Aktualizacja strony została wstrzymana

Socjalizm został przywrócony – Stanisław Michalkiewicz

Video meliora, proboque deteriora sequor” (widzę i pochwalam lepsze, podążam za gorszym) – te słowa przypisuje Owidiusz w „Metamorfozach” Medei wahającej się między miłością do Jazona, a lojalnością wobec ojca Ajetesa, władcy Kolchidy. Jak pamiętamy, Jazon przybył do Kolchidy na czele Argonautów, wśród których był m.in. Herakles, Tezeusz, Peleus, Kastor i Polideuks, Meleager, Nestor i apolliński śpiewak wszechczasów Orfeusz. Król Ajetes niby to nie wzbraniał Jazonowi złotego runa, ale postawił takie zaporowe warunki, że Jazon, chociaż heros, nie byłby w stanie im sprostać. A jednak mu się udało za sprawą Medei, która – zakochawszy się w nim – podarowała mu balsam cudowny, dzięki któremu nie tylko stał się odporny na wyziewy potworów, ale zyskał siłę stokrotną. Wszyscy byli oczarowani czynami Jazona – jeden tylko Herakles spenetrował prawdę, że dokonał tego nie bohaterstwem tylko czarami, uzależniając się wskutek tego od Medei. Z tego samego powodu wzgardził Jazonem nasz poeta Sebastian Klonowic, który we „Flisie” takie oto zasyła mu uszczypliwości: „Czarownica to Medea sprawiła / Źe go tą złotą wełną nabawiła / Rozkoszny Jazon bywszy bohatyrzem / Został kusznirzem.” Nawiasem mówiąc Jazon trochę Medei się obawiał. Jak się okazało – słusznie, bo nie cofała się ona nigdy przed niczym. Kiedy wreszcie Jazon, poznawszy królewnę koryncką, która nie miała w sobie niczego z ponurego demonizmu Medei, wyznał czarownicy, że już jej nie kocha, zaś zawarty w Kolchidzie ślub jest w Grecji nieważny, ta przyjęła to niby spokojnie, prosząc tylko, by pozwolił podarować ukochanej suknię i diadem. Kiedy Kreonówna włożyła na siebie dary, te zaczęły palić ją żywym ogniem i skonała w męczarniach. Następnie Medea zamordowała synów, których urodziła Jazonowi i odleciała do Aten na wozie Heliosa, którego była wnuczką. Stąd aż do dzisiaj w psychiatrii funkcjonuje kompleks Medei, polegający na wrogości matki wobec własnych dzieci, na których mści się ona za rzeczywiste lub urojone krzywdy, jakich doznała od ich ojca.

A przypomniała mi się ta sentencja Medei na widok wynurzeń Leszka Balcerowicza, który w dzienniku „Dziennik” słusznie prawi, że trzeba zreformować finanse publiczne, że państwo, które dzisiaj cierpi na chroniczną „biegunkę legislacyjną” powinno wycofać się z regulowania gospodarki, słowem – trzeba położyć kres „dalszemu doskonaleniu” socjalizmu, tylko wprowadzić kapitalizm. Święte słowa, zwłaszcza, gdy zwrócić uwagę, kto je wypowiada. A wypowiada je sam Leszek Balcerowicz, wicepremier i minister finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego od 12 września 1989 roku do 23 grudnia 1991 roku – a potem w rządzie charyzmatycznego premiera Jerzego Buzka – od 31 października 1997 roku do 8 czerwca 2000 roku. Potem, to znaczy od 10 stycznia 2001 roku do 10 stycznia 2007 roku, był prezesem Narodowego Banku Polskiego, który też ma spory wpływ na politykę gospodarczą, a przede wszystkim – na finanse publiczne. Można zatem bez żadnej przesady powiedzieć, że Leszek Balcerowicz współtworzył, a nawet więcej – że stworzył istniejący model państwa, który nazywam kapitalizmem kompradorskim – bo rządy tworzone w latach 1993-1997 i w latach 2001-2005 przez SLD modelu tego w zasadzie nie zmieniły, a tylko wykorzystały do własnych celów. W ogóle warto zwrócić uwagę, że faktyczna pozycja Leszka Balcerowicza była znacznie większa od jego rangi urzędowej. Wprawdzie był on w różnych rządach tylko wicepremierem i ministrem finansów, ale tak naprawdę, to właśnie wokół jego osoby rządy te były obudowywane i ich szefowie śpiewali i tańczyli według tego, jak im Leszek Balcerowicz zagrał. On był skałą, o którą rozbijały się różne bałwany – mniejsza o nazwiska.

I dopiero na tym tle najciekawsze jest, że gdy Leszek Balcerowicz rządził, nigdy kapitalizmu kompradorskiego nie tylko nie krytykował, ale go udoskonalał – między innymi poprzez mnożenie regulacji w drodze „biegunki legislacyjnej”. Na przykład, o ile na gruncie ustawy o działalności gospodarczej, zaprojektowanej w 1988 roku (weszła w życie 1 stycznia 1989 roku) przez Mieczysława Wilczka, ministra w rządzie Mieczysława Rakowskiego, koncesje zostały ograniczone do kilku przypadków, których wspólnym mianownikiem było ryzyko sprowadzenia niebezpieczeństwa powszechnego, to pod koniec pierwszego wicepremierostwa Leszka Balcerowicza zaczyna się przywracanie koncesji (m.in. na obrót paliwami płynnymi). Ten proces nie został zahamowany przez rządy tworzone z udziałem SLD i PSL. Przeciwnie – w 10 lat po wejściu w życie ustawy o działalności gospodarczej, koncesjonowaniem były objęte już 202 obszary działalności gospodarczej. Krótko mówiąc – w wyniku „dalszego doskonalenia” poprzez „biegunkę legislacyjną” socjalizm został przywrócony. Rząd charyzmatycznego premiera Buzka, w którym Leszek Balcerowicz znowu był wicepremierem i ministrem finansów, wprowadził 4 wiekopomne reformy, które sprowadzały się do powstawiania w zewłok Rzeczypospolitej mnóstwa klamek, na których mogliby uwiesić się mężykowie stanu, jako, że na wszystkich istniejących wcześniej klamkach uwiesili się konfidenci razwiedki, no i członkowie zaplecza politycznego SLD i PSL – i żadna siła nie była w stanie ich od nich oderwać. A co do „biegunki legislacyjnej”, to warto odnotować, że ustawa Wilczka liczyła 54 artykuły, a ustawa na ten sam temat z roku 2004 – już 111 artykułów.

Kiedy zaś Leszek Balcerowicz nie rządził, to albo pisał felietony na tematy gospodarcze do „Wprost”, albo wygłaszał różne odczyty, albo ogłaszał artykuły w prasie. I w tych felietonach, odczytach i artykułach głosił może nie tyle zupełnie coś innego, niż wprowadzał jako wicepremier i minister, ale w każdym razie były to poglądy wyraźnie odbiegające od gospodarczej, politycznej i legislacyjnej rzeczywistości, w której tworzeniu – jak starałem się to pokazać – Leszek Balcerowicz miał nieproporcjonalnie wielki udział. „Video meliora proboque deteriora sequor” – te słowa Medei mogłyby być mottem działalności publicznej Leszka Balcerowicza jako wicepremiera i ministra finansów – bo felietony, odczyty i artykuły – ot, choćby ten ostatni w dzienniku „Dziennik” – pokazują, że Leszek Balcerowicz doskonale wie, gdzie są „meliora” i na czym polegają. W tej sytuacji warto zastanowić się, dlaczego jako wicepremier i minister miał taką skłonność do podążania za „gorszym”. Warto się zastanowić tym bardziej, że Leszek Balcerowicz nawet i dzisiaj sprawia wrażenie, jakby był namaszczony czarodziejskim balsamem, który Jazona czynił niewrażliwym na wyziewy potworów i tak zwielokrotniał jego siły. Kto go tym balsamem smaruje i w jakim celu?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   28 lipca 2010

Skip to content