Aktualizacja strony została wstrzymana

Amikoszoneria męczenników z oprawcami – Stanisław Michalkiewicz

W najbliższą niedzielę odbędą się w Warszawie uroczystości związane z beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki. Był on kapelanem związkowców z Huty „Warszawa”, ale prawdziwy rozgłos przyniosły mu dopiero jego kazania głoszone podczas Mszy św. za Ojczyznę w stanie wojennym. Z jednej strony otaczały go podziw i miłość słuchaczy, którym dodawał otuchy i utwierdzał ich w oporze przeciwko spsieniu i złajdaczeniu, a z drugiej – rosnąca irytacja i wreszcie nienawiść ze strony komunistów, którzy w końcu postanowili go zamordować. Przez wyreżyserowany przez razwiedkę dyrygującą niezawisłymi sędziami proces oficerów SB: Piotrowskiego, Chmielewskiego i Pękali, komuna usiłowała narzucić opinii publicznej wersję, jakoby morderstwo ks. Popiełuszki było nie tylko efektem samowolki sfanatyzowanych ubeków, ale nawet w jakiś tajemniczy sposób skierowane przeciwko wojskowej razwiedce, a konkretnie – przeciwko najszczerszym Polakom i patriotom – generałom Jaruzelskiemu i Kiszczakowi. I ciekawa rzecz – mimo sławnej transformacji ustrojowej i podejmowanych prób wyjaśnienia okoliczności śmierci ks. Popiełuszki, nikomu nie udało się podważyć wersji spreparowanej i zatwierdzonej przez razwiedkę. Jest to znakomita ilustracja niedomówień i kłamstw, które od prawie 30 lat, to znaczy od wprowadzenia przez razwiedkę stanu wojennego, zatruwają i deprawują nasze społeczeństwo.

Beatyfikacja jest następstwem uznania, że wyróżniony w ten sposób człowiek praktykował chrześcijańskie cnoty w stopniu heroicznym. Dlatego właśnie jest błogosławiony, czyli – jak tłumaczy to język francuski – bardzo szczęśliwy. Najwyższym stopniem tego heroizmu jest męczeństwo – a więc oddanie życia za wierność wierze i przekonaniom. Ksiądz Jerzy Popiełuszko jest męczennikiem, bo został zamordowany właśnie z powodu przekonań, które nie tylko sam żywił, ale również tak sugestywnie głosił. I chociaż niewątpliwie jest dziś bardzo szczęśliwy, to nie można wykluczyć, że byłby jeszcze szczęśliwszy, gdyby podobny heroizm w praktykowaniu cnót chrześcijańskich upowszechnił się u nas trochę bardziej – zwłaszcza w środowiskach pretendujących do moralnego przewodzenia naszemu Narodowi. Niestety, na to się chyba nie zanosi, m.in. dlatego że za parawanem chrześcijaństwa, szaloną konkietę robi u nas kult bożka o imieniu Święty Spokój. Ten kult ma swoje, odmienne od chrześcijańskich ideały, wśród których najwyższy rangą jest chyba Kompromis, rywalizujący o palmę pierwszeństwa ze Zgodą. Czciciele Świętego Spokoju są rzecznikami Zgody Wszystkich ze Wszystkimi i Przebaczania bez Skruchy, czyli swego rodzaju amikoszonerii – również męczenników z oprawcami. W takiej sytuacji wszystkie postawy stają się podobne; męczeństwo podlega inflacji i przestaje być takie imponujące, zaś amikoszoneria z mordercami sprawia, że nawet samo morderstwo zaczyna wyglądać poczciwie, i przestaje budzić odrazę. W rezultacie jedyną naprawdę ważną sprawą staje się to, by przyjemnie wypić i smacznie zakąsić, nie narażając się na objawy niestrawności. Oczywiście ta tolerancja nie obejmuje wszystkich, co to to nie. Wyjęci są spod niej wszyscy niechętni kompromisom oraz maniacy prawdy i sprawiedliwości. Niemal powszechna zgoda na spreparowaną i zatwierdzoną przez razwiedkę wersję uprowadzenia i śmierci ks. Jerzego i nie tylko zaniechanie, ale nawet piętnowanie wszelkich prób poznania prawdy znakomicie to potwierdza.
W tej atmosferze nietrudno o nadanie rozbrajającego charakteru również przewodniemu motywowi kazań ks. Jerzego Popiełuszki: „zło dobrem zwyciężaj”. Jakże łatwe, a zwłaszcza pociągające może być utożsamienie „dobra” z kompromisem i amikoszonerią. Nie ma już wówczas wrogów, a że trochę cierpi na tym prawda? No cóż, nie ma rzeczy doskonałych, a poza tym – nic tak nie gorszy jak prawda, a powinniśmy za wszelką cenę unikać zgorszenia. Tymczasem ks. Jerzy Popiełuszko nie głosił kompromisu ani tym bardziej amikoszonerii, ale zwycięstwo. A zwycięstwo nie polega przecież na kompromisie z wrogiem, tylko na unicestwieniu go, a przynajmniej – na doprowadzeniu do stanu bezbronności. Co tu dużo mówić: szalenie kłopotliwa ta beatyfikacja.

Stanisław Michalkiewicz

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 4 czerwca 2010, Nr 128 (3754) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20100604&id=main

Skip to content