Aktualizacja strony została wstrzymana

Sztafeta pokoleniowa – Stanisław Michalkiewicz

Kto kontroluje przeszłość, ten kontroluje przyszłość. Ta spiżowa prawda legła u podstaw tak zwanej „polityki historycznej”, czyli fałszowania historii dla potrzeb zapewnienia politycznego panowania jakiejś bandzie, albo ugruntowania panowania jakiejś bandy w przyszłości. Weźmy taką politykę historyczną w Polsce. Kiedy tylko w Lublinie Ojciec Narodów i Chorąży Pokoju zainstalował PKWN, któremu zza kulis mentorowali trzej Żydowie w osobach Jakuba Bermana, Hilarego Minca i Romana Zambrowskiego („Bo Berman oraz Minc Hilary, ludowej władzy dwa filary…”), zaraz rozpoczęło się historyczne politykowanie. W telegraficznym skrócie sprowadzało się do tego, że „zapluty karzeł reakcji”, czyli Armia Krajowa przez całą okupację albo wysługiwała się okupantowi, albo w najlepszym razie – „stała z bronią u nogi”, co też było swoistą formą wysługiwania się, podczas gdy główny ciężar walki z okupantem przejęła na swoje barki PPR („PPR, pod pierzyną rewolwer!”) i Armia Ludowa. Na przykład – Stefan Kielanowicz, który potem został generałem Grzegorzem Korczyńskim, że o innych bojownikach o wolność i demokrację nie wspomnę. Tak doczekaliśmy się wyzwolenia narodowego i społecznego, które za pośrednictwem Armii Czerwonej przyniósł nam towarzysz Stalin, co usta słodsze miał od malin, dzięki czemu będziemy mogli podążać wpieriod do socjalizmu. Ażeby podczas tego marszu ani nie zboczyć z jedynie słusznej drogi, ani nie zmylić kroku, nad naszym postępowaniem czuwać musiała partia, a w szczególności – jej karząca ręka w postaci UB, które już tam każdemu potrafiło wbić do głowy tak zwaną politgramotę. W Związku Radzieckim istniały nawet specjalne mnemotechniczne piosenki, przy pomocy których ludzie radzieccy przyswajali sobie zbawienne prawdy. Oto refren jednej z nich: „Partia Lenina simwoł swabody, partija nasza sowiest’ i czest’, partia eto sierdce i rozum naroda, budiet, była i jest!

Oczywiście samo UB by sobie z takim zadaniem nie poradziło i dlatego do polityki historycznej zostały wprzęgnięte liczne rzesze wykształciuchów, których najlepiej charakteryzuje rosyjskojęzyczne określenie: „wypustnik wuz-a” (wuz – wyższe uczebnoje zawiedienije). Jedną z wybitnych reprezentantów tej grupy była np. Helena Michnik, autorka historycznych podręczników dla młodzieży, napisanych z intencją wytresowania ich do myślenia po nowemu. I kto wie, do czego by to doprowadziło, gdyby partia nie popadła w sprośne błędy Niebu obrzydłe, które kazały jej postawić na kraje arabskie przeciwko Izraelowi. Wprawdzie sanhedryn i pozostające w kręgu jego oddziaływania wykształciuchy nadal zachowały sentyment do komuny, który i dzisiaj nie pozwala im na postawienie znaku równości między „nazistami” i bolszewikami, ale partia przestała im się podobać. W polityce historycznej doprowadziło to do przesunięcia tak zwanych „akcentów”; o ile przedtem eksponowane było „rąbanie drew”, to na tym etapie zwracano uwagę na lecące przy tym „wióry”. A ponieważ wśród tych „wiórów” przeważającą część stanowiły dawne „zaplute karły reakcji”, to i ich trzeba było jakoś rehabilitować, oczywiście częściowo i warunkowo, przypominając od czasu do czasu, że współczucie wobec nich podyktowane jest jedynie mądrością etapu, bo w ogóle to ulubioną rozrywką AK było mordowanie Żydów. Te ostrzeżenia od czasu do czasu powtarza „Gazeta Wyborcza”, przy pomocy której red. Adam Michnik kontynuuje politykę historyczną, wyssaną, jak to się mówi, z mlekiem matki, no i patron wykształciuchów, czyli „światowej sławy historyk” Jan Tomasz Gross. Kontynuując myśl „drogiego Bronisława”, autora określenia „fakt prasowy”, „światowej sławy historyk” tworzy na poczekaniu „fakty historyczne”, na fundamencie których powstaje kolejna wersja historycznej polityki.

Ponieważ jednak niektórzy przedstawiciele mniej wartościowego narodu tubylczego sprawiają wrażenie opornych na błyskawiczne dostrajanie się do etapowych mądrości polityki historycznej, jedna z istotnych jej elementów staje się tresura. Właśnie jesteśmy świadkami tresowania tubylców do gładkiego łykania „legend”, z wykorzystaniem do tej tresury Lecha Wałęsy. Próby ujawnienia prawdy historycznej zostały nazwane „seansami nienawiści”. Oczywiście nie chodzi tu o osobę byłego prezydenta, który w tej tresurze służy tylko za rodzaj kija do walenia opornych po głowach, tylko o wpojenie tresowanym warunkowego odruchu składania rąk do oklasków, kiedy tylko padnie taki rozkaz.

No dobrze, ale czemu ma służyć ta polityka historyczna, w jakim celu michnikowszcyzna zadaje sobie tyle trudu, by wytresować mniej wartościowy naród tubylczy? Tu wracamy do spiżowej sentencji, według której, kto kontroluje przeszłość, ten kontroluje przyszłość. A po co kontrolować przyszłość? Ano po to, by zapewnić sobie polityczne panowanie. Najwyraźniej michnikowszczyzna ma wobec mniej wartościowego narodu tubylczego konkretne zamiary, skoro szykuje się do wdeptywania nas w ziemię tak, jak jej stalinowscy przodkowie wdeptywali w ziemię naszych ojców.


 Stanisław Michalkiewicz

Felieton  ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2008-09-16  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.
Skip to content