Aktualizacja strony została wstrzymana

W kryjówce anonimowości – Wystawa „Twarze Radomskiej Bezpieki”

Instytut Pamięci Narodowej przygotował kolejną wystawę, tym razem poświęconą radomskim funkcjonariuszom SB i UB. Wzbudza ona niemałe emocje i zainteresowanie. Często osoby doświadczające „opieki” UB i SB mają okazję po raz pierwszy zobaczyć, jak wyglądali ich prześladowcy, którzy w przeszłości za wszelką cenę chcieli pozostać anonimowi. Dzięki wystawie wyszli z ukrycia. Nie pomogły nawet próby oskarżania IPN o łamanie ustawy… o ochronie danych osobowych.

Na wystawie można obejrzeć zdjęcia i biogramy 78 wysokich funkcjonariuszy bezpieczeństwa: komendantów wojewódzkich milicji w Radomiu, ich zastępców ds. Służby Bezpieczeństwa, a także dowiedzieć się, kto piastował funkcje naczelników i kierowników wydziałów oraz kierował strukturami powiatowymi najpierw Urzędu Bezpieczeństwa, a potem Służby Bezpieczeństwa na ziemi radomskiej.

Bezpieka pokazana
Arkadiusz Kutkowski z radomskiej delegatury IPN przyznaje, że podczas przygotowywania wystawy trzeba było dokonać selekcji materiału archiwalnego. Nie można było umieścić na niej osób spoza kierownictwa bezpieki, funkcjonariuszy niższego szczebla zajmujących się bezpośrednio przesłuchaniami zatrzymanych, inwigilacją, werbowaniem tajnych współpracowników, bo było ich kilka tysięcy. Zresztą i tak dokumenty SB są niekompletne, co też stanowiło dodatkowe ograniczenia przy przygotowywaniu ekspozycji.
Kutkowski podkreśla, że atutem wystawy jest zaprezentowanie dokumentów wytworzonych przez samą bezpiekę: zdjęć, opinii przełożonych, zaświadczeń z odbytych kursów czy ukończonych szkół dla funkcjonariuszy bezpieczeństwa, które były zawarte w ich teczkach personalnych.
– Jest to swego rodzaju portret własny UB i SB, które infiltrowały nie tylko obywateli, ale i swoich pracowników – zaznacza Arkadiusz Kutkowski.
Ale najważniejsze jest jednak to, że radomianie mogą po raz pierwszy zobaczyć twarze esbeków, którzy „opiekowali się” nimi przez cały okres PRL. Nie są już oni anonimowi. – Nie wiedziałem o tym, że jeden z byłych esbeków to znany radomski komornik sądowy, który prowadził sprawę mojej byłej firmy. Z kolei inna osoba przez kilka lat była moim sąsiadem. Nie wiedzieliśmy, jak się okazuje, nic o jego przeszłości, mówił, że jest emerytem wojskowym – relacjonuje radomianin Andrzej Wasilewski. – Myślę, że wiele osób może doznać podobnego szoku jak ja, gdy obejrzy wystawę. Przecież kiedyś esbecy nie chwalili się swoją służbą, nikt ich nie znał, myślało się co najwyżej, że służyli w milicji – dodaje.
Zerwanie z anonimowością ludzi bezpieki to niewątpliwie najważniejszy cel ekspozycji, co wytłumaczył Bronisław Kawęcki, jeden z represjonowanych w latach 80. ubiegłego wieku działaczy radomskiej „Solidarności”. Przypomniał on, że UB i SB zachowywały się w podobny sposób wobec aresztowanych żołnierzy AK, WiN, NSZ czy w stosunku do opozycjonistów z lat późniejszych. – Jak wspominają kombatanci i jak my to pamiętamy, kazali wszystkim stawać twarzą do ściany. Mieliśmy być odwróceni do nich plecami, ich twarze miały pozostać anonimowe. Myśleli, że w ten sposób ukryją swoją tożsamość – stwierdził Kawęcki. – Teraz tej anonimowości zostali pozbawieni – podkreślił.
A zależy na niej byłym funkcjonariuszom cały czas. Jeszcze zanim otwarto radomską wystawę, organizatorzy odbierali dziwne, anonimowe telefony (lub ktoś przedstawiał się, zapewne pod fałszywym nazwiskiem) z pytaniami o to, jacy ubecy znajdą się na ekspozycji, kto będzie pokazany. Były też telefony z oskarżeniami, że pokazując sylwetki funkcjonariuszy, IPN łamie ustawę o ochronie danych osobowych. Co ciekawe, argument taki pojawiał się w każdym mieście, gdzie Instytut przygotowywał podobne ekspozycje, ale na szczęście ta ustawa nie daje podstaw do zablokowania tego rodzaju wystaw, wszak pokazani tu funkcjonariusze pełnili w przeszłości wysokie funkcje publiczne, nie byli zaś zwykłymi „Kowalskimi”.

45 lat w służbie władzy ludowej
Wystawa w Resursie Obywatelskiej pokazuje pewien wycinek historii radomskiej bezpieki, która rozpoczyna się już w styczniu 1945 roku. Niemcy zostali wyparci z Radomia 1 stycznia, a już cztery dni później powstał Miejski Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, a 21 stycznia – powiatowy. Nie zachowały się, niestety, akta personalne pierwszych szefów tych jednostek: Henryka Konopki, Aleksandra Bulby i Stanisława Chruścińskiego. Co ciekawe, bezpiekę w Radomiu organizował płk NKWD Rusłan Pimienow, który zasłynął zorganizowaniem prowokacji mającej na celu zatrzymanie przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Trzeba też podkreślić, że obok UB w Radomiu była też siedziba NKWD – przy ul. Mickiewicza, w budynku, gdzie podczas wojny mieściła się niemiecka żandarmeria. Zresztą Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego zajął byłą siedzibę gestapo przy ul. Kościuszki. Nowy okupant katował i mordował Polaków w tych samych miejscach, co niemieccy oprawcy…
Jednym z pierwszych ubeckich katów, którego zdjęcie zamieszczono na wystawie, był Czesław (Byk) Borecki, kierownik MUBP w Radomiu od sierpnia 1945 r. do września 1946 roku. W teczce personalnej zachowała się fotografia młodego, wydawałoby się, zwyczajnego człowieka w mundurze wojskowym, dlatego też zdjęcie to ani przez chwilę nie sugeruje charakteru jego „dokonań”. Borecki, jak piszą w swoich wspomnieniach kombatanci, którzy przeszli przez katownię UB, odznaczał się bezwzględnością i brutalnością, obrzucał więźniów wyzwiskami, groził im śmiercią, zwracał się do nich… po rosyjsku. Ale ta brutalność była z punktu widzenia komunistów skuteczna, bo Borecki doprowadził m.in. do aresztowania Stefana Bembińskiego „Harnasia”, dowódcy oddziału, który najpierw brał udział w rozbiciu więzienia UB w Kielcach (dowodził tam Antoni Heda „Szary”), a potem samodzielnie rozbił więzienie w Radomiu. Borecki następnie awansował, swoją karierę zakończył w MSW, spokojnie dożywając emerytury, nie niepokojony przez nikogo aż do śmierci w 1978 roku.
Co ciekawe, widać to zresztą dobrze na podstawie biogramów funkcjonariuszy – kierownictwo radomskiej bezpieki tworzyły osoby urodzone poza Radomiem, miejscowych funkcjonariuszy było niewielu. Historycy są zgodni, że był to efekt braku zaufania szefów do swoich podwładnych. Ludzie przysyłani z innych regionów ówczesnego województwa kieleckiego wydawali się pewniejsi. Wpływ na to miała przede wszystkim duża aktywność zbrojnego podziemia antykomunistycznego na ziemi radomskiej. UB bał się, że podziemie może nawiązać z nimi współpracę. Źe nie były to tylko czcze obawy, najlepiej świadczy przykład PUBP w Kozienicach, gdzie komendantem w lutym 1945 r. został Stefan Osiński, porucznik w oddziale Batalionów Chłopskich. Bezpieka szybko zorientowała się w „wywrotowej działalności” komendanta, który nie tylko łagodnie traktował aresztowanych, ale także współpracował z „leśnymi”, przekazując im wiele cennych informacji. W kwietniu, gdy groziło mu aresztowanie i najpewniej śmierć, por. Osiński po prostu z kilkoma podkomendnymi zdezerterował i przyłączył się do zbrojnego podziemia, a w Kozienicach nastał czas terroru.
To był jednak chlubny wyjątek, bo UB wszędzie siał postrach, podobnie zresztą jak potem jego następczyni – SB.

Bronimy socjalizmu
Funkcjonariusze bezpieki sami siebie nazywali „tarczą i mieczem władzy ludowej”. W Radomskiem ta tarcza i miecz były bardzo mocno widoczne, zwłaszcza w latach 70. i 80. ubiegłego wieku, które były czasem największej aktywności bezpieki, wyłączając oczywiście okres powojenny (lata 1945-1956).
Formalnymi szefami bezpieki byli wówczas, pokazani na wystawie, komendanci wojewódzcy MO (Radom stał się stolicą województwa w 1975 roku). Pierwszy – Marian Mozgawa, zanim trafił do Radomia, przeszedł wszystkie szczeble kariery w UB i SB w województwie lubelskim. Był nawet I zastępcą komendanta wojewódzkiego MO ds. SB. Radomską milicją kierował do 1981 roku. Jego dwaj następcy – Henryk Walczyński i Jerzy Maj – także wywodzili się z bezpieki, jedynie Kazimierz Otłowski całą karierę związał z różnymi jednostkami MO.
Ale dla esbeków najważniejszą osobą w komendzie wojewódzkiej był zastępca komendanta ds. SB. W wielu sprawach to była tak naprawdę pierwsza osoba w kierownictwie MO, bo SB zachowała przecież odrębność i niezależność. Jeden z byłych radomskich policjantów (w służbie był od lat 70. ubiegłego wieku, na emeryturę odszedł kilka lat temu) opowiadał nam o animozjach, a wręcz konfliktach między milicjantami a esbekami. – Lepiej zarabiali, szybciej dostawali mieszkania, a ich najgorsze działania zawsze szły na konto milicjantów, bo przecież oni też przedstawiali się np. podczas rewizji w mieszkaniu jako „milicja” – opowiada. – Ja do tej wystawy dorzuciłbym jeszcze kilka nazwisk, ale być może nie zachowały się ich teczki personalne – dodaje.
Byli działacze „Solidarności” i innych organizacji opozycyjnych z uwagą oglądają zwłaszcza biogramy i zdjęcia osób kierujących SB w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Wszak to oni odpowiadają za represje wobec rzeczywistych i domniemanych uczestników radomskiego Czerwca ’76, a potem wobec legalnej i podziemnej „S”.
Obok wspomnianego wyżej Mariana Mozgawy jest też jego zastępca ds. SB Tadeusz Szczygieł (1975-1980), który służbę zakończył dopiero w kwietniu 1990 r. w stopniu generała brygady jako dyrektor departamentu studiów i analiz MSW. To właśnie Szczygieł, zdaniem historyków, odpowiada za zniszczenie wielu akt dawnej SB na przełomie 1989 i 1990 roku. Z kolei w 1976 r. podlegli mu esbecy z wielką gorliwością wzięli udział w pacyfikowaniu Radomia. Odpowiadają też najpewniej za śmierć ks. Romana Kotlarza.
Gdy Szczygieł w 1980 r. odszedł do MSW, jego miejsce zajmowali kolejno: Kazimierz Śledź, Jerzy Okraj, Stefan Ostapiński, Mirosław Rogalski i Antoni Kopij (ostatni szef SB w województwie radomskim, zwolniony ze służby w maju 1990 r., gdy likwidowano SB, którą zastąpił UOP).
Uczestnicy radomskiego Czerwca ’76 doskonale pamiętają także nazwisko Kazimierza Rojewskiego, wówczas szefa specjalnej grupy śledczej, która aresztowała i przesłuchiwała osoby podejrzane o udział w „antypaństwowych rozruchach”. Grupa odznaczała się brutalnością, wielu przesłuchiwanych było bitych, poniżanych. Niestety, na razie niewiele osób udało się skazać za te przestępstwa.

Dokumenty przemawiają
Gdy postronny obserwator obejrzy ekspozycję, może na własne oczy się przekonać, że „zło jest banalne”. Twarze funkcjonariuszy UB i SB to twarze przeciętnych, zwykłych ludzi. Zazwyczaj ich zdjęcia pochodzą z początkowych lat służby, gdy wszyscy byli młodzi. Nie mieli na twarzy wypisane: „jestem z bezpieczeństwa”. Historycy przypominają, że w pierwszych latach powojennych do UB przyjmowano rzeczywiście w zdecydowanej większości prostych ludzi, często niewykształconych, mających kłopoty z czytaniem i pisaniem. Ale byli z „awansu społecznego” i wiernie służyli komunistom. Marcin Krzysztofik i Arkadiusz Kutkowski w katalogu do wystawy przypominają, że ich przełożeni narzekali na poziom wykształcenia swoich ludzi, których pod tym względem znacznie przewyższali dowódcy podziemia niepodległościowego. Wymowny jest choćby pokazany na wystawie dokument podpisany w latach 50. ubiegłego wieku przez Henryka Rokickiego, jednego z szefów PUBP w Radomiu. Gdy w 1945 r. składał on podanie o przyjęcie do UB, napisał m.in.: „Za czasów okupacji niemieckiej nie należałem do żadnej organizacji z powodu tego bo nie byłem rozwiniety politycznie. Po wkroczeniu Wojsk Rosyjskich rozwinołem sie i zapisałem sie do organizacji PPR w Jędrzejowie” (pisownia oryginalna).
Są także fotokopie zaświadczeń o odbytych kursach, szkoleniach i nauce w akademiach dla „bezpieczniaków”, także w Związku Sowieckim (wtedy funkcjonariusze otrzymywali świadectwa w języku rosyjskim). Ale nie mniej ciekawe są dokumenty pokazujące pracę operacyjną SB. IPN pokazał m.in. raport z inwigilacji uczestników uroczystości koronacji obrazu Matki Bożej z Błotnicy koło Radomia (1977 r.), którym przewodniczył ówczesny ks. kard. Karol Wojtyła. Było to ledwie rok od protestu radomskich robotników i metropolita krakowski przypomniał wtedy w kazaniu tamte wydarzenia. Inny przykład to raport z wtargnięcia esbeków na plebanię w Zbroszy Dużej koło Grójca, gdzie proboszcz ks. Czesław Sadłowski zorganizował podziemny punkt poligraficzny. SB zarekwirowała wtedy powielacz, farby drukarskie, papier i „antysocjalistyczną literaturę”. Poniżej jest lista ośmiu funkcjonariuszy SB, którzy za tę akcję zostali nagrodzeni kwotami od 2 do 3 tys. złotych. Wśród nich został na wystawie pokazany Tadeusz Źabiński, wówczas zastępca naczelnika wydziału III KW MO w Radomiu.
Wiele z takich dokumentów esbecy zdążyli jeszcze spalić w 1989 i 1990 roku. Ale nawet te, które się zachowały, pokazują, jakim tak naprawdę celom służyła bezpieka.
Krzysztof Losz

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 5 czerwca 2008, Nr 130 (3147)



W kryjówce anonimowości

W Resursie Obywatelskiej w Radomiu można obejrzeć wystawę „Twarze Radomskiej Bezpieki”

Skip to content