Aktualizacja strony została wstrzymana

Rzymski katolik niewierzący – Stanisław Michalkiewicz

Warto słuchać starszych ludzi i to nie tylko dlatego, że często wiele widzieli i zapamiętali, ale również, a może nawet przede wszystkim dlatego, że wraz z wiekiem u wielu z nich zanika obawa przed mówieniem tego, co naprawdę myślą. Z młodymi, wykształconymi bywa inaczej. Stojąc u progu samodzielnego życia, w obliczu nadziei na karierę i mając świadomość, od ilu okoliczności i ludzi zależy jej pomyślny przebieg, uprawiają dyplomację, to znaczy – sztukę ukrywania własnych myśli. Niekiedy bywają one ukryte tak głęboko, że nikt już nie może natrafić nawet na najmniejsze ich ślady, a ponieważ w ogóle bez myśli funkcjonować się nie da, młodzi wykształceni chętnie korzystają z wypożyczalni. Dzięki takim wypożyczonym opiniom, opiniom z drugiej ręki każdy w swoim środowisku może uchodzić za człowieka nader obiecującego i rozumnego, nawet – za intelektualistę. Inna rzecz, że od razu widać, że to myśli spod sztancy, więc nie ma żadnej potrzeby poświęcania im większej uwagi. Jak to pisał Boy-Zeleński? „A młody? Głupie to, płoche… tylko pobrudzi pończochę”. Co innego z poważnymi panami. Większość z nich przywiązuje się do własnego zdania, być może niekiedy aż do przesady, ale nawet wtedy jest to interesujące, bo oryginalne.

Jednym z takich oryginałów jest prof. Bogusław Wolniewicz. Można nawet powiedzieć, że jest oryginałem wielokrotnym. Po pierwsze dlatego, że już nie pierwszej młodości. Po drugie – że na emeryturze, więc bez ceregieli korzystający z przywileju wieku dojrzałego. Po trzecie – że filozof, a więc zawodowo zaprawiony do precyzyjnego wyrażania i uzasadniania własnych opinii. Po czwarte – że „najbardziej prawoskrętny polski profesor filozofii” – jak przedstawia go Tomasz Sommer – współtwórca wywiadu-rzeki z prof. Bogusławem Wolniewiczem, zatytułowanego „Wolniewicz Zdanie własne”. No i wreszcie największa niespodzianka – że ateista występujący w Radiu Maryja i telewizji Trwam. Każdy z wymienionych aspektów oryginalności profesora Wolniewicza dochodzi w książce do głosu, co czyni lekturę bardzo zajmującą, niekiedy nawet bardzo – zwłaszcza w momentach „iskrzenia”, gdy pytania lub opinie redaktora Sommera wydają się rozmówcy schematyczne lub niemądre.

Profesor Wolniewicz nie tylko jest przedwojenny, ale w dodatku okres wojny spędził w Toruniu, a więc poza Generalnym Gubernatorstwem, na terenach włączonych do Rzeszy. Dzięki temu możemy zapoznać się ze stosunkowo słabo znanym położeniem Polaków pod hitlerowcami. O ile sytuacja w Generalnej Guberni, a nawet na Kresach Wschodnich, zwłaszcza pod okupacją niemiecką – bo pod sowiecką, jeśli nie liczyć „Drogi donikąd” Józefa Mackiewicza, to już gorzej – o tyle o sytuacji na terenach włączonych do Rzeszy wiadomo znacznie mniej, zwłaszcza z pierwszej ręki. Nietrudno to zrozumieć, jeśli zwrócimy uwagę, że w takim np. Reichsgau Danzig-Westpreussen – jak nazywała się wówczas ta część Pomorza, Polacy zostali poddani ogromnej presji w kierunku wpisywania się na niemiecką listę narodowościową, czyli volkslistę. W specjalnej odezwie gauleiter Albert Forster przestrzegł, że odmowa podpisania volkslisty „oznaczać będzie zrównanie z najgorszym wrogiem narodu niemieckiego”. Bogusław Wolniewicz volkslisty nie podpisał i – jak szczerze wyznaje – dzięki nieugiętej postawie swojej matki – bo ojciec zmarł jeszcze w czerwcu 1940 roku po ciężkim pobiciu w obozie w Sachsenhausen. Nie pociągnęło to jednak jakichś dramatycznych następstw między innymi dzięki różnicy poglądów między różnymi instytucjami Rzeszy na temat przydatności folksdojczów dla Wielkich Niemiec. Te wspomnienia („Wpuścił mnie dyżurny SS-man i siedziałem w poczekalni pełen niepokoju…”) pozwalają na lepsze zrozumienie tego, co się wtedy tam działo.

Chociaż „prawoskrętny” i to w dodatku „najbardziej” spośród profesorów filozofii, prof. Wolniewicz absolutnie nie nadaje się do prostego zaszufladkowania. „Do dziś mam marksizm za składnik swojego poglądu na świat (…) …uznaję marksizm za poważną doktrynę filozoficzną”. Kiedy jednak w 1953 roku z ust prof. Schaffa usłyszał, że teraz filozofowie będą „zgłębiać myśl Stalina”, powiedział sobie „nic tu po mnie” i poszukał innego zajęcia. Ale po 10 latach, za sprawą tegoż prof. Schaffa znalazł się na Uniwersytecie Warszawskim, skąd jednak – jak powiada – „wyświecono” go w roku 1998. Zdaje się, że specjalnie nad tym nie ubolewa, jako że Instytut Filozofii UW jest „wylęgarnią lewactwa”, nie będąc przy tym żadnym wyjątkiem, bo taką wylęgarnią są wszystkie tzw. nauki społeczne, gdzie przygotowuje się kadry do nadzorowania prawomyślności obywateli Europy, czyli współczesnej recydywy stalinizmu. Komunizm bowiem – twierdzi prof. Wolniewicz – zwłaszcza jako religia, wcale nie umarł, tylko mutuje i np. proklamowana w roku 2000, entuzjastycznie przyjęta m.in. przez NSZZ Solidarność, tzw. „Karta Praw Podstawowych”, to jest manifest tych mutantów. W filozofii natomiast panuje „wielka pustka”, maskowana „organizacyjną krzątaniną”, z której jednak nie zostanie nic, poza „mułem w umysłach i zwałami makulatury w bibliotekach”.

Na tym tle lepiej można zrozumieć motywy skłaniające tego „rzymskiego katolika niewierzącego” do wystąpień w Radiu Maryja. Nawiasem mówiąc, prof. Wolniewicz nie uważa tego za coś nadzwyczajnego. „Czemu w rozgłośni katolickiej nie miałby wystąpić niewierzący, albo w niewierzącej – katolik?” No właśnie – czemu? Fakt, że taka możliwość wydaje się nam dzisiaj dziwaczna najlepiej pokazuje, jak daleko odeszliśmy od cywilizacji łacińskiej. A prof. Wolniewicz, chociaż „niewierzący” – bo nie wierzy, „że czuwa nad nami jakaś Opatrzność, ani że czeka nas coś po śmierci”, jest „rzymskim katolikiem” – bo „rozumie, że cywilizacja Zachodu stoi na chrześcijaństwie, i że jego tradycje najpełniej i najlepiej wciela i przechowuje święty Kościół powszechny. Dlatego komu nasza cywilizacja miła, ten winien tego Kościoła bronić i go wspierać.” A wrogów Kościół ma wielu. Poza diabłem – w którego, a właściwie nie tyle w diabła, co w „diabelstwo” prof. Wolniewicz nie to, że wierzy, co stwierdza jego obecność – największym wrogiem Kościoła jest „lewactwo”, to znaczy „nieprzeparta chęć do naprawiania świata według własnych wyobrażeń, nie liczącą się z realiami natury ludzkiej – a przez to skłonną, by swe zbawienne pomysły wdrażać pod przymusem. (…) Światowe lewactwo to międzynarodówka komunistycznych mutantów. W jakimś opętańczym szale dąży ona do zniszczenia cywilizacji Zachodu: do samych fundamentów. W tym dążeniu trafia na dwie główne przeszkody. Stanowią je dwie prastare instytucje naszego życia społecznego: rodzina i Kościół, Lewactwu są one obrzydłe, nie do zniesienia.

Naprawdę warto posłuchać, co mają do powiedzenia starsi profesorowie filozofii. Zatem dobry pomysł miał red. Tomasz Sommer i wydawnictwo 3S Media, że stworzyło nam możliwość przysłuchania się tej rozmowie, przeczytania jej zapisu. Dzięki temu, jako społeczeństwo, możemy przejrzeć się w oczach prof. Wolniewicza niczym w powiększającym zwierciadle, w którym i nasze wady i nasze zalety lepiej widać.

Tomasz Sommer – Wolniewicz Zdanie własne – wyd. 3S Media, Warszawa 2010

Stanisław Michalkiewicz

Artykuł   specjalnie dla www.michalkiewicz.pl   6 grudnia 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1854

Skip to content