Aktualizacja strony została wstrzymana

Gry i zabawy Wildsteina –Jan Engelgard

Bronisław Wildstein jest nadal psem przewodnikiem lustracyjnej „prawicy”. Jego tekst („Rzeczpospolita”, 9.10.2008) oskarżający lustratorów o schizofrenię i storpedowanie Nobla dla prof. Aleksandra Wolszczana był „żartem”. Miał to być – w zamyśle autora – tekst prześmiewczy, jednak w odbiorze wielu ludzi był tak precyzyjną filipiką przeciwko lustratorom – że sam autor przeraził się swoich „prześmiewczych” słów. Musiał wyjaśnić w kilka dni później, że jednak miał coś innego na myśli. Część komentatorów użyła tekstu Wildsteina do zasiania zamętu w szeregach jego zwolenników, część uwierzyła, że zmądrzał. A zwolennicy pana redaktora ciężko się przerazili, kiedy czytali: „To tylko mali, chorzy z nienawiści ludzie mogli posunąć się do takiej podłości oplucia jednego z niewielu autorytetów, jakie nam jeszcze pozostały. Przecież gdyby nie ujawniono teczek, sprawy by nie było. Czy komu to coś dało? Czy zmobilizowało nas do cywilizacyjnych wyzwań? Posunęło Polskę na drodze modernizacji? Wydłużyło autostrady, a skróciło oczekiwanie na sprawiedliwy wyrok? Czy jest nam od tego lepiej? Tylko zawistni nienawistnicy mogą czerpać z tego chorą satysfakcję. A skoro nie jest nam od tego lepiej, to po co to robimy? Neurotyczna koncepcja prawdy, frustracje i kompleksy? Za PRL była SB, teraz są teczki, jak trafnie zauważył profesor. Jaka różnica. Zresztą teczki robiła przecież SB. Grzebanie w nich dziś to zbiorowa nekrofilia obsesjonatów, którzy odmawiają racjonalnej debaty”.
Problem Wildsteina polega na tym, że chcąc szydzić napisał prawdę. Pewnie nie mieściło mu się w głowie, że tak to mu wyjdzie. Ten błąd jest spowodowany tym, że w swojej zaciekłości pan redaktor nie dostrzegł, że to co wydaje mu się oczywistym nonsensem, nonsensem nie jest. Wydawało mu się, że to finezyjne ośmieszenie antylustratorów, a wyszło zupełnie coś innego.
Życie zaś przynosi nam coraz to nowe kwiatki z tej zatrutej i cuchnącej łączki. Wolszczan spakował manatki i zerwał z Uniwersytetem im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, zostanie teraz na stałe w USA, gdzie nikogo nie obchodzi, że ponad 30 lat temu dziś sławny astronom coś tam podpisał. Tak samo jak Amerykanów nie obchodziło, dla kogo w czasie wojny pracował budowniczy rakiet Werner von Braun. W świecie, który idzie do przodu liczą się tylko ci, którzy mają konkretną wiedzę, sentymenty i moralizatorstwo pozostawia się naiwnym. Wildstein w „prześmiewczym” tekście ma rację – co nam jako Polsce, jako narodowi, dało oplucie Wolszczana? Nie chcę użyć brzydkiego słowa, ale wszyscy wiedzą o jakie chodzi. Sławny astronom jeszcze nie spakował walizek, a już mamy kolejną ofiarę – abpa Henryka Muszyńskiego. Ma być za rok Prymasem Polski, więc ujawniono, że w latach 70. był zarejestrowany jako TW. Tomasz Terlikowski radzi hierarsze, by wyjaśnił wszystko i „odbył rozmowę z historykiem”, w której poddany byłby weryfikacji ze źródłami. Kto miałby być tym historykiem? Już raz abp Stanisław Wielgus dal się na to nabrać i „przesłuchał” go Jan Żaryn. Widowisko było żałosne i smutne. W takiej sytuacji chyba bardziej adekwatnie zachował się Wolszczan, nie poddając się publicznej spowiedzi przed trybunałem rewolucji kulturalnej.
Gra w wybijanego trwa – jako naród i państwo nie zachowujemy się normalnie – bo mądre nacje dbają o elementarną ciągłość, bo ona jest fundamentem potęgi (Niemcy są w tym mistrzami). My zaś wybaczamy pogrobowcom UPA, bo Ukraina „musi mieć przecież jakąś tradycję”, a znęcamy się nad tymi, którzy z tą UPA walczyli. Odnoszę często wrażenie, że ktoś od wielu lat, ktoś z zewnątrz, zamiata u nas szatańskim ogonem.

Jan Engelgard

 

Skip to content