Aktualizacja strony została wstrzymana

Wojna i testy – Stanisław Michalkiewicz

No i stało się. W czwartkowy poranek, koło godziny 8, szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski w towarzystwie czterech mężczyzn, prawdopodobnie funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, aresztował krzyż stojący od kwietnia przed Pałacem Namiestnikowskim przy Krakowskim Przedmieściu i przez nikogo nie niepokojony, zamknął go w istniejącej w Pałacu Namiestnikowskim kaplicy. Przypomina to nieco postępek Władysława Gomułki, który w połowie lat 60-tych, rozpętując walkę z Kościołem na tle uroczystości milenijnych i słynnego listu biskupów, kazał aresztować pielgrzymującą akurat po Polsce kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. W odpowiedzi prymas Wyszyński nakazał, by pielgrzymkę po kraju kontynuowały puste ramy. Te ramy robiły jeszcze większe wrażenie i na ich spotkanie wychodziły wszędzie tłumy ludzi, doskonale zdających sobie sprawę również z politycznych podtekstów sytuacji. Gomułka, który na taki rozwój wypadków przygotowany nie był, pienił się z wściekłości i w rezultacie milicja uganiała się za ramami po całej Polsce, ku powszechnej radości. Wydaje się, że i tym razem postępek ministra Michałowskiego nie zakończy wojny rozpoczętej deklaracją prezydenta Komorowskiego w „Gazecie Wyborczej”, że krzyż zostanie przeniesiony. Wojna ta wkracza w zupełnie nowy etap, którego zwiastunem jest rosnąca z godziny na godzinę rzesza protestujących, którzy zamierzają przynieść i ustawić tam (?) 96 krzyży w miejsce tego jednego.

Minister Michałowski wystąpił godzinę później na konferencji prasowej, podczas której wyznał, że decyzję o aresztowaniu krzyża podjął między innymi na skutek poczucia osamotnienia. Tłumaczę sobie te słowa utratą nadziei, iż przygotowana przezeń prowokacja, w postaci groteskowego „porozumienia”, zmierzającego wprost do wciągnięcia Kościoła w charakterze strony politycznej wojny między Platformą Obywatelską, a PiS-em, została udaremniona po oświadczeniu Episkopatu, uchylającym się od zobowiązań lekkomyślnie zaciągniętych przez JE abpa Kazimierza Nycza. Mizernie zapowiadały się też perspektywy wyekspediowania krzyża do Smoleńska przy okazji planowanej na 10 października wyprawy rodzin ofiar na miejsce katastrofy. Ponieważ zaledwie 28 rodzin, a i te nie bez oporów, wyraziło zainteresowanie taką misją, natomiast na życzliwość pozostałych raczej liczyć nie było można, toteż nie pozostawało nic innego, jak działanie sposobem „na rympał”. Tedy minister Michałowski już po swojemu zaimprowizował liturgię aresztowania krzyża, czym oczywiście rozjuszył nie tylko stosunkowo nieliczną grupę jego wytrwałych obrońców, ale i tych, którzy dotąd specjalnie się w tę obronę nie angażowali. Nie jest wykluczone, że takie było jego zadanie, ale o tym za chwilę, bo ciekawa była również jego odpowiedź na pytanie, kto właściwie podjął decyzję o aresztowaniu krzyża – czy prezydent Komorowski, czy on sam. Min. Michałowski odpowiedział, że prezydent został o tym powiadomiony, co logicznie biorąc oznacza, że decyzja ta została mu tylko zakomunikowana. Wprawdzie kilka godzin później prezydent Komorowski przypisał autorstwo tej decyzji sobie, ale fakt, że uczynił to dopiero po tym, jak rzecznik archidiecezji warszawskiej uznał aresztowanie krzyża za „wykonanie porozumienia” zaś JE biskup Tadeusz Pieronek entuzjastycznie tę decyzję pochwalił pokazuje, że chyba jednak zdecydowano za niego – a to potwierdza podejrzenia iż prezydent Komorowski może być uzależniony od wojskowej razwiedki jeszcze bardziej, niż narkoman od swoich prochów. To byłaby ważna informacja nie tylko o postępach, jakie tajniacy poczynili w okupacji kraju, ale również – o perspektywach dalszego rozwoju toczącej się wojny na symbole, która chyba się nie kończy, tylko wkracza w nowy etap. Nawiasem mówiąc przywiązanie ścisłego kierownictwa Archidiecezji Warszawskiej do owego nieszczęsnego „porozumienia” pokazuje, że przynajmniej tu i ówdzie możemy mieć do czynienia nie tylko z sojuszem ołtarza z tronem, ale kto wie, czy – oczywiście bez swojej wiedzy i zgody – nawet nie z razwiedką, co w historii Kościoła byłoby jednak zjawiskiem nowym. Zwiastunem nadchodzącego czasu może być upomnienie ks. Stanisława Małkowskiego za samowolne modlitwy na Krakowskim Przedmieściu. Z tego punktu widzenia niepodobna nie zauważyć, że może to dobrze, iż w gronie żyjących nie ma już księdza Jerzego Popiełuszki, który, jak pamiętamy, też przysparzał swoim przełożonym podobnych zgryzot.

Warto bowiem podkreślić, że wbrew oficjalnym deklaracjom, wszystkie strony wojujące są w kontynuowaniu tej wojny żywotnie zainteresowane. Pewnie się powtarzam, ale ponieważ sytuacja się powtarza, to i ja nic na to poradzić nie mogę, a ponadto podkreślenie pewnych aspektów wydarzeń pozwala łatwiej zrozumieć ich prawdziwą naturę i przewidzieć prawdopodobny przebieg. Na zainteresowanie PiS kontynuowaniem tej wojny wskazuje również obecność na wieczornej demonstracji Jarosława Kaczyńskiego, który zapewne nie był przeciwny deklaracjom protestujących, że nie odejdą stąd dopóki nie stanie tu pomnik ku czci ofiar katastrofy, to znaczy – przede wszystkim prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jak już wspominałem, forsowanie kultu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, oprócz motywacji psychologicznej, ma również swoje konsekwencje polityczne. Po pierwsze, wzbudzając w części opinii publicznej żywy rezonans, mobilizuje ją po stronie PiS, co przynosi tej partii polityczne korzyści, pozwalając zarazem – po drugie – unikać ujawniania jej zamiarów programowych i niebezpiecznych, merytorycznych polemik z PO. Na przykład krytykowanie zadłużania państwa przez PO, chociaż słuszne, byłoby obosieczne, bo przecież rządy PiS również państwo zadłużały. Z tych samych powodów wojna ta jest korzystna dla Platformy Obywatelskiej, która przez ostatnie 3 lata udowodniła swoją bezradność wobec rzeczywistych problemów państwa. Przyczyną tej bezradności jest oczywiste uzależnienie PO od bezpieki, która żadnymi istotnymi reformami nie jest zainteresowana, bo obecny model pozwala jej kontrolować kluczowe segmenty gospodarki z sektorem finansowym na czele i ciągnąć z tego grubą rentę. Przyczyną drugą jest zgoda PO na to uzależnienie, bo symbioza z razwiedką przynosi wymierne korzyści również tamtejszym mężykom stanu. Przyczyną trzecią jest bezradność czysto intelektualna, bo PO, stając się partią władzy, przyciągnęła do siebie rzesze bezmyślnych karierowiczów, którym kierownictwo musi też się podlizywać. Im jednak mniej się o tym mówi, tym lepiej, bo znaczna część opinii publicznej w Polsce uważa za ważne i w ogóle – za istniejące tylko to, o czym mówią w telewizji, więc jeśli w telewizji mówią o zawieszeniu przez prezesa Kaczyńskiego pani posłanki Elżbiety Jakubiak, no to czegóż chcieć więcej? Więcej bezpieczeństwa może z tego punktu widzenia przynieść tylko nieustająca wojna na symbole i dlatego zapewne minister Michałowski – bo i i on wydaje się „człowiekiem pod władzą postawionym” – aresztowaniem krzyża tęgo dorzucił pod kocioł. No i wreszcie – tajniacy, dla których jest to znakomita okazja do manipulacji, rozbudowy i treningu agentury, no a poza tym – sprzyja mnożeniu pretekstów do stopniowego ograniczania praw obywatelskich i dezintegrowania społeczeństwa zgodnie z oczekiwaniami strategicznych partnerów.

A właśnie przy okazji Kongresu Narodu Czeczeńskiego, jaki akurat rozpoczął się na terenie Polski w Pułtusku, Rosjanie przystąpili do testowania Polski, czy jest już gotowa na przyjęcie statusu „bliskiej zagranicy”, czy też razwiedka będzie musiała jeszcze nad tubylczymi mężykami stanu trochę popracować operacyjnie. Chodzi o żądanie zatrzymania i wydania Rosji szefa czeczeńskiego rządu emigracyjnego Ahmeda Zakajewa, za którym Rosja wystawiła międzynarodowy list gończy pod zarzutem – jakże by inaczej? – „terroryzmu”. Dotychczasowe zabiegi przyniosły rezultaty, bo nawet właściciel „strefy zdekomunizowanej” w Chobielinie, czyli minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zapytany o to, czy Zakajew zostanie w Polsce aresztowany, schował się za „niezależną prokuraturę” a w perspektywie – również za „niezawisłe sądy”. Taka to ci u nas panuje praworządność! Stanisław Lem twierdził, że nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i metodycznie, a przecież ani minister Sikorski, po traumatycznych przeżyciach związanych ze zmianą „watahy”, ani premier Tusk, nie mają nawet części odporności uczestników konklawe. Zakajew już podobno do Polski przybył, więc prawdopodobnie zostaną poruszone Siły Wyższe, a zwłaszcza Moce, w szczególności – te piekielne. Testowanie trwa.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz   tygodnik „Goniec” (Toronto)   19 września 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1768

Skip to content