Aktualizacja strony została wstrzymana

Ludzkie koszty dzisiejszego Nobla

15 milionów istnień ludzkich pochłonęło odkrycie, za które dziś przyznano medycznego Nobla. Do powstania jednego dziecka z próbówki trzeba poświęcić życie pięciorga innych dzieci.

Są to oficjalne dane nt. metody in vitro. A to oznacza, że aby powstało trzy miliony dzieci musiało zginąć piętnaście milionów innych dzieci.

Tegoroczna nagroda Nobla została przyznana za to, że – jak to podkreślono w uzasadnieniu – prace Roberta Edwardsa, rozpoczęte w latach pięćdziesiątych XX wieku, pomogły wielu parom mieć dzieci. W uzasadnieniu pominięto jednak ten drobny fakt, że aby pary owe mogły mieć dzieci, to inne dzieci muszą stracić życie. Czyli mówiąc wprost pominięto ludzkie koszty całej tej procedury. Koszty, które sprawiają, że jest ona całkowicie nieakceptowana z moralnego punktu widzenia. Nie może być bowiem zgody na to, by ceną za spełnienie nawet najszczerszego pragnienia było istnienie kilku, kilkunastu osób.

Niedopuszczalne są także próby zastąpienia „przypadku”, „chaosu” czy ujmując rzecz po chrześcijańsku – Opatrzności. Bowiem fakt, że rodzą się tacy a nie inni ludzie, zależy przecież w naturalnym procesie od czystego przypadku, którego nie da się przewidzieć. Nasza natura jest zatem przygodna, przypadkowa, jej zdeterminowanie nie jest zależne od woli innych osób.

„Zarówno świecka myśl europejskiej nowoczesności, jak i wiara religijna mogły dotąd wychodzić z założenia, że genetyczne zadatki noworodka, a zatem organiczne warunki wyjściowe jego przyszłej biografii, nie podlegają programowaniu ani rozmyślnej manipulacji ze strony innych osób (…) Tymczasem dziś granice przesuwają się – uchylona zostaje niemożność rozporządzania przygodnym aktem zapłodnienia i wynikająca stąd nieprzewidywalność kombinacji dwóch zestawów chromosomów. Ta niepozorna przygodność okazuje się jednak – z chwilą, gdy możemy nad nią panować – niezbędnym warunkiem możliwości bycia sobą i zasadniczego egalitaryzmu naszych relacji interpersonalnych. Gdyby bowiem pewnego dnia pożądane wyposażenie genetyczne potomstwa stało się czymś, co można formować, i dorośli projektowaliby według własnego widzimisię odpowiedni model dziecka, to tym samym mieliby wobec swych genetycznie zmanipulowanych produktów władzę rozporządzania, która ingeruje w somatyczne podłoże spontanicznego stosunku do siebie i etycznej wolności innej osoby – władzę, która jak dotąd się wydawało może być stosowana wyłącznie w stosunku do rzeczy, a nie w stosunku do osób. Wówczas potomkowie mogliby żądać od twórców swojego genomu rozliczeń i przenosić na nich odpowiedzialność za niepożądane ze swojego punktu widzenia skutki ograniczonej sytuacji wyjściowej. Ta nowa struktura odpowiedzialności wynika z zatarcia granicy między osobami a rzeczami – do czego dochodzi już dziś, gdy rodzice upośledzonego dziecka w drodze powództwa cywilnego obarczają lekarzy materialnymi konsekwencjami błędnej diagnozy prenatalnej i żądają »odszkodowania«, jak gdyby upośledzenie, które nastąpiło wbrew medycznym rokowaniom, równoznaczne było z uszkodzeniem rzeczy” – podkreśla Jürgen Habermas.

Pozbawienie procesu tworzenia życia przypadkowości oznacza przypisanie sobie ponadludzkich uprawnień. „Z chwilą, gdy jednak osoba podejmuje nieodwracalną decyzję co do »naturalnego« wyposażenia innej osoby, powstaje nieznana dotąd relacja międzyosobowa (…) Gdy ktoś podejmuje za kogoś nieodwracalną decyzję, ingerującą głęboko w organiczne zadatki tego kogoś, jest ona ograniczeniem symetrii odpowiedzialności, zasadniczo istniejącej wśród wolnych i równych osób” – przestrzega Habermas. A przecież rozmaite działania eugeniczne czy tylko określającą treść genetyczną danego dziecka, pozostają integralną częścią procedur zapłodnienia in vitro.

I nie chodzi tu tylko o te działania, które przeprowadzane są wyłącznie ze względu na starsze, chore rodzeństwo, ale także o wiele innych, w których dokonuje się selekcji słabszych, nieodpowiednich zarodków ludzkich, którą to procedurę Jan Paweł II określał „eugenizmem selektywnym”. Najczęstszym jest wybór zdrowszych (cokolwiek to na tym etapie rozwoju znaczy) zarodków do wszczepienia, ale zdarza się również manipulowanie bardziej głębokie: w 2005 roku brytyjski Human Fertilisation and Embryology Authority wydało zgodę na stworzenie ludzkiego zarodku, który pochodziłby od trzech genetycznych rodziców – dwójki matek i jednego ojca (bez zgody na jego doprowadzenie do narodzin). Najmocniejszym dowodem na eugeniczny charakter technik stosowanych przy okazji in vitro pozostaje fakt, że rodzice cierpiący na choroby genetyczne mogą wybierać zdrowe dzieci, a nawet decydować się na ich płeć, o ile – jak np. w przypadku hemofilii cierpią na nie jedynie chłopcy – to małżeństwo ma prawo zdecydować się na dziewcznkę. Zdarzają się też przypadki odwrotne, gdy zafascynowani własną ułomnością rodzice domagają się od lekarzy dziecka cierpiącego na tę samą, co oni chorobę. Candace A. McCullough i Sharon M. Duchesneau – dwie głuche lesbijki – zażyczyły sobie głuchego dziecka i otrzymały je od lekarzy. Stopniowo akceptuje się zresztą (choć trzeba przyznać, że nie jest to wciąż oczywiste) wybór płci dziecka pochodzącego z zapłodnienia in vitro.

Lekarze i uczeni nie mogą również nie zadawać sobie pytań o skutki społeczne zaakceptowania „eugeniki selektywnej”. Niezwykle ostro i prowokacyjnie stawia je – przy okazji zresztą rozważań na inne, niż zapłodnienie in vitro tematy – Francis Fukuyama. „Wyobraźmy sobie, że za dwadzieścia lat dobrze zrozumiemy genetyczne podłoże homoseksualizmu i znajdziemy sposób, który pozwoli rodzicom znacznie zmniejszyć prawdopodobieństwo wydania na świat homoseksualnego potomka. (…) Wyobraźmy sobie, że taka procedura jest tania, skuteczna, nie pociąga za sobą niepożądanych działań ubocznych i można ją dyskretnie zaaplikować w gabinecie ginekologicznym. (…) Jak wiele kobiet zdecyduje się na wzięcie pigułki? Podejrzewam, że uczyniłoby tak bardzo wiele kobiet, które dzisiaj oburzone są tym, co postrzegają jako dyskryminację gejów. Mogą one uważać homoseksualizm za coś podobnego do łysiny czy niskiego wzrostu – nie jest to stan moralnie naganny, lecz nie jest też optymalny, w związku z czym w zasadzie wolałoby się go dziecku oszczędzić (…) Jak mogłoby to wpłynąć na pozycję społeczną gejów, szczególnie należących do pokolenia, w którym eliminowano by homoseksualizm? Czy ta forma prywatnej eugeniki nie uczyniłaby ich bardziej widocznymi i narażonymi na dyskryminację niż przedtem? Co ważniejsze: czy jest oczywiste, że rasa ludzka zyskałaby na eliminacji homoseksualizmu? A jeżeli nie jest to oczywiste, czy powinniśmy obojętnie odnosić się do wyborów eugenicznych, dopóki dokonują ich rodzice?” – pyta Fukuyama. A ja proponuje zamiast homoseksualizm wstawić tam płeć, łysinę, otyłość, kolor oczu, ale także rozmaite choroby, wcale niekoniecznie śmiertelne. Czy ludzkość rzeczywiście coś na tym zyska? Czy próba zracjonalizowania w ludzkich kategoriach tego, co nieogarnialne rozumem, rzeczywiście udoskonali człowieka? Czy przypadkiem zamiast rzeczywistości post-humanistycznej nie doprowadzi do rzeczywistości antyhumanistycznej?

Tych pytań jednak Komitet Noblowski nie bierze pod uwagę. A szkoda, bowiem dopiero ich rozważenie, a także przypomnienie, ile ludzi straciło życie w trakcie procedury in vitro, pozwolą zrozumieć, czym ona w istocie jest… I tej prawdy o procedurze zapłodnienia in vitro nie może zmienić i nie zmienia fakt, że zaspokaja ona głębokie ludzie potrzeby. Nie każda bowiem metoda zaspokajania pragnień jest moralna.

Tomasz P. Terlikowski

Nobel za dziecko z próbówki

Kolejny ideologiczny werdykt Komitetu Noblowskiego w Sztokholmie

Tegoroczną Nagrodę Nobla z dziedziny medycyny otrzymał Robert G. Edwards za opracowanie metody zapłodnienia in vitro. Jak wyjaśnia Komitet Noblowski, nagrodę tę przyznano ze względu na to, iż osiągnięcia doktora Edwardsa „uczyniły możliwym leczenie bezpłodności”, czyli schorzenia, które dotyka blisko 10 proc. par na całym świecie. Jak podkreślają eksperci, wręczenie Nagrody Nobla Edwardsowi w znacznym stopniu ułatwi powielanie wspomnianego kłamstwa, że zapłonienie tą metodą jest sposobem na leczenie bezpłodności.

Jak czytamy na stronie Komitetu Noblowskiego, odkrycie Edwardsa do tej pory pozwoliło przyjść na świat już blisko czterem milionom osób. „Wielu z nich jest teraz już dorosłych, część doczekała się swojego potomstwa” – donosi komitet. Jak uzasadnia przyznanie nagrody szwedzkie jury, wynalezienie tej metody sztucznego zapłodnienia było krokiem milowym w medycynie. Zagadnieniem płodności Edwards zajął się około roku 1960, pracując na Uniwersytecie w Cambridge. Pierwszego sztucznego zapłodnienia dokonał w 1968 roku. O tym, że jest to wyjątkowo zawodna metoda, świadczy fakt, że pierwsze dziecko poczęte przy jej pomocy urodziło się dopiero 10 lat później. W 1980 r. Edwards założył własną klinikę in vitro, która miała rozwijać nową technologię.

Dalej sztokholmski komitet skupia się już na samym problemie niepłodności. Przypomina, że dotyka on blisko 10 proc. par na całym świecie. Stwierdza, że już na początku swoich prac brytyjski naukowiec zdał sobie sprawę, iż in vitro może być „skuteczną terapią w leczeniu niepłodności”. Jak podkreślają eksperci w tej dziedzinie, po raz kolejny spotykamy się z błędnym nazywaniem sztucznego zapłodnienia – leczeniem niepłodności. Decyzję o przyznaniu Robertowi G. Edwardsowi Nagrody Nobla jako „kompletnie nie na miejscu” ocenił przewodniczący Papieskiej Akademii Źycia ks. abp Ignacio Carrasco de Paula. Jak zaznaczył w rozmowie z agencją Ansa, bez Edwardsa „nie byłoby na całym świecie wielkiej liczby zamrażarek pełnych embrionów, które w najlepszym razie oczekują na przeniesienie do macic, ale co bardziej prawdopodobne – zostaną porzucone, by umrzeć”. – I to jest problem, za który odpowiedzialny jest nowy laureat Nobla – podkreślił duchowny. Jak dodał, bez Edwardsa nie byłoby też handlu oocytami ani „obecnego zamieszania wokół zapłodnienia in vitro, gdzie dochodzi do niepojętych sytuacji, jak dzieci urodzone przez babcie czy surogatki”.

– Powiedziałbym, że Edwards w zasadzie nie rozwiązał problemu bezpłodności, który jest problemem poważnym – ani z punktu widzenia patologii, ani epidemiologii. Jednym słowem, nie sięgnął do głębi problemu, znalazł rozwiązanie, obchodząc problem bezpłodności – wskazał szef Papieskiej Akademii Źycia.

Łukasz Sianożęcki, PAP

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 5 października 2010, Nr 233 (3859)

 

Nagroda w walce z chrześcijaństwem

Z Pawłem Wosickim, prezesem Polskiej Federacji Ruchów Obrony Źycia, rozmawia Łukasz Sianożęcki

Jak Pan zareagował na informację o przyznaniu Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny doktorowi Robertowi Edwardsowi, odkrywcy metody zapłodnienia in vitro?
– Pierwsze skojarzenie, jaki mi się nasunęło, to myśl, że ta nagroda wpisuje się w trwającą w Europie kampanię antychrześcijańską. Ponadto – co dość dziwne – nagrodę przyznano naprawdę w dość odległym czasie od dnia narodzin pierwszego dziecka poczętego metodą in vitro. Jest to przecież już dziś dorosła osoba. Tak więc postrzegam to jako kolejny element w walce z chrześcijańską Europą. To dość znamienne, że nagroda ta przychodzi w momencie, kiedy Kościół katolicki zwraca szczególną uwagę na godność osoby, w tym także dzieci nienarodzonych. Opublikowana niespełna dwa lata temu przez Stolicę Apostolską Instrukcja „Dignitas personae” jednoznacznie przecież wskazuje całe zło metody in vitro i wyjaśnia, czemu jest to procedura głęboko nieetyczna, a wręcz nieludzka. Zwolennicy tej metody zaatakowali z furią ten dokument. Wielu przedstawicieli tych środowisk krytykowało bezrefleksyjnie tę instrukcję, często w ogóle nie znając jej treści. Z ich wypowiedzi wynikało wprost, że nie czytały tego dokumentu, lecz sam fakt, iż Kościół zajmuje się kwestią zapłodnienia pozaustrojowego, wzbudzał w nich agresję. Tak więc przyznanie tego Nobla jest swoistą manifestacją tych środowisk, mającą pokazać ich odrębne zdanie wobec Kościoła. Wygląda to tak, jakby chciano zrobić Watykanowi na złość, mówiąc, że może on sobie nauczać w taki sposób, ale my będziemy nagradzać tych, którzy postępują zupełnie na odwrót. Toteż towarzyszą mi raczej przykre odczucia.

W kontekście Pana słów nie dziwi uzasadnienie, jakie Komitet Noblowski podał, przyznając nagrodę za to odkrycie. Poinformowano, iż dr Edwards został uhonorowany m.in. za „walkę z uprzedzeniami”. Nie jest dziwne to uzasadnienie w przypadku lauru w dziedzinie medycyny?
– To uzasadnienie pokazuje po raz kolejny, jak Nagroda Nobla staje się narzędziem w rękach ideologów. W przypadku nagrody pokojowej widzieliśmy to już od dłuższego czasu, podobnie dzieje się w kwestii nagrody literackiej. Jednak jeśli chodziło o ściśle naukowe dziedziny, takie jak fizyka, biologia, chemia czy medycyna, to te Noble przyznawane były za osiągnięcia typowo naukowe. Tym razem sami jurorzy pokazali, że źródłem nagrody nie są owoce badań, ale jakaś nieokreślona „walka z uprzedzeniami”. To pokazuje, jak ta nagroda deprecjonuje się na naszych oczach. Jest to dodatkowo przykre, gdyż wychowani zostaliśmy w duchu, że Nobel to jednak jest coś szlachetnego, powód do dumy i coś wolnego od poprawności politycznej. Tu zaś wykorzystuje się ją jako instrument walki ideologicznej.

Nie ulega wątpliwości, że przyznanie tej nagrody będzie bardzo silnym argumentem w debacie po stronie zwolenników in vitro. Przyparci do muru zawsze będą mogli sięgnąć po stwierdzenie: „Ale my mamy Nobla…”.
– To jest dokładnie taki sam mechanizm jak w przypadku określenia przez Światową Organizację Zdrowia zachowań homoseksualnych jako naturalnych zachowań człowieka. Do dziś propagatorzy homoseksualizmu sięgają po to orzeczenie. My jednak nie możemy się tym zrażać i musimy kontynuować sprawę walki z in vitro. Nasz Sejm też będzie wkrótce musiał coś zrobić w tej kwestii. Dużo nadziei budzi ogłoszenie przez PO, iż ich posłowie, w sprawie głosowania nad tą kwestią, będą mieli pełną wolność sumienia. To bardzo dobrze, gdyż nie będą mogli zasłaniać się dyscypliną partyjną i będzie można każdego posła rozliczyć indywidualnie z jego głosowań. A my chcemy oddziaływać na parlamentarzystów, aby popierali rozwiązania etyczne i zgodne z nauczaniem Kościoła i dobrze pojętym humanizmem. Toteż batalia w Polsce czeka nas na pewno ciężka. Jeszcze nie wiemy, jak się zakończy, ale na pewno nie możemy się zrażać werdyktami jury w Sztokholmie.

Na pewno też przy tej okazji będzie wielokrotnie we wszystkich mediach powielane kłamstwo, iż in vitro jest metodą leczenia niepłodności. Czy da się temu jakoś zapobiec?
– My we wszystkich swoich wypowiedziach staramy się przypominać, że istnieje skuteczna, namacalna, a przy tym etyczna i o wiele tańsza alternatywa. Trzeba walczyć z coraz bardziej rozpowszechniającym się myśleniem, że „in vitro albo nic”. To absolutnie nie jest tak. Prawdziwe leczenie niepłodności jest dziś na tak zaawansowanym etapie, że jest naprawdę skuteczne. Wystarczy chcieć wyciągnąć rękę w stronę naprotechnologii, chcieć ją stosować. Wielu medyków ze smutkiem stwierdzało, że badania nad leczeniem niepłodności zostały porzucone, bo wielu lekarzom było po prostu łatwiej proponować in vitro. Nie ukrywajmy, że względy finansowe odgrywały tu niebagatelną rolę. Rola lobby wspierającego in vitro, które chce za wszelką cenę wyeliminować ze świadomości społecznej istnienie alternatywy wobec sztucznego zapłodnienia, nie licząc się pod żadnym względem z dobrem pacjentów czy poczętych tą metodą dzieci, jest więc bardzo niepokojąca. Wiemy przecież z licznych badań i statystyk, że dzieci, które urodziły się w wyniku sztucznego zapłodnienia, są narażone na różnego rodzaju wady wrodzone w dużo większym stopniu niż dzieci poczęte naturalnie.

Komitet Noblowski jednak chyba nie zna tych statystyk, gdyż na swojej stronie internetowej pisze, że „dzieci poczęte metodą in vitro są tak samo zdrowe jak pozostałe”. Czy możliwe jest, że jednak komitet posługuje się tu jakimś kłamstwem?
– Sięganie do instrumentów przekłamań czy wręcz ordynarnego kłamstwa i korzystanie z tego, że ma się po swojej stronie wiodące media, nie jest obce tym środowiskom. Bardzo trudno jest z takim zjawiskiem walczyć. Prasa, która pokazuje te rzeczy w prawdziwym świetle, jest zdecydowanie w mniejszości. Ale cieszmy się, że i taka prasa istnieje.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 5 października 2010, Nr 233 (3859)

Za: Fronda.pl | http://fronda.pl/news/czytaj/ludzkie_koszty_dzisiejszego_nobla

Skip to content