Aktualizacja strony została wstrzymana

Czy wolna Polska skaże w końcu krwawego prokuratora Kazimierza Graffa? – Tadeusz M. Płużański

Kazimierz Graff, zastępca naczelnego prokuratora wojskowego Stanisława Zarakowskiego, winny wielu zbrodni sądowych na żołnierzach AK i działaczach niepodległościowych, w III RP pozostaje bezkarny. Do tej pory jedynym sukcesem niepodległej Polski było odebranie mu 4 tys. zł wojskowej emerytury.

Instytut Pamięci Narodowej postawił Graffa przed sądem za prześladowanie dwóch wysokich oficerów WP – płk. Stefana Biernackiego i kmdr. Wacława Krzywca – komendanta ORP „Błyskawica”, wobec których bezprawnie przedłużył areszt w 1951 r. Pogwałcenie stalinowskiego prawa polegało na tym, że pod nakazami podpisał się ex post – kilka dni po upływie terminu aresztowania obu oficerów. Zamiast zostać zwolnieni, byli dalej poddawani UB-owskiej machinie zbrodni.

Ale Graff i bezpieka wiedzieli, co robią. Aresztowanie i przesłuchanie Biernackiego i Krzywca miało związek z przygotowywanym procesem gen. Stanisława Tatara i innych wojskowych, oskarżonych w sfingowanym procesie o szpiegostwo na rzecz obcych wywiadów i tworzenie spisku w wojsku. Pod dyktando UB sądy wydały wyroki śmierci, w najlepszym wypadku dożywotniego więzienia.
Płk Stefan Biernacki i kmdr Wacław Krzywiec mieli szczęście – obaj odzyskali wolność w czasie „odwilży” 1956 r. Pierwszy został redaktorem w PWN, drugi na skutek tortur zmarł wkrótce po zwolnieniu.

Rzeczpospolita – państwo prawa?

Oskarżenie IPN na nic jednak się zdało. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Graffa, uzasadniając, że taki wyrok „nie może dziwić, bo Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawa i tym obecne czasy różnią się od lat 50”, a skazanie byłego stalinowskiego prokuratora nie miałoby sensu, gdyż system, w którym służył, „osądziła już historia”.

Szczęśliwie innego zdania był Sąd Najwyższy, który uznał, że sąd I instancji zbyt szybko i zbyt pobieżnie przeszedł do porządku nad realiami stalinizmu. Sędzia SN Antoni Kapłon tłumaczył skierowanie sprawy do ponownego rozpoznania: – Kazimierz G. twierdził, że podpisał przedłużenie aresztu, bo przesłuchiwany się przyznał. Ale oskarżony powinien był zauważyć, że przedłużał areszt wobec osoby przesłuchiwanej wielokrotnie, o różnych porach dnia i nocy. Z bogatej praktyki radzieckich służb wojskowych – z której czerpały wtedy także służby polskie – wiadomo, że osoba przesłuchiwana w ten sposób może podpisać każde zeznanie.
Ostatecznie ściganie Graffa zakończyło się jednak fiaskiem. Dwa sądy: Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie, do którego sprawa wróciła, a następnie Sąd Najwyższy, który rozpatrywał zażalenie prokuratorów IPN, nie dopatrzyły się w działalności Graffa przestępstwa. Uznano, że działał zgodnie z ówczesnym prawem. Czyli represje wobec wrogów „ludu” – zamykanie w więzieniach, brutalne śledztwa, wyroki wieloletniego więzienia, w tym śmierci – były czymś normalnym.
Przeciwko Graffowi w wolnej Polsce toczyło się jeszcze jedno postępowanie. IPN-owski akt oskarżenia również dotyczył bezzasadnego aresztowania – tym razem innego niepodległościowca – żołnierza antykomunistycznego podziemia (Ruch Oporu Armii Krajowej i Narodowe Zjednoczenie Wojskowe) Stanisława Figurskiego. Kazimierz Graff usankcjonował przetrzymywanie go w wiezieniu dopiero po miesiącu. W tym czasie śledczy zmusili Figurskiego, aby przyznał się do próby obalenia przemocą ustroju państwa polskiego oraz napadów rabunkowych z bronią w ręku. Ten sam Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie nie dopatrzył się w postępowaniu Graffa „znamion czynu zabronionego”, a Sąd Najwyższy ostatecznie zawyrokował: niewinny.

Kula za antysemityzm

Te dwie sprawy sądowe Kazimierza Graffa to kropla w morzu jego zbrodni. Swoje krwawe żniwo późniejszy zastępca Naczelnego Prokuratora Wojskowego rozpoczął na początku 1946 r., kiedy jako wiceprokurator pracował w Wydziale do Spraw Doraźnych Sądu Okręgowego w Siedlcach. Wydziały doraźne były chyba najbardziej krwawymi sądami w powojennej Polsce. Ze względu na ilość zasądzonych i wykonanych wyroków, śmiało można je nazwać komunistycznymi trybunałami śmierci. Skazywały przeciwników politycznych, nawet nie próbując zachować elementarnych zasad stalinowskiego prawa (sprawy prowadzono w trybie przyspieszonym, bez postępowania dowodowego, prawa do obrony i odwołania).

I tak 26 lutego 1946 r. na sesji wyjazdowej siedleckiego wydziału doraźnego w Sokołowie Podlaskim Kazimierz Graff oskarżał 15 żołnierzy AK, żądając dla nich kary śmierci i podżegając skład sędziowski do wydania takich wyroków. W ten sposób 10 AK-owców dostało KS. Źeby tego było mało – już następnego dnia Graff wydał rozkaz ich rozstrzelania tak, aby nie zdążyli przypadkiem złożyć prośby o ułaskawienie.

Skazany wówczas na 10 lat Leonard Gierowski zapamiętał, że Graff był w sądzie agresywny i napastliwy. Nie pozwolił rzecz jasna, by oskarżeni mieli obrońców. Koledze Gierowskiego – Romanowi Bielińskiemu powiedział, że „dostanie kulę w łeb” (co rzeczywiście się stało). Powód? Bieliński przed wybuchem wojny studiował na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie – jak zaznaczył Graff – szerzył się antysemityzm. Co krwawy, stalinowski prokurator mógł wiedzieć o stosunkach panujących na przedwojennej polskiej uczelni? Otóż sam studiował prawo na UW. Już wówczas był zaangażowany politycznie: działał w Komunistycznym Związku Młodzieży „Źycie” i z jego ramienia, w latach 1937-38, przewodniczył Warszawskiemu Akademickiemu Komitetowi Antygettowemu.

Siedlecki sąd „na kółkach” (razem z prokuratorem Graffem) zawitał nie tylko do Sokołowa Podlaskiego, ale również do innych okolicznych miejscowości, m.in. Ostrowi Mazowieckiej. Za każdym razem niósł ze sobą obfite żniwo śmierci (w Ostrowi skazał na KS 12 osób). Z dokumentów zachowanych w tzw. archiwum Bieruta wiadomo, że 6 kwietnia 1946 r. Graff uczestniczył w wykonaniu egzekucji na Henryku Dąbrowskim, Włodzimierzu Łukawskim, Tadeuszu Matejkowskim, Władysławie Mizierskim, Janie Adamiaku i Janie Mościborskim.
Sądy doraźne działały od lutego do czerwca 1946 r., orzekając w całej Polsce 364 wyroki śmierci, z tego 334 zostały wykonane.

„Przysłali mi z Warszawy Kazimierza Graffa”

Kazimierz Graff urodził się rok przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości – 11 listopada 1917 r. w Warszawie. Był najmłodszym z trzech synów kupca Maurycego i nauczycielki Gustawy z Simonbergów. Rodzinie świetnie się powodziło – miała piękne mieszkanie w kamienicy w centrum Warszawy – w Al. Jerozolimskich pod numerem 93. W 1935 r. Kazimierz ukończył elitarne gimnazjum im. Mikołaja Reja, a zaraz przed wybuchem wojny wspomniane prawo na warszawskim uniwersytecie. Tam miał poznać innych bohaterów komunizmu – Hankę Szapiro-Sawicką, Janka Krasickiego i… swoją przyszłą żonę.

We wrześniu 1939 r. zaciągnął się do 44. Pułku Piechoty w Równem. Przed Sowietami uciekł do Lwowa, gdzie imał się różnych zawodów – był m.in. inspektorem domów akademickich Państwowego Instytutu Medycznego i administratorem w Państwowym Instytucie Krajoznawczym. W końcu nastąpił wymarzony dla Graffa dzień – po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej wstąpił do Armii Czerwonej, by później znaleźć się w szeregach LWP. Jako dowódca kompanii samodzielnej rusznic 3. pp. walczył pod Lenino. We wrześniu 1944 r. został ciężko ranny w walkach na warszawskiej Pradze.
W prokuraturze wojskowej rozpoczął pracę w 1945 r. (dobrowolnie; do przełożonych pisał, że znalazł swoje miejsce w życiu). Podobno był inteligentny i dowcipny. Po serii morderstw sądowych w siedleckiem Kazimierz Graff awansował – w czerwcu 1946 r. został majorem. Już w grudniu został głównym oskarżycielem w sprawie poakowskiej organizacji zbrojnej – Konspiracyjnego Wojska Polskiego, dowodzonego przez legendarnego kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”. Dla dowódcy i jego żołnierzy domagał się wielokrotnych kar śmierci, które zostały następnie wykonane. „Warszyca” rozstrzelano 17 lutego 1947 r., na kilka dni przed wejściem w życie amnestii. Nie wiadomo, dlaczego tej sprawy nie dołączono w 2001 r. do aktu oskarżenia przeciwko Graffowi!?
W sprawie „Warszyca” oskarżał również prokurator Czesław Łapiński (wcześniej „ciężko pracował” w innym Wydziale do Spraw Doraźnych – w Białymstoku, a następnie oskarżał „grupę szpiegowską” rotmistrza Witolda Pileckiego). Kilka lat temu dał się namówić na rozmowę o „tamtych tragicznych sprawach”:

– Łódź i okolice to był mój teren, jako szefa tamtejszej prokuratury wojskowej. Na tym terenie działał Sojczyński, który po wojnie nie złożył broni, tylko brał udział w bratobójczych walkach, mordował bezbronną ludność, przedstawicieli władzy, pepeerowców. Kiedy aresztowano „Warszyca”, ludzie odetchnęli. Do pomocy w procesie przysłali mi z Warszawy Kazimierza Graffa mimo, że wcale o taką pomoc nie prosiłem. Widać chcieli, żeby sprawę poprowadził ktoś zaufany. Grupę Sojczyńskiego podzieliliśmy między siebie na pół. Graff „obsługiwał” tych od góry, ja mniejsze przewinienia i wnosiłem o kary od pięciu do dziesięciu lat więzienia.

„To nie ja mordowałem, tylko oni”

W wolnej Polsce, poprzedniczka IPN – Główna Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu ustaliła, że skazanie Stanisława Sojczyńskiego było morderstwem sądowym. Konspiracyjne Wojsko Polskie zostało uznane za jednostkę walczącą o niepodległość kraju przeciwko sowieckiemu zniewoleniu.
Kazimierz Graff odmówił rozmowy o procesie „Warszyca.

– Wyjeżdżam na dłużej – oświadczył. – Wszystko znajdzie pan w aktach. Nie mam nic do dodania.
– A zarzut o morderstwo sądowe?
– To tylko sugestia. Kiedyś były inne oceny, teraz są inne.
– Dla Stanisława Sojczyńskiego domagał się pan kilku kar śmierci…
– Może to dużo, a może mało. Sprawę ocenią historycy.
– Niczego pan nie żałuje?
– Udziału w procesie „Warszyca” nie. Źałuję tylko, że w ogóle były takie sprawy, że mordowano ludzi.
– Nie czuje się pan winny morderstwa?
– …
Po chwili słychać ściszony głos żony. Podpowiada, co Graff ma mówić.
– Morderstwo? Przecież to nie ja mordowałem, tylko oni.
– Kto?
– Przepraszam, ale muszę już kończyć.

– Kiedy przesłuchiwaliśmy Graffa w 1997 r., twierdził, że nie pamięta procesu „Warszyca”. Niewiele brakowało, aby zapomniał, że w ogóle pracował w sądownictwie – usłyszeliśmy przed laty w łódzkiej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, która prowadziła dochodzenie w sprawie zabójstwa Stanisława Sojczyńskiego.

Za „Warszyca” Graff dostaje kolejny awans – we wrześniu 1949 r. zostaje zastępcą Naczelnego Prokuratora Wojskowego Stanisława Zarako-Zarakowskiego.

Bez słowa „przepraszam”

Źona Kazimierza Graffa, Alicja – w czasach stalinowskich wicedyrektor Departamentu III Generalnej Prokuratury, w 1953 r. podpisała się pod pismem do naczelnika więzienia na Rakowieckiej, informującym o terminie wykonania wyroku śmierci na generale Auguście Emilu Fieldorfie „Nilu”. Podobnie, jak w przypadku „Warszyca”, był to mord sądowy. Kiedy po latach rodzina bohatera Polski Podziemnej napisała do niej list z prośbą o wyjaśnienie okoliczności śmierci gen. Fieldorfa, Graff nie odpisała. Do dziś nie odpowiedziała na pytanie: jak zginął legendarny szef Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, ani na żadne inne pytanie o swoją przeszłość i rolę w stalinowskim systemie bezprawia. Nie zdobyła się na słowo „przepraszam”.

Alicja Graff była zaangażowana nie tylko w morderstwo na gen. Fieldorfie. Nadzorowała również sprawę aresztowanego przez bezpiekę płk. Wacława Kostka-Biernackiego, zaufanego Józefa Piłsudskiego jeszcze z czasów legionowych. W piśmie z 19 listopada 1953 r. Graff wymieniała zarzuty wobec Biernackiego: „Od 1931 r. do 31 sierpnia 1939 r. w związku z wykonywaniem urzędu wojewody nowogródzkiego i poleskiego na terenie tych województw realizował politykę sanacyjnego rządu faszystowskiego dławienia rewolucyjnego ruchu mas pracujących miast i wsi oraz wynaradawiania ludności ukraińskiej i białoruskiej. (…) Nadzorował znajdujący się na podległym mu terenie obóz w Berezie Kartuskiej, będący zorganizowanym ośrodkiem wyniszczania działaczy ruchu robotniczego”. Dalej pani prokurator przywołała suche liczby: „Początek kary dnia 9.XI.1945 r., koniec kary 9.XI.1955 r. (…) pozostało do odbycia 2 lata więzienia [10 kwietnia 1953 roku Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał Wacława Kostka-Biernackiego na karę śmierci, zamienioną potem na 10 lat więzienia, z zaliczeniem aresztu śledczego – TMP]”.

Następnie Graff opisywała zachowanie i stan zdrowia więźnia: „Opinia Naczelnika Więzienia z września 1953 r. – negatywna. Z orzeczenia Komisji Lekarskiej z dnia 1.IX.1953 r. wynika, że skazany cierpi na przewlekły zniekształcający gościec stawowy, miażdżycę uogólnioną, zwyrodnienie miażdżycowe mięśnia sercowego, rozedmę płuc, padaczkę oraz że wskazana jest [przekreślone długopisem słowa: przedterminowe zwolnienie – TMP] przerwa na okres 1 roku z uwagi na chorobę przewlekłą, stale pogarszającą się”. Płk Wacław Kostek-Biernacki zmarł w maju 1957 r., niecałe dwa lata po odbyciu całej, 10-letniej kary w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie. Źyłby dłużej, gdyby nie mozolna praca „oficerów” śledczych. Miał tylko to szczęście, że śmierć dosięgła go na wolności.

Polityczne mielizny

Funkcję zastępcy Naczelnego Prokuratora Wojskowego Kazimierz Graff pełnił do listopada 1951 r. Następnie, do 1968 r., kierował Prokuraturą Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Był znany z tego, że nagle, jako wysłannik wyższych czynników, pojawiał się na rozprawach sądowych. W trakcie jednego z takich procesów miejscowy prokurator po konsultacjach z nim oraz „korespondencji” przy użyciu podawanych pod stołem karteczek wniósł o jak najszybsze zakończenie rozprawy. Gdy sąd doszedł do wniosku, że sprawę należy jednak kontynuować, „płk Graff dał otwarcie wyraz niezadowoleniu z tej decyzji sądu, uciekając się nawet do osobistych uszczypliwych uwag”.

Kazimierz Graff zasłynął jako współautor aktu oskarżenia w sprawie wspomnianego już generała Tatara i innych oficerów WP, mającej wykryć „imperialistyczny spisek w wojsku”. Pismo powstało na polecenie Bieruta. Zmarły kilka lat temu historyk wojskowości Jerzy Poksiński napisał, że akt oskarżenia „był dokumentem politycznym. Stanowił wykładnię merytoryczną i metodologiczną dla niższych szczebli machiny represyjnej państwa. Z tego względu przygotowaniem i zawartymi w nim treściami były zainteresowane najwyższe czynniki w państwie”.
Najwyższe czynniki w osobach Bieruta i Bermana nie zaakceptowały jednak tez oskarżycielskich, uznając, że zawierają zbyt wiele „mielizn politycznych”, a niektóre fragmenty określono wręcz jako naiwne. Nad następną wersją oskarżenia pracowali już ludzie z departamentu śledczego MBP – Anatol Fejgin i Józef Goldberg-Różański.

Po 1968 r., na fali antysemickich czystek, Kazimierz Graff został usunięty z prokuratury wojskowej i dwa lata później rozpoczął praktykę adwokacką.

W 1997 r., na wniosek rodziny jednego ze straconych, został skreślony z listy adwokatów. Płk Kazimierz Graff od lat mieszka w centrum Warszawy, a ze względu na swoje „zasługi” do niedawna dostawał od państwa 4 tys. emerytury. Niemałe pieniądze za „służbę krajowi” otrzymywała również (prawdopodobnie otrzymuje do dziś) jego żona Alicja.

Tadeusz M. Płużański

Za: Antysocjalistyczne Mazowsze | http://www.asme.pl/127317403883211.shtml

Skip to content