Aktualizacja strony została wstrzymana

„Przyjaciele” Gruzji – Maciej Eckardt

Nie mamy żadnego szczególnego powodu do angażowania się w ruchawki na Kaukazie. Nie mamy go tym bardziej, kiedy do oczu skaczą sobie Rosja, Gruzja i USA, kiedy do boju ruszają czołgi, samoloty szturmowe i okręty, a po obu stronach konfliktu padają ranni i zabici. I choć zabrzmi to może strasznie i egoistycznie (w końcu są ofiary), ale nie warto pchać palców między drzwi, które właśnie zatrzaskują sobie nawzajem Gruzini i Rosjanie. Z prostego powodu – jakakolwiek wojna na Kaukazie, nie jest naszą wojną! Jest wojną separatyzmów, szemranych interesów naftowych, fundamentalizmów i imperialnych marzeń.

Dlatego angażowanie autorytetu Polski do wspierania kontrowersyjnego rządu gruzińskiego, z nie mniej kontrowersyjnym prezydentem Saakashvilim, jest błędem. Wspólne, pospieszne i mocno niedopracowane oświadczenie strony polskiej, litewskiej, łotewskiej i estońskiej w sprawie Gruzji, trąci polityczną naiwnością, a raczej desperacją pałacu prezydenckiego, który na gwałt stara się znaleźć alibi dla swojej coraz mniej skutecznej polityki na kierunku kaukaskim, opartej na marionetkowym, skonfliktowanym z własnym narodem prezydentem Saakashvilim, którego ostatnia nieprzemyślana akcja zabrojna obraca się właśnie przeciw jego narodowi – Gruzji.

Świat nie kiwnie palcem w obronie Gruzji. Nie kiwnie, bo ostatnie poczynania ekipy Saakashvilego zaskoczyły nawet doświadczonych komentatorów, którzy jego ruch uznali za „wariactwo” i nieodpowiedzialność. W tym duchu pośrednio wyraził się także najbardziej zainteresowany tym obszarem prezydent USA George Bush, wzywając Rosję do zaprzestania działań militarnych poza terytorium Osetii Południowej, co jednoznacznie wskazuje, że USA teren spornej południowej Ostetii nie uznają za jurysdykcyjnie podległy Tbilisi. W tym kontekście akcja zbrojna Gruzji na tym obszarze, bez zabezpieczenia sobie mocnej osłony politycznej, o zbrojnej nie wspominając, jest czystym samobójstwem i wodą na młyn rosyjskiej polityki.

Ponad dwa tysiące cywilnych ofiar, zbombardowane miasta, wsie i szlaki komunikacyjne, zagrożone instalacje naftowe, to efekt nieodpowiedzialnych posunięć Saakashvilego, który ratując swoją pozycję polityczną, a także ulegając celowym zaczepkom, rzucił się na rosyjskiego niedźwiedzia. A ten tylko na to czekał i zrobił to, co zawsze robi w takich sytuacjach – użył pazurów i zębów.

I na nic zdadzą się pełne oburzenia reakcje „opinii światowej”, USA, UE i Polski, wzywające Rosję do wycofania się. Rosja, owszem, wycofa się z Osteii Południowej, ale wtedy, kiedy uzna to za stosowne, kiedy obnaży bez reszty obecność doradców wojskowych z USA, wyświetli na forum międzynarodowym zaangażowanie polityki USA w tym rejonie świata, pokazując obłudnie, że to nie Kreml, a Waszyngton ma imperialne zakusy.

Saakashvili dał Rosji carte blanche na realizację wariantu, który Rosja trzymała dotychczas głęboko w rękawie – paraliż konkurencyjnych rurociągów biegnących przez Gruzję i stopniową anihilację tego państwa, poprzez osłabienie jego spoistości, potencjału gospodarczego i wyrugowanie wpływów USA. Dlatego to Rosja, pewna swojej siły i pozycji, podyktuje warunki ewentualnego rozejmu.

To ona, a nie instytucje międzynarodowe, wyznaczy tempo i zakres rozmów pokojowych, ona też umebluje po swojemu tę część świata, która stanowi dla niej wrażliwe podbrzusze. Zanim się to jednak stanie, wojska rosyjskie będą testować najnowsze uzbrojenie i nowinki taktyczne, sprawdzać mobilność swojej armii i siłę oddziaływania swojej propagandy. I na nic zdadzą się szlachetne, acz naiwne protesty płynące z całego świata, a także płonący w międzyczasie olimpijski znicz pokoju. W tym przypadku liczyć się będzie ropa i twarde interesy ekonomiczne, a nie medale.

A my? Jak zawsze wyszliśmy na niepoprawnych marzycieli. Na kieszonkowe imperium, któremu wydaje się, że może rozstrzygać o losach świata i dyktować warunki gry na nie swoim boisku. Na boisku, na którym nie jesteśmy nawet rezerwowym, bo ani odpowiedniej kondycji nie mamy, ani tym bardziej myśli taktycznej. Chyba, że za taką uznać nieśmiertelną „grę w dziada”, z czego nie tylko w futbolu, jesteśmy znani. Z przykrością to konstatuję.

A tymczasem – przepraszam za tę szczyptę cynizmu – czekam na zbrojną interwencję w obronie Gruzji ze strony USA, UE, Niemiec, Francji, Chin, Włoch, a także całej zbulwersowanej „światowej opinii publicznej”. No i Polski, oczywiście… Co? Że się nie zanosi? Oczywiście, bo nikt za Gruzję umierać nie będzie. Stanie się to, co w takich sytuacjach najczęściej się dzieje, a co pięknie onegdaj opisał w znanej bajce „Przyjaciele” geniusz puent – Ignacy Krasicki:

Zajączek jeden młody
Korzystając z swobody
Pasł się trawką, ziółkami w polu i ogrodzie,
Z każdym w zgodzie.
A że był bardzo grzeczny, rozkoszny i miły,
Bardzo go inne zwierzęta lubiły.
I on też, używając wszystkiego z weselem,
Wszystkich był przyjacielem.
Raz gdy wyszedł w świtanie i bujał po łące,
Słyszy przerażające
Głosy trąb, psów szczekania, trzask wielki po lesie.
Stanął… Słucha… Dziwuje się…
A gdy coraz zbliżał się poza siebie: aż tu psy i strzelce!
Strwożon wielce,
Przecież wypadł na drogę, od psów się oddalił.
Spotkał konia, prosi go iżby się użalił:
“Weź mnie na grzbiet i unieś!” Koń na to: “Nie mogę,
Ale od innych będziesz miał pewną załogę”.
Jakoż wół się nadarzył. “Ratuj, przyjacielu!”
Wół na to: “Takich jak ja zapewne niewielu
Znajdziesz, ale poczekaj i ukryj się w trawie,
Jałowica mnie czeka, niedługo zabawię.
A tymczasem masz kozła, co ci dopomoże”.
Kozieł: “Żal mi cię, nieboże!
Ale ci grzbietu nie dam, twardy, nie dogodzi:
Oto wełniasta owca niedaleko chodzi,
Będzie ci miętko siedzieć”. Owca rzecze:
“Ja nie przeczę,
Ale choć cię uniosę pomiędzy manowce,
Psy dogonią i zjedzą zająca i owcę:
Udaj się do cielęcia, które się tu pasie”.
“Jak ja ciebie mam wziąć na się,
Kiedy starsi nie wzięli?” – cielę na to rzekło
I uciekło.
Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły,
Wśród serdecznych przyjaciól psy zająca zjadły.

Kto w tej całej sytuacji jest zajączkiem, kto psami, a kto „przyjaciółmi”, specjalnie chyba wyjaśniać nie trzeba…

Maciej Eckardt

Skip to content