Aktualizacja strony została wstrzymana

Dziurawy raport MAK

W tym tygodniu posłowie wysłuchają relacji Edmunda Klicha, polskiego akredytowanego przy MAK. Jest co najmniej kilka wątków, które prokuratura powinna zbadać i wszcząć postępowanie albo wyjaśniające, albo wręcz przygotowawcze z urzędu

Z posłem Jerzym Polaczkiem (PiS), byłym ministrem transportu, rozmawia Marcin Austyn

Z relacji złożonej przez płk. Edmunda Klicha, polskiego akredytowanego przy moskiewskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK), wynika, że nie mógł on liczyć na wparcie polskiej komisji badającej okoliczności katastrofy Tu-154M działającej pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera.
– Wynika z tego, że mamy tu do czynienia z kontynuacją biernej postawy rządu w sprawach związanych z wszystkim tym, co się działo po 10 kwietnia br. Już brak wyegzekwowania umowy polsko-rosyjskiej i wyrażenie zgody na formułę, w której Polska nie jest współgospodarzem postępowania, było sygnałem, że rząd od tej sprawy umywa ręce. Przypominam tylko wypowiedź premiera Donalda Tuska z końca kwietnia br. o tym, że rząd uznał za rzecz wystarczającą, iż śledztwo będzie realizowane pod nadzorem prokuratora generalnego, który – cytuję tu słowa premiera – „został powołany przez mojego poprzednika”, i będzie prowadzone postępowanie rosyjskie przy asyście polskiego przedstawiciela, który również został powołany na przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych w poprzedniej kadencji. To jest traktowanie państwa według cezury czasowej, a nie odpowiedzialności, którą ponosi się tu i teraz.

Sprawa jest na tyle poważna, że – tak jak wnioskowało PiS – powinien zająć się nią prokurator generalny?
– Z pierwszej, nasyconej faktami relacji płk. Klicha na posiedzeniu połączonych sejmowych komisji sprawiedliwości i infrastruktury wynika, że jest co najmniej kilka wątków, które prokuratura powinna zbadać i wszcząć postępowanie albo wyjaśniające, albo wręcz przygotowawcze z urzędu. Mam tu na myśli kwestie, które dotyczyły zaniechań przedstawicieli polskiego rządu, ale i widocznej gołym okiem świadomej obstrukcji strony rosyjskiej.

Premier Tusk tłumaczył, że problem na linii Klich – Miller ma podłoże personalne…
– Pan premier nie rozumie powagi sytuacji, w jakiej znalazła się Polska w świetle przekazanego przez MAK projektu raportu, który został przygotowany – według wszelkich ujawnionych dotąd danych – w sposób niepełny i niezgodny z wymogami międzynarodowymi. To powinien przyjąć do wiadomości szef rządu i wyciągać wnioski, a nie tłumaczyć obu panów, bo to staje się groteską. Ponadto Edmund Klich nie mówił o żadnym sporze personalnym, ale o faktach dotyczących międzypaństwowych kontaktów obu stron, jeśli chodzi o uzgodnienia szeregu działań związanych z ustaleniem przyczyn katastrofy. Jeśli w przekazaniu kopii czarnych skrzynek nie uczestniczy przedstawiciel państwa, które go oddelegowało, to jest to rzecz, która powinna być analizowana w kontekście prawno-karnym, a nie w formule zwyczaju. Przecież uczestnictwo w tych czynnościach akredytowanego przedstawiciela państwa polskiego było jego prawnym obowiązkiem, a do jego wypełniania nie dopuścił pan Miller. To niesłychana i zadziwiająca postawa urzędnika państwa polskiego wobec akredytowanego przedstawiciela. Relacja Klicha w tym zakresie była bardzo lakoniczna i skończyło się na stwierdzeniu o poniżeniu, ale sądzę, że można tu znaleźć mocniejsze słowa określające to, co się stało. Tak to odbieram jako parlamentarzysta i osoba, która rozumie ten trudny proces dochodzenia do prawdy. Jeśli państwo polskie nie potrafiło zadbać o własne interesy i nie jest współgospodarzem prowadzonego postępowania, to niech przynajmniej szanuje swoich przedstawicieli, których samo oddelegowało do prac przy MAK.

Pułkownik Klich sugerował, że nie wie, czy projekt raportu przygotowano zgodnie z konwencją chicagowską. Czy jako akredytowany nie powinien umieć ocenić tego dokumentu i okoliczności jego powstania?
– Nie jesteśmy współgospodarzem tego dochodzenia i dlatego nasz udział został w nim od początku ograniczony do roli petenta. Stąd też wynika owa niewiedza. Jak sądzę, wiele naszych wniosków w mniej ważnych sprawach zostało zrealizowanych, i to jeszcze w początkowej fazie śledztwa. Jednak co do tych kluczowych kwestii, do których powinien się odnieść raport – jeśli ma być przygotowany zgodnie z regułami, które są zawarte w załączniku 13 do konwencji chicagowskiej określającymi zakres raportu, metodologię oraz podstawowe jego elementy, to wszystko wskazuje na to, że projekt ma gigantyczne braki. W mojej ocenie, jest on zwiastunem wielkiego międzynarodowego skandalu, który niebawem wybuchnie.

Wszystko jest następstwem przyjętych reguł? Premier Tusk jednak podkreślił, że zgodziliśmy się na konwencję chicagowską, bo nie ma innych regulacji, a akredytowany ma wgląd w całą procedurę, zatem była to dla nas bardzo dobra pozycja…
– Premier dwukrotnie nie odpowiedział na moje pytania dotyczące tego, czy po 10 kwietnia zlecono analizę uwarunkowań prawnych w zakresie sposobów prowadzenia procesu wyjaśniania okoliczności tej katastrofy. Obowiązkiem szefów: Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Infrastruktury, jest wskazanie jednolitej rekomendacji szefowi rządu, w jaki sposób Polska powinna prowadzić to postępowanie. Na pewno nie jest to poziom PKBWL. Ponadto wszystko wskazuje na to, że po 10 kwietnia schowano albo zapomniano – pytanie czy świadomie – wiążącą Federację Rosyjską i Polskę umowę ministrów obrony obu państw, która zawierała jedną możliwą w tym przypadku formułę współpracy – wspólnego badania katastrof samolotów wojskowych, a takim samolotem był Tu-154M. Nie mówię już o tym, że Polska jako państwo członkowskie NATO nie wystąpiła o wsparcie ze strony tej organizacji, nie zwrócono się też do gremiów europejskich, by one włączyły się w proces ustalania przyczyn tego, co się wydarzyło.

Polski akredytowany miał też problemy ze współpracą z MAK – to pytania bez odpowiedzi, naruszanie procedur… Dlaczego tak się działo?
– Z tego, co usłyszeliśmy, wynika, że Polska do chwili obecnej nie dostała jakiejkolwiek dokumentacji dotyczącej procedur obowiązujących na lądowisku smoleńskim czy przepisów, jakie obowiązują w Federacji Rosyjskiej z zakresu zarządzania przestrzenią powietrzną. Warto tu wspomnieć, że polska prokuratura wojskowa w tych sprawach także zwracała się do Rosjan – w odrębnych wnioskach – i tu także nic nie wiadomo o tym, by taki wniosek został zrealizowany. Rosja wypełnia tylko to, co wynika z praktyki prezentowanej przez polski rząd w kwestiach zasadniczych. Jeśli więc ten uchyla się od spraw trudnych, pomija je i skupia się na prezentacji rozmów załogi samolotu w trakcie lotu – co nadaje swoistą interpretację temu, co się działo w samolocie – to Rosjanie uznają, że Polsce nie warto przekazywać materiałów. Ponadto udział polskiego akredytowanego ma zewnętrzny charakter – wnioski zawsze można formułować, ale odpowiedzi niekoniecznie się udziela.

Dochodzenie wyglądałoby inaczej, gdyby na czele polskiej komisji stanęła inna osoba lub gdyby Polska zmieniła akredytowanego?
– Wszystko, co dzieje się po przyjęciu obecnej formy współpracy z Rosją, jest brnięciem rządu w formule, w której oddało się współodpowiedzialność za proces dochodzenia do prawdy. Dla rządu jest to rozwiązanie wygodne, ale dla prawdy jest to formuła, która zwiastuje nam potężny problem polityczny w relacjach polsko-rosyjskich. Proszę zauważyć, że nie mamy żadnej informacji, która świadczyłaby, że sprawozdania i raporty, które były kierowane przez Edmunda Klicha do premiera Tuska, miały dalszą drogę w postaci działań rządu, a zwłaszcza MSZ. To jest poziom, na którym powinno się rozstrzygać kwestie wytykanych obecnie braków. Z pewnością nie jest to poziom polskiego przedstawiciela, który jest tylko obserwatorem całego postępowania. Rozbił się statek państwowy „numer jeden” i trzeba o tym pamiętać. Zatem sytuacja, w której nie zapewnia się akredytowanemu w sposób skuteczny elementarnego wsparcia prawnego i fachowego oraz nie podejmuje się zdecydowanych działań w kwestiach braków – wynikających z obowiązku, którego źródłem jest ratyfikowanie zapisów konwencji chicagowskiej przez Federację Rosyjską – jest zaniechaniem, które można rozpatrywać w kategoriach działań naruszających podstawowe interesy Polski.

Możemy mieć obawy o jakość polskiej odpowiedzi na projekt raportu MAK?
– Jest czego się obawiać. Polska do dziś nie wystąpiła o przedłużenie 60-dniowego terminu odpowiedzi, mimo że konwencja daje taką podstawę. Ponadto polskie stanowisko będzie sygnował – według opinii prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego przedstawionej na posiedzeniu połączonych komisji – prawdopodobnie szef MON, minister Bogdan Klich, jako właściciel statku powietrznego, bądź sam premier Donald Tusk. Uwagi będą więc wnoszone przez czołowych polityków PO… Tymczasem świadectwo zaniechań tych osób z ostatniego półrocza zwiastuje działania, które będą raczej zbieżne z dotychczasową postawą rządu. Dlatego oczekiwałbym, że w ciągu najdalej miesiąca udzielona zostanie odpowiedź rządu na pytanie, czy to, co Polska otrzymała od MAK, jest zgodne z prawem międzynarodowym. Dopiero później możemy dyskutować o kwestiach związanych z samą treścią raportu. Jeśli projekt jest niezgodny z konwencją chicagowską, to Polska powinna go odrzucić i podjąć działania na forum międzynarodowym. Jeśli rząd tego nie zrobi, to myślę, że uczyni to społeczeństwo.

Dziękuję za rozmowę.

Znane zeznania

Zeznania, którymi dysponują prokuratorzy prowadzący śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem, potwierdzają informacje opublikowane przez „Nasz Dziennik” w lipcu br. Chodzi o opis sekwencji zdarzeń z 10 kwietnia br. na krótko przed zderzeniem Tu-154M z ziemią.

W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Siergiej Amielin, docent z Katedry Elektroniki i Technik Mikroprocesorowych smoleńskiego oddziału Moskiewskiego Instytutu Energetyki, opisał ostatnie chwile przed zdarzeniem rządowego samolotu. Autor dotarł do bezpośredniego świadka zdarzenia – właściciela działki rolnej nieopodal miejsca katastrofy. „Ten człowiek odmówił podania imienia i nazwiska. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest emerytem i 10 kwietnia był na swojej działce letniskowej. Opowiadał mi, że tego dnia była tak silna mgła, iż źle widział nawet wierzchołek brzozy. Nie dostrzegł też zbliżającego się samolotu, słyszał jedynie jego dźwięk. Powiedział, że samolot przeleciał bardzo nisko i że to działo się tak szybko, iż nie zdążył nawet zorientować się, o co chodzi. Strumień powietrza zwalił go z nóg i odrzucił na bok. Mężczyzna usłyszał tylko uderzenie o drzewo i widział, jak brzoza się połamała. Kiedy już zdołał się podnieść, pobiegł w stronę miejsca, gdzie roztrzaskał się samolot. Myślał, że może pasażerowie będą potrzebować pomocy. Ale od jego działki do miejsca upadku samolotu jest dość daleko, bo ponad 500 m po prostej, a drogą jeszcze dalej. Dlatego znalazł się na miejscu jednocześnie ze strażakami, którzy go tam nie wpuścili.

Ten człowiek powiedział mi też, że na jego działce znajdowały się niewielkie szczątki skrzydła, a ziemia była zalana jakimś płynem. Myślę, że pochodził on z układu hydraulicznego. Przy uderzeniu w brzozę nie tylko odłamała się część skrzydła, być może został uszkodzony układ hydrauliczny. Dodatkowo sterowanie częściowo lub całkowicie odmówiło posłuszeństwa i maszyna w sposób niekontrolowany zaczęła się obracać wokół własnej osi, ostatecznie upadając podwoziem do góry” – powiedział Amielin w lipcowej rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.
Obraz zdarzeń potwierdza informacje z prokuratury, na które powołuje się RMF FM. Powtarza się motyw mgły, otoczonego kordonem milicji terenu katastrofy oraz złamanej brzozy i skrzydła tupolewa. Według zeznań, na które powołuje się rozgłośnia, piloci Tu-154M tuż przed katastrofą w Smoleńsku próbowali poderwać w powietrze samolot. Zdaniem świadków, zrobili wszystko, aby uchronić maszynę przed rozbiciem. Takiej treści zeznania złożyła przed śledczymi większość przesłuchanych Rosjan ze Smoleńska, którzy byli naocznymi świadkami katastrofy.

Amb

Za: Nasz Dziennik, Poniedziałek, 25 października 2010, Nr 250 (3876)

Za: Nasz Dziennik, Poniedziałek, 25 października 2010, Nr 250 (3876) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101025&typ=po&id=po01.txt

Skip to content