Aktualizacja strony została wstrzymana

Bezpieczeństwo nie jest wszystkim, ale wszystko bez bezpieczeństwa jest niczym

Od niedawna mam możliwość dokształcać się na jednej z polskich uczelni wojskowych. Stwarza to okazję do poznania interesujących osób, a przy okazji sprawdzenia czy moje postrzeganie stanu bezpieczeństwa naszego państwa jest słuszne, czy może jestem przesadnym pesymistą. Niestety zarówno wypowiedzi większości wykładowców jak i kolegów „ze szkolnej ławy” potwierdzają mój krytycyzm na temat możliwości obronnych Polski.

Polska armia jest w rozkładzie. Jeden z wykładowców żartował, że gdyby przyszło mobilizować siły zbrojne do jakiegoś wielkiego wysiłku militarnego, to nie bardzo byłoby co mobilizować. Zaraz po tym stwierdzeniu – również w żartobliwym tonie – dodał, iż ma nadzieję, że na sali nie siedzą przedstawiciele obcych służb specjalnych. Źartobliwie, gdyż oczywistym jest, że obce służby wiedzą lepiej w jakim stanie jest polska armia niż karmione mrzonkami o świetnych profesjonalistach polskie społeczeństwo. Generalnie zauważalne jest, że większość prowadzących zajęcia doskonale zdaje sobie sprawę, iż Polska jest obecnie prawie bezbronna. Co ciekawe zdarzają się i tacy, którzy z jednej strony z rozbrajającą szczerością przyznają, że nasza „zawodowa” armia jest w stanie obronić od 1-3% terytorium Polski, a z drugiej wydają się głusi na argument, że w związku z tym przydałaby się oprócz owych „zawodowców” rzesza przeszkolonych ludzi, stanowiących obronę terytorialną na wzór tych funkcjonujących np. w Szwajcarii, Szwecji, czy Finlandii.

Na szczęście przeciwwagą dla tak mało logicznych wykładowców są ci, którzy bez owijania w bawełnę mówią nam jak się sprawa polskiej obronności przedstawia. Porównania Polski współczesnej do czasów saskich nie są tylko wymysłem publicystyki, ale również rodzą się w głowach polskich oficerów. Jak się skończyło XVIII-wieczne używanie życia i przeświadczenie, że skoro jesteśmy prawie rozbrojeni to nikomu nie zagrażamy i sąsiedzi będą nas szanować, wszyscy świetnie wiemy. No może prawie wszyscy. Wydaje się, że nie wiedzą o tym obecnie rządzący nami historycy z Platformy Obywatelskiej (premier, prezydent, marszałek Sejmu). Już starożytni podkreślali, że historia magistra vitae est. Rozumieją to Amerykanie, posiadający obecnie najpotężniejsze państwo na świecie, którzy w swoich szkołach wojskowych gro czasu poświęcają na zgłębianie historii. Pewien wykładowca wspominał, jak zaskoczeni byli nasi generałowie wizytujący jedną z takich szkół w USA, gdy przez rok uczyli się przede wszystkim historii, historii i jeszcze raz historii począwszy od „Wojny peloponeskiej” Tukidydesa. Podczas gdy mocarstwa uczą się o przeszłości, by nie powtarzać błędów popełnionych przez innych (w dużej mierze na przykładzie Polski), czy też dla zrozumienia motywów kierujących ludźmi w różnego rodzaju okolicznościach, u nas zlikwidowano Wojskowy Instytut Historyczny (bo pewien „nawrócony” komunista lansował się hasłem – wybierzmy przyszłość).

Kilka ciekawych informacji, oczywiście stosunkowo ogólnych, usłyszałem z ust jednego z czynnych oficerów pracujących w Sztabie Generalnym WP. Pocieszająca jest taka, że większość z nich, przynajmniej na poziomie rozważań, wyciągnęła wnioski z historii i wcale nie jest przekonana o pewności pomocy ze strony sojuszników w razie napaści na Polskę. Gorzej jest jednak z praktyką. W praktyce bowiem w wojsku wszystko opiera się na realizacji doraźnych celów np. przygotowaniu kolejnych kontyngentów na wyjazd do Afganistanu. Jeśli dodamy do tego jeszcze obcinany budżet i ministra pacyfisto-psychiatrę to dojść możemy do wniosku, że nasze państwo i naród mogą w bliżej nieokreślonej przyszłości znów być narażone na ogromne straty z utratą niepodległości włącznie.

Zupełną porażką okazała się być formuła Narodowych Sił Zbrojnych, co przyznał mój kolega i na co potwierdzeniem jest wielka kampania medialna sięgająca nawet autobusów komunikacji miejskiej. W ciągu roku nie zgłosiła się choćby połowa z zakładanych na ten czas 10 tys. kandydatów. Oznacza to, że Polska nie ma systemu kształcenia rezerw, nawet w minimalnym wymiarze 20 tys. W związku z tym nie istnieje choćby zalążek obrony terytorialnej, która w założeniu ma posiadać przede wszystkim walory odstraszania (odstraszyć może perspektywa mobilizacji 700 tys. Szwedów, obrona przez nich kilku ufortyfikowanych miast, czy walka partyzancka, ale nie odstraszy perspektywa mobilizacji 4 tys. Polaków, którzy nie mają możliwości obrony żadnego większego czy nawet średniego miasta).

Konstatacja końcowa musi być przygnębiająca. Polska przez ostatnie 20 lat, w których panowała najlepsza dla niej sytuacja geopolityczna od końca XVII wieku, jedyne co potrafiła zrobić dla zapewnienia sobie bezpieczeństwa, to wstąpienie do sojuszu militarnego, który wyraźnie znajduje się w swej fazie schyłkowej. Na nic innego nie było stać klasy politycznej III Rzeczypospolitej przez dwie nadzwyczaj spokojne dekady. Oby przyszłe pokolenia Polaków nie musiały przez te zaniechania cierpieć. A że cierpieć mogą świadczy zmieniająca się na naszą niekorzyść sytuacja geopolityczna i chęć powrotu niektórych państw do idei „koncertu mocarstw”, w którym nie ma miejsca na małych i słabych.

wbimab

Za: niepoprawni | http://niepoprawni.pl/blog/2832/bezpieczenstwo-nie-jest-wszystkim-ale-wszystko-bez-bezpieczenstwa-jest-niczym

Skip to content