Aktualizacja strony została wstrzymana

Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności

Z Witoldem Waszczykowskim, byłym zastępcą Szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, rozmawia Paulina Jarosińska

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego jest proszone o pomoc ekspercką w śledztwie dotyczącym katastrofy Tu-154M pod Katyniem?

– Jako Biuro Bezpieczeństwa Narodowego jesteśmy kompletnie odcięci od śledztwa, nie mamy żadnych nowych informacji oprócz tych, które otrzymujemy za pośrednictwem mediów. Moje zdanie jest krytyczne. Z przekazów medialnych na temat śledztwa wynika, że mamy do czynienia tylko z chaosem i niejasnościami. BBN dostało polecenie, aby przeprowadzić rozliczenie i przygotować plan na przyszłość, jak należy organizować tego typu wyjazdy, aby do podobnej tragedii już nigdy nie doszło. Nie zostało to zrealizowane z prostego powodu. Otóż przedstawienie, w jaki sposób powinny być przygotowane takie wyjazdy, ujawniłoby wszystkie nieprawidłowości lotu Tu-154M i obnażyłoby wszelkie braki w przygotowywaniu lotów. Wyszłyby na jaw wszystkie zaniedbania, m.in. kancelarii premiera, która jest dysponentem tych samolotów i powinna włączyć się w organizację wizyty i być odpowiedzialna np. za mądre rozdzielanie samolotów. Mamy też do czynienia z zaniedbaniami ze strony Biura Ochrony Rządu, które powinno zabezpieczyć ten lot. Sam szef BOR powiedział swego czasu, że on traktował tę wizytę nieoficjalnie. To jest skandaliczna wypowiedź! Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno we współpracy z Kancelarią Prezesa Rady Ministrów i Biurem Ochrony Rządu zorganizować kolumnę samochodów na innym, zapasowym lotnisku. Nie uczyniono tego. Nikt nie chce przyznać się do serii zaniedbań i wziąć odpowiedzialności, dlatego to wszystko tak się przedłuża. Teraz okazuje się jeszcze, że załoga mogła być źle kierowana przez wieżę kontrolną, co brzmi po prostu strasznie. Zamiast skupić się na tym, tygodniami trwały spekulacje, kto wszedł do kabiny, co powiedział itp. Skandaliczne było również przypominanie przez „Gazetę Wyborczą” sytuacji sprzed kilku lat, kiedy prezydent Lech Kaczyński rozważał jedynie, czy można by zmienić trasę. Miało to wskazać opinii publicznej, że była to próba wymuszenia na załodze zmiany trasy, co przecież nie miało miejsca. Dalej – sugerowanie, że śp. Lech Kaczyński domagał się drugiej wizyty w Katyniu, co również jest nieprawdą, ponieważ ten pobyt był planowany od dawna i znalazł się w planach budżetowych jeszcze w zeszłym roku. Formalne przygotowania rozpoczęły się w styczniu, co potwierdzone było w dokumentach prezentowanych przez ministra Władysława Stasiaka. Następnie pojawiła się informacja o zaproszeniu Donalda Tuska przez premiera Władimira Putina; rozpoczęła się gra tymi zaproszeniami i wizytami. Wszystko, co jest związane z tragedią smoleńską, budzi we mnie tylko obawy i prowokuje pytania, jak to będzie dalej wyglądało.

Czy informacja o kolizji tupolewa, do której doszło na dwa dni przed odlotem tego samolotu do Smoleńska, dotarła do Biura Bezpieczeństwa Narodowego albo do Kancelarii Prezydenta?
– Absolutnie nie. To są dane techniczne i należą do dysponentów samolotów, ale do nas taka informacja nie dotarła.

Czy na Zachodzie byłyby możliwe dezinformacja na taką skalę i niedopuszczanie dziennikarzy do jakichkolwiek nowych faktów ustalonych w toku śledztwa?
– To zależy od kraju, ale na pewno w sytuacji, gdy zginąłby przywódca państwa i tyle osób z ważnych instytucji, w tym generałowie, to śledztwo byłoby bardzo skrupulatnie przedstawiane w mediach i kontrolowano by każdy krok w wyjaśnianiu sprawy tej rangi. Można mówić nawet o brutalności mediów na Zachodzie, ale w takim przypadku byłoby to zupełnie zrozumiałe. Jestem przekonany, że nikt nie uciekałby od odpowiedzi na pytania mediów.

Amerykański kongresman Peter T. King zgłosił projekt rezolucji, w której domaga się powołania międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn i przebiegu katastrofy. W Polsce już wiele tysięcy osób podpisało się pod podobnym postulatem. Czy jeszcze możliwe jest utworzenie takiego organu? Jaka byłaby droga jego powołania?
– W pierwszych godzinach po tragedii były sygnały ze strony Rosjan, że są oni otwarci i oczekują na współpracę ze stroną polską, jednak nie uzyskali na to odpowiedzi. Strona polska tego nie uczyniła. Edmund Klich został pozostawiony sam sobie. Podstawą do powołania takiej komisji byłoby kilka dokumentów. W pierwszej kolejności konwencja chicagowska, ale również umowy dwustronne. Rząd tłumaczy się, że umowy dwustronne nie zawierają pewnych wykonawczych artykułów. Jednak można by było osiągnąć to w taki sposób, aby korzystając z umowy dwustronnej, powołać komisję wspólną i wyposażyć ją w aneks, bodajże 13. z konwencji chicagowskiej, aby kwestie techniczne badała komisja. Na podstawie bilateralnej umowy powstałoby pewne ciało wykonawcze. Czyli tuż po katastrofie był margines, pewna przestrzeń na sporządzenie podstawy prawnej do powołania komisji. Strona rosyjska nie przyjęłaby tego wtedy źle i nie wywoływałoby to zdziwienia. Polacy powinni wówczas wystąpić o taką współpracę, powinna być taka wola. Z wypowiedzi polityków z następnych dni wynikało, że oni nie chcą brać tej odpowiedzialności, że tak jest dla nich wygodniej, jeśli cała sprawa spada na stronę rosyjską. Zaczynała się kampania wyborcza i wejście do tego śledztwa oznaczałoby, że należy się rozliczyć ze wszystkich zaniedbań, a to byłoby nie na rękę niektórym politykom. Mogłoby negatywnie wpłynąć na odbiór kampanii wyborczej. To bardzo przykre, że takie motywy determinują zupełny brak woli, by cokolwiek wyjaśnić. Zręcznie zagrano tą kwestią w kampanii wyborczej.

Co strona polska mogłaby zrobić, aby maksymalnie zabezpieczyć wszystkie dowody i mieć do nich pełny dostęp? Są przecież poważne pytania o broń oficerów BOR, telefony satelitarne…
– Jestem oburzony faktem, że przez tygodnie utrzymuje się nas w przekonaniu, że państwo zadziałało, że państwo się sprawdziło – bo gołym okiem widać, że tak się nie stało. Państwo doprowadziło do tego, że prezydent zginął w katastrofie, która nie powinna się wydarzyć. Przez trzy miesiące nie było ono w stanie otrzymać ani dowodów, ani wraku samolotu, ani informacji z przesłuchań, ani nawet rzeczy osobistych, jak pamiątki rodzinne. Do tej pory nie udało się wysłać tam nawet polskich archeologów, którzy mieliby poprowadzić prace badawcze w celu uzyskania nowych dowodów. Z trybuny sejmowej przekonywano nas, że prowadzone były wykopy na metr głębokości, ale potem media doniosły, że znajdowano ciągle mnóstwo rzeczy, nawet takich, jak części maszynerii samolotu, części kontrolne. Zostaje mi tylko dołączyć się do tych zdziwień, oburzeń i obaw w związku z wyjaśnieniem sprawy.

Co mogło zwiększyć wpływ Polski na badanie katastrofy i uzyskiwanie na bieżąco informacji na jej temat?
– Nie tylko o organizację chodzi, ale też o determinację. Strona polska nie wykazuje w ogóle woli, by doprowadzić do wyjaśnienia sprawy. Cały czas przekaz był taki, że uspokajano Polaków, mówiąc, że mamy niezależną prokuraturę, a potem nagle okazało się, że trzeba powołać komisję rządową pod nadzorem ministra spraw wewnętrznych – czyli państwo musiało się włączyć, nie mogło polegać tylko na niezależnej prokuraturze. Zawiodły organizacja i determinacja. Po trzech miesiącach wciąż nie widzę woli, a wręcz przeciwnie: widzę skandaliczne próby zrzucania winy na śp. prezydenta. Padają bulwersujące oskarżenia, że właściwie sam na siebie zrobił zamach. Takie słowa wypowiedzieli ostatnio Janusz Palikot i Kazimierz Kutz.

Czy rząd i nowo wybrany prezydent mogą, według Pana, podjąć skuteczne działania w celu wyjaśnienia tragedii z 10 kwietnia?
– Nie jestem optymistą w tej sprawie. Jeśli nie będzie nacisku opinii publicznej, nacisku ze strony rodzin, przyjaciół zmarłych czy ludzi przejętych tą sprawą, to nie widzę możliwości jakiegokolwiek rozliczenia wszystkich zaniedbań, a co za tym idzie – także pełnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Tak było od początku. Powtórzę – zawiodły pewne mechanizmy w państwie i ekipa rządząca nie jest chętna, by się do tego przyznać. To wskazałoby odpowiedzialnego i pokazałoby sposób realizacji takich wyjazdów, co obciąża kancelarię premiera oraz Biuro Ochrony Rządu. Na koniec – sposób podejścia do śledztwa był błędny. Sprawa będzie odsuwana, rozmywana, by znużyć społeczeństwo kompletnym brakiem perspektywy jej rozwiązania i chaosem wokół niej. Obóz obecnie rządzący nigdy nie wykaże determinacji w wyjaśnianiu katastrofy.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 9 lipca 2010, Nr 158 (3784) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100709&typ=po&id=po41.txt

Skip to content