Aktualizacja strony została wstrzymana

Wypadek? Zamach? Bez znaczenia. Zawinili piloci

– Nie wiemy na pewno, że pilot Tu-154 chciał lądować, czy stało się coś innego – mówił w „Kropce nad i” gen. Anatol Czaban, szef szkolenia Sił Powietrznych. Ta niepewność wynika z faktu, że dopiero końcówka tragicznego lotu przyniosła gwałtowne obniżenie lotu. Generał zaapelował jednak, żeby przed końcem śledztwa nie wysnuwać żadnych wniosków.

Pilot, „Jaka”, Artur Wosztyl w Smoleńsku lądował w sobotę 10 kwietnia tuż przed katastrofą.

„Na prezydencki samolot czekał siedząc w samolocie. – Na lądowanie tupolewa czekaliśmy w jaku, bo musieliśmy dotankować samolot– mówi pilot, jaka w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

Wspomina, że był jednym z tych, którzy rozmawiali z pilotami prezydenta o warunkach pogodowych. – Ja osobiście rozmawiałem z mjr. Robertem Grzywną, drugim pilotem Tu-154. Przekazałem mu informacje o warunkach meteorologicznych i ostrzegłem go, że są nieciekawe – relacjonuje Wosztyl.

Według niego prezydencki samolot nie powinien był lądować w tak złych warunkach. – I tupolew wcale nie lądował. Robił podejście do lądowania i w jego trakcie doszło do katastrofy – twierdzi. I tłumaczy, jak piloci przygotowują się do lądowania. – Podejście wygląda tak, że samolot zniża się do swojej minimalnej wysokości i wykonuje lot w kierunku lotniska. Jeżeli na tej wysokości w odpowiedniej odległości od drogi startowej ma kontakt wzrokowy z ziemią, może się zniżyć i kontynuować, nawet gdyby wieża podała mu gorsze warunki– mówi. „

W TVN24 ten sam pilot twierdził, że słyszał, jak pilot TU-154 zwiększył do maximum moc silników, później nastąpiła katastrofa.

Nie specjalnie dziwi mnie to, że w rosyjskich mediach mnożą się artykuły i opinie różnych ekspertów i anonimowych rozmówców zrzucające winę na polskich pilotów. W skrajnych przypadkach te wypowiadane z przekonaniem sądy zahaczają o drwiny ze słabego wyszkolenia, braku doświadczenia, głupoty, ułańskiej fantazji czy skłonności samobójczych polskiej załogi. Nie wiem czy w polskiej armii są jeszcze jacyś żołnierze z „jajami”, którzy dostrzegają jak żałosny minister Klich nie próbuje nawet bronić ich honoru gdyż sam cierpi na jego deficyt.

Smutne jest natomiast to, że od pewnego czasu Rosjanie mogą się podpierać medialnymi wrzutkami, jakimi popisuje się od niedawna Edmund Klich czy liczyć na takich potakiwaczy jak Gromosław Czempiński, major Michał Fiszer, ekspert Tomasz Hybki i wielu innych.

Najdziwniejszy jest jednak zupełny brak logiki i zdrowego rozsądku u różnych dyżurnych blogerów walczących tu na s24 z „oszołomami” od teorii spiskowych.

Wszędzie na świecie, kiedy dochodzi do katastrofy lotniczej jedną z przyczyn, jakie bierze się poważnie pod uwagę jest zamach. Mam nadzieję, że i w tym przypadku nikt nie będzie przekonywał o zrezygnowaniu z tej hipotezy akurat w tym jednym jedynym przypadku, kiedy ginie prezydent państwa i niemal setka znaczących osób.

Jeżeli rzeczywiście podchodzimy poważnie i z odpowiedzialnością do wyjaśniania przyczyn, to należy założyć, że w razie zamachu z udziałem rosyjskich służb czy byłych oficerów WSI, ewentualnie współpracy obydwu i jednoczesnym powierzeniu Rosji kontroli nad śledztwem, wszelkie kopie zapisów z „czarnych skrzynek”, protokoły przesłuchań nie będą zasługiwały na wiarygodność.

Jednym słowem oddanie Rosji w łapy wyjaśniania tej katastrofy powoduje, że dla końcowego werdyktu nie ma już znaczenia czy to był zamach czy błąd polskiej załogi. W obu przypadkach wyrok będzie brzmiał identycznie.

Doprowadzono do tego, że raport końcowy choćby liczył nawet tysiące stron szczegółowych badań, analiz i opinii, nie będzie miał już wpływu na podział w społeczeństwie na zwolenników Drugiego Katynia, i tych, dla których Rosja jest normalnym demokratycznym krajem, któremu w pełni można zaufać.

A może to był ten koszt? Mniejsze zło? Może lepiej niech żyje w jakiejś części narodu wersja o zamachu i męczennikach spod Smoleńska, niż miałaby „nas” zmieść ze sceny politycznej, hańba zapamiętana i potępiana przez kolejne pokolenia?

Dzisiaj w Naszym Dzienniku ukazał się artykuł o analizie ostatniej fazy lotu, dokonanej przez kilkudziesięciu polskich pilotów wojskowych i cywilnych. Reprezentujący ich dr Tadeusz Augustynowicz, oficer Wojsk Lotniczych, koordynator lotnisk wojskowych, wieloletni pracownik LOT podaje taką oto wersję.

Z ustaleń rosyjskiego MAK wynika, że autopilot Tu-154M wyłączony został dopiero na 5,4 s przed katastrofą, a TAWS (EGPWS) ostrzegał pilotów na 18 s przed uderzeniem w pierwsze drzewo. – Komisja zapomniała jednak o najważniejszym szczególe: prędkości samolotu. W Tu-154M regulacja wysunięcia podwozia zależy od prędkości i jest automatyczna. Na zdjęciach z katastrofy widać, że koła nie są wypuszczone pod kątem 90 stopni, lecz mniejszym. Jest to 3 z 5 stopni wypuszczenia podwozia, który świadczy o prędkości 360-380 km/h, tymczasem lądowanie odbywa się przy prędkości maksymalnie 250-270 km/h – wyjaśnia w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Augustynowicz. Jeśli zatem samolot miałby podchodzić do lądowania – jak sugerują śledczy – to, dlaczego leciał tak szybko? [link]

Dlaczego, każda, nawet najbardziej głupia i szalona wersja o winie polskich pilotów momentalnie robi karierę w polskich „wiodących” mediach, a próba rzucenia światła na ten tragiczny lot przez bardzo dużą grupę ludzi znających się na lotnictwie zbywana jest milczeniem?

Czy już samo to nie budzi podejrzeń i wątpliwości, że decyzja o tym, kto jest winien zapadła już dawno temu? Ja sądzę, że jeszcze przed 10 kwietnia.

Kokos26

Za: Kokos26 Blog | http://kokos.salon24.pl/187564,wypadek-zamach-bez-znaczenia-zawinili-piloci

Skip to content