Aktualizacja strony została wstrzymana

Rosjanie zbierali sobie fragmenty prezydenckiego samolotu. Zniknęło skrzydło zanim dotarli polscy śledczy

Zrobiłem zdjęcie skrzydła, które zniknęło po dwóch godzinach.
Widziałem, jak Rosjanie zabierali fragmenty prezydenckiego samolotu, zanim dotarła tam ekipa śledczych z Polski.

Z Markiem Borawskim, fotoreporterem „Naszego Dziennika” przebywającym 10 kwietnia, w dniu katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154, w Smoleńsku i Katyniu, rozmawia Paweł Tunia

Czy osoby, które 10 kwietnia na katyńskim cmentarzu oczekiwały na prezydenta i polskich gości, ktoś informował o katastrofie samolotu?
– Na uroczystości katyńskie pojechałem pociągiem. Na miejscu nikt oficjalnie nie informował nas o tragedii. Robiłem zdjęcia na cmentarzu w Katyniu, w pewnym momencie powstało jakieś poruszenie. Okazało się, że była jakaś awaria samolotu, część dziennikarzy wyruszyła na lotnisko. Początkowo mówiono, że samolot się rozbił, ale nie ma ofiar. Jednak po chwili wśród pracowników biura prasowego prezydenta zapanowało ogromne poruszenie. Wówczas ruszyłem na lotnisko z kolejną grupą reporterów. Jechaliśmy bardzo szybko i dogoniliśmy nawet pierwszy samochód z reporterami.

Jak wyglądał teren lotniska?
– Teren był już zabezpieczony przez milicję. Nie mieliśmy dostępu do miejsca, gdzie samolot się rozbił. Na początku próbowaliśmy przekonać ich, by nas wpuścili, udało się zbliżyć kilka metrów, ale to było za mało. Próbowaliśmy szturmować kordon milicji, ale wezwali jakiś oddział, chyba OMON.

Ale udało się Panu zrobić zdjęcia miejsca katastrofy?
– Zrobiłem zdjęcie części samolotu, to było prawdopodobnie skrzydło lub ogon, jednak pewności nie mam. To mogła być także jakaś inna część. Z dachu hotelu próbowaliśmy robić kolejne zdjęcia, jednak praktycznie nic nie było widać. Zapoznałem się wtedy z listą osób znajdujących się na pokładzie samolotu. Cały czas nie chciałem wierzyć w to, co się stało. Wszelkimi sposobami podejmowaliśmy kolejne próby zbliżenia się do miejsca katastrofy albo przedostania się do miejsc, z których byłoby lepiej widać to, co się stało. Staraliśmy się wchodzić na okoliczne budynki, ale bez powodzenia. Wówczas skierowaliśmy się z powrotem w pobliże miejsca katastrofy, od tej samej strony co wcześniej, jednak już nie mogliśmy nawet tam podejść, bo stał kolejny kordon milicji, który nie chciał nas przepuścić. Ten ogon czy skrzydło, które wcześniej fotografowaliśmy, po około dwóch godzinach zostało uprzątnięte. Nie wiem, co się z tym stało, w każdym razie nie było tego widać z miejsca, z którego wcześniej było fotografowane.

Całe lotnisko było zabezpieczone?
– W pewnym momencie postanowiliśmy obejść lotnisko dookoła, ominąć blokadę i zajść od drugiej strony, by znaleźć się w miejscu toru lotu samolotu, gdzie podchodził do lądowania. Doszliśmy tam i przy połamanych drzewach zobaczyliśmy kolejny fragment skrzydła. Wokół była rozciągnięta taśma, byli milicjanci, byli też zwykli Rosjanie, gapie, którzy przyszli zobaczyć, co się stało. Robiliśmy kolejne zdjęcia. Był tam też kawałek terenu ogrodzony, ale niepilnowany przez milicję, nie było tam dużych części samolotu, tylko jakieś małe fragmenty. Widzieliśmy, jak jacyś młodzi ludzie je zabierali. Krzyczeliśmy, że nie powinni tego robić, oni jednak zabrali te kawałki i poszli. Z drugiej strony lotnisko nie było ogrodzone, co nas zdziwiło. Teren był otwarty i można było wejść prawie na pas startowy. W pobliże wraku nie było szans się dostać.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 24-25 kwietnia 2010, Nr 96 (3722) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100424&typ=po&id=po32.txt | Zrobiłem zdjęcie skrzydła, które zniknęło po dwóch godzinach

Skip to content