Aktualizacja strony została wstrzymana

Czy to jeszcze Muzeum Narodowe?

Muzeum Narodowe w Warszawie to jedna z najbardziej zasłużonych placówek kulturalnych w Polsce – ma ogromne i bezcenne zbiory, zatrudnia prawie 1000 osób, jest – jakby się wydawało – wizytówką polskiego muzealnictwa. A jednak tak wcale może nie być. Po odwołaniu z funkcji dyrektora Ferdynanda Ruszczyca, Muzeum ma nowego – prof. Piotra Piotrowskiego. Wyłanianie nowego szefa Muzeum trwało bardzo długo – tajemnicą Poliszynela jest to, że przyczyna była jedna – pan profesor kończył jakieś ważne zajęcia za granicą i dlatego konkursu do tego czasu nikt nie miał prawa wygrać. Kiedy Piotrowski już mógł – natychmiast okazał się najlepszym kandydatem.

Piotr Piotrowski

Od tego momentu z tej szacownej placówki zaczęły napływać bardzo niepokojące wieści. Pan profesor, mający poparcie tzw. salonu warszawskiego, w tym „Gazety Wyborczej”, nie ma wielkiego pojęcia o pracy muzeów, nie zna polskiego prawa i w ogóle nie zwraca wielkiej uwagi na procedury. A w muzealnictwie to żelazna zasada – kto je lekceważy, szybko przepada przy pierwszej kontroli. W Muzeum wisi od lat jeden z najsłynniejszych polskich obrazów – „Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki. Dla ludzi „nowoczesnych” to kicz i obciach. Nic więc dziwnego, że kiedy pewne muzeum z Berlina zwróciło się do pana dyrektora z prośbą o wypożyczenie obrazu na wystawę o „kulturalnych śmieciach” – nie wahał się ani chwili i wyraził zgodę. Sęk w tym, że taka decyzja musi mieć umocowanie w opinii konserwatora, a ten nie wyraził zgody. Dyrektor musiał się wycofać, a grupa najlepszych w Polsce konserwatorów postanowiła wypowiedzieć pracę nie widząc możliwości współpracy z kimś tak niekompetentnym. Na pracowników padł zresztą blady strach – wszyscy czują, że statek pod nazwą „Muzeum Narodowe” ma nieopowiedzianego kapitana.

Pan dyrektor dokonał zresztą swoistej zemsty na obrazie Matejki. W Muzeum Narodowym odbyła się konferencja na temat obrazu „Bitwa pod Grunwaldem”, podczas której jedna z referentek z całą powagą mówiła o tym, że obraz jest przejawem „męskiego nacjonalizmu”, bowiem nie na nim namalowanej ani jednej kobiety! Jednak tęsknota za feminizmem była u artysty tak przemożna, że kobiecość ujął w rozwianych grzywach koni, w nieprzyzwoitych fałdach krzyżackich płaszczy i w… niemęskiej sylwetce księcia Witolda! Tak oto kpina ze sztuki i ze zdrowego rozsądku jest firmowana przez Muzeum Narodowe.

To jednak – jak mówią młodzi – „mały Pikuś”. Piotr Piotrowski jest bowiem aktywistą ruchu gejowskiego i postanowił zmienić wizerunek zbyt – jego zdaniem – konserwatywnej placówki. „Nowe otwarcie” w jego wydaniu to wielka wystawa pt. „Ars Homo Erotica”. Miała być ona połączona z wielką paradą gejów i lesbijek w Warszawie w dniu 6 czerwca, w dniu beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. Nic z tego jednak nie wyszło, ale wystawa została otwarta. Jak tłumaczy jej ideę wicedyrektor Muzeum Katarzyna Murawska-Muthesius: „Chcielibyśmy zmienić postrzeganie Polaków za granicą – dzięki pokazaniu tej wystawy w Muzeum Narodowym mówimy innym krajom, że Polska nie jest homofoniczna”. A kurator wystawy dr Paweł Leszkowicz z pasją opowiada o ekspozycji: „Dokonałem śledztwa kuratorskiego i analizowałem tradycje homoerotyczną w historii sztuki. Pokażemy przedstawienia ze starożytności, renesansu, XIX w. czy współczesności. Jest cała sekcja poświęcona św. Sebastianowi, który od renesansu pokazywany jest jako chrześcijański Adonis, przebity strzałami, w ekstazie”.

Ciekawa jest reakcja ministerstwa kultury na protesty przeciwko wystawie. Poseł PiS Stanisław Pięta złożył interpelację w Sejmie, w której zarzucił prof. Piotrowi Piotrowskiemu, że „ze świątyni sztuki chce uczynić wychodek”. A oto co odpowiedział pan minister Bogdan Zdrojewski: „Przygotowywana wystawa wpisuje się w projekt muzeum jako instytucji krytycznej podejmującej istotne dla życia publicznego tematy, stymulującej procesy rozwoju społecznego oraz kształtowania demokracji”. W tym zdaniu, które trudno określić inaczej jak bełkot jasne jest jedno – minister kultury nie widzi w tym przedsięwzięciu niczego zdrożnego.

Sprawa ta ma szerszy wymiar – od pewnego czasu ministerstwo kultury z uporem wyraźnie foruje tzw. sztukę współczesną, czyli de facto antysztukę robioną przez artystycznych hochsztaplerów (tak to ocenił jeden z autentycznych twórców sztuki współczesnej). To zdumiewające, ale ofiarą tego szaleństwa padły już: Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, Zachęta, a teraz Muzeum Narodowe. Ale to nie wszystko – w centrum Warszawy ma powstać ogromnym kosztem Muzeum Sztuki Współczesnej. Do tych przybytków pseudosztuki i pseudokultury strach chodzić, a mimo to ministerstwo pakuje w nie miliony. Zdumiewa tylko jedno – zmowa milczenia wokół tego skandalu, tak jakby wszyscy byli sparaliżowani i bali się zarzutu, że są zacofańcami, ksenofobami, homofobami. I dlatego „Gazeta Wyborcza” triumfalnie obwieszcza – gdyby to, co dzieje się teraz w Muzeum Narodowym stało się kilka lat temu, to dyrektor by „poleciał”. A teraz? Teraz dostaje poparcie od ministra. Zaiste wielki to „postęp”.

PS. Wystawę otwarto, ale w podłej atmosferze, bowiem – jak się okazuje – przeciwko panu dyrektorowi wystąpił zgodnie cały zespół pracowniczy, także ci, którzy go do niedawna popierali. I to w tym wszystkim jest optymistyczne, ale aż strach pomyśleć, co by było gdyby pan dyrektor był na swoim stanowisku zręczny i układny? A tak, to – jak wieści nawet „Gazeta Wyborcza” – daleko nie zajedzie. Nie sposób bowiem kierować placówką taką jak Muzeum Narodowe mając przeciwko sobie wszystkich.

Jan Engelgard

Tekst przeznaczony dla „Głosu Katolickiego” w Paryżu

Za: Myśl Polska | http://sol.myslpolska.pl/2010/06/czy-to-jeszcze-muzeum-narodowe/

Skip to content