Aktualizacja strony została wstrzymana

Rynki finansowe, czyli załamanie wiary – Maciej Eckardt

Gewałt na rynkach finansowych. Hiobową okazała się informacja, że europejskie banki centralne na wieść o upadku amerykańskiego banku Lehman Brothers wpompowały w system finansowy miliardy euro i funtów szterlingów. Jak doniosły media, Europejski Bank Centralny zaoferował instytucjom finansowym 30 miliardów euro, a Bank of England – 5 miliardów funtów szterlingów. W obu wypadkach popyt był kilkakrotnie większy od podaży. Dodatkowo ogłoszono , że tzw. globalne konsorcjum banków ogłosiło w Nowym Jorku utworzenie poolu (70 miliardów USD), co ma  zapobiec ogólnoświatowej panice na giełdach. Jednym słowem powiało grozą, którą i tak wiało już od dawna.

Obserwując tak zwane rynki finansowe dojść można do wniosku, że mamy do czynienia z nową świecką religią. Religia ta – co warto zauważyć – posiada wszelkie potrzebne jej atrybuty, a więc: swoisty uniwersalizm finansowy (cały aparat pojęciowy, systemat finansów międzynarodowych), główne centra kultu (najważniejsze giełdy światowe) oraz pomniejsze dystrykty (giełdy lokalne), rytuał (misterium odbywające się między otwarciem i zamknięciem giełdy), kapłanów (maklerzy), parafie (domy maklerskie), wyznawców (giełdowi gracze i posiadacze rachunków maklerskich) i kaznodziejów (tzw. eksperci i doradcy). Kiedy jeszcze dodamy do tego liczne media propagujące wiarę finansową (stacje ekonomiczne i giełdowe, codzienne rubryki w gazetach), możemy śmiało mówić o religii triumfującej.

Bożek świeckiej wiary – jak na bożka przystało – nagradza pojętnych i wiernych wyznawców hossą, a niezbyt rozgarniętych i mało uważnych karze bessą. Każdy z wyznawców rozpoczyna dzień od porannej gorliwej medytacji (nabożne czytanie tabel kursów i indeksów) i taką samą medytacją dzień kończy. I choć wiara finansowa jest systematem dość niejednolitym, gdyż mamy w jej ramach różne ryty i zwalczających się proroków, to jednak zdołała ona wypracować swój kod porozumiewawczy i nieodzowną metafizykę.

Religia ta, jak również jej wyznawcy, co ciekawe, nie znoszą rozdziału religii finansowej od państwa. Ba, dążą do swoistej teokracji finansowej, a w niektórych przypadkach wręcz do fundamentalizmu. Nowa religia potrafi bezwzględnie dyscyplinować krnąbrne narody, co na własnej skórze odczuła onegdaj wierna córa finansowej oligarchii Anglia. Próbując ratować w 1992 roku rodzimego funta, została wypchnięta z europejskiego koszyka walutowego przez guru światowych finansów Georga Sorosa. Boleśnie supłając miliardowe daniny na utrzymanie wartości swojej waluty w kilka dni napełniła sorosową kieszeń okrągłą sumką miliarda dolarów.

Siłą finansowej religii jest to, że łączy w sobie różne opcje i nurty polityczne. Ani lewica, ani prawica, nie kwestionują prymatu giełdy nad sferą finansowo-gospodarczą państwa, co najwyżej stosują inną egzegezę wybranych elementów systemu. Przychodzi im o tyle łatwo, że wiara finansowa nie jest systemem formalnie zhierarchizowanym i daje poszczególnym kaznodziejom wolną rękę, oczywiście w ramach wypracowanej przez stulecia tradycji, stale zresztą udoskonalanej.
 
Tymczasem na koniec pozwolę sobie przytoczyć jakże „optymistyczną” informację Międzynarodowego Funduszu Walutowego:

Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewa się, że straty sektora finansowego na świecie z powodu kryzysu subprime wyniosą 1 bilion USD – powiedział dyrektor zarządzający MFW Dominique Strauss-Kahn.

I jakby w temacie:

Według szacunków firmy Challenger, Gray & Christmas od początku kryzysu subprime firmy z Wall Street zwolniły łącznie około 100 tys. osób. Prognozy nadal są niewesołe. Według danych Independent Budget Office, apolitycznej organizacji kontrolującej finanse Nowego Jorku, do czerwca przyszłego roku miasto straci około 33 tys. miejsc pracy w sektorze finansów. Będzie ich o 7,1 proc. mniej niż w szczytowym momencie 2007 r. Co druga osoba pracująca na wtórnym rynku dłużnym nie otrzyma w tym roku premii albo pożegna się z posadą – szacuje z kolej firma headhuntingowa Maloney Inc. Analitycy przewidują, że Wall Street może w sumie ograniczyć zatrudnienie o 20-25 proc., jeśli dalsza sytuacja gospodarcza będzie się pogarszać.

Tyle doniesień z pierwszego dnia okrzykniętego “czarnym poniedziałkiem”. Przed nami dni kolejne.

Skip to content