Aktualizacja strony została wstrzymana

„Moralizant” i „nacjonalista” – Stanisław Michalkiewicz

W wieku 89 lat zmarł w Moskwie Aleksander Sołżenicyn. Podczas II wojny światowej był frontowym oficerem artylerii. Aresztowanie w Prusach Wschodnich rozpoczęło w jego życiu okres łagrowy. Swoje i nie tylko swoje przeżycia przedstawił w wiekopomnym dziele „Archipelag GUŁ-ag”, odsłaniając prawdziwe oblicze komunizmu, a jego stalinowskiej wersji – w szczególności. W 1970 roku otrzymał literacka Nagrodę Nobla. W 1973 roku „Archipelag GUŁ-ag” zosatał opublikowany na Zachodzie, co sprowokowało Leonida Breżniewa do zainspirowania nagonki na pisarza, bardzo podobnej do obecnej obrony Lecha Wałęsy, zainspirowanej przez „abrazowanszczinę” (to pogardliwe słowo od abrazowanije – wykształcenie – wymyślił Sołżenicyn na określenie ludzi wprawdzie wykształconych, ale bez charakteru i głupich; polskim odpowiednikiem jest „wykształciuch”) z „Gazety Wyborczej”. Wtedy kołchoźnicy, robotnicy i dojarki pisały, że wprawdzie nie czytały Sołżenicyna (niechby tylko spróbowały!), ale uroczyście protestują i potępiają – zupełnie jak w przypadku książki doktorów Cenckiewicza i Gontarczyka.. Te protesty były przygrywką do wydalenia pisarza z ZSRR. Po krótkim pobycie w Europie, Sołżenicyn osiedlił się w USA, w stanie Vermont, skąd wrócił do Rosji w maju 1994 roku.

Sołżenicyn był przeciwnikiem komunizmu, ale jednocześnie rosyjskim patriotą, pragnącym przywrócić nie tylko odpowiednią pozycję w świecie swemu krajowi, ale również – może nawet bardziej – utraconą wolność swemu narodowi. Ponieważ jednym ze spustoszeń, jakie komunizm poczynił w Rosji i innych krajach, była dominacja „abrazowanszcziny”, która i w Rosji i w Polsce pod postacią „michnikowszcyzny” nadawała ton publicznemu dyskursowi, bardzo szybko wolnościowe postulaty Sołżenicyna zostały pogardliwie odrzucone, jako „moralizanctwo”. Chodziło m.in. o to, że zdaniem pisarza, jednym z warunków odzyskania przez naród wewnętrznej wolności, jest przyjęcie moralności chrześcijańskiej za podstawę życia zbiorowego. Tymczasem „abrazowanszczina”, z właściwym sobie dążeniem do imitacji, proponowała Rosji westernizację i to w wersji najbardziej wulgarnej – ot, żeby elegancko wypić i zakąsić – „jak na Zachodzie”.

Ale największym grzechem Aleksandra Sołżenicyna, który wytyka mu dzisiaj nie tylko żydowski intelektualista Ryszard Pipes, ale i polski intelektualista czasu wojny Lech Wałęsa, było poparcie udzielone Włodzimierzowi Putinowi. Ściągnęło ono nań zarzut „nacjonalizmu”, co zwłaszcza w ustach Pipesa wywołuje niezamierzony efekt komiczny, bo nacjonalizmy nierosyjskie aż tak bardzo go nie rażą, a prawdę mówiąc – nie rażą go wcale; np. nacjonalizm żydowski. Nawiasem mówiąc, Pipes jest propagatorem tezy, jakoby komunizm był inna wersją carskiego samodzierżawia. Pogląd taki wielokrotnie wyśmiał Józef Mackiewicz, zwracając uwagę, iż samodzierżawie ograniczało tylko swobody polityczne, podczas gdy w innych dziedzinach, np. w gospodarce, panowała całkowita wolność jednostki. Komunizm natomiast jest totalitarny, tzn. nie dopuszcza wolności człowieka w ŻADNEJ dziedzinie. Poglądy Pipesa są natomiast bardzo popularne wśród polskich wykształciuchów, którzy w ten sposób leczą sobie kompleks niższości, a może nawet jeszcze gorsze dolegliwości, wobec Rosji. Zarzut „nacjonalizmu” wobec Sołżenicyna powtarza bowiem m. in., miejmy nadzieję, że jak zwykle bezmyślnie, Lech Wałęsa. Przypuszczenie, że powtarza bezmyślnie, jest uprzejme, bo w przeciwnym razie trzeba by uznać to za ukrytą pochwałę agenturalności. Agenturalnością zaś można w Polskiej sytuacji bardzo wiele wytłumaczyć, między innymi – bredzenie o potrzebie tworzenia „coraz większych struktur” – na rzecz których należy poświęcić niepodległość własnego państwa.

Takie słowotoki uprawia m.in. Lech Wałęsa, którego obecność na stanowisku prezydenta stanowiła najjaskrawszy dowód politycznego, kulturalnego i moralnego upadku narodu polskiego. Ale uprzejmie przypuszczajmy, że Lech Wałęsa jak zwykle wypowiada się bezmyślnie, bo – powiedzmy sobie szczerze – jakże można robić komukolwiek zarzut, że jest „nacjonalistą”? Nacjonalizm, w największym skrócie, jest poglądem, iż każda wspólnota etniczna, powinna zorganizować się politycznie w państwo. Jeśli taki pogląd jest słuszny w przypadku, dajmy na to, Albańczyków z Kosowa, które ogłosiło „niepodległość”, to dlaczego ma być niesłuszny w przypadku, dajmy na to, Polaków, Bo ktoś (kto?) zamierza przeprowadzić Anschluss do „większej struktury”? No a Rosję? Do jakiej to „struktury” należałoby wciągnąć Rosję? Na razie jest ona w strukturze „strategicznego partnerstwa” z Niemcami, przed którymi rząd premiera Donalda Tuska staje na zadnich nogach.

Ano cóż; Rosjanie mieli Sołżenicyna, a my – „drogiego Bronisława”. I to jest różnica między nimi i nami.



 Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2008-08-13  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.
Skip to content