Aktualizacja strony została wstrzymana

Dwa patriotyzmy – Elżbieta Morawiec

Kto z młodych ludzi powstrzymujących 11 listopada Marsz Niepodległości wie, czym były „Termopile polskie”? Kto zdaje sobie sprawę, że za ich bezrozumną „wolność” od patriotyzmu w wojnie 1920 r. oddało życie 200 tys. polskich żołnierzy, niejednokrotnie młodszych od nich?

Patrząc z dzisiejszej perspektywy – nie ma dziś chyba książki równie fałszywej jak „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy” śp. Jana Józefa Lipskiego. Z przesłanki przyjętej przez Lipskiego jako założenie – jakoby o kształcie patriotyzmu rozstrzygał przede wszystkim stosunek do „obcych”, a nie do „swoich” – wynika rozpętane dziś w Polsce szaleństwo antypolonizmu, wznoszony rękami Polaków pomnik hańby i niesławy Narodu Polskiego. Jak dla mnie miarą patriotyzmu jest ta, zdefiniowana niegdyś przez o. Innocentego Bocheńskiego: określa mnie najpierw stosunek do swoich, bez cudzysłowu, potem dopiero – do obcych.

Z nansenowskim paszportem

W 92. rocznicę odzyskania niepodległości prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej dekoruje najwyższym odznaczeniem – Orderem Orła Białego – człowieka, który w potężnej gazecie na 50. rocznicę Powstania Warszawskiego zafundował rodakom nowinę, jakoby AK-owcy w powstaniu… mordowali Żydów. Człowieka, którego medialny organ uznał niedawno dramat Jedwabnego za… najważniejsze wydarzenie w historii współczesnej Polski. Stosownie do tego jury Nagrody Nike – pracujące z nadania tejże gazety i jej fundacji – nagrodziło jawnie polakożerczy, kłamliwy, wyzbyty jakiejkolwiek wartości artystycznej dramat „Nasza klasa” Tadeusza Słobodzianka. Nie wiem, czy z bezpośredniej inspiracji tego człowieka, czy tylko z racji „promieniowania duchowego”, Seweryn Blumsztajn z tejże gazety organizuje w przeddzień Święta Niepodległości prowokacyjną nagonkę na planowany dopiero Marsz Niepodległości, określając go z góry jako „marsz faszystów”. Prowokacja starannie wyreżyserowana. Panienki-idiotki, których nigdy nie brak, przebierają się w obozowe pasiaki i w towarzystwie gejów oraz wszelkiego lewactwa spod ciemnej (czerwonej) gwiazdy manifestują pod hasłem: „Stop faszyzmowi”. Zapewne „nasze telewizje” zadbały już o to, aby w świat poszedł przekaz: Świętowanie niepodległości to w Polsce powrót faszyzmu pod biało-czerwonymi sztandarami!!! Nieważne, że „antyfaszyści” biją młodzież manifestującą swoją dumę z Niepodległej, ważne, że „biją w słusznej sprawie”. Jakiej – nietrudno dopowiedzieć – internacjonalnej postkomuny, która żadnej ojczyzny – poza ideologią nienawiści – nie ma. Samo posłużenie się pojęciem „faszyzm” uświadamia, kim są „dzieci Blumsztajna”. W języku polskim mianem „faszyzmu” określa się włoską odmianę totalitaryzmu. Tylko Sowieci dla obu odmian brunatnego totalitaryzmu mają jedno pojęcie: „faszist”. Pod sztandarem „SmiertŐ faszistam” szły do walki stalinowskie pułki. No, ale jak tu napisać na banerach w Polsce: „Precz z hitlerowcami”? Może „patrioci internacjonalizmuŇ, żyjący na tej polskiej ziemi, opłacani przez jej obywateli – uświadomiliby sobie nareszcie, co znaczy prosta lojalność, jeśli polski patriotyzm ich bodzie. A jeśli ich tak bardzo bodzie – niech jawnie wybiorą „europejskość” (jako walkę z chrześcijaństwem, promocję homoseksualizmu, walkę o cywilizację śmierci). Z nansenowskim paszportem. Ale niech nam w naszym kraju nie narzucają, co wolno nam świętować, i nie nauczają, że manifestowanie polskości jest tożsame z hitleryzmem.
Miary goryczy dopełnia mało znaczący, zdawałoby się, fakt. Oto pani prezydent Litwy Dalia Grybauskaite z emfazą krzyczy na placu Piłsudskiego: „Wiwat, Polacy!”, gdy w jej ojczyźnie od lat odmawia się Polakom prawa do własnej pisowni nazwisk i topografii, likwiduje się polskie szkoły w imię zapiekłego (tak!) litewskiego szowinizmu. A prezydent Najjaśniejszej przyjmuje tę najjaśniejszą hipokryzję za znak przyjaźni litewsko-polskiej… W dniu 92-lecia swojego święta Polska i Polacy zostali obrażeni w swoim świętym prawie do godności, stali się – jak wielekroć w dziejach – chłopcem do bicia już nie tylko dla mocarstw, ale także dla małych sąsiadów, niepomnych na to, ile w dziejach własnych zawdzięczają związkom z matką Rzecząpospolitą Obojga Narodów. Kto ich dopuścił do herbów, indygenatów i przywilejów, jakich wcześniej nie znali?

„Ojczyzna ocalona”

Szczęściem przetrwała jeszcze w Polsce inna miara patriotyzmu. Spokojna i godna, świadoma, czym jest dla Narodu pamięć własnych dziejów. Historia to nie tylko nauczycielka życia, pamięć historii decyduje o sumieniu narodu, jest wieczystym zobowiązaniem wobec tych, którzy naród konstytuowali w biegu dziejów – swoimi zwycięstwami i klęskami. Historia każdego narodu jest zobowiązaniem jego potomków do obrony jego najświętszych wartości. Dla Francuza będzie nią walka Joanny dŐArc, bohaterska Wandea i Wolna Francja CharlesŐa de GaulleŐa, czy się to dzieciom RobespierreŐa i Thoreza podoba, czy nie. Dla nas są to najczęściej krwawe ofiary, ponoszone nie tylko dla dobra własnego, ale także i dla owych „obcych”, których – zdaniem Lipskiego – mamy szanować przed swoimi. Ukazała się właśnie w postaci albumu piękna i mądra książka profesora Andrzeja Nowaka „Ojczyzna ocalona” o wojnie polsko-bolszewickiej 1919–1920. Niby znamy kulisy tej wojny, zdradziecką politykę Wielkiej Brytanii i jej premiera Davida Lloyda GeorgeŐa, który w obliczu nadciągającej na Europę bolszewickiej nawały nie godził się na militarną pomoc Polsce. Tej samej Wielkiej Brytanii, za którą umierali także polscy lotnicy w Bitwie o Anglię. Niby znamy, a przecież pamiętamy tylko słowa lorda Edgara dŐAbernona, który określił Bitwę Warszawską jako jedną z 18 najważniejszych w dziejach świata. Andrzej Nowak precyzyjnie ukazuje, jak dalece Anglia i jej premier chciały Polskę rzucić na kolana przed bolszewizmem, uznając krótkowzrocznie, że Rosję carską dla świętej równowagi „koncertu mocarstw” może zastąpić Rosja sowiecka. Ze skutkami tej obłędnej filozofii politycznej Europa zmaga się do dziś, zwłaszcza w odradzającym się mutancie komunizmu. W kilku rozdziałach, z nerwem rasowego dramaturga, Nowak odsłania przebieg dyplomatycznych konferencji, cytuje niezliczone bezwstydne deklaracje sowieckich władców, którym marzył się pierwotnie tylko marsz na „rewolucyjny” Berlin przez trupa „białej” Polski, a z biegiem czasu nabrali apetytu i na Włochy, i na całą Europę, także południową. Ot, taki list Lenina do Stalina z lipca 1920 r.: „Zinowiew, Bucharin, a także ja uważam, że należałoby w tej chwili pobudzić rewolucję we Włoszech… zsowietyzować Węgry, a być może także Czechy i Rumunię”. Na szczęście dla Polski, na szczęście dla Europy te marzenia się nie spełniły. Za sprawą nie tylko wielkiego, charyzmatycznego przywódcy Józefa Piłsudskiego, ale także ogromnej determinacji całego Narodu, który dopiero co ogarnął się w swojej rozbitej przez rozbiory jedności. Narodu, którego armia liczyła w 1918 r. 50 tys. żołnierzy, by w 1920 r. zwiększyć swój stan do ponad 900 tysięcy. Przeciwko ponad 4 milionom wojsk sowieckich! A przeszkodami w tej wojnie, decydującej na 20 lat o przyszłości Europy, były oprócz krótkowzroczności dyplomacji Zachodu także małość i niechęć do współpracy najbliższych sąsiadów, w tym Litwy. Krótkotrwały sojusz Piłsudskiego z Semenem Petlurą nie dotrwał do rozgrywki decydującej. A był i wróg wewnętrzny – prosowiecki „rząd” z Julianem Marchlewskim na czele, który gotował się do przejęcia władzy w podbitej przez bolszewików Polsce, najpierw w Białymstoku, potem w miarę postępu ofensywy bolszewików – w mazowieckim Wyszkowie (szkoda, że z lektur w polskiej szkole zniknęło dziś opowiadanie Stefana Źeromskiego „Na plebanii w Wyszkowie”).

Bohaterowie naszej pamięci

Na tym zakręcie historii „patrioci internacjonalizmu” nie doczekali przejęcia władzy na sowieckich bagnetach. Zadecydował o tym wielki triumf polskich żołnierzy w bitwie o Warszawę, toczonej na jej przedpolach – w Radzyminie i Ossowie. W tym Ossowie, gdzie do boju szła – jak uświadamia nam Andrzej Nowak – przede wszystkim młodzież, postępująca za swoim młodym, 27-letnim kapelanem, ks. Ignacym Skorupką. W tym samym Ossowie, w którym poległ bohaterski ksiądz, Kancelaria Prezydenta i (o ironio!) Rada Pamięci Walk i Męczeństwa miały odwagę w rocznicę Bitwy Warszawskiej próbować odsłonić pomnik najeźdźcom!
Bitwa Warszawska miała znaczenie decydujące. Ale na niej wojna się nie skończyła – po drodze do zwycięstwa była jeszcze krwawa hekatomba walki o Lwów pod Zadwórzem, gdzie – jak pisze Nowak – „Sowieci jeńców nie wzięli”. Polacy pod dowództwem kpt. Bolesława Zajączkowskiego bili się w 6 odpartych atakach do wyczerpania amunicji. Aby nie wpaść w ręce wroga, kapitan Zajączkowski wraz z kilkoma żołnierzami popełnił samobójstwo. Ilu z nas, szczycących się imieniem Polaka, pamięta dziś o tych nieśmiertelnych spod „Termopil polskich”? Ilu wie, że największa kawaleryjska bitwa tej wojny, utrwalona na płótnie przez Jerzego Kossaka, rozegrała się pod Komarowem?
I czy panienki przebrane w pasiaki obozowe w dniu Święta Niepodległości mają świadomość, że za ich wyuzdaną, bezrozumną „wolność” od patriotyzmu oddało w tamtej wojnie życie 200 tys. polskich żołnierzy, wielekroć młodszych od nich?
Aby pokolenia następne nie wstydziły się swego patriotyzmu, aby miały świadomość długu i powinności, książki takie jak „Ojczyzna ocalona” Andrzeja Nowaka powinny się znaleźć w każdej domowej bibliotece. W przeciwnym razie jedynym „świadectwem” polskości pozostanie dramat w Jedwabnem i „Nasza klasa” Słobodzianka.

Elżbieta Morawiec

Autorka jest krytykiem teatralnym i literackim, publicystką, członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 16 listopada, Nr 267 (3893) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101116&typ=my&id=my02.txt

Skip to content