Aktualizacja strony została wstrzymana

Gra o hegemonię, nie o pojednanie

Z prof. Włodzimierzem Marciniakiem, sowietologiem z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, rozmawia Beata Falkowska

Gazprom – państwowa firma, główne narzędzie rosyjskiej polityki, funduje stypendia studentom Uniwersytetu Warszawskiego. Nowy sposób Rosji na budowanie w Polsce agentury wpływu – twierdzą jedni. Przejaw polityki pojednania, jej nowa jakość – wskazują drudzy.
– Nie widzę tu żadnej nowej jakości. Fundowanie stypendiów przez firmę doktorantom piszącym prace o stosunkach międzynarodowych oznacza wprost finansowanie przez Gazprom tez politycznych. Jest to tak jawny i niczym niezakamuflowany sposób wywierania wpływu politycznego, że można być jedynie zaskoczonym prostactwem działania Gazpromu. Nową jakością byłoby, gdyby Gazprom utworzył fundację, która finansuje stypendia na przykład w zakresie sztuk pięknych.

Tego także możemy się spodziewać…
– Wtedy Gazprom stałby się mecenasem i w ten sposób starałby się jednak poprawić swój wizerunek. Natomiast droga, którą obrali Rosjanie, w żaden sposób nie zmienia i nie ociepla tego wizerunku, ale potwierdza obraz Gazpromu jako podmiotu uprawiającego politykę.

Podmiotu, nie narzędzia?
– Wydaje mi się, że to właśnie jest najważniejsze pytanie: czy Gazpromu nie należy traktować jako podmiotu polityki? Uważam, że to Gazprom posługuje się Rosją w realizacji swoich interesów ekonomicznych i politycznych, a Rosja jest dodatkiem ludnościowym i infrastrukturalnym, instytucjonalną obudową właściwego gracza politycznego, którym jest Gazprom. Pewna bezczelność, z jaką zostały ufundowane te stypendia, zdaje się potwierdzać tę tezę.

A o czym świadczy przyjęcie oferty stypendialnej Gazpromu przez władze Uniwersytetu Warszawskiego?
– Tu można wskazać jedynie na złą wolę albo na głupotę. Nie widzę innego wyjaśnienia tego postępowania. Tego typu stypendia to normalny sposób działania firm prywatnych, które jednak robią to w sposób bardziej miękki, przeznaczając część środków na obszary, którymi nie są w ogóle bezpośrednio zainteresowane, po to, by budować pozytywny wizerunek marki. W przypadku rosyjskich stypendiów dla doktorantów UW mamy do czynienia z całkowicie odwrotnym zachowaniem – z finansowaniem wprost projektów politycznych korzystnych dla Gazpromu.

Granty, fundacje. Czego jeszcze możemy oczekiwać ze strony Rosjan po posunięciu ze stypendiami?
– Być może w następnej kolejności będą wręczane odznaki honorowe za zasługi dla Gazpromu, może dzieci urzędników szczególnie zasłużonych dla Gazpromu będą dostawały stypendia na studiach w Instytucie Przemysłu Naftowego i Gazowego w Moskwie… Brzmi to na pozór absurdalnie, ale to pokazuje wybrany kierunek działań.

Polska ma szanse na posiadanie systemu obrony przeciwrakietowej, biorąc pod uwagę stanowisko Rosji?
– Stanowisko Rosji w tej sprawie w ogóle nie powinno nas interesować. To nasz problem i naszych sojuszników. Zresztą posiadanie systemu obrony przeciwrakietowej bardziej zależy od naszej polityki obronnej i możliwości finansowych niż od stanowiska Moskwy.

Ukraina podpisała umowę z Rosją o stacjonowaniu Floty Czarnomorskiej na Krymie nawet przez 30 lat w zamian za obniżenie cen rosyjskiego gazu. Nasza niepodpisana umowa o dostawach wymusza zakup gazu od Rosjan do 2037 roku. Czy krajom określanym jako „bliska zagranica Rosji” nie grozi dominacja Moskwy za przyzwoleniem zachodniej Europy?
– Dominacja nie Rosji, ale Gazpromu jako zaplecza surowcowego w regionie. Można oczywiście mówić o tendencji polegającej na tym, że Unia Europejska nie widzi w tym fakcie problemu politycznego. Dzieje się także dlatego, że Rosja godzi się na pozycję zaplecza surowcowego i rezygnuje z jakichkolwiek ambicji unowocześnienia gospodarki. Ta kunktatorska polityka obu stron powoduje wzajemne zbliżenie. Przejdźmy do kwestii szczegółowych. W wymiarze militarnym umowa dotycząca Floty Czarnomorskiej wydaje się nie mieć większego znaczenia. W wąskich kalkulacjach prezydenta Janukowycza porozumienie to sprawiało wrażenie korzystnego – Ukraina zyskuje realną korzyść w postaci niższych cen gazu w zamian za ustępstwa wyłącznie w sferze symbolicznej.

Jednak tworzy to już pewną nową jakość polityczną…
– Tak, wrażenie uzależniania się Ukrainy od Rosji i możliwość prowadzenia dalszej polityki, którą prezydent Miedwiediew określa jako „pogłębienie pojednania”. Pojęcie „pojednania” używane jest przez Moskwę wobec wielu krajów, w tym także Polski.
Z drugiej strony trzeba zwrócić uwagę na fakt, że propozycja wchłonięcia Naftohazu przez Gazprom została odrzucona, i to w dość nieuprzejmej dla strony rosyjskiej formie. Oferta, aby wymienić się akcjami pół na pół, zakrawała na kpinę, biorąc pod uwagę fakt, że Naftohaz sprzedaje gaz głównie odbiorcom komunalnym i indywidualnym, a więc działa na bardzo nieopłacalnym dla siebie rynku. To pokazuje, że są granice ustępstw, których rządzący Ukrainą nie zgodzą się przekroczyć.
Polsko-rosyjskie porozumienie gazowe jest w ogóle jakąś zagadką – obecnie wszyscy się od niego odżegnują; istnieje obawa wzięcia odpowiedzialności politycznej za tę umowę. To już trwa kilka miesięcy – mamy do czynienia z dziwnymi uzgodnieniami, niekończącymi się ustaleniami, ciągłych wyjaśnień żądają organa UE. Niewykluczone, że to porozumienie może zawisnąć w próżni. Im bliżej wyborów, tym bardziej nikt nie chce się do tego przyznać.

Obserwujemy osłabienie roli państw Europy Środkowo-Wschodniej w polityce europejskiej i transatlantyckiej. Czy może to przynieść jakieś długofalowe efekty?
– Przez Europę przetacza się kryzys finansowy. W okresie kryzysu pozycja dostawcy surowców jest słabsza. Nie sądzę więc, żeby to była faza szczególnego wzmocnienia ekonomicznego Rosji. Problem polega na tym, że zarówno dla UE, jak i dla USA polityczne znaczenie tego regionu bardzo spadło. W związku z tym aktywność polityczna na tym obszarze Starego Kontynentu jest znacznie słabsza, co Rosja wykorzystuje do wzmacniania wizerunku mocnego gracza. Pamiętajmy, że czyni to w układzie dwubiegunowym – z jednej strony orientuje się nie tyle na UE, ile na Europę Zachodnią, z drugiej strony na Chiny, jako potencjalny dostawca surowców energetycznych do Państwa Środka. Sens tej polityki ze strony Rosji polega na szukaniu partnera, który będzie dla niej korzystniejszy jako odbiorca surowców i dostawca produkcji przemysłowej. Dwoma największymi eksporterami na świecie są Chiny i Niemcy. To jest układ, który rodzi sytuację spadku politycznego znaczenia regionu Europy Środkowo-Wschodniej i relatywnego wzmocnienia w tym obszarze Rosji. Nie należy jednak z tej sytuacji wnioskować, że tak będzie zawsze. Po drugie, nie można zakładać, że kraje Europy Środkowo-Wschodniej są z góry skazane na przegraną i w związku z tym należy zrezygnować z jakiejkolwiek aktywności politycznej. Jest przeciwnie, tę aktywność właśnie teraz należy podejmować.

Jak nowy prezydent powinien kształtować politykę względem Rosji i politykę w regionie?
– Myślę, że powinniśmy powrócić do ponownego zdefiniowania naszych interesów w trójkącie Polska – Rosja – Niemcy. Po drugie, kluczem do wzmocnienia naszej pozycji jest jednak Zachód, dlatego przeważający wysiłek naszej polityki nie powinien być skierowany na „pojednanie” z Rosją, ale na zrozumienie polityki naszych zachodnich partnerów w relacjach z Rosją i na zwrócenie im uwagi na znaczenie pewnej harmonii w tej części kontynentu dla równowagi w całej Europie. Polska powinna wskazywać, że powstanie sytuacji komfortowej dla dążeń hegemonistycznych Rosji w tej części Europy jest niebezpieczne dla całej Europy, tak jak to było w przeszłości. Obecny kształt relacji na linii Europa Zachodnia – Rosja wymaga przede wszystkim aktywizacji naszej polityki zachodniej, a także polityki regionalnej.

Możemy mówić o naiwności zachodnich elit względem Rosji?
– Myślę, że ta polityka jest efektem bardzo cynicznego wyrachowania. Wynika to z zupełnie innej diagnozy sytuacji Rosji, niż my to formułujemy, a mianowicie z przekonania, że Rosja jest państwem słabym, które da się wykorzystać jako dostawca surowców oraz importer produkcji przemysłowej. Tylko tyle, i aż tyle. To nie jest naiwność, ale niezdolność, czy też niechęć do podejmowania zasadniczych wyzwań. Możemy to określić jako kupieckie uprawianie polityki, a nie uprawianie polityki z poczuciem własnej wielkości i siły.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Środa, 26 maja 2010, Nr 121 (3747) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100526&typ=po&id=po01.txt

Skip to content