Aktualizacja strony została wstrzymana

Dlaczego Komorowski nie powinien jechać do Moskwy

Wykonujący czasowo obowiązki prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej poseł Platformy Obywatelskiej, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, leci dziś do Moskwy na paradę zwycięstwa z okazji zakończenia II wojny światowej. Będzie tam występował jako głowa państwa polskiego.

Na pokład rządowego samolotu marszałek Komorowski zabiera Wojciecha Jaruzelskiego, ostatniego sowieckiego namiestnika na Polskę, oskarżonego o sprawstwo kierownicze masakry grudniowej 1970 r., jednego z dziewięciu oskarżonych przez IPN inicjatorów i wykonawców nielegalnego stanu wojennego w Polsce. Jako głowa państwa Bronisław Komorowski będzie go „autoryzował” w roli zasłużonego kombatanta II wojny światowej. Nieznane są bohaterskie czyny Jaruzelskiego na frontach II wojny światowej, znana jest natomiast jego wieloletnia służba dla imperium zła, za którą został odznaczony Orderem Lenina.

Niezrozumiałym decyzjom pana marszałka, poprzedzonym zamachem na Instytut Pamięci Narodowej jako kreatora polskiej polityki historycznej, towarzyszy w ostatnich dniach histeryczna, bezprecedensowa akcja wmawiania Polakom, że groby sowieckich żołnierzy z czasów II wojny światowej są w Polsce zaniedbane i wymagają natychmiastowego „odnowienia”. Do tej akcji wykorzystano pochopną i nieprzemyślaną wypowiedź metropolity lubelskiego ks. abp. Józefa Źycińskiego, który już 19 kwietnia zaapelował za pośrednictwem „Gazety Wyborczej”, by „odwdzięczyć się Rosji i Rosjanom za postawę po katastrofie pod Smoleńskiem”. Jak? „Odnawiając groby rosyjskich żołnierzy, znajdujące się w Polsce”.
Myśleliśmy wtedy, że ten apel – tak niemądry – nie będzie wznawiany. Usprawiedliwialiśmy go emocjami, którym często ulega ksiądz arcybiskup znany w pewnych kręgach głównie jako publicysta „Gazety Wyborczej”. Apel niemądry, bo po pierwsze: za co mamy się „odwdzięczyć Rosji”? Za insynuacje – w pół godziny po upadku samolotu – że nasi piloci nie umieją latać i nie rozumieją po rosyjsku? Za sprzeczne doniesienia o przebiegu śledztwa? Za nieprzekazane do dziś czarne skrzynki samolotu? Za ukrywanie szczegółów śledztwa, które ze względu na charakter tragedii powinno się toczyć przy podniesionej kurtynie, na oczach całego świata?

„Byłoby pięknym znakiem szacunku wobec Rosjan, gdyby na rocznicę zakończenia II wojny światowej młodzież zatroszczyła się o te groby żołnierzy rosyjskich, które znajdują się na naszych terenach”. I tu następne głupstwa: to nie są groby „rosyjskie”, lecz rosyjskie, ukraińskie, polskie, białoruskie, litewskie, łotewskie, kazachskie i tylko Pan Bóg jeden wie, jakie jeszcze. To są groby młodych ludzi reprezentujących różne narody, zniewolone w granicach zbrodniczego Związku Sowieckiego. Także groby młodych Polaków „spaszportyzowanych” i przymusowo wcielonych do Armii Czerwonej po zaanektowaniu naszych wschodnich Kresów przez Sowiety we wrześniu 1939 roku. Gdzieś wśród tych „żołnierzy radzieckich” leżą młodzi Polacy wywiezieni w dzieciństwie w głąb Związku Sowieckiego, którym rodzice poumierali na głodowym zesłaniu, a oni nie zdążyli ani do Andersa, ani nawet do Berlinga. Leżą młodzi akowcy z Kresów, na których urządzano po lasach łapanki od początku 1944 roku. Jeśli hierarcha miałby apelować w sprawie tych grobów, a raczej cmentarzy – utrzymywanych od lat w dobrym stanie ze środków budżetu państwa polskiego (w budżetowej nomenklaturze jest to tzw. grobownictwo wojenne) – to apel powinien dotyczyć raczej symboliki tych cmentarzy. Przecież tam nie leżą sami ateusze! Tam nie leżą sami wyznawcy zbrodniczej czerwonej gwiazdy, która postawiła sobie za cel zabicie Boga! Trzeba by więc apelować raczej o wprowadzenie na te cmentarze znaków obecności Boga – zwłaszcza znaków chrześcijańskich – a nie odnawianie symboli zła! Jak miałoby zresztą wyglądać „odnawianie grobów rosyjskich żołnierzy”? Jako staranne odmalowywanie przez polskich wolontariuszy, głównie młodzież, nienawistnych czerwonych gwiazd – symboli agresji bolszewickiej na niepodległą Rzeczpospolitą w roku 1920 i agresji sowieckiej w roku 1939? Symboli zbrodni katyńskiej i wielu innych zbrodni na Polakach – zarówno czasu „pokoju” („wielka czystka” lat 30.), jak i czasu wojny, podczas której ta czerwona gwiazda bratała się „na trupie Polski” z czarnym hakenkreutzem? Gdy widniała na bramach sowieckich obozów „pracy”, czyli zagłady, tuż obok szyderczego napisu „czierez trud k oswobożdieniju” (przez pracę do wolności…)? Proszę więc zaapelować w imię polsko-rosyjskiego pojednania o zmianę tej symboliki, by nie raniła naszych uczuć. To już teraz staje się problemem, który stopniowo narasta. W Chojnicach grupa światłych ludzi zwróciła się do władz miasta, by usunąć czerwone sowieckie gwiazdy z zewnętrznej części płotu cmentarnego, ponieważ obrażają one uczucia rodzin ofiar sowieckich. Miasto odpowiedziało, że tak nie można zrobić ze względu na stosunki z Rosją! W Tczewie ktoś zamalował farbą czerwone gwiazdy na pomniku sowieckich żołnierzy poległych w walkach z Niemcami wiosną 1945 roku. Nie sadzę, by byli to „chuligani”. Konsul rosyjski w Gdańsku wyraził nadzieję, że „sprawcy zostaną ukarani”! Będziemy karani, na naszej ziemi, za naruszenie symbolu zła! Nie trzeba w Polsce apelować o szacunek dla grobów. Trzeba je tylko uczłowieczyć! Dziś ludzie boją się po prostu wchodzić na te cmentarze.

Apel księdza arcybiskupa podjęło środowisko „Gazety Wyborczej”. Lista sygnatariuszy, rzeczników „solidarności” i „pojednania” zapiera dech w piersiach. Są tu zwykli konformiści, którzy wiedzą, że „tak nada”, jeśli się chce pozostać na salonach. Są też jednak – wśród najstarszych – wojujący marksiści utrwalający kiedyś sowieckie dominium w Polsce. Jest syn generała UB, są zidentyfikowani w ostatnich latach przez IPN tajni współpracownicy SB. Są napastliwi zwolennicy cenzurowania i poprawiania książek historycznych, atakujący niedawno per fas et nefas Sławomira Cenckiewicza, Piotra Gontarczyka i Pawła Zyzaka. Są ludzie znani z ordynarnych wypowiedzi na temat „polskich ksenofobów”, „polskiej hołoty”, „polskiego antysemityzmu” obrażający bohaterów powojennej walki z sowietyzacją Polski, surowi recenzenci „mowy nienawiści”, którą sami od lat się posługują.

Na czele sygnatariuszy znajduje się Wielki Reżyser skompromitowany bezmyślną awanturą wawelską wywołaną w dniach wielkiego narodowego skupienia i żałoby. Z „Gazety Wyborczej” dowiadujemy się, jak pan Wajda spędzał 3 maja – narodowe święto Konstytucji 3 Maja i uroczystość Matki Bożej Królowej Korony Polskiej. Klęczał na cmentarzu „żołnierzy radzieckich” w Warszawie wśród kamieni zwieńczonych czerwonymi gwiazdami, a „Gazeta Wyborcza” robiła mu zdjęcia, by dać dobry przykład „polskiej hołocie” (termin wylansowany kilka lat temu przy okazji sprawy jedwabieńskiej). Pod zdjęciem podpis: „3 maja 2010 r. Andrzej Wajda zapala znicz na Cmentarzu Źołnierzy Radzieckich w Warszawie. 9 maja będzie w Moskwie na obchodach 65. rocznicy zakończenia II wojny światowej”.
Pewnie Wielki Artysta nie słyszał nigdy, co na temat tego „zakończenia” pisał polski generał, ostatni dowódca konspiracyjnej armii Podziemnego Państwa Polskiego Leopold Okulicki „Niedźwiadek”. Przypomnijmy: „Polska, według rosyjskiej recepty, nie jest tą Polską, o którą bijemy się szósty rok z Niemcami, dla której popłynęło morze krwi polskiej i przecierpiało ogrom męki i zniszczenie Kraju. Walki z Sowietami nie chcemy prowadzić, ale nigdy nie zgodzimy się na inne życie, jak tylko w całkowicie suwerennym, niepodległym i sprawiedliwie urządzonym społecznie Państwie Polskim. Obecne zwycięstwo sowieckie nie kończy wojny. Nie wolno nam ani na chwilę tracić wiary, że wojna ta skończyć się może jedynie zwycięstwem słusznej Sprawy, tryumfem dobra nad złem, wolności nad niewolnictwem”. Moskwa to jest ostatnie miejsce na ziemi, gdzie Polacy mogliby świętować zakończenie II wojny światowej. Chyba że chcą świętować także proces moskiewski, który się w tym czasie odbywał – sąd nad polską niepodległością. Chyba że chcą przypomnieć sowieckich kolaborantów, którzy w roku 1945 defilowali w Moskwie, wśród nich zdegradowany przed wojną były polski oficer, następnie agent sowiecki, wreszcie z łaski Stalina „marszałek Polski”.

Nie jestem dyplomatą. Być może są jakieś nadzwyczajne okoliczności, dla których wysoki przedstawiciel Polski powinien być obecny na tej moskiewskiej paradzie. Może oczekują tego od nas nasi sojusznicy. Świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński również rozważał swój udział, ale – jak pamiętamy – uzależniał go od postawy Rosji wobec sprawy katyńskiej. Nie oszczędzono mu szyderstw i przy tej okazji, sugerując, że uzależnia decyzję od miejsca w pierwszym szeregu na trybunie. Internetowe bagno natychmiast podchwyciło ten nowy koncept agentury wpływu. Teraz pan Bronisław Komorowski oświadczył, że jedzie i że zabiera ze sobą „generała Jaruzelskiego”. Jaruzelski nigdy nie był i nie będzie polskim generałem. Źadna suwerenna władza polska nie nadała mu takiego stopnia. Był sowieckim namiestnikiem, administrującym z woli Moskwy jej polskim dominium. Nie był też nigdy prezydentem – ani Peerelu, ani RP. Nie wybrano go ani w powszechnych wyborach (byłby bez szans!), ani przez zgromadzenie narodowe, które wówczas jeszcze nie istniało, ponieważ 65 proc. „posłów” to byli mianowańcy partii reprezentującej interesy sowieckie w Polsce. Miejsce pana Jaruzelskiego jest w więzieniu, a nie na paradach w Moskwie. Zwłaszcza w Moskwie! To kwestia naszego honoru! To także kwestia poszanowania prawa. Wojciech Jaruzelski jest bowiem jednym z dziewięciu oskarżonych – inicjatorów, realizatorów i wykonawców wprowadzenia stanu wojennego w 1981 roku. Akt oskarżenia w tej sprawie pion śledczy IPN w Katowicach skierował we wrześniu 2009 roku do sądu (czy po obecnej „reformie” IPN ten akt „dożyje” do rozprawy?). Poza tym od dwóch miesięcy Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych apeluje nieustannie o formalną degradację Jaruzelskiego. Trzeba jeszcze przypomnieć, że Jaruzelski jest również oskarżony w procesie o „sprawstwo kierownicze” zabójstw dokonanych na demonstrantach Gdyni, Gdańska i innych miast Wybrzeża w roku 1970. Jeśli pan Komorowski zabierze tę osobę na pokład rządowego samolotu, to nie pozostawi już żadnych złudzeń co do charakteru tej „nowej polityki wschodniej”.
Pan Wajda i inni amatorzy wycieczki do Moskwy 9 maja powinni się też liczyć z dyskomfortem polegającym na tym, że prawdopodobnie tego dnia na ulicach moskiewskich miast – zgodnie z wolą władz stolicy Rosji – mają być eksponowane duże plakaty z wizerunkami zbrodniarzy, „bohaterów wojny ojczyźnianej”: Mołotowa, Berii… Chyba że to nie jest dyskomfort…
To, o czym tu piszę, nie należy do bieżącej polityki, lecz do najdelikatniejszej sfery życia zbiorowego – do niezależnej od bieżących wydarzeń polityki historycznej, do narodowych imponderabiliów, tak bardzo lekceważonych przez środowiska przypisujące sobie wykształcenie i realizm, potępiające wszelkie „emocje” i „narodowy mistycyzm”, który objawił się w kwietniowych dniach w Warszawie i wzbudził taki lęk, bo wymykał się spod kontroli cenzorów naszych myśli i opinii.

Na trzy tygodnie przed śmiercią pod Katyniem śp. prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka ostrzegał „polskie elity polityczne” w wywiadzie dla Programu III Polskiego Radia, by nie dały się podzielić Rosji przy okazji uroczystości katyńskich. Powiedział, że „zachowanie ambasadora Władimira Grinina przypomina relacje polsko-rosyjskie w XVIII wieku”! Przestrzegał polskich polityków przed wciągnięciem w grę, która służy tylko interesom naszego sąsiada. „Może to doprowadzić do sytuacji, gdy głos Rosji będzie rozstrzygał o sprawach wewnętrznych w Polsce, a sprawa obchodów 70. rocznicy mordu katyńskiego może posłużyć jako precedens”. Nigdy nie słyszałem tak stanowczej i tak „politycznej” wypowiedzi prezesa. To, czego się tak obawiał, spełnia się właśnie na naszych oczach.

Piotr Szubarczyk


Dla Polski 9 maja to nie „dzień zwycięstwa”


1. II wojna światowa zakończyła się na gruzach Reichstagu w Berlinie, a nie w Moskwie. Na Kremlu w roku 1945 rozpoczęło się prawie półwieczne zniewolenie narodów Europy Środkowo-Wschodniej. Polska wojna o niepodległy byt zakończyła się nie w maju 1945 roku, ale w roku 1990.

2. W czasie gdy odbywała się moskiewska parada zwycięstwa roku 1945, w sowieckim więzieniu czekali na „proces” przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego. Część z nich została zamordowana, zanim odbyła „wyroki”. Wśród zamordowanych byli komendant główny AK i wicepremier rządu RP. Upamiętnianie tamtej parady, z udziałem marszałka Sejmu i Wojska Polskiego, jest brakiem szacunku dla ofiary ich życia złożonej dla Polski.

3. Polska polityka historyczna powinna być sprzeciwem wobec postsowieckiej wersji udziału i roli Związku Sowieckiego w II wojnie światowej. Państwo to było agresorem i współinicjatorem wojennej tragedii narodów. Uznanie tego leży w interesie zarówno Polaków, jak i Rosjan, którzy powoli uwalniają się od miazmatów komunizmu, tak jak w interesie Polaków i Niemców była powojenna denazyfikacja.

4. Czas bolesnej narodowej refleksji nad tragedią smoleńską z 10 kwietnia, czas oczekiwania na odpowiedź, co było jej przyczyną, oraz czas przygotowań do wyboru prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej powinien być wolny od udziału w międzynarodowych paradach o wątpliwej dla Polski wymowie propagandowej. To kwestia narodowej godności i poszanowania narodowych imponderabiliów.

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 8-9 maja 2010, Nr 106 (3732) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100508&typ=my&id=my01.txt

Skip to content