominiemy wymiar moralny, jest to także zwyczajnie nieopłacalne. Przyjeżdżający tu ludzie chcą pracować, często są wykształceni, znają języki, a – co najważniejsze – czują się Polakami. Nie będą zatem tworzyć odrębnych grup interesów – jak ma to czasem miejsce w przypadku emigrantów z innych narodowości, ale – jeśli tylko im się na to pozwoli – wtopią się w polskie społeczeństwo, znacznie je wzbogacając. Tymczasem na razie Natalia odwiedza kilka razy w tygodniu Wydział Spraw Cudzoziemców. Ostatnio zażądano od niej przedstawienia „pierwotnego aktu urodzenia” wydanego jeszcze w ZSRS, który musiała zostawić w kazachskim urzędzie ze względu na dokonywaną w latach 2004-2006 wymianę dokumentów. Natalia chce w Polsce mieszkać i pracować, jeśli jednak urząd nie wyda jej prawa pobytu, 12 marca 2011 roku będzie musiała wrócić do Kazachstanu. Czy będzie walczyć o to, żeby jednak zostać? Zrobi wszystko, co w jej mocy, ale ostateczną ufność pokłada w Bogu.

– Jeśli mam zostać, to zostanę – mówi. Jak Natalia czuje się w Polsce? Chociaż ze strony urzędów doznała wielu nieprzyjemności, to jednak zwykli ludzie otoczyli ją dużą życzliwością. Źyje aktualnymi sprawami polskiej polityki. W nocy z 12 na 13 grudnia, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, wybrała się pod willę Wojciecha Jaruzelskiego demonstrować swoją niezgodę na zaproszenie go przez prezydenta Komorowskiego na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Mówi więc o sobie, że – podobnie jak jej przodkowie – także i ona może zostać uznana za „wroga ludu”.

Agnieszka Źurek

Za: Nasz Dziennik, Boże Narodzenie, 24-26 grudnia 2010, Nr 300 (3926) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101224&typ=my&id=my11.txt

Skip to content