Media donoszą, że Donald Tusk zamierza przeprowadzić zmianę Konstytucji, a głównym elementem tej wielkiej reformy ma być zmniejszenie liczby posłów, których, według projektu Platformy Obywatelskiej, ma być teraz 300. Zmiana Konstytucji jest konieczna, ponieważ zapisano w niej, że posłów ma być460, a liczba ta uświęcona jest już ponad półwieczną tradycją i dobrze służyła nadwiślańskiemu parlamentaryzmowi od czasów niezapomnianego Józefa Wissarionowicza. Ciekawostką jest tylko ta nowa liczba, 300, bo do tej pory Premier optował za230, a nawet na poparcie takiej liczby zebrał gigantyczną ilość podpisów obywatelskich, w sławnej akcji „4 x TAK”. Podpisy te, w uroczystej procesji, zaniósł Sejmowi i tam one utknęły, aż do ich spalenia za rządów Marszałka Marka Jurka.
Skąd ta zmiana, co skłoniło Premiera i jego doradców do działań na rzecz 300 zamiast 230? Jak pamiętam, przed rozpoczęciem owej akcji referendalnej Premier wyjaśniał liczbę 230 tym, że „będzie o połowę mniej zła”! 160 to jedynie 8/23 z 460, czyli teraz zła ma być mniej tylko o jedną trzecią? Czemu tak skromnie? Czemu nie wziąć byka za rogi i dać złu popalić jak należy? Premier, niestety, tego nam nie wyjaśnia. A przecież muszą być jakieś ważne przyczyny, zmiana konstytucji jest sprawą trudną i doniosłą i nie może być przeprowadzana z byle powodu.
Od czego zależy liczba posłów i jaka ona powinna być? Norma przedstawicielska to liczba określająca liczbę mieszkańców przypadającą na jednego posła. Jeśli podzielimy 38 milionów Polaków przez 460, to wyjdzie nam ok. 84 tysiące na jednego posła. Gdyby posłów było 300, liczba ta wyniosłaby 128 tysięcy. A jak to jest w innych krajach?
Sporządziłem naprędce tabelkę podającą ilu mieszkańców ( w tysiącach) przypada na jednego posła w różnych krajach europejskich i pozaeuropejskich.
Państwo |
norma |
Irlandia |
26,6 |
Grecja |
37,4 |
Szwajcaria |
38,6 |
Austria |
45,7 |
Czechy |
52,5 |
Izrael |
63,7 |
Rumunia |
70,5 |
Polska |
83,6 |
UK |
95,4 |
Włochy |
95,9 |
Kanada |
110,7 |
Francja |
112 |
Niemcy |
131,6 |
Hiszpania |
133,3 |
Australia |
148,9 |
Jak widzimy Polska mieści się tu idealnie w samym środku, z normą przedstawicielską nieomal o połowę mniejszą od Australii i ponad trzykrotnie większą od Irlandii, gdyby tę normę powiększyć tak, jak teraz chce Premier, to mielibyśmy prawie dokładnie tak, jak w Niemczech. Czy o to chodzi? A w czym norma niemiecka lepsza jest od francuskiej czy brytyjskiej, nie mówiąc już o izraelskiej czy szwajcarskiej?
Normę 460 wprowadzili do komunistycznego parlamentaryzmu władcy PRL. Skąd im ta liczba przyszła do głowy? Ponieważ ustrój państwa miał imitować ustroje państw demokratycznych, więc 460 było liczbą akurat po środku i do takiej imitacji idealnie się nadawało. Jakie w końcu znaczenie mogło mieć czy posłów było 460 czy 1460? Byli oni figurantami demokracji, a posady poselskie synekurami rozdzielanymi – proporcjonalnie, a jakże! – wszystkim wyrazistym grupom społecznym. Ich przedstawicielska rola była czystą fikcją.
W demokracji, jaka nam zapanowała po roku 1989 pod tym względem nie wiele się zmieniło. Posłowie, zgodnie z zapisem konstytucji, tak jak w PRL „są reprezentantami narodu”, ale de facto są funkcjonariuszami partii politycznych. Na stronie internetowej www.jow.pl znajdują się wywiady z kilkudziesięcioma wójtami, burmistrzami i prezydentami miast, którzy zgodnie stwierdzają, ze posłowie w ich gminach dają się zauważyć, na ogół, tylko w czasie kampanii wyborczych, a poza tym ich nie ma. Jakie to ma znaczenie czy będzie ich 460, 300 , 230 czy choćby tylko 120, jak w swoim czasie proponował w Sejmie Janusz Korwin-Mikke?
Norma przedstawicielska zaczyna odgrywać rolę dopiero w przypadku wyborów w jednomandatowych okręgach wyborczych i tam jej wielkość ma znaczenie istotne. Musi ona bowiem zapewnić możliwość rzeczywistego kontaktu posła z jego wyborcami, bycia do ich dyspozycji i reagowania na ich potrzeby i dezyderaty. Wtedy już nie jest wszystko jedno czy jeden poseł przypada na 20 czy na 100 tysięcy wyborców.
Ruch Obywatelski na rzecz JOW domaga się do Sejmu wyborów w 460 jednomandatowych okręgach wyborczych. Liczbę 460 akceptujemy, żeby uniknąć konieczności zmiany konstytucji. Uważamy, że w JOW nie będzie to zła liczba. Jest ona tylko trochę niższa od normy brytyjskiej i państwo polskie finansowo z takim nadmiarem posłów sobie poradzi. Ważne jest nie to ilu ich dokładnie będzie, tylko jak będą funkcjonować i kogo reprezentować. Dzisiaj, przy wyborach z list partyjnych, hasło zmniejszenia liczby posłów jest wyłącznie tanim chwytem propagandowym. Tanim, ale kiepskim, bo są jeszcze ludzie, którzy pamiętają, iż Donald Tusk dopiero co obiecywał nam co innego.
Jerzy Przystawa