Aktualizacja strony została wstrzymana

Rozważania maturalne – Stanisław Michalkiewicz

Państwo nasze, z którego – jak to 3 maja stręczył nam pan marszałek Bronisław Komorowski – powinniśmy być „dumni” – bije wszelkie rekordy bęcwalstwa. To znaczy – nie tyle może „państwo”, bo „państwo”, to – jak uczą politologowie – terytorium, ludność i władza. Terytorium nasze bęcwalskie nie jest, przeciwnie – chociaż częściowo zalane wodami potopu, ma wiele uroczych zakątków, które zdolne są oczarować nawet mieszkańców krajów znanych ze swojej urody. Ludność… No, tu już trochę bęcwałów by się znalazło, a szczerze mówiąc – znalazłoby się ich całkiem sporo. Jakże inaczej wytłumaczyć na przykład coś takiego, że prezydentem naszego państwa i to aż przez dwie kadencje był Aleksander Kwaśniewski, a przedtem – Lech Wałęsa? A i teraz, gdybyśmy tak prześwietlili wszystkich 10 kandydatów… Winston Churchill, podobnie zresztą, jak wszyscy Anglicy, przekonany o zdecydowanej wyższości własnego narodu nad wszystkimi innymi, a w szczególności – nad narodami słowiańskimi twierdził, że Polacy są narodem wyjątkowo lekkomyślnym. Trudno się z tym nie zgodzić zwłaszcza, że najlepszym dowodem naszej lekkomyślności było między innymi to, że zaufaliśmy akurat Winstonowi Churchillowi, który w związku z tym doskonale wiedział, co mówi. Inna sprawa, że przecież nie kontaktował się z całym naszym narodem, a jedynie z przedstawicielami tak zwanych politycznych elit, w związku z czym opinię o naszej wyjątkowej lekkomyślności siłą rzeczy musiał wyrobić sobie na tej właśnie podstawie.

Podobny był w tym do Józefa Piłsudskiego, który naszemu narodowi wystawił jeszcze gorszą recenzję stwierdzając, że Polacy to „naród idiotów”. Warto jednak zwrócić uwagę, że Józef Piłsudski w okresie, gdy tę recenzję sformułował, obracał się już wyłącznie w środowisku tzw. piłsudczyków, którzy go bezkrytycznie uwielbiali. Tymczasem Piłsudski, chociaż, podobnie jak Lech Wałęsa, miał skłonności do megalomanii i rozczulania się nad sobą, był jednak człowiekiem na tyle inteligentnym i spostrzegawczym, by zdawać sobie sprawę, że to bezkrytyczne uwielbienie świadczy o idiotyzmie jego wielbicieli, no i dlatego powiedział to, co powiedział – chociaż wśród Polaków co najmniej tyle samo ludzi miało do niego stosunek bardzo krytyczny. Na domiar złego demokracja polityczna, ze swoją zasadą przyznawania racji każdorazowej większości, stwarza ryzyko, że bęcwalska większość wyniesie do władzy – jako trzeciego elementu państwotwórczego – bęcwałów patentowanych, bo wiadomo, że nic tak nie imponuje bęcwałowi, jak inny, jeszcze większy bęcwał. I to właśnie, jak się wydaje, jest przyczyną, że nie tyle nasze „państwo”, co jego władze, biją wszelkie rekordy bęcwalstwa.

Czyż trzeba dla tego lepszej ilustracji, niż informacja, że nasi prokuratorzy będą prowadzili swoje suwerenne śledztwo na podstawie stenogramów sporządzonych z odsłuchania czarnych skrzynek, jakie ma im dostarczyć prokuratura rosyjska? Samych skrzynek, ma się rozumieć, nie dostaną i nawet chyba nie ośmielają się o nie prosić, bo takie zuchwalstwo mogłoby zagrozić procesowi pojednania, zarządzonego przez rosyjskiego premiera Włodzimierza Putina. W takich stenogramach mogą znaleźć się nawet zapisy odgłosów chórów anielskich, diabelskich złorzeczeń, albo nawet przemówień brzuchomówców – bo chyba nikt nie wątpi, że Rosjanie nie takie rzeczy potrafią? W te stenogramy nasi prokuratorzy będą musieli suwerennie wierzyć i na tej podstawie wyrabiać sobie pogląd o przyczynach katastrofy pod Smoleńskiem. W dodatku przedstawiciele władz państwowych komunikują to przedstawicielom mediów całkiem serio, co wskazuje, że mimo swego niewątpliwego bęcwalstwa wiedzą, że niezależni dziennikarze mają rozkaz traktowania tych bęcwalstw poważnie – no i tak je traktują – o czym można się przekonać choćby na podstawie lektury „Gazety Wyborczej”. Na ile ludzie wierzą informacjom i w jakim stopniu podzielają opinie podawane do wierzenia w „Gazecie Wyborczej” i kontrolowanych przez razwiedkę stacjach telewizyjnych – Bóg jeden wie, ale obawiam się, że bęcwalstwo naszych dygnitarzy, dzięki pośrednictwu mediów może okazać się zaraźliwe.

Komentowanie kolejnych bęcwalstw tej bandy idiotów zaczyna wzbudzać odruchy wymiotne, toteż dla higieny psychicznej wolę podzielić się wrażeniami z uroczystości rozdania świadectw maturalnych, w jakiej uczestniczyłem towarzysząc starszej córce. Matura, jak wiadomo, oznacza dojrzałość. No dobrze, ale właściwie – do czego? Do czego dojrzali są maturzyści? Warto zadać to pytanie, bo wprawdzie nasze prawo od pewnego czasu uznaje 18-latków za zdolnych do zawarcia małżeństwa oraz decydowania o sprawach państwowych, jako że mają czynne prawo wyborcze do Sejmu, Senatu oraz w wyborach prezydenckich i samorządowych oraz bierne prawo wyborcze do Sejmu i samorządów terytorialnych – ale ta zdolność nie zależy przecież od ukończenia szkoły średniej. O jakiej dojrzałości zatem w takim razie świadczy matura? Dojrzałości do czego? Jak wiadomo, jest ona warunkiem podjęcia wyższych studiów. Z kolei dyplom ukończenia wyższych studiów jest niezbędnym warunkiem objęcia wielu stanowisk państwowych – w wyjątkiem tych najważniejszych, na przykład – stanowiska posła, senatora, ministra i prezydenta państwa.

Wygląda na to, że stanowiska państwowe uznawane za najważniejsze mogą zajmować osoby bez stwierdzonego certyfikatu dojrzałości. Czy to nie jest aby wskazówka, że te stanowiska tak naprawdę wcale nie są najważniejsze? Jeśli na przykład lekarzem, aptekarzem, czy architektem miejskim nie może zostać osoba bez wyższego wykształcenia, a posłem, senatorem, ministrem czy prezydentem może zostać każdy, nawet jeśli nie ukończyłby szkoły podstawowej, to mamy dwie możliwości: albo te stanowiska nie są wcale takie ważne, albo – że do kierowania państwem wykształcenie wyższe, a nawet średnie, a więc jakiekolwiek wykształcenie nie jest w ogóle potrzebne. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że istnieje również możliwość trzecia – że te pozornie najważniejsze stanowiska wcale nie są ważne, w związku z czym do ich piastowania nie jest potrzebne nie tylko jakiekolwiek wykształcenie, ani nawet umysłowa dojrzałość. Ta trzecia możliwość wydaje się bardzo prawdopodobna i w dodatku znajduje potwierdzenie w systemie prawnym państwa. Ale w takim razie musimy w naszym wnioskowaniu pójść krok dalej i zapytać, czy te stanowiska związane są w ogóle z jakąkolwiek władzą, czy też stanowią jedynie rozbudowaną i kosztowną dekorację, za osłoną której, niewidoczni dla naszych oczu, państwem naszym kieruje jakaś zakonspirowana banda? Obserwacja funkcjonowania naszego państwa takie podejrzenia w całej rozciągłości potwierdza i rzuca snop światła na przyczynę, dla której bije ono wszelkie rekordy bęcwalstwa. Bo nawet to bęcwalstwo wcale nie musi być autentyczne. Prawda może być jeszcze gorsza – że pod pozorem bęcwalstwa ukrywa się narodowa zdrada. Źe sprawująca w Polsce rzeczywistą władzę razwiedka, wysługując się bęcwałami, wykonuje zadania zlecone przez władze ościennych państw poważnych.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   2 czerwca 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1644

Skip to content