– Uzależnienie śledztwa polskiej prokuratury od przekazywania dowodów przez stronę rosyjską i sprowadzenie działań członków komisji badania wypadków lotniczych do recenzentów pracy ich rosyjskich partnerów świadczy, delikatnie mówiąc, o braku wiary w możliwość nawiązania z Moskwą równoprawnych stosunków. To kompromitacja dla władz niepodległego państwa – powiedział „Naszej Polsce” Michał Likowski, ekspert lotniczy i dziennikarz „Skrzydlatej Polski”. Poczucie zniesmaczenia oddaniem śledztwa Rosjanom jakie podziela większość Polaków próbował nieudolnie studzić premier Tusk w sejmie oraz ministrowie Klich i Cichocki. W sprawie afery, którą nazwaliśmy „Smoleńskgate” pojawia się tak dużo pytań, a zwłaszcza dowodów na kłamstwa, uchybienia i „zasypywanie” śledztwa przez stronę rosyjską i polską, że trudno całościowo objąć i skomentować dezinformacje i kłamstwa, które serwują politycy i media w czym celuje stacja TVN i „Gazeta Wyborcza”. Dlatego tym razem poruszymy kilka wybranych kwestii, które niech posłużą za obrazki starań rządu, aby katastrofy Tu-154 nie wyjaśnić.
Tusk zasypuje śledztwo
Na czele polskiej komisji ds. katastrofy stanął Edmund Klich, doświadczony ekspert i przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jednak po oświadczeniu, że rząd nie pomaga w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy, a Rosjanie blokują dostęp do informacji ekipa Tuska szybko zamieniła Edmunda Klicha na Jerzego Millera, ministra spraw wewnętrznych. Od tej pory dochodzenie idzie wspaniale… Miller był specjalistą na wszelkich stanowiskach. Pracował w samorządzie, ministerstwie finansów, rolnictwie, dowodził też NFZ, a Tusk namaścił go na ministra MSWiA. Teraz został szefem komisji ds. katastrofy, chociaż w odróżnieniu od Edmunda Klicha pan Miller wie pewnie tyle o katastrofach lotniczych co kot napłakał. Co ustalił rząd i polska prokuratura wojskowa? O czym z duma poinformował Tusk Polaków? Przede wszystkim powiedział, a właściwie skłamał, że śledztwo prowadzą Rosjanie, ponieważ takie jest prawo. Otóż nie. „Nasza Polska” pisała już, że tzw. konwencja chicagowska, na którą do znudzenia powołują się politycy PO daje możliwości większego udziału w tym przypadku strony polskiej. Na bazie tej konwencji Polska mogła sama zabezpieczać miejsce i wszelkie przedmioty należące do ofiar katastrofy (zwłaszcza telefony, laptopy, nośniki pamięci, dokumenty). Wszystko jednak „przytulili” Rosjanie, a warto podkreślić, że telefony prezydenta, generałów i ministrów były zaawansowane technologicznie, miały dostęp do Internetu, do poczty mailowej, mogły zawierać w sobie skany dokumentów i dokumenty w plikach tekstowych oraz informacje poufne, tajne lub wrażliwe ze względu na bezpieczeństwo państwa. Czy FSB, czy każdy inny wywiad na świecie, nie skopiowałby takich danych? Odpowiedź jest prosta. Dzięki zaufaniu Tuska do strony rosyjskiej wywiad naszego wschodniego sąsiada dysponuje już bez wątpienia tymi materiałami. Nie mam co do tego wątpliwości.
Mało kto zauważył, że śledztwo nie jest prowadzone zgodnie z literą konwencji z Chicago. Dokument ten zabrania przekazywania przez gospodarza śledztwa czarnych skrzynek, a jedną z nich, najmniej istotną, otrzymała Polska. A więc jeśli tu strona rosyjska złamała konwencję, nie ma powodów by sądzić, że nie mogłaby w całości odstąpić od konwencji. Zwłaszcza, że dokument ten dotyczy lotnictwa cywilnego, a Tu-154M należał do floty wojskowej podległej MON. Jednak o przekazanie Polsce śledztwa władze w naszym kraju po prostu nie wystąpiły. Tusk podczas konferencji w Sejmie przekonywał, że strona Rosyjska udostępnia nam wszystko co może i jest bardzo wrażliwa na nasze prośby. Tymczasem najważniejsze dowody w sprawie: zapis czarnych skrzynek, wyniki obdukcji ofiar, protokoły przesłuchań, a nawet zarekwirowane dziennikarzom filmy i zdjęcia, to wszystko do dzisiaj nie zostało Polsce przekazane, a nie zapominajmy, że nie mówimy o katastrofie szybowca z aeroklubu, ale katastrofie, w której zginął prezydent Polski wraz z dowództwem wojska polskiego i najważniejszymi osobami w państwie. Póki co Rosjanie od miesiąca odczytują czarne skrzynki i informują, że po odczytaniu rozpoczną procedurę czyszczenia szumów… Pozostaje pytanie, dlaczego odczyt czarnej skrzynki, którą jak pisaliśmy powołując sie na zdanie ekspertów, można w każdej chwili sfałszować, trwa tak wyjątkowo długo? Nie trapi to Pawła Grasia, rzecznika rządu oraz ministra Klicha, którzy nie widzą sensu w powoływaniu międzynarodowej komisji do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Oczywiście „udział osób trzecich”, czyli zamach, jest hipotezą najmniej podnoszoną i najchętniej wyszydzaną. W wypowiedzi dla „Naszej Polski” dosadnie skomentował to Michał Likowski ze „Skrzydlatej Polski”: „Kwestia zamachu nie została w ogóle podniesiona, nie tylko przez polityków, urzędników, ale nawet wiodące media. Tymczasem w takich krajach jak USA, Rosja czy Wielka Brytania, w przypadku dużych katastrof, nie tylko lotniczych, pierwszym badanym tropem, jest podejrzenie o zamach. Nie twierdzę, że katastrofa prezydenckiego Tu-154M była taką zbrodnią, jednak brak otwartego podniesienia takiej możliwości wpisuje się w ciąg działań polskich władz, cechujących się – trudno mi znaleźć inne słowa – swoistym strachem w stosunku do wschodniego sąsiada. Podobnie zresztą jak w przypadku nie zwrócenia się do krajów NATO o pomoc w dochodzeniu przyczyn katastrofy.”
Ciąg dalszy zamieszania z TAWS
Na początku odium zła spadło na przestarzały samolot z lat 70. Nie brano pod uwagę, że samolot posiadał m.in. supernowoczesny system nawigacji satelitarnej i ostrzegania TAWS, który od roku 2005 montowany jest powszechnie w samolotach i jeszcze nigdy (!) nie zawiódł. Od tego czasu nigdy nie rozbił się samolot wyposażony w ten system. Strona rosyjska oświadczyła, że TAWS działał do końca. Jednak według Hans Dodel, niemiecki ekspert, oficer Bundeswehry i autor książki „Satellitennavigation” w rozmowie z „Nasza Polską” informował, że system można zakłócić np. przez zamachowców z odległości do 100 km od urządzenia. Zwracała na to uwagę już wcześniej UE, ale nikt nie wziął na poważnie takiej możliwości. W ostatnich dniach pojawiły się dwie manipulacje dotyczące TAWS. Znaleźli się eksperci, którzy poinformowali za pośrednictwem mediów o braku danych w TAWS mało znanego i wojskowego lotniska w Smoleńsku. – To nieprawda. Trzeba rozróżnić TAWS cywilny i wojskowy. Polski samolot należał do floty wojskowej. Te bazy danych bardzo precyzyjnie uwzględniały lotniska wojskowe, zwłaszcza w Rosji – powiedział nam Marek Strassenburg-Kleciak odpowiedzialny za analizy strategiczne i rozwój systemów trójwymiarowej nawigacji w koncernie Harman Becker. – Poza tym system jest aktualizowany przez szczegółowe zdjęcia satelitarne, które nanoszą strukturę całej ziemi. Mówienie o tym, że Smoleńsk był czarna dziurą w tej bazie danych to tak, jakby zrobić zdjęcie twarzy i oświadczyć, że mamy twarz, ale nie ma na niej wiadomości o nosie – dodał Kleciak. Coraz częściej, pomimo oświadczenia o sprawności TAWS do końca lotu, podnosi się możliwość uszkodzenia systemu przed rozbiciem. Sprawę będą wyjaśniać (szkoda, że dopiero teraz) amerykańscy eksperci z firmy Avionics. – Cały system zmieściłby się w skrzynce wielkości paczki po zapałkach. Z powodów bezpieczeństwa i trwałości jest on wbudowany w dużo większy format, ponieważ układy scalone są tak wysoko wyspecjalizowane, że musza przetrwać temperaturę – 80 stopni i + 180. Do tego musza przetrwać katastrofę samolotu zderzającego się z ziemią z prędkością 200 km/h i działać dalej poprawnie! – powiedział nam Kleciak. Jednak wszystkie hipotezy zdają się być dobre, byle nie mówić o zaniedbaniach w przygotowaniu lotu i ewentualnym zamachu.
TVN splagiatował „Naszą Polskę”
„Nasza Polska” już dzień po katastrofie dotarła do listy pasażerów Tu-154M, która krążyła po dziennikarskich mailach. Za naszym portalem NaszaPolska.PL informacje powieliło kilkaset stron internetowych, a wiadomość o liście przedrukowała za nami „Gazeta Polska”. Publikowaliśmy następnie kompletna listę pasażerów pytając Służbę Kontrwywiadu Wojskowego dlaczego tak ważny dokument nie był przynajmniej poufny? SKW odpowiedziała, że… nie odpowie. Pytaliśmy MON, co spowodowało, że minister Klich (nr 5 na ujawnionej przez nas liście pasażerów) zrezygnował w ostatniej chwili z lotu. Do dzisiaj nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Tymczasem TVN24 „dotarła do informacji”, czyli do listy dawno przez nas opublikowanej i jedynym wnioskiem dziennikarzy pro „peowskiej” stacji telewizyjnej było ustalenie, że za skład listy odpowiadała kancelaria prezydenta. A więc dalej chodzi jedynie o obwinianie prezydenta, pilota, w najgorszym wypadku sprzętu. A dlaczego TVN nie dodał, że za bezpieczeństwo lotu odpowiadał rząd, wojsko i służby specjalne? Czy tylko dlatego, żeby odpowiedzialność za katastrofę przenieść z ekipy Tuska na śp. Lecha Kaczyńskiego?
Archeolodzy po czasie
Minister Kancelarii Premiera Michał Boni zapowiedział, że archeolodzy UMCS z Poznania pojadą do Smoleńska, by prowadzić badania na miejscu katastrofy prezydenckiego Tu-154M. Uczelnia od razu oświadczyła, że nic o tym nie wie, a Boni wyjaśnił, że to jednak PAN będzie prowadziła akcję a z UMCS pojedzie jeden wolontariusz, to należy przyjrzeć się skandalicznej sytuacji związanej z nie zabezpieczeniem przez Polskę terenu katastrofy. Pomijając kłamstwa po rozbiciu rządowego tupolewa o rzekomym zniszczeniu wszystkich cennych przedmiotów jak telefony, laptopy itp. (zdjęcia wraku uwidaczniały nie zniszczone bardziej kruche przedmioty) i fakt, że do tych materiałów od początku miała dostęp strona rosyjska (czytaj FSB), należy uświadomić sobie, że jeszcze niedawno polscy dziennikarze oraz Polacy odwiedzający miejsce tragedii informowali, że las pod lotniskiem w Smoleńsku nie jest zabezpieczony. Widziano tam ludność lokalną, która do reklamówek zbierała osobiste rzeczy ofiar. Dziennikarze bez problemu dochodzili do porozrzucanych szczątków samolotu. Co na to pełniący funkcję prezydenta Bronisław Komorowski? – Nie dostrzegłem przejawu braku szacunku ze strony rosyjskiej, jeśli chodzi o dochowanie staranności (przy zabezpieczaniu miejsca katastrofy – dop. redakcji) – stwierdził podczas konferencji marszałek Sejmu. Dopiero dzisiaj, 6 maja, miejsce ma zacząć patrolować rosyjska milicja. Jednak misja archeologów nadal ma sens. Użycie detektorów metali pozwala odszukać w trawie czy w ziemi najmniejsze części samolotu i nie tylko. Przy użyciu sondy wysokoczęstotliwościowej wykrywaczy metali można z powodzeniem odszukać np. zagubioną kartę SIM, która może zawierać ważne dane dla bezpieczeństwa państwa, a która dotąd być może nie została odnaleziona przez Rosjan. Niestety, polski rząd zaczyna o tym myśleć miesiąc po katastrofie.
Robert Wit Wyrostkiewicz
Michał Likowski, ze „Skrzydlatej Polski” o bezczynności rządu Tuska ws. katastrofu Tu-154M w wypowiedzi dla ”Naszej Polski”:
„Coraz bardziej frustrujący jest stan nieudzielania przez polskie władze szczegółowych informacji o przebiegu lotu i samej tragedii. Doświadczenia innych katastrof lotniczych pokazują, że podstawowe informacje są dostępne już po kilku dniach. Wtedy pojawiają się również pierwsze, najbardziej prawdopodobne tezy, dotyczące przyczyn. W przypadku katastrofy smoleńskiej dostępne były wszystkie, najważniejsze dane: stan pogody, zapisy rejestratorów lotu, wymiana korespondencji z wieżą kontroli lotów, znaleziono wszystkie elementy wraku. Nawet tłumacząc się koniecznością utrzymania dobrych stosunków z Rosją, nie sposób wytłumaczyć faktu całkowitego lekceważenia przez władze obywateli naszego kraju. Mamy prawo poznać szczegóły tej tragedii. Zresztą nie tylko my, sa również rodziny ofiar, są parlamentarzyści. Tymczasem środowa konferencja prasowa premiera i o dzień późniejsze wystąpienie w Sejmie, wspólnie z m.in. ministrem obrony, Bogdanem Klichem, nie wniosło praktycznie nic, poza zapewnieniami, że rząd działa sprawnie. Tyle, że nie można tej tezy w żaden sposób skonfrontować z faktami. Faktów w zasadzie nie znamy.
Obraz doskonałej pracy przedstawicieli polskich władz i służb burzy fakt rezygnacji z prac w wojskowej komisji badania przyczyn wypadku pana Edmunda Klicha, szefa Państwowej Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Ten niezależny, bardzo doświadczony specjalista zrezygnował, podając za przyczynę brak wsparcia ze strony władz, a wręcz uniemożliwianie pracy przez zabieranie tłumaczy i członków jego grupy, na rzecz prac prokuratury wojskowej, oraz bałagan w działaniach. Bezpośrednio oskarżał ministra obrony Bogdana Klicha. Obecnie reprezentantem Polski, obserwującym działania rosyjskiej komisji, jest Jerzy Miller, szef MSWiA. Od kiedy na czele polskiego zespołu stanął polityk rządzącej partii, działania wszystkich organów ponownie przedstawiane są jako wzorowe i wzajemnie się dopełniające…”
- Powyższy tekst dodano:
- o godzinie
- Umieszczono w Działach: KATYŃ 2010
- TAGI: katyn_2010